Czasem miewam fantazję naiwnego słodkiego dziecka - Kręciłbym fujarki i zganiał koty z zapiecka. Rąbałbym drzewo sosnowe poszczerbionym, ciężkim toporem I nosił wodę ze studni do bielejącego dwom. Z pachnącej, wiotkiej leszczyny wyciąłbym smagłe pręty I wsiadłszy na nie ujeżdżał, niby znarowione źrebięta. Z szyszek zebranych w lesie budowałbym wielkie gmachy, Gdzie okna byłyby z liści, a brama z kawałka blachy. Nie umiałbym wcale czytać i byłbym bardzo szczęśliwy, Chodziłbym spać wcześnie i patrzył, jak ciemnieją szyby. Czasem zagrałbym w loteryjkę, babcia by mi pomagała, Tatuś by się uśmiechał, a mama trochę gniewała. Chciałbym znowu pojechać na jakąś chłopską zabawę, Gdzie dzieci liżą cukierki, a starsi tańczą na trawie. A później wracać wozem w letnie, słodkie zmierzchania. Widzieć swój dwór z daleka, czuć mocny zapach siana. Znaleźć się kiedyś w stolicy, iść pierwszy raz do teatru. Wdychać woń dekoracji, słuchać przeciągłego wiatru. Na stancji tęsknić do domu. w niedzielę chodzić do kościoła. Odrabiać pilnie lekcje i pytać - kiedy się skończy szkoła. Gdy myślę o tym wszystkim, jest mi dziwnie smutno i wesoło - Bo dzieciństwo lo takie zaklęło, doprawdy zaczarowane koło.
Proszę o interpretację wiersza "Dzieciństwo" Jerzego Lieberta (tego dłuższego).
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź