Ach, ta wena... Przychodzi i odchodzi. Jeszcze trzy miesiące temu nie miałem najmniejszego problemu z doborem metafor, porównań i epitetów. Pisanie wierszy przychodziło mi tak naturalnie jak oddychanie. Cały dzień mogłem spędzić w zamkniętym pokoju, zapominając o czasie i świecie. W mojej głowie kłębiły się rozmaite słowa, a ulgę przynosiło tylko przelanie ich na papier. A teraz...? Czuję się, jakby mój umysł był pusty. Jakbym powiedział już wszystko, co miałem do powiedzenia. Rozpaczliwie rozmyślam nad odpowiednimi słowami, ale wydaje mi się, że moje wiersze utraciły dawną lekkość. Ach, gdybym był urzędnikiem po prostu codziennie rano siadałbym do pracy i uzupełniałbym dokumenty, nie głowiąc się nad swoimi uczuciami... ale jestem poetą!