Wytłumacz znaczenie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła dla każdego chrześcijana       PROSZĘ pomużcie to na jutro :( :)  

Wytłumacz znaczenie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła dla każdego chrześcijana       PROSZĘ pomużcie to na jutro :( :)  
Odpowiedź

Gdy potocznie mówimy o Urzędzie Nauczycielskim i o teologach, zwykliśmy sprawę mocno upraszczać. Przy pierwszym mamy na myśli papieża z jego atrybutem nieomylności, przez drugich zaś rozumiemy teologów świeckich i duchownych nauczających na uniwersyteckich wydziałach teologicznych i w seminariach duchownych lub też oddających się pisarskiej twórczości teologicznej. Z Urzędem Nauczycielskim kojarzyć się nam winien natomiast istny rejestr haseł, takich jak sukcesja apostolska, zmysł wiary wiernych, hierarchia prawd, Kościół, kolegialność biskupów, papież, recepcja prawd wiary, teologowie, nieomylność itd. Urząd Nauczycielski zwiemy też Magisterium Kościoła. W łacińskim źródłosłowie "magisterium" kryje się znaczące słówko magis, co przekładamy przez: "więcej", czyli: Magisterium Kościoła przysługuje określona "nadwyżka", ta mianowicie, iż w całości Kościoła stanowi ono instancję, której zlecony został przez Chrystusa mandat strzeżenia, przekazywania i wykładni treści Objawienia i to - w szczególnych wypadkach - jako dogmatów o ostatecznej zobowiązywalności. W rankingu podmiotów Urzędu Nauczycielskiego papież nie jest pierwszym ogniwem; jest nim pojedynczy biskup w swym zwyczajnym i powszechnym nauczaniu, które nie musi być bezbłędne. Na drugim szczeblu znajduje się kolegialna całość wszystkich biskupów świata z papieżem, których nauczanie cieszy się bezbłędnością w wierze; trzeci stopień stanowią biskupi z papieżem zgromadzeni na soborze ekumenicznym - ich sposób przekazu wiary jest nadzwyczajny i powszechny oraz bezbłędny. Podmiotem Urzędu Nauczycielskiego jest wreszcie sam biskup rzymski, papież, który naucza w sposób zwyczajny (i niekoniecznie bezbłędnie) oraz nadzwyczajny (ex cathedra), czyli bezbłędnie. Z owego szerokiego obszaru Magisterium nie sposób wyłączyć teologów, czyli tych wiernych, których w zagadnieniach wiary cechuje fachowa naukowa kompetencja. W Piśmie Świętym nie natrafiamy, oczywiście, na miano "teologów", co nie oznacza, by na jego kartach nie występowali mężowie (i kobiety) ich pokroju. Do czynienia mamy tam przecież z nauczycielami - przekazicielami wiedzy o Bogu. W Izraelu za pierwszego nauczyciela uchodził Mojżesz. Rola wdrażania w Boże Objawienie przysługiwała kapłanom. W Nowym Testamencie największym nauczycielem jest Jezus Chrystus, który swój mandat nauczania zleca Kościołowi (Mt 28, 19n.). Z misji tej wywiązują się apostołowie, a także nauczyciele-charyzmatycy pierwszych pokoleń chrześcijan. Dwa tysiące lat historii Kościoła wytworzyły bogatą paletę "modeli", względnie paradygmatów ilustrujących relacje między teologami a kościelnym Urzędem Nauczycielskim. Wymieńmy tu tylko jeden z przykładów. Św. Tomasz z Akwinu nie zawaha się przed mówieniem o dwu "magisteriach" w Kościele: o duszpasterskiej i katechetycznej katedrze biskupów i naukowej katedrze teologów, która pozostaje jednak podporządkowana tej pierwszej. Z tych dwu magisteriów wyłania się trzeci ich kształt, już raczej sperwertowany: od XIII w. teologowie zaczynają przypisywać sobie prawdziwe magisterium ideologiczne, wszczynając procesy o prawowierność i autorytarnie wymierzając sankcje (zatrzymanie, wygnanie, ekskomunika). Oba wymienione magisteria faktycznie współdziałały z sobą, jak w przypadku Lutra, kiedy to niektóre z jego tez potępione zostały przez uniwersytety w Lowanium i Paryżu, były dyskutowane przez teologów, Jana Ecka i kardynała Kajetana i w końcu ocenzurowane przez bullę papieską "Exsurge Domine". W krótkim okresie 1240-1250 teologowie z paryskiej Sorbony przeprowadzili około trzydziestu procesów o kacerstwo. Potęga teologów rozpadła się jednak w następstwie zamknięcia przez Rewolucję Francuską i pod rządami Napoleona większości fakultetów teologicznych. Papieże XIX wieku na nowo zaczęli reaktywować zniesione fakultety, podporządkowując je własnemu autorytetowi. Równocześnie sami jęli rozwijać intensywną aktywność teologiczną, ogłaszając liczne encykliki. Zmiany w rozumieniu Urzędu pociągały i pociągają za sobą także inne spojrzenie na stosunek tegoż Urzędu do teologii i teologów. Z biegiem czasu Magisterium Kościoła czuło się coraz częściej zmuszone do odrzucania teologicznych opinii jako błędnych i heretyckich (tzn. sprzecznych z wiarą). Dokonywało się to na synodach partykularnych i soborach powszechnych, ale też i poprzez nauczanie poszczególnych papieży. A mimo to we wcześniejszym okresie Urząd Nauczycielski Kościoła nie związał się nigdy z jakąś jednolicie określoną teologią. Jak oświadczy Karl Rahner, przeciwnie, "chciałoby się prawie powiedzieć, iż w sposób zastraszająco beztroski i naiwny często akceptował i tolerował istnienie... różnych szkół teologicznych w ich praktyce... łącznie z ich jednoczesnym współistnieniem (nawet tam, gdzie wzajemnie sobie przeczyły), szkoły te nawet osłaniał i insynuował swego rodzaju moralność wzajemnej tolerancji". Jeszcze na Soborze Trydenckim (1545-1563) w debatach wciąż od nowa podkreślano, iż Sobór nie nosi się z zamiarem rozstrzygania spornych kwestii między katolickimi szkołami teologicznymi. Głównie chodziło wtedy o wytyczenie granicy między Kościołem katolickim a Reformacją. Konkretnie rzecz przedstawiała się tak: hierarchiczny Urząd Nauczycielski występował dawniej raczej z najogólniejszym roszczeniem do roli rozjemcy w konfrontacji z różnymi kierunkami teologicznymi. Rozstrzygał, czego w Kościele nauczać i głosić nie wolno, nie wypowiadając się jednak pozytywnie i w najdrobniejszych szczegółach, c o ma być nauczane. Sytuacja zmieniła się nieco w kontekście centralizacji życia kościelnego po Soborze Trydenckim. Urząd Nauczycielski zyskiwał coraz bardziej na znaczeniu, pojmował swą rolę coraz wszechstronniej i coraz celniej ingerował w teologiczne dyskusje poprzez odcinanie się od nowszych poglądów teologicznych i jednoznaczne opowiadanie się za neoscholastyką. Teologia ulega odtąd coraz bardziej ekskluzywnemu związaniu jej z Magisterium Kościoła oraz z jego wypowiedziami i rozstrzygnięciami. I tak jeszcze w enuncjacjach Piusa XII i Pawła VI teologia rozumiana bywała głównie jako pomocniczy organ i narzędzie Urzędu Nauczycielskiego. Urząd hierarchiczny przepisywał teologii i teologom, co mają czynić i jak mają to robić. Że takie wyobrażenie o funkcji i zadaniu teologii jest spojrzeniem jednostronnym i zawężającym, wynika z prostej refleksji, iż teologia ma swe korzenie w nieodzownym wysiłku każdego wierzącego do ustawicznego konfrontowania swej wiary z tym, co na co dzień myśli, o czym z codziennego doświadczenia wie i sądzi. I tak każdy wierny chrześcijanin jest na swój sposób teologiem. Wcale nie jest przez to powiedziane, jakoby dla tak uprawianej przez wierzącego teologii Nauczycielski Urząd Kościoła był instancją bez znaczenia. Albowiem każdy poszczególny chrześcijanin wierzy w Kościele i w łączności z Kościołem. Jednak teologia, zwłaszcza ta uprawiana naukowo, nie pozwala podporządkować się po prostu i pod każdym względem wytycznym podawanym przez Urząd, a to dla następujących racji: - Pytania i problemy, z którymi wiara konfrontowana jest w określonym czasie, muszą być podjęte właśnie przez samą teologię. Teologia nie może liczyć na to, że Urząd Nauczycielski będzie w każdym przypadku sam podejmował tego typu pytania i problemy. - Teologia, która pracowałaby wyłącznie nad tym zadaniem, jakie zleci jej Urząd Nauczycielski, nie mogłaby w gruncie rzeczy realizować w Kościele swej funkcji krytycznej w odniesieniu do różnych procesów, w których Kościół zyskuje świadomość swej wiary i w których tę wiarę wyraża i realizuje. Tak, na przykład, liczyć się należy z tym, że w niektórych formach pobożności ludowej Boże Objawienie zostaje raczej przesłonięte i zaciemnione, a to na skutek wdarcia się w nią magicznych wyobrażeń i praktyk. Może być i tak, iż Urząd w Kościele wykonywany jest w sposób zorientowany raczej na formy świecko-polityczne niż na Ewangelię i służebną postawę Jezusa. Do rzadkości nie należy też fakt, iż w Kościele pewne ugrupowania kurczowo trzymają się tego, co wczorajsze, mimo iż dzisiaj dla takich praktyk nie istnieją już więcej żadne założenia (por. dzisiejsze inklinacje fundamentalistyczne w nauce i życiu pewnych środowisk w Kościele). - Teologia nie byłaby też w stanie sprostać autentycznym postulatom naukowości; rezultaty, do jakich w swoich metodach miałaby dojść, byłyby podyktowane już z góry.

Dodaj swoją odpowiedź