Wywiad z Andrzejem Radkiem ("Syzyfowe prace")
Rozmowa z uczniem Andrzejem Radkiem, którego maksymą wydaje się cytat: „Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali” Poznamy jego zainteresowanie edukacją, a także dowiemy się, skąd czerpie energię do pracy.
Dziennikarka: Witam pana bardzo serdecznie.
Andrzej Radek: Jak i ja.
D: Nasi czytelnicy pragną dowiedzieć się czegoś o panu. Jak się okazuje, niezwykle ich pan zainteresował. Zacznijmy od początku: jak to się stało, że postanowił pan pobierać nauki w gimnazjum?
AR: To właściwie zasługa mojego nauczyciela, pana Paluszkiewicza, którego kiedyś znałem. To dzięki niemu w ogóle otworzyłem książkę, ponieważ w mojej rodzinie nie posiadaliśmy żadnego egzemplarza jakiejkolwiek lektury.
D: Był pana ulubionym wychowawcą?
AR: Tak, chociaż nasze pierwsze spotkanie nie było udane.
D: Uchyli pan rąbka tajemnicy?
AR: Tak, mogę. Zarówno ja, jak i inni dokuczaliśmy panu „Kawce” udając kaszel, co nie było mu miłe. Pewnego dnia przyłapał mnie i zaprowadził do siebie. Ja oczywiście, byłem pewien, że czeka mnie kara za moje postępowanie. On jednak pokazał mi atlas. Do tej pory pamiętam tę publikację: Zagrożone gatunki płazów Ksiemionowa – to była pewnego rodzaju propedeutyka zoologii. Wtedy nie znałem jeszcze dobrze języka rosyjskiego, lecz na szczęście był to atlas i oglądałem obrazki. Były takie szczegółowe i piękne. Jak sama nauka zresztą.
D: Coś jeszcze zapadło panu w pamięć?
AR: Dobrze, że pani o to spytała. Pan Paluszkiewicz rzekł jeszcze, że: "Nauka jest jak niezmierne morze… Im więcej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony". O prawdziwości tych słów przekonałem się w Klerykowie.
D: Jest pan niezwykle bystry i dzięki temu zdał pan do owego gimnazjum. Czy od razu miał pan takie plany, a może wahał pan się, czy nie pójść w ślady ojca?
AR: Dalsza nauka była moim wielkim marzeniem, a marzenia należy spełniać. Przyznam się, że miałem chwilę zawahania, czy nie zacząć pracy w mojej rodzinnej miejscowości i być fornalem. Mógłbym wspomóc rodzinę. Jednak po dłuższym czasie uznałem, że będąc wykształconym, mógłbym zdobyć dobrą posadę i również udzielać pomocy rodzicom. A przy okazji robić to, co lubię. To była trudna decyzja, jednak jej nie żałuję.
D: Chodzi pan do renomowanej szkoły, która oferuje dobre wykształcenie. Uczeń więc, musi być stale przygotowany i opanowywać dużą ilość tekst pamięciowo. Czy to prawdziwe wyzwanie dla pana?
AR: Na początku było niezwykle trudno, jednak nie mam na myśli nauki. Jestem raczej dobrym uczniem, bardzo szybko przyswajam nowe wiadomości. Gorzej było z akomodacją w nowym środowisku – pełnym ambitnych uczniów, wymagających nauczycieli i bez bratniej duszy.
D: Miał pan problemy z którymś z tych prymusów?
AR: Nie jestem pewien, czy nazwałbym go tak, ale faktycznie pojawiła się pewna nieprzyjemna sytuacja.
D: Powie pan coś o niej więcej?
AR: Zostałem sprowokowany podczas algebry i w efekcie doszło między nami do bójki.
D: A jaka była reakcja innych?
AR: Niestety, muszę się przyznać, że to ja pierwszy zacząłem. Dlatego też zwolniono mnie przez dyrekcję. Nie jestem z tego powodu dumny oczywiście. Kiedy dzisiaj analizuję tamto wydarzenie, dochodzę to wniosku, że dałem się porwać emocjom – i to negatywnym. Chciałbym zwrócić uwagę – może kiedyś czytelnicy skorzystają z tej rady - żeby zawsze pomyśleć parę razy przed działaniem. Potem jest już za późno.
D: Lecz nadal uczy się pan tutaj. Czyli rozumiem, że unieważnili zwolnienie dyscyplinarne?
AR: Wstawił się za mną pewien kolega, któremu jestem wdzięczny do dziś. On też miał problemy, jednak innej natury, miłosnej. Dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi i nawet udało nam się stworzyć grupę o podobnych zainteresowaniach.
D: Dialog z panem był ciekawy i cieszę się, że to właśnie ja mogłam go z panem przeprowadzić. Dziękuję również za poświęcony czas.
AR: To ja dziękuję i pozdrawiam serdecznie.