Narkotyki - droga do raju czy zagłady?
Historia narkotyków sięga już czasów starożytnych, wtedy jednak nie stwarzały one takiego niebezpieczeństwa dla ludzkości, jak dzieje się to w czasach obecnych. Różnego rodzaju środki odurzające pochodzenia roślinnego miały zastosowanie przy obrzędach religijnych i używane były głównie przez wtajemniczonych kapłanów bądź szamanów. Pod koniec XIX wieku środki te zaczęły znowu cieszyć się popularnością, głównie w kręgach artystycznych. Modne było palenie opium, eksperymentowanie z morfiną. Kolejny wybuch mody na narkotyki przypadł w okresie międzywojennym, kiedy to głównie artyści i arystokracja europejska zażywali wszelkie dostępne wówczas środki odurzające. Dopiero epoka hippisowska wprowadziła na stałe narkotyki do naszego życia. Ówczesna kontestacja, bunt przeciwko konformizmowi i zakłamaniu starszego pokolenia, łatwy dostęp do narkotyków, sprawił, że niejako stały się one symbolem naszych czasów. Każdy, kto opowiadała się za nowym palił marihuanę, zażywał LSD. Eksperymentowano także z innymi środkami, bardziej niebezpiecznymi.
W Polsce środki odurzające pojawiły się trochę później niż na Zachodzie, to znaczy w latach siedemdziesiątych. Wtedy jednak nikt ich nie widział. Nie widział lub nie mógł wiedzieć. W idealnej Rzeczpospolitej Ludowej problem ten nie istniał. Niestety w raz z latami siedemdziesiątymi, przyszła do na polska heroina (popularnie zwana „kompotem”). Wyprodukował ja student z gdańska, w zawrotnym tempie stała się niezwykle popularna (była tania i łatwa w produkcji). W pewnym momencie już nie można było powiedzieć, że problem narkotyków w Polsce nie istnieje. Rozpoczęły się próby organizowania pomocy dla uzależnionych, programy mające „nawrócić zabłąkane owieczki na właściwą drogę”. Jednak ci młodzi ludzie nie chcieli pomocy, a widok brudnych, wychudzonych dzieciaków, śpiących gdzieś na ulicy, nie dziwił nikogo. Warto wspomnieć, że Polska jest obecnie jednym z największych i najbardziej liczących się na rynku europejskim producentem i eksporterem amfetaminy i heroiny. Plantacje marihuany, dziwne „papierki”, pastylki z uśmieszkiem, nie są niczym nowym, są codziennością.
Zastraszającym jest fakt, że nikogo nie dziwi „branie” Ekstasy lub LSD. Narkotyki stały się tak popularne jak (także szkodliwe) papierosy czy alkohol. Dają one złudne poczucie bezpieczeństwa, chwilową euforię, siłę aby tańczyć do bladego światu na dyskotece. Wielu ludzi nie wyobraża sobie dnia bez skręta ( „jonta” lub „skuna”).
W temacie tej pracy padło pytanie: narkotyki są drogą do raju czy zagłady? Mnie wydaje się, że jest to droga prowadząca do nikąd, droga do zagłady. Wielu z moich znajomych wybucha śmiechem na stwierdzenie, że narkotyki to śmierć. „Najmilsza chwila poranka- piwko i marihuanka” - zwykł mawiać mój znajomy. Nic wiec dziwnego, że coraz więcej nastolatków sięga po Mery Jain .
„W 1995 r. do poradni uzależnień na Dzielnej w Warszawie zgłosiło się 600 pacjentów pierwszorazowych powyżej 18 roku życia. W 1998 r. już 1300. W 1999 r. – 1800. W I kwartale 2000 r. – 900. Zdecydowana większość to heroiniści. Trzeba przestać się oszukiwać: to czubeczek góry lodowej, tylko ci, którzy się zorientowali, że mają jakiś problem. Żyjemy w epoce „Hera GSM”, narkotyk dostarczany jest szybciej niż pizza na zamówienie telefoniczne. Ostatnie lata zmieniły obraz narkomana. W mediach pokutuje nieporozumienie, nazwijmy to narkomanem Kotańskiego: brudny menel, który chce tylko dać w żyłę i odlecieć. Z danych wynika, że coraz młodsi Polacy sięgają po coraz silniejsze narkotyki. Do przeszłości należy już tzw. "polski kompot". Najbardziej popularny jest haszysz, palony przez prawie 40% ankietowanych przez CBOS i marihuana, której używa aż 62%. Marihuana jest jednym z najgroźniejszych narkotyków. Kanadyjskie badania dowodzą, że uszkadza geny, zawiera tetracanobinol, który działa na szare komórki i kumuluje się w mózgu. Jeżeli zapali się marihuanę, a potem występuje dłuższa przerwa i znów sięgnie się po skręta, to zażyte dawki się sumują. Marihuana zostaje w organizmie jeszcze przez dwa lata po zaprzestaniu palenia! Nie bierze się, a narkotyk dalej działa. Występują psychozy i halucynacje. Haszysz natomiast, jak dowiodły doświadczenia przeprowadzane na małpach, zmienia kod genetyczny. Modne są teraz narkotyki nowej generacji: amfetamina, bromo, nexus, ekstasy, skun. Do tego dochodzą jeszcze wynalazki dealerów- mieszanki różnych środków, które mogą doprowadzić do natychmiastowego zgonu. W Polsce rynek narkotykowy kwitnie. Można kupić prawie wszystko, ze Wschodu i z Zachodu. Nasz kraj dogania Europę zarówno jako producent, jak i konsument nowych narkotyków. Ciągle wzrasta liczba uzależnionych. Marek Kotański z MONARU twierdzi, że sto tysięcy Polaków już się uzależniło, a dwieście tysięcy eksperymentuje z narkotykami. Młodzież coraz bardziej interesuje się środkami psychoaktywnymi, o które łatwo. Wciąż obniża się wiek narkotycznej inicjacji. Najmłodsi narkomani, najczęściej wąchający klej, są zaledwie siedmiolatkami. Każda próba wdychania kleju niszczy 350 tys. komórek mózgowych, szybko zmniejsza się iloraz inteligencji. Leczenie- co najmniej dwa lata. W szkołach narkotykami handluje się od dawna, teraz ten proceder szczególnie się nasilił. Trudno wykryć dealerów, bo przeważnie są nimi uczniowie, którzy sami nie biorą, a na narkobiznesie bardzo dobrze zarabiają. Są coraz aktywniejsi i perfidni- pierwsze kilka działek dostaje się za darmo. Pojawiają się wszędzie tam, gdzie przebywa młodzież. Latem przenoszą się spod szkół na wybrzeże, do ośrodków wypoczynkowych. Rodzice nie zdają sobie sprawy, że dzieci mogą wrócić z wakacji jako narkomani. Walka z dealerami nie należy do łatwych - w pewnym sensie ochrania ich prawo. W ten sposób trudno coś udowodnić dealerowi, bo zawsze może on mieć narkotyki przy sobie, zawsze też może je komuś dać. Jeśli postawi się go przed sądem, tylko od sędziego zależy, jak zakwalifikuje dany czyn- czy były to środki na własny użytek, czy też do sprzedania. Narkomani rzadko chcą się leczyć, do MONARU często przychodzą tylko po igły, strzykawki i prezerwatywy. Poza tym koszty ich leczenia i resocjalizacji tysiąckrotnie przewyższają przeznaczone ba ten cel fundusze. Od narkotyków bardzo szybko można się uzależnić. Nie ma człowieka odpornego na ich działanie. Żaden człowiek nie zna też swego organizmu na tyle, by powiedzieć, że się nie uzależni. Najlepszą receptą jest w tej sytuacji świadomość. „
Jak już wcześniej powiedziałam widok zaćpanego człowieka nie wzbudza większych emocji wśród społeczeństwa. Bo niby dlaczego ktoś miałby do niego podejść, zapytać co się stało. Ludzie boją się podać rękę staruszce usiłującej wejść do autobusu, a co dopiero dotknąć niejednokrotne brudnego „ćpuna”. Nie tak dawno Marek Kotański po raz drugi starał się utworzyć „Świetlisty szlak gorących serc”. Pomysł szczytny, wielu ludzi przyszło w południe na główne place miast aby podanie sobie rąk zaznaczyć solidarność z uzależnionymi. Podali sobie ręce i.... rozeszli się do swoich domów, niejednokrotnie nawet nie myśląc o tych biedakach za których stanęli na tym placu. Współczują im, jednak życie musi się toczyć dalej. Na każdego narkomana patrzą z politowaniem, a może i z pogardą. Nigdy nie zastanawiali się dlaczego ktoś może sięgnąć po narkotyki, dlaczego coraz młodsi chcą „dostać tripa”? Na pytanie dlaczego sięga się po narkotyki nie można udzielić jednoznacznej podpowiedzi. Może to wpływ gwałtownych zmian jakie przechodzimy w okresie dojrzewania, buntu przeciwko wszystkiemu czym uosabiają sobą rodzice. Wychodzimy wtedy z wiary w bajki i sprawiedliwość tego świata, w krótkim czasie upadają wszystkie ideały. Budzą się w nas emocje, emocje z którymi nie możemy sobie poradzić. Każdy z nas ma jakieś problemy, poważniejsze lub nie. Niekiedy nie potrafimy sobie z nimi poradzić. Rodzice w pogoni za pieniędzmi, w pogoni za lepszym życie dla swoich dzieci. Zapominają o tym że niekiedy od nowej gry czy „komórki” istotniejsza jest chwila rozmowy. „Szkoła uczy, szkoła wychowuje”- to popularne kiedyś powiedzonko dziś jest tylko pustym frazesem. Już dawno temu „buda” straciła swoje pedagogiczne właściwości. W rozmowach pięćdziesięcio, sześćdziesięcio-latków często słyszy się o wspaniałych nauczycielach. Pewne wartości, które im przekazali towarzyszą im przez całe życie. Takich wychowawców wspomina się przez całe życie. Niestety, coraz rzadziej spotyka się tzw. nauczycieli z powołania, którzy jak siłaczka Żeromskiego są w stanie bez reszty oddać się swojemu zawodowi. Niezrozumienie, brak akceptacji, to niektóre z powodów, przez które sięga się po narkotyki.
Oczywiście nie można generalizować. Gro z pośród narkomanów po raz pierwszy „wzięło”, bo byli ciekawi, bo taka była wówczas moda. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyłamie się z grupy „przyjaciół”. Gdy ktoś odmówi wzięcia narkotyków, lub zrobienia czegoś, co robi cała grupa, prawie automatycznie jest z niej wyrzucany. Jeżeli nie bierzesz udziału w „opalaniu lufki” możesz komuś powiedzieć, co robią twoi znajomi. Nie jest to mile widziane szczególnie w bardzo „zamkniętych” paczkach...
Powodów tak naprawdę jest tyle, ilu ile jest osób uzależnionych od narkotyków. Nie można powiedzieć, że istnieją mniej lub bardziej ważne przyczyny, dla których sięga się po środki odurzające. Żaden czynnik nie może usprawiedliwiać pierwszej działki. Co ciekawe, współcześni narkomani to już nie, narkomani Kotańskiego: brudni menele, którzy chcą tylko dać w żyłę i odlecieć. Dzisiejszy narkoman jest czysty, dobrze ubrany, niewyróżniający się w grupie. Może to być student, młody naukowiec, biznesmen, pracownik znanej firmy. Potrafi się doskonale maskować, najbliższe otoczenie nie zdaje sobie sprawy, że jest uzależniony. O ile, rzecz jasna, nie zażywa narkotyków wraz z tymi bliskimi. Nowoczesny narkoman w przeciwieństwie do „starego” może mieć cel w życiu, który chce osiągnąć i do którego często dąży właśnie za pomocą narkotyków, na przykład amfetaminy. Kolejnym mitem jest to, że dobry dom, dobra rodzina ustrzegą przed niebezpieczeństwem. To zgubne złudzenia. Jakże często rodzice nie zdają sobie sprawy, że ich grzeczne dziecko przynosi do domu piątki zdobyte dzięki amfetaminie, a potem idzie na prywatkę do koleżanki, gdzie pali marihuanę. Jak wynika z ostatnich badań, przeprowadzonych przez CBOS, ponad połowa uzależnionych pochodzi z zamożnych rodzin, nie jednokrotnie chodzą lub chodzili do dobrego liceum, studiowali na bezpłatnych uczelniach. Ukochana jedynaczka, długo wyczekiwany synek, oni także biorą. W wyobrażeniu większości Polaków narkomanem mogą zostać ludzie z rodzin patologicznych- bez perspektyw na lepsze życie, na wyjście z rynsztoka. Dlatego też nikt nawet nie przypuszcza, że w szkole do której chodzi jego dziecko, mogą być narkotyki. Przecież to z goła nie możliwe. Jednak fragment książki, który za chwilę przytoczę mówi o zupełnie innej sytuacji.
„Jesteśmy zwyczajną rodziną. Oboje pracowaliśmy w tym samym zakładzie pracy. Ja mam wyższe wykształcenie, mąż średnie. Tomek jest jedynakiem, wymarzonym, wyczekanym. Gdy Tomek miał sześć lat, bardzo wyraźnie zarysowały się zainteresowania w dwóch kierunkach. Ciekawie i dużo rysował, trochę inaczej niż inne dzieci. Miał dwa sposoby na rysowanie: sposób szkolny (...), i sposób domowy- tu puszczał wodze fantazji, tworzył wspaniałe rzeczy. Interesował się także przyrodą. Zaszczepił to w nim jego dziadek, który uczył biologii w szkole. Tomek dużo wiedział na ten temat. Miał różne zbiory przyrodnicze.
Tomek był dzieckiem domowym. Dom był dla niego najważniejszy. Oczywiście ganiał po podwórku, bawił się w piaskownicy, ale zawsze chętnie do nas wracał. Mieliśmy taki zwyczaj szarych godzin: Tomek kładł się do łóżka, a ja słuchałam jego opowieści.
Tomek miał problemy z tuszą. Myślę, że można otwarcie powiedzieć, iż był po prostu gruby. To budziło w nim kompleksy. Dzieci potrafią być okrutne, on był trochę inny. Nie znalazł też oparcia ani zrozumienia wychowawczyni. Niedawno powiedział mi, że nie jest w stanie pojąć, w jaki sposób udało mu się przebrnąć przez podstawówkę. Wychowawczyni tępiła go, akceptowała zachowanie innych dzieci. Miał ciężkie życie, więc pojawiły się takie pospolite dolegliwości: bóle brzucha, temperatura. On po prostu nie chciał chodzić do tej szkoły.
Tomek odsuną się od starych przyjaciół zaczął przesiadywać na ławce z nowymi kumplami. Nas również zaczął unikać. (...) Powtarzał trzecią klasę liceum.
Wyrzucono go ze szkoły. Załatwiliśmy mu więc liceum wieczorowe. Musiał pracować, ale nigdzie nie mógł zagrzać miejsca. Szkołę też lekceważył. Doszło do tego, że mąż go tam woził, czekał na dole, a gdy zajęcie się skończyły, Tomka nie było. Nie wiedzieliśmy, dlaczego tak się zachowuje. Któregoś dnia zobaczyłam mamę kolegi Tomka, rozmawiającą z moim synem przez okno. Potem Tomek powiedział, że wychodzi i wróci za parę godzin. Ni chciał powiedzieć gdzie idzie i dlaczego. Znikał codziennie z domu.
Wiedziałam, że jego kolega Jarek jest narkomanem. Ale nie przypuszczałam, że i on w to wdepną. Któregoś dnia, odkryliśmy, że chłopcy spotykają się w piwnicy. Powiedzieli, że zajmują się wywoływaniem zdjęć. Gotowali też coś u nas w domu. Mama Jarka, bez uzgodnienia ze mną, poprosiła Tomka, żeby siedział z jej synem, gdy ona będzie w pracy, bo Jarek postanowił skończyć z narkotykami. Wydawało się jej ż Tomek pochodzi z dobrej rodziny, i że przez to nie będzie brał. A oni sobie tam siedzieli, gotowali i ćpali.
Któregoś dnia Tomek poprosił ojca o rozmowę. Nie chciał rozmawiać ze mną. Powiedział, że uzależnił się od narkotyków, ale da sobie z tym radę. Gdy to usłyszałam, poczułam coś gorszego od przerażenia. Takie odczucie absolutnie surrealistyczne. Wydawało mi się, że jest to zupełnie nie realne. Nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego się stało i że trzeba coś z tym zrobić. Mój mąż nie potrafił nawet o tym rozmawiać. Zawalił się nam cały świat, nasze całe dotychczasowe życie. Nie akceptowaliśmy tego, nie przyjmowaliśmy do świadomości faktu, że nasz syn jest narkomanem.
Z dalszej części książki czytelnik, może się dowiedzieć, że Tomek trzy razy próbował zerwać z nałogiem. Udało mu się za trzecim razem. Jednak w jego mamie do końca życia zostanie strach, że ten horror znowu się zacznie. Bo tak jak nie ma wyleczonego z nałogu alkoholika, tak nikt nie może powiedzieć, że już nie jest narkomanem. Uzależnionym jest się przez całe życie. Można tylko nie brać przez pięć, dziesięć, piętnaście czy pięćdziesiąt lat. Wielu z pośród narkomanów mówi, że ich życie to zamknięta, samonapędzające się koło (bajzel-poradnia-detoks-ośrodek-bajzel...), że z tego tak na prawdę nie można wyjść. Kiedyś osoba zajmująca się opiatowcami powiedziała:
„Nie ma wyleczonego narkomana
są szukający wytchnienia rodzice”
Niestety, miała rację, gdyż jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, na 10 osób uzależnionych od opiaów 8 umiera przedwcześnie....
„Są tacy, którzy popełniają samobójstwo, bo nie mają już siły.
I są tacy, który próbują z tego wyjść. Innych dróg nie ma.
Ale pamiętaj, nie ma narkomana wyleczonego, są tylko aktualnie nie biorący.
„Nie grzałem przez pięć lat. Założyłem mały interes.
Nie powiem, dobrze mi się wiodło. Któregoś dnia dowiedziałem się, że moja żona ma romans z innym facetem. Jestem znowu w środku”
Narkotyki- droga do raju czy zagłady? Już we wstępie ustosunkowałam się do tego pytania. Niewątpliwie jest to droga do zagłady? Bo czy rajem można nazwać strach przed następnym dniem, strach przed „głodem” zmuszającym do wzięcia kolejnej porcji heroiny czy amfetaminy. Czy rajem jest rynsztok, niepewność kolejnego dnia? Nie na pewno nie. Nie warto dla chwili przyjemność, jaką może dać marihuana czy LSD, spadać do piekł. Stamtąd nie ma już powrotu....
„Narkotyki z grupy cięższych (chociaż mówiłem, że nie lubię tego rozróżnienia) działają na centralny system nerwowy, czyli na mózg, uszkadzając ten mózg, działają również na narządy wewnętrzne i – być może nie zawsze, nie jest to udowodnione – wpływają później na potomstwo. Ale jeżeli człowiek wytrwa w abstynencji, nie będzie brał dwa, trzy, pięć, dziesięć i więcej lat, to całe jego życie może wrócić do normy, całe jego życie wraca do normy. Trzeba do końca życia niezwykle się kontrolować, natomiast po paru latach organizm wraca do normy. Nie należy się obawiać, że to wywołuje jakieś takie uszczerbki, które mogą wpłynąć później na pokolenia. Ważniejsze jest to, żeby umieć wytrzymać psychicznie, żeby się nie dać, bo nawet po dwudziestu latach często straszliwie chce się brać, są sny o narkotykach, człowiek często płacze i ma wrażenie, że nie wytrzyma. To jest rzecz niezwykła. Błyskawicznie można wejść w narkomanię. W tej chwili mówią mi młodzi ludzie: Marek, po dwóch tygodniach palenia brown sugar, słabej heroiny, my nie umiemy się powstrzymać, chcemy brać to za wszelką cenę i do końca, nie licząc się z nikim i z niczym. Więc jakaż musi być siła, jeżeli się to ćwiczy dwa lata, trzy lata? Namawiam was wszystkich, żebyście przyszli do Centrum Pomocy Bliźniemu przy ul. Marywilskiej, gdzie właśnie odtruwają się narkomani. To są rzeczy niezwykłe. Piekło Dantego jest niczym w porównaniu z sytuacją, kiedy te śliczne dzieciaki, ci chłopcy, te dziewczęta, po prostu mają już puste, wypalone oczy i mimo że się odtruwają, to myślą, że wyjdą i będą brali. Ja już często nie mam siły. Powiem wam, że po dwudziestu iluś tam latach pracy ręce mi często opadają, bo to jest niemożliwe pracować cały czas z przeświadczeniem, że pracuje się właściwie w ciemno, bo ci ludzie chcą umierać, oni chcą umierać, oni wybierają śmierć. Nie dajcie się, moi drodzy! Jeśli mogę zaapelować do was, wszystkich młodych ludzi, którzy mnie słuchają – nie zaczynajcie! Ja nie zacząłem nigdy brać narkotyków, dlatego że zwyczajnie bałem się, że się w to wchrzanię i nie wyjdę. Dlatego nie spróbowałem, mimo że miałem możliwości, mam możliwości i nieraz mam takie zainteresowania, ale nie zrobię tego, bo się boję. Proponuję wam: nie róbcie tego, nie pójdźcie w tę historię, bo to jest urwisko, z którego nie ma wyjścia.”