Krok do sławy" to film słaby i tak odkrywczy, świeży i oryginalny, jak ten trywialny rym wykorzystany na początku zdania. "W rytmie hip-hopu" spotyka "8. milę", ale poza energiczną (niestety, tylko momentami) realizacją i mocną ścieżką muzyczną nic pozytywnego w tym quasi-musicalu, tudzież quasi-dramacie, czy po prostu quasi-filmie Sylvaina White’a odnaleźć się nie da. To bowiem kolejna historyjka o zagubionym chłopcu, który choć ma problemy z prawem, to i tak trafia na wyższą uczelnię (część tego typu filmów kończy się już na tym poziomie), by paradoksalnie doczekać się tutaj jeszcze większych kłopotów. No ale czym jest "bredgens", jeśli nie tańcem na głowie jak ktoś nie wie, a poza tym szansą dla młodego DJ’a (chodzi o imię bohatera, nie jego fach). Te wygibasy – fakt, widowiskowe – są bowiem drogą do zdobycia kobiety marzeń, prawdziwej przyjaźni i tytułowej sławy. Szkoda tylko, że tę sławę i to w taki sam sposób już wielu przed DJ’em zdobywało. Wyłącznie dla wielkich fanów hip-hopu i breakdance’a, a i dla nich będzie to prawdopodobnie mało ciekawa podróż.
Potrzebuję recenzję filmu "Krok do sławy" .
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź