Ciut za długi wiersz Ludzie nie potrafiący żyć Skrawki nieba na jego policzku Nieokazane zadowolenie przy pełni księżyca Mokre włosy rozwiane na łące Daleko idący wzrok jego, hen! hen! Skąd wziął się ten tęskniący głos Znad rozstaju dróg, znad mórz? Dokąd wybiegł on w swej nagiej poświacie? Dokąd zmierza bez utraty głosu? Nie mam już siły, brak mi tchu Jak długo mam układać płatki róż Jak gługo habry nie zmienią oblicza? Siedem wzgórz, osnutych ciężką mgłą Siedem niebyle jakich westchnień Gdzie idę ja? Gdzie pędzisz Ty? Siedem ciepłych godzin przy kominku Siedem gorzkich czekoladek z jego ust Nie pojmuję, dlaczego narodził sie on! Siedzę pod lipą nieopłakaną jak dotąd Zaznaczam na korze znaki przeszłości Być może za lat parę, za czas jakiś Zjawię się tutaj ponownie. Odmieniona. Zobaczę to miejsce, spojrzę na to niebo On mówił kiedyś, że przyjdzie, że był Ja zawsze zaprzeczałam jego domniemaniom. Zapowiada sie poranek z rosą, mgła jest czysta Skąd nadchodzę - nie spotykam mgły Skąd nadchodzę - umiera się wczesnym rankiem. On zwykł umierać przy mnie ranek, wieczór, zmrok - ta sama pora Wyznaczała jego odejście; śmierć goniła za nim polną drogą.
Czesław Miłosz, Campo di Diori W Rzymie na Campo di Fiori Kosze oliwek i cytryn, Bruk opryskany winem I odłamki kwiatów. Różowe owoce morza Sypią na stoły przekupnie, Naręcza ciemnych winogron Padają na puch brzoskwini. Tu na tym właśnie placu Spalono Giordana Bruna, Kat płomień stosu zażegnął W kole ciekawej gawędzi. A ledwo płomień przygasnął, Znów pełne były tawerny, Kosze oliwek i cytryn Nieśli przekupnie na głowach. Wspomniałem Campo di Fiori W Warszawie przy karuzeli, W pogodny wieczór wiosenny, Przy dżwiękach skocznej muzyki, Salwy za murem getta Głuszyła skoczna melodia I wzlatywały pary Wysoko w pogodne niebo. Czasem wiatr z domów płonących Przynosił czarne latawce, Łapali płatki w powietrzu Jadący na karuzeli. Rozwiewał suknie dziewczynom Ten wiatr od domów płonących, Śmiały sie tłumy wesołe W czas pięknej warszawskiej niedzieli. Morał ktoś może wyczyta, Że lud warszawski czy rzymski Handluje,bawi się,kocha Mijając męczeńskie stosy. Inny ktoś morał wyczyta O rzeczy ludzkich mijaniu, O zapomnieniu, co rośnie, Nim jeszcze płomień przygasnął. Ja jednak wtedy myślałem O samotności ginących. O tym, że kiedy Giordano Wstępował na rusztowanie, Nie znalazł w ludzkim języku Ani jednego wyrazu, Aby nim ludzkość pożegnać, Tę ludzkość, która zostaje. Już biegli wychylać wino, Sprzedawać białe rozgwiazdy, Kosze oliwek i cytryn Nieśli w wesołym gwarze, I buł już od nich odległy, Jakby minęły wieki, A oni chwilę czekali Na jego odlot w pożarze. I ci ginący, samotni, Już zapomniani od świata, Język ich stał się nam obcy Jak język dawnej planety. Aż wszystko będzie legendą I wtedy po wielu latach Na nowym Campo di Fiori Bunt znieci słowo poety. warszawa 1943 z tomu Ocalenie,1945