Warmia i Mazury to od wieków teren pogranicza, co miało konsekwencje dla kultury ludowej tego regionu, jednoczącej w sobie elementy kulturowe bałtyjskie, słowiańskie i germańskie. Kultura ludowa Warmii i Mazur ma w związku z tym dość specyficzny charakter i różni się w wielu elementach od kultur regionalnych w pozostałych częściach Polski. Czas Godnych Świąt Czas pomiędzy wigilią a dniem Trzech Króli nosił tu nazwę Godów albo Godnych Świąt, oznaczającą czas uroczysty, świąteczny. Świętowanie rozpoczynało się z początkiem adwentu. W tym dniu splatano wieniec adwentowy z gałązek świerkowych, który umieszczano w paradnej izbie, czyli w najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniu. Ustawiany był na specjalnej drewnianej konstrukcji przypominającej formą czteroramienny żyrandol. Na ramionach tego „żyrandola” umieszczano cztery (najlepiej czerwone) świece, symbolizujące cztery tygodnie adwentu. Co tydzień zmieniały się wstążki, którymi ozdabiany był wieniec – w pierwszym tygodniu wstążki były czerwone, w drugim żółte, w trzecim srebrne, a w czwartym złote. Wieniec zdejmowany był w dniu Wigilii, kiedy do domu wnoszono choinkę. Ta pojawiła się na Warmii i Mazurach dość późno, bo dopiero na początku XX wieku. Wcześniej w czterech narożnikach izby stawiano cztery snopy zboża wszystkich uprawianych w gospodarstwie gatunków. Generalne porządki Podczas adwentu, podobnie jak i dziś, przeprowadzano generalne porządki w domu i zagrodzie, przygotowywano też zapasy żywności i paszy dla zwierząt, ponieważ w czasie Godów obowiązywał zakaz pracy, obwarowany sankcjami o charakterze magicznym. Nie wolno więc było prząść na kołowrotki, rżnąć sieczki i w ogóle wykonywać prac wymagających okrężnego ruchu, gdyż w przeciwnym razie mogły urodzić się cielęta z zaszytymi pyskami, w obejściu mogły się też pojawić wilki. Nie wolno było smażyć skwarków, bo to sprowadza wszy ani gotować grochu, bo to powoduje wrzody. Od kuchni W czasie adwentu pieczono pierniki. Jeśli słońce zachodziło w czerwonej łunie mawiano, że aniołki w niebie pieką pierniki, a łuna to odblask z anielskiego pieca. Wyrabiano ponadto marcepany, bez których, podobnie jak bez pierników, nie mogła się obyć wigilia na Warmii i Mazurach. Adwent był także czasem wykonywania ozdób choinkowych z kolorowego papieru, bibuły, słomy, nasion różnych roślin. Oprócz tych ozdób na choince zawieszano jabłka, cukierki i orzechy. Mniej więcej tydzień przed wigilią w Olsztynie i innych większych miastach regionu odbywały się wielkie jarmarki godowe, na których czyniono ostatnie zakupy. Jeśli w domu były dzieci wracający z jarmarku ojciec „gubił” jabłka, cukierki, czy pomarańcze, które dzieci zbierały. Na Mazurach w dniu wigilii rano w kościele odbywała się Jutrznia na Gody - widowisko o treści religijnej, rodzaj jasełek połączony ze śpiewaniem kolęd w wykonaniu ubranych na biało dzieci. Wigilia Do stołu zasiadano, gdy wzeszła pierwsza gwiazda. Warmińsko-mazurski stół wigilijny różnił się znacznie od ogólnopolskiego. Nie było tu zwyczaju wkładania sianka pod obrus, łamania się opłatkiem, dwunastu potraw, a kolacja nie była postna. Na stole stawiano pieczoną gęś, kiełbasy drobiowe, chleb pieczony w szerokich, prostokątnych formach i smarowany po wierzchu rozmąconym jajkiem, aby miał lśniącą skórkę oraz różne ciasta, w tym koniecznie pierniki, marcepany i fafernuchy – rodzaj pierników przyprawionych pieprzem spożywanych jako zakąska do piwa. Pod choinką lub przed każdym z biesiadników stał talerz napełniony jabłkami, jabłkami zamożniejszych pomarańczami, cukierkami, orzechami i ciastem. Wróżby Po kolacji rozpoczynały się wróżby: matrymonialne, o losie, urodzajach i pogodzie. Ze snopa słomy stojącego w izbie każdy wyciągał jedno źdźbło. Proste i gładkie oznaczało takież życie, skrzywione lub zgniecione, albo z tzw. „kolankami” życie pełne nieszczęść, chorób i problemów. Obserwowano też niebo - gwiaździste oznaczało, że kury będą się dobrze niosły. Dziewczęta wróżyły o zamążpójściu – wychodziły w tym celu przed dom i wołały: „ szczekaj pies, gdzie mój miły jest”. Ukochany miał pojawić się z kierunku, z którego dochodziło szczekanie psa. Inna wróżba polegała na tym, że dziewczyna obejmowała jak najszerzej rozpostartymi ramionami sztachety w płocie. Ilość parzysta oznaczała rychłe zamążpójście. Prezenty od Mikołaja Prezenty otrzymywały przede wszystkim dzieci. Nie były to kosztowne upominki. Najczęściej była to odzież, zabawki wykonane przez rodziców, czy sąsiadów lub krewnych. Na Mazurach przynosił je Mikołaj zwany tu Nikolusem lub Pikolusem, na Warmii „szemel” – biały koń konstrukcji podobnej do krakowskiego Lajkonika. „szemel” miał na szyi dzwonek, wewnątrz znajdował się człowiek ubrany na biało, w masce na twarzy i bibułkowej czapce na głowie. W ręce trzymał bat zakończony skórką z węgorza. „Szemmowi” towarzyszyli „słudzy”, ubrani na biało, w maskach i bibułkowych czapkach. Jeden z nich miał ze sobą koszyczek na dary – drobne pieniądze i żywność. „Szemel” biegał po domu i psocił. Najstarszy ze „sług” przepytywał dzieci z pacierza, oglądał zeszyty, pytał rodziców, czy dzieci były grzeczne, a następnie wręczał im prezenty. Rodzice odwzajemniali się drobnymi upominkami. Dziś trudno już orzec czy to przypadkowe podobieństwo, czy ślad kontaktów międzykulturowych, niemniej analogia jest zastanawiająca. Wierzenia skandynawskie mówią, że w okresie świąt Bożego Narodzenia wędruje po świecie Odyn – naczelny bóg Wikingów – z orszakiem sług. Wszyscy ubrani na biało jeżdżą na białych koniach, a w izbie ustawia się snopy owsa dla zdrożonych koni Odyna. Dusze przybyły… Noc wigilijna była nocą poświęconą duchom. W tę noc nie wygaszano ognia w piecu, by dusze mogły się ogrzać po drodze z zaświatów, przy piecu stawiano ławkę posypaną piaskiem, aby rano po śladach stwierdzić, kto z rodziny był z wizytą. Z resztek wieczerzy wigilijnej przygotowywano kolację dla duchów. O północy gospodarze szli do zabudowań, by podzielić się wieczerzą z inwentarzem. Istniało przekonanie, że w tę noc niektóre zwierzęta mówią ludzkim głosem, konkretnie te, których przodkowie byli w stajence betlejemskiej: bydło, owce, psy. Dar mowy otrzymały w podzięce za to, że swymi oddechami i ciałami ogrzewały nowonarodzonego Zbawiciela. Z wiarą w przybywanie na ziemię dusz zmarłych w okresie świąt Bożego Narodzenia związany był szereg zakazów. Nie wolno było rozwieszać prania na sznurach, bo dusze mogły się na tych sznurach powiesić, nie wolno było wylewać wody bezpośrednio za próg, aby nie oblać koszuli duszy wędrującej po podwórzu. Jeśli już istniała konieczność wylania wody należało najpierw powiedzieć: „uciekajcie wszystkie dusze, bo ja wodę wylać muszę”. Boże Narodzenie Na Warmii i Mazurach nie było zwyczaju chodzenia na pasterkę. Do kościoła udawano się rano 25. grudnia, na pierwszą mszę. W drugi dzień świąt Warmiacy zanosili do kościoła wino do poświęcenia, Mazurzy zaś piwo. W wigilię Nowego Roku napoje te mieszano z mąką i z powstałej masy lepiono figurki „nowolatka”. Były to przedstawienia zwierząt, ludzi, podobizny roślin. Okruchy „nowolatka” spożywali ludzie, dodawano je do paszy dla zwierząt i wsypywano między słomę, którą owijano drzewa w sadzie. „Nowolatko” miało zapewnić zdrowie, szczęście i powodzenie oraz płodność w nowym roku. W wigilię Nowego Roku gotowano też specjalna obrzędowa potrawę zwaną „breją” . Był to rodzaj polewki z żytniej mąki obficie okraszony. Spożywała ją cała rodzina wspólnie z jednej miski nawet wtedy, gdy już zwyczaj korzystania z jednego naczynia przy wspólnym posiłku zanikł. Wspólne spożywanie „brei” symbolizowało jedność i zgodę w rodzinie. Po skończonym posiłku ojciec rodziny wychodził przed dom i wołał głośno „ Po brei”, co oznaczało nadejście Nowego Roku. Z ciasta nowolatkowego sporządzano także podobiznę kołyski lub dziecka, różańca lub krzyżyka i pierścionka albo obrączki. Wróżono sobie następnie przykrywając te przedmioty talerzami. Wróżący musiał, oczywiście nie wiedząc co jest ukryte pod talerzem, wskazać jeden z nich. Dziecko lub kołyska oznaczało potomstwo, pierścionek lub obrączka ślub bądź zaręczyny, a krzyż albo różaniec staropanieństwo albo klasztor. Bawiono się ponadto w „chwytanie szczęścia” – uczestnik zabawy musiał z miednicy napełnionej wodą wyciągnąć ustami „szczęście”, czyli leżącą na dnie monetę. Przestrzegano też zwyczaju, by w nowym roku niczego nie pożyczać, bo „wynosi się szczęście z domu”. Pierwszy gość tego dnia powinien być mężczyzną. Przybycie jako pierwszej kobiety oznaczało nieszczęście. W pierwszy dzień świąt zaczynał się czas spotkań rodzinnych, spotkań z przyjaciółmi i zabaw. Zaczynali też chodzić po wsi przebierańcy, zwani „rogalami” (to od rogatych pączków, którymi ich częstowano). Rogale śpiewali kolędy, składali świąteczne życzenia, odgrywali historię króla Heroda i w improwizowanych rymach przymawiali się o datki m.in. takimi oto prośbami: Stompa pani, stompa, kluczykami brząka, Od komórki do sionki szuka noża do pieczonki, Oj dajcież nam świńskiego ciała, żeby się dusza wasza do nieba dostała. W skład grupy „rogali” wchodzili: bocian, koza, niedźwiedź, baba z koszem na datki, dziad z instrumentem muzycznym (np. harmonią czy skrzypcami) i - zależnie od fantazji organizatorów - inne postacie o charakterystycznym wyglądzie: kominiarz, żołnierz, Cygan, Żyd itp. Zawsze jednak w skład orszaku „rogali” wchodziły wymienione zwierzęta symbolizujące siły przyrody, które należało przebłagać, usposobić przychylnie, uprosić pomyślność. Niedźwiedź symbolizował wszystko to, co człowiekowi wrogie w przyrodzie, bocian wszystko co dobre, koza była symbolem płodności. Orszaki „rogali” wędrowały po wsi do Trzech Króli, by w południowej części regionu ustąpić miejsca innym kolędnikom. Byli to Trzej Królowie ubrani na biało, w barwnych płaszczach „złotych” koronach z cynfolii z szopką, gwiazdą i instrumentami muzycznymi. Czasem towarzyszył im anioł, diabeł i śmierć. Ci kolędnicy składali życzenia noworoczne i przedstawiali historie króla Heroda. Tym akcentem kończyły się Gody i rozpoczynał karnawał. Sory że o Mazurach też ale tylk to mi sie udało znaleźć Warmia i Mazury to od wieków teren pogranicza, co