Gdybym mogła cofnąć czas nie dopuściłabym do tego, co się stało. Nie pozwoliłabym, ale rzeczywistość tak wyglądała. Wtedy nie musiałabym żyć z bólem. Może nawet wiedziałabym, co to śmiech. Byłabym zwykłą nastolatka, która ma świra na punkcie siatkówki, a nie tą dziwaczną ekscentryczką w czarnych ciuchach. Ale czy na pewno? Niewątpliwie, gdyby moi rodzice nie wsiedli wtedy do tego samolotu lecącego na Hawaje, nie skończyliby na dnie oceanu w miejscu, gdzie na zawsze miały spoczywać ich ciała. Zacisnęłam palce, gdy zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę pomyślałam. Straciłam wiarę, że kiedykolwiek odnajdę rodziców, że ich zobaczę, że dostanę jakieś zapewnienie o ich miłości i tym, że nie cierpieli. Dostrzegałam jednak prawdę - te szanse malały z dnia na dzień. Najwyraźniej musiała pogodzić się z tą sytuacją. Tylko jak? Jak, gdy wszystko boli tak bardzo, jakbym miała za chwile rozpaść się na miliony maleńkich kawałeczków?
Potrzebuję opis przeżyć wewnętrznych od słów: "Gdybym mogła cofnąć czas". Szybko.
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź