Ten dzień, o wczesnym poranku wyglądał tak jak wszystkie inne. Ludzie spieszyli się ociężale do pracy, inni wyjeżdżali w delegacje z dużymi walizkami. Czas leciał nieubłaganie, tłum ciągle się gromadził. Strażnicy standardowo chodzili i pilnowali czy wszystko jest w porządku. W pewnym momencie w godzinach popołudniowych coś się wydarzyło. Z peronu nr 4 usłyszano krzyki: "Ratunku!, złodziej!". Strażnicy oraz ochrona zaczęła gonić osobę, która ukradła starszej pani walizkę, w której miała pieniądze oraz dokumente i inne cenne rzeczy. Jej wnuczek, z którym miała jechać na wieś zachował się jak odpowiedzialny, dorosły człowiek i zadzwonił na policję. Staruszce coś się stało. Pewien przechodzeń spytał czy nic się jej nie dzieje. Odpowiedziała, że jej słabo. Zadzwoniono po pogotowie. Po niespełna 30 minutach policja wraz z ochroną złapała złodzieja, a pogotowie zabrało Staruszkę i wnuczka do szpitala. Ten dzień był inny, niż zwykle. Stało się coś niesamowitego. Nikt się tego nie spodziewał. Po całym zajściu wszystko ucichło i dalej panował chaos. Ludzie nadal chodzili i biegali z walizkami... Jest na str a5. Jeśli coś się nie podoba to poprawię.
