kilka zdań o powstaniu warszawskim. z gory dzieki                   np. ze ludzie chowali sie w kanałach przed zołnierzami nie mieli co jesc itd.

kilka zdań o powstaniu warszawskim. z gory dzieki                   np. ze ludzie chowali sie w kanałach przed zołnierzami nie mieli co jesc itd.
Odpowiedź

Kilka aspektów Powstania Warszawskiego. Mickiewicz zamyślony patrzał na Warszawę. ...................................................................... Patrząc w Zamku Królewskim, potrzaskaną głowę, kościotrupy kościołów jak potworne sztolnie mierzył to, co zrobiło Herculanum nowe, które na śmierć męczeńską poszło dobrowolnie. I w tym wichrze od Wisły rozpoczął poemat: "Warszawo wiecznie wolna, Ty jesteś jak zdrowie". Jan Lechoń Powstanie Warszawskie było największą bitwą, stoczoną przez organizację podziemną, z wojskami okupacyjnymi w historii świata. Nigdy przedtem ani potem nie nastąpił taki masowy z zarazem zorganizowany zryw patriotyczny w celu zachowania niepodległości. Jak wszyscy wiedzą, aczkolwiek wbrew 45 letniej komunistycznej propagandzie, Powstanie było częścią akcji "Burza" - mającej na celu opanowanie głównych ośrodków kraju przed wkroczeniem Rosjan a więc witanie wkraczających wojsk sowieckich nie jako oswobodzicieli a gości. Dlatego podobny zryw powstańczy odbył się we Lwowie oraz Wilnie. Nie pora tu na epilog akcji "Burza" ale wszyscy i tak wiedzą o zdradzie Sowietów a potem mordowaniu najwyższych rangą oficerów z tamtych regionów. W każdym bądź razie jest to temat na osobny felieton. Nie mniej najczęściej powtarzane pytanie o tamtych wydarzeniach do dziś pozostaje aktualne i brzmi: "Czy warto było się bić czy nie ?". Propaganda PRL-owska oczywiście odpowiadała "Nie" i oskarżała rząd londyński o świadome zniszczenie Warszawy choć zwykle nie wspominała o ofiarach. I nie ma co się dziwić takiej perspektywie spojrzenia jako że ofiary były wybitnie antykomunistyczne. Zostawmy wobec tego świadome kłamstwa i przeinaczenia komunistycznej propagandy i umieśćmy je tam, gdzie powinny być od początku - w najbliższym szambie, razem oczywiście z autorami bredni. Z punktu widzenia historyka natomiast warto odnotować po pierwsze, że Powstanie Warszawskie było klasycznym przykładem przewagi celów politycznych nad zasadami sztuki wojennej, podobnie zresztą jak konflikt z Niemcami w 1939 roku. W obu przypadkach racja stanu nie dawała większej swobody wyboru, choć w wypadku sierpnia 44 margines możliwych opcji był nieco szerszy. Tak to już jest, że czasem racja stanu bywa okrutna i wymaga wielu ofiar w ludziach. Różnica pomiędzy dwoma Wojnami Światowymi, z punktu widzenia Polski, była taką, że w 1918 roku wschód był próżnią a w 1944 wypełniony sowieckim walcem. Po wiadomościach o rozbrajaniu i mordowaniu oficerów podziemia na kresach, Armia Krajowa w Warszawie a zarazem rząd londyński znaleźli się pomiędzy typowym sowieckim młotem (razem z sierpem) a hitlerowskim kowadłem. Świadomość tego położenia pogłębiało także znane Polakom stanowisko Stanów zjednoczonych oraz Anglii. Czy w tej sytuacji warto było ryzykować życie ogromnej masy patriotycznych żołnierzy i zgodzić się na ruinę Warszawy? Jeżeli chodzi o drugą część pytania to nie było wyboru. Niemcy rozpoczęli przygotowania do obrony na linii Wisły i ewentualna bitwa i tak by Warszawę zniszczyła. Natomiast znając Niemców trzeba się było liczyć z hekatombą ludności cywilnej i jestem pewien, że takie obliczenia brano w rachubę przy podejmowaniu decyzji. Nie mniej, jak już to wspomniałem, racja stanu bywa czasem bardzo okrutna. Są natomiast wybitni historycy (Kalicki), którzy twierdzą, że wybuch powstania nastąpił za wcześnie. Być może trzeba było zaczekać aż Sowieci opanują przyczółki na lewym brzegu Wisły i wtedy nie mieliby wyboru - niejako z rozpędu musieliby pomóc powstańcom w opanowaniu Warszawy. Wydaje się, że straty ludzkie oraz materialne byłyby wówczas o wiele mniejsze. Problem tylko w tym, że takie stanowisko zaprzeczałoby podstawowym celom Powstania - samodzielnemu wywalczeniu wolności. Dlatego osobiście nie podzielam powszechnej opinii, oskarżającej Stalina o zatrzymanie ofensywy i w związku z tym zgody na zamordowanie wielkiego miasta. Z punktu widzenia Rosjan była to wymarzona sytuacja. Rękami Niemców pozbywali się antykomunistycznej opozycji. Z kolei z punktu widzenia Niemców dławienie Powstania nie miało najmniejszego sensu. Angażowanie tak wielkich a zarazem doborowych sił (w tłumieniu Powstania zaangażowane były jednostki Waffen-SS oraz sił sprzymierzonych a nie Wehrmacht) tylko po to, by "ukarać" niepokorne miasto umyka jakiejkolwiek logice. Jedynym wyjaśnieniem jest tylko to, że Hitler, w dziesięć dni po zamachu na jego życie w Gierłoży (Wilczy Szaniec) stracił zdolność jasnego widzenia sytuacji politycznej oraz militarnej Rzeszy i wbrew zdrowemu rozsądkowi wydał rozkaz zrównania Warszawy z ziemią. Nie sądzę, żeby w podejmowaniu decyzji o jakiejkolwiek akcji wojskowej należałoby brać pod uwagę stan niepoczytalności najwyższego dowództwa przeciwnika. Wkraczamy tu bowiem w sferę działań irracjonalnych a przewidzieć takowe można tylko przy pomocy kryształowej kuli i jasnowidztwa co, jak wiemy, nie mieści się arkanach żadnej sztuki wojennej. Pozostaje jeszcze inny aspekt, na ogół starannie pomijany milczeniem i to nawet dziś. "Bór"-Komorowski dobrze wiedział, że jeżeli Armia Krajowa nie wystąpi zbrojnie zrobi to komunistyczne podziemie w sile około 500 żołnierzy, oczywiście na rozkaz z Moskwy. Bez wątpienia byłoby to jeszcze bardziej na rękę Stalinowi. Powstanie wtedy by wybuchło tak czy inaczej, tyle tylko, że kompletnie zdezorganizowane, w związku z czym straty w ludziach byłyby jeszcze większe. Niemcy uporaliby się z Polakami dużo szybciej i droga na zachód dla Armii Czerwonej otwarta byłaby dużo szybciej. Poza tym propaganda pewnie do dziś by trąbiła o wysiłku zbrojnym komunistycznego podziemia co wtedy miało ogromne znaczenie. Co prawda losy Polski były już przesadzone ale wtedy nikt tego jeszcze nie wiedział. Co innego, że, jak sądzę, niepotrzebnie opóźniano kapitulację Warszawy. Kiedy stało się jasne, że celów politycznych Powstanie nie jest w stanie osiągnąć, należało kapitulować po 3 - 4 tygodniach walk. Niemniej, jak myślę, wchodził tu w grę także patriotyczny zapał powstańców a w związku z tym ryzyko działań pewnych grup na własna rękę, co mogłoby być jeszcze większą tragedią. Zaś co do długofalowych skutków powstańczego wysiłku to są one jak najbardziej wymierne, choć wtedy nie do przewidzenia. Przede wszystkim bezpośrednim efektem bezprzykładnej wręcz ofiary warszawiaków było to, że armie sowieckie zdążyły dojść tylko do linii Łaby. Dziś nawet trudno wyobrazić sobie co by się stało, gdyby Sowieci zagarnęli całe Niemcy. Europa byłaby inna z całą pewnością i inaczej potoczyłyby się losy Polski. Niewykluczone, że w takim scenariuszu strajk sierpniowy z 1980 roku (o ile w ogóle by miał miejsce) zostałby rozjechany czołgami a ja, wraz z dużą gromadą kolegów i koleżanek, pisałbym te felietony na dalekiej Kołymie. Tak więc na pytanie, czy warto było bić się w sierpniu 1944 roku odpowiedź jest jedna: po trzykroć tak, bo nie było lepszego wyjścia. Argumenty domorosłych historyków, że w wyniku Powstania straciliśmy kwiat młodzieży, patriotyczny a więc najcenniejszy element w jakimkolwiek społeczeństwie, nie biorą pod uwagę faktu, iż ci sami ludzie zostaliby wymordowani przez NKWD a później resztki przez UB tak czy inaczej. Co do tego nie ma dwóch zdań. Natomiast, jak twierdzi prof. Andrzej Pomian, pułkownik Armii Krajowej, dzięki spuściźnie Powstania Warszawskiego, Polacy nigdy do końca nie stracili wolności i to w najciemniejszej godzinie komunistycznego terroru. Tak więc była to przegrana bitwa która ocaliła naród. Nie od rzeczy, jak sadzę, będzie tu przypomnienie, jako przeciwwagi, powstania w Paryżu 19 sierpnia 1944. Pod przywództwem Henri Tanguy alias pułkownik Rol - zagorzałego komunisty - powstanie to wywołane zostało na rozkaz Stalina i miało dwa cele. Po pierwsze miało opanować miasto przed wkroczeniem Sił Wolnych Francuzów, pod dowództwem gen. de Gaulle oraz aliantów. Była to tzw. polityka faktów dokonanych, mająca na celu instalację komunistycznego zarządu Paryża. Częściowo to się powiodło, jako, że na akcie kapitulacyjnym obok nazwisk gen. von Choltitz (głównodowodzący siłami niemieckimi) oraz gen. Leclerc (Phillipe de Hautecloque) znalazł się podpis Rol-Tanguy. Drugim celem paryskiego powstania, na wypadek gdyby pierwszy zawiódł, było opóźnienie marszu sprzymierzonych na zachód, do Berlina. I ten cel został przez komunistów osiągnięty, jako, że alianci na pomoc Paryża wysłali dwie francuskie dywizje, w tym jedną pancerną oraz 28 Dywizję Piechoty US. Gdzie by sprzymierzeni dotarli, mając do dyspozycji te siły trudno powiedzieć ale na pewno przekroczyli by linie Łaby. Natomiast dziś, mówiąc o Powstaniu Warszawskim, mamy do czynienia z problemem historycznej amnezji na całym świecie. Dlaczego dzieje się tak, że to tylko my, Polacy pamiętamy o tej największej bitwie II Wojny Światowej, stoczonej przez zorganizowane podziemie? Nikt inny przecież nie zdobył się na taką ofiarę krwi, na taką walkę, której skutki, podobnie jak wojna Polsko-Bolszewicka 1921 roku, odczuwalne są do dziś w całej Europie? Dlaczego, szefowie państw, i to nie tylko europejskich, kiedy udawali się na obchody 50-lecia Powstania, sądzili, że chodzi o powstanie w getcie warszawskim? Dziś, gdy Polska znów znalazła się w rodzinie europejskiej, gdy jest w strukturach NATO i na drodze do Unii czas najwyższy odkłamać prawdę o tej epopei wojennej, nadać jej odpowiednią rangę, którą sobie sama wywalczyła latem 44 roku. I jest to nie tylko staranie się o prawdę historyczną ale także o należne miejsce Polski świecie. Bowiem gdyby nie Ona, sowiecki but może by do dziś deptał gardło połowy Europy. Zbigniew Koreywo

Dodaj swoją odpowiedź