miało konsekwencje dla kultury ludowej tego regionu, jednoczącej w sobie elementy kulturowe bałtyjskie, słowiańskie i germańskie. Kultura ludowa Warmii i Mazur ma w związku z tym dość specyficzny charakter i różni się w wielu elementach od kultur regionalnych w pozostałych częściach Polski. Czas Godnych Świąt Czas pomiędzy wigilią a dniem Trzech Króli nosił tu nazwę Godów albo Godnych Świąt, oznaczającą czas uroczysty, świąteczny. Świętowanie rozpoczynało się z początkiem adwentu. W tym dniu splatano wieniec adwentowy z gałązek świerkowych, który umieszczano w paradnej izbie, czyli w najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniu. Ustawiany był na specjalnej drewnianej konstrukcji przypominającej formą czteroramienny żyrandol. Na ramionach tego „żyrandola” umieszczano cztery (najlepiej czerwone) świece, symbolizujące cztery tygodnie adwentu. Co tydzień zmieniały się wstążki, którymi ozdabiany był wieniec – w pierwszym tygodniu wstążki były czerwone, w drugim żółte, w trzecim srebrne, a w czwartym złote. Wieniec zdejmowany był w dniu Wigilii, kiedy do domu wnoszono choinkę. Ta pojawiła się na Warmii i Mazurach dość późno, bo dopiero na początku XX wieku. Wcześniej w czterech narożnikach izby stawiano cztery snopy zboża wszystkich uprawianych w gospodarstwie gatunków. Generalne porządki Podczas adwentu, podobnie jak i dziś, przeprowadzano generalne porządki w domu i zagrodzie, przygotowywano też zapasy żywności i paszy dla zwierząt, ponieważ w czasie Godów obowiązywał zakaz pracy, obwarowany sankcjami o charakterze magicznym. Nie wolno więc było prząść na kołowrotki, rżnąć sieczki i w ogóle wykonywać prac wymagających okrężnego ruchu, gdyż w przeciwnym razie mogły urodzić się cielęta z zaszytymi pyskami, w obejściu mogły się też pojawić wilki. Nie wolno było smażyć skwarków, bo to sprowadza wszy ani gotować grochu, bo to powoduje wrzody. Od kuchni W czasie adwentu pieczono pierniki. Jeśli słońce zachodziło w czerwonej łunie mawiano, że aniołki w niebie pieką pierniki, a łuna to odblask z anielskiego pieca. Wyrabiano ponadto marcepany, bez których, podobnie jak bez pierników, nie mogła się obyć wigilia na Warmii i Mazurach. Adwent był także czasem wykonywania ozdób choinkowych z kolorowego papieru, bibuły, słomy, nasion różnych roślin. Oprócz tych ozdób na choince zawieszano jabłka, cukierki i orzechy. Mniej więcej tydzień przed wigilią w Olsztynie i innych większych miastach regionu odbywały się wielkie jarmarki godowe, na których czyniono ostatnie zakupy. Jeśli w domu były dzieci wracający z jarmarku ojciec „gubił” jabłka, cukierki, czy pomarańcze, które dzieci zbierały. Na Mazurach w dniu wigilii rano w kościele odbywała się Jutrznia na Gody - widowisko o treści religijnej, rodzaj jasełek połączony ze śpiewaniem kolęd w wykonaniu ubranych na biało dzieci. Wigilia Do stołu zasiadano, gdy wzeszła pierwsza gwiazda. Warmińsko-mazurski stół wigilijny różnił się znacznie od ogólnopolskiego. Nie było tu zwyczaju wkładania sianka pod obrus, łamania się opłatkiem, dwunastu potraw, a kolacja nie była postna. Na stole stawiano pieczoną gęś, kiełbasy drobiowe, chleb pieczony w szerokich, prostokątnych formach i smarowany po wierzchu rozmąconym jajkiem, aby miał lśniącą skórkę oraz różne ciasta, w tym koniecznie pierniki, marcepany i fafernuchy – rodzaj pierników przyprawionych pieprzem spożywanych jako zakąska do piwa. Pod choinką lub przed każdym z biesiadników stał talerz napełniony jabłkami, jabłkami zamożniejszych pomarańczami, cukierkami, orzechami i ciastem. Wróżby Po kolacji rozpoczynały się wróżby: matrymonialne, o losie, urodzajach i pogodzie. Ze snopa słomy stojącego w izbie każdy wyciągał jedno źdźbło. Proste i gładkie oznaczało takież życie, skrzywione lub zgniecione, albo z tzw. „kolankami” życie pełne nieszczęść, chorób i problemów. Obserwowano też niebo - gwiaździste oznaczało, że kury będą się dobrze niosły. Dziewczęta wróżyły o zamążpójściu – wychodziły w tym celu przed dom i wołały: „ szczekaj pies, gdzie mój miły jest”. Ukochany miał pojawić się z kierunku, z którego dochodziło szczekanie psa. Inna wróżba polegała na tym, że dziewczyna obejmowała jak najszerzej rozpostartymi ramionami sztachety w płocie. Ilość parzysta oznaczała rychłe zamążpójście. Prezenty od Mikołaja Prezenty otrzymywały przede wszystkim dzieci. Nie były to kosztowne upominki. Najczęściej była to odzież, zabawki wykonane przez rodziców, czy sąsiadów lub krewnych. Na Mazurach przynosił je Mikołaj zwany tu Nikolusem lub Pikolusem, na Warmii „szemel” – biały koń konstrukcji podobnej do krakowskiego Lajkonika. „szemel” miał na szyi dzwonek, wewnątrz znajdował się człowiek ubrany na biało, w masce na twarzy i bibułkowej czapce na głowie. W ręce trzymał bat zakończony skórką z węgorza. „Szemmowi” towarzyszyli „słudzy”, ubrani na biało, w maskach i bibułkowych czapkach. Jeden z nich miał ze sobą koszyczek na dary – drobne pieniądze i żywność. „Szemel” biegał po domu i psocił. Najstarszy ze „sług” przepytywał dzieci z pacierza, oglądał zeszyty, pytał rodziców, czy dzieci były grzeczne, a następnie wręczał im prezenty. Rodzice odwzajemniali się drobnymi upominkami. Dziś trudno już orzec czy to przypadkowe podobieństwo, czy ślad kontaktów międzykulturowych, niemniej analogia jest zastanawiająca. Wierzenia skandynawskie mówią, że w okresie świąt Bożego Narodzenia wędruje po świecie Odyn – naczelny bóg Wikingów – z orszakiem sług. Wszyscy ubrani na biało jeżdżą na białych koniach, a w izbie ustawia się snopy owsa dla zdrożonych koni Odyna. Dusze przybyły… Noc wigilijna była nocą poświęconą duchom. W tę noc nie wygaszano ognia w piecu, by dusze mogły się ogrzać po drodze z zaświatów, przy piecu stawiano ławkę posypaną piaskiem, aby rano po śladach stwierdzić, kto z rodziny był z wizytą. Z resztek wieczerzy wigilijnej przygotowywano kolację dla duchów. O północy gospodarze szli do zabudowań, by podzielić się wieczerzą z inwentarzem. Istniało przekonanie, że w tę noc niektóre zwierzęta mówią ludzkim głosem, konkretnie te, których przodkowie byli w stajence betlejemskiej: bydło, owce, psy. Dar mowy otrzymały w podzięce za to, że swymi oddechami i ciałami ogrzewały nowonarodzonego Zbawiciela. Z wiarą w przybywanie na ziemię dusz zmarłych w okresie świąt Bożego Narodzenia związany był szereg zakazów. Nie wolno było rozwieszać prania na sznurach, bo dusze mogły się na tych sznurach powiesić, nie wolno było wylewać wody bezpośrednio za próg, aby nie oblać koszuli duszy wędrującej po podwórzu. Jeśli już istniała konieczność wylania wody należało najpierw powiedzieć: „uciekajcie wszystkie dusze, bo ja wodę wylać muszę”. Boże Narodzenie Na Warmii i Mazurach nie było zwyczaju chodzenia na pasterkę. Do kościoła udawano się rano 25. grudnia, na pierwszą mszę. W