Gorzka prawda jest taka, że twórcy naprawdę chcieli dobrze, ale wyszło jak zawsze. Problemem głównym "Czarnego Czwartku" jest to, że Antoni Krauze chciał w niespełna dwie godziny opowiedzieć wszystko na temat grudnia 1970 roku.W "Czarnym czwartku" nie każe się nam oglądać ubranych w kufajki rycerzy, którzy z "Jezus Maria" na ustach maszerują ginąć za wolność kraju. 2z delikatny wstrząs poparty satysfakcją i... niedosytem. Antoni Krauze na emocjach zagrał znakomicie, serwując widzom kino pełnokrwiste, oparte na dobrym aktorstwie (Piotr Fronczewski!) oraz perfekcyjnym kolażu scen nakręconych i dokumentalnych. Do masy momentów świetnych wkradły się jednak pewne dysonanse i kilka nut fałszywych, które uniemożliwiają wystawienie omawianej produkcji najwyższych not. Krauze zdaje się stać w rozkroku, nie może się zdecydować: pokazać kameralną opowieść z wielką historią w tle, czy wielką historię przez pryzmat prywatnego dramatu. Nienaturalne jest aktorstwo dziecięce, tak chętnie zazwyczaj przecież chwalone, Wojciech Pszoniak Gomułkę gra aż nazbyt teatralnie, a końcówka filmu dłuży się niemiłosiernie; perfekcyjnie byłoby uciąć obraz gdzieś w okolicach wstrząsającego pogrzebu. Gratis dorzucę to, co w starych polskich filmach irytuje mnie regularnie: absurdalne wykręcanie dwu-, trzycyfrowych numery telefonów. Momentami męczy ścieżka dźwiękowa, bo o ile dynamiczna muzyka towarzysząca brutalnej postawie przedstawicieli władzy znakomicie buduje nastrój, o tyle melodie sentymentalne wygrywane w momentach podniosłych aspirują raczej do taniego, martyrologicznego wyciskacza łez, aniżeli poważnej emocjonalnie rozprawy z buntem stoczniowców - czy tylko ja mam wrażenie, że na przykład w scenie wynoszenia drzwi z ciałem Janka Wiśniewskiego adekwatniejsze byłby czyste okrzyki podburzonego ludu, aniżeli zaaplikowane nam natrętnie doniosłe nuty? W ogólnym rozrachunku - czepiam się drobiazgów, a to chyba dlatego, że zachęcony kampanią reklamową liczyłem na obraz rewelacyjny. Dostałem historię sprawną, a może nawet bardzo dobrą - wygraną emocjonalnie (czasem aż nazbyt), która zapada w pamięci na stałe. Wynoszenie "Czarnego czwartku" na piedestał historycznej kinematografii w polskim wydaniu byłoby sporym nadużyciem, Krauze wskazuje jednak sensowną ścieżkę, którą winni podążać kolejni twórcy pragnący uwiecznić na filmowej taśmie ważne chwile z życia narodu. A obejrzeć warto.
Napisz recenzje filmu czarny czwartek. Musi być tyluł, lid, część informacji, część komentująco-argumentacyjna i częśćoceniająca.
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź