22/04/2011, Australia Drogie wujostwo! Pragnę opowiedzieć Wam nie zwykłą historię, jaka mnie i mojego ojca spotkała. Kiedy dopłyneliśmy do wyspy Cejlon, na statek zostały przetransportowani dwaj nowi pasażerowie: słoń i tygrys. Niebo było jasno błękitne i droga zapowiadała się spokojna. Jednak zaczęły nadciągać ciemne chmury. Rozpętała się wielka burza. Nad naszym statkiem szalał cyklon. Niestety jeden z iluminatorów w pomieszczeniu zwierząt uległ zniszczeniu. Marynarze byli zmuszenii przenieść klatkę z tygrysem do innego miesjca na statku. Rano kiedy już się obudziłem, wszyscy jeszcze smacznie spali. Trochę mi się nudził, więc postanowiłem sobie postrzelać. Kiedy byłem już gotowy weszedłem do strzelnicy, jakby nigdy nic. Nagle patrzę, a tam wielkie ślepia uwolnionego TYGRYSA. A pod ścianą stoi mój przestraszony tata. Wtedy ja mając strzelbę w dłoni, nie oglądając się za siebie wycelowałem strzał, prosto w drapieżcę. Celnie. Byłem wtedy nazwany BOHATEREM przez wszystkich uczestników rejsu. Do końca życia nie zapomnę uczuć jakie w tamtej chwili czułem. Tomek P.S.Pozdrawiamy. Tu jest pięknie. Mam nadzieję ze pomgłam jak by co to napisz:) N