drugi dzień świąt Warmiacy zanosili do kościoła wino do poświęcenia, Mazurzy zaś piwo. W wigilię Nowego Roku napoje te mieszano z mąką i z powstałej masy lepiono figurki „nowolatka”. Były to przedstawienia zwierząt, ludzi, podobizny roślin. Okruchy „nowolatka” spożywali ludzie, dodawano je do paszy dla zwierząt i wsypywano między słomę, którą owijano drzewa w sadzie. „Nowolatko” miało zapewnić zdrowie, szczęście i powodzenie oraz płodność w nowym roku. W wigilię Nowego Roku gotowano też specjalna obrzędowa potrawę zwaną „breją” . Był to rodzaj polewki z żytniej mąki obficie okraszony. Spożywała ją cała rodzina wspólnie z jednej miski nawet wtedy, gdy już zwyczaj korzystania z jednego naczynia przy wspólnym posiłku zanikł. Wspólne spożywanie „brei” symbolizowało jedność i zgodę w rodzinie. Po skończonym posiłku ojciec rodziny wychodził przed dom i wołał głośno „ Po brei”, co oznaczało nadejście Nowego Roku. Z ciasta nowolatkowego sporządzano także podobiznę kołyski lub dziecka, różańca lub krzyżyka i pierścionka albo obrączki. Wróżono sobie następnie przykrywając te przedmioty talerzami. Wróżący musiał, oczywiście nie wiedząc co jest ukryte pod talerzem, wskazać jeden z nich. Dziecko lub kołyska oznaczało potomstwo, pierścionek lub obrączka ślub bądź zaręczyny, a krzyż albo różaniec staropanieństwo albo klasztor. Bawiono się ponadto w „chwytanie szczęścia” – uczestnik zabawy musiał z miednicy napełnionej wodą wyciągnąć ustami „szczęście”, czyli leżącą na dnie monetę. Przestrzegano też zwyczaju, by w nowym roku niczego nie pożyczać, bo „wynosi się szczęście z domu”. Pierwszy gość tego dnia powinien być mężczyzną. Przybycie jako pierwszej kobiety oznaczało nieszczęście. W pierwszy dzień świąt zaczynał się czas spotkań rodzinnych, spotkań z przyjaciółmi i zabaw. Zaczynali też chodzić po wsi przebierańcy, zwani „rogalami” (to od rogatych pączków, którymi ich częstowano). Rogale śpiewali kolędy, składali świąteczne życzenia, odgrywali historię króla Heroda i w improwizowanych rymach przymawiali się o datki m.in. takimi oto prośbami: Stompa pani, stompa, kluczykami brząka, Od komórki do sionki szuka noża do pieczonki, Oj dajcież nam świńskiego ciała, żeby się dusza wasza do nieba dostała. W skład grupy „rogali” wchodzili: bocian, koza, niedźwiedź, baba z koszem na datki, dziad z instrumentem muzycznym (np. harmonią czy skrzypcami) i - zależnie od fantazji organizatorów - inne postacie o charakterystycznym wyglądzie: kominiarz, żołnierz, Cygan, Żyd itp. Zawsze jednak w skład orszaku „rogali” wchodziły wymienione zwierzęta symbolizujące siły przyrody, które należało przebłagać, usposobić przychylnie, uprosić pomyślność. Niedźwiedź symbolizował wszystko to, co człowiekowi wrogie w przyrodzie, bocian wszystko co dobre, koza była symbolem płodności. Orszaki „rogali” wędrowały po wsi do Trzech Króli, by w południowej części regionu ustąpić miejsca innym kolędnikom. Byli to Trzej Królowie ubrani na biało, w barwnych płaszczach „złotych” koronach z cynfolii z szopką, gwiazdą i instrumentami muzycznymi. Czasem towarzyszył im anioł, diabeł i śmierć. Ci kolędnicy składali życzenia noworoczne i przedstawiali historie króla Heroda. Tym akcentem kończyły się Gody i rozpoczynał karnawał. Sory że o Mazurach też zle tylko to mi sie udAŁO ZNALEŹĆ
Opisz bożonarodzeniowe zwyczaje Warmii
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź