napisz z gazety katolickiej krótki i ciekawy artykul

napisz z gazety katolickiej krótki i ciekawy artykul
Odpowiedź

Słowo na Wielki Post 22 lutego 2012 r. Panie, Ty wszystko wiesz… fot. Archiwum „Nie mam złota i srebra, ale co mam, to ci daję… ” mówił św. Piotr do człowieka chromego, który żebrał w bramie świątyni. Największym skarbem apostoła był Jezus. Wielki Rybak chciał się Nim dzielić ze wszystkimi.   Św. Piotr to kolejna osoba, która patrzyła na cierpiącego Jezusa. Zabrakło go przy krzyżu, ale w tych trudnych chwilach, na pewno gdzieś z ukrycia obserwował swojego Nauczyciela. Był niezwykle barwną i ciekawą postacią. Mówią o nim ewangelie i Dzieje Apostolskie. Razem ze św. Pawłem z Tarsu uznawani są za filary Kościoła. Uważniejsza lektura fragmentów Pisma św., mówiących o tym apostole, pokaże, iż był on człowiekiem szczerym, prostodusznym i oddanym swemu Mistrzowi. Zawsze mówił to, co myślał, niczego nie komplikował i nie roztrząsał. Jeśli się pomylił, szybko naprawiał swój błąd. Jak każdy z nas, miał wady i ludzkie ułomności, ale posiadał też wielkie pragnienie Boga. Jego życie miało przedziwny tor. Dzięki łasce, ze zwykłego rybaka, stał się rybakiem ludzi. Galilejski start Św. Piotr mimo że pracował