[. . .] spróbuję teraz wyjaśnićmój własny osobisty stosunek do muzyki. Od wczesnego dzieciństwa zawsze była ona dla mnie czymś równie naturalnym jak oddychanie czy bicie serca. Wchłaniałem w siebie wszystko, co tylko zdołałem usłyszeć. Umiałem i nadal umiem zagrać każdą zapamiętaną muzykę dokładnie tak, jak chciałbym ją usłyszeć – całe opery, długie symfonie, pieśni, muzykę kameralną i, dzięki Bogu, całą muzykę fortepianową. Niezależnie od tego, że urodziłem się z muzyką, którą mogę nazwać tylko swoim szóstym zmysłem, obdarzony zostałem darem pamięci, dzięki czemu już po dwu- lub trzykrotnym przeczytaniu partytury potrafiłem zagrać bez nut każdy utwór fortepianowy. Chociaż niewiele czasu poświęcałem na opracowywanie trudnych miejsc, natychmiast wyraźnie wyczuwałem intencje kompozytorów wszelkich epok i narodowości, nawet w dziedzinie muzyki popularnej. Wmojej grze i w stosunku do publiczności całkowicie różniłem się od wszystkich pianistów, jacy tylko przychodząmi na myśl. Jeśli polubiłem jakiś utwór – a nigdy nie grałem publicznie niczego, czego bym nie lubił – niecierpliwie starałemsię przekazać słuchaczom pierwsze ogólne wrażenie dzieła, co publiczność przeważnie umiała zrozumieć i docenić. Ośmielam się twierdzić, że każdy występ stawał się dla mnie ważną lekcją, gdyż właśnie grając przed publicznością, odkrywałem rzeczy nowe, które natychmiast starałem się przekazać. [. . .] Przez całe życie grywałem [. . .] Beethovena, Mozarta, Schuberta, Schumanna, Brahmsa, Chopina i Liszta. Z biegiem lat włączałem do mego repertuaru kolejne dzieła tych twórców, nagrałem wiele płyt, wreszcie nagrałem właściwie całego Chopina z wyjątkiem etiud. Wiele z nich grywałem na koncertach, lecz opuszczałem te, których – jak mi się wydawało – nie potrafiłem zagrać tak, jak na to zasługiwały.
W języku potocznym popularne jest wyrażenie "jak z Mrożka".Używa się go w odniesieniu do absurdalnych aspektów codziennego życia. Opisz sytuację, którą można by opatrzyć tym wyrażniem.
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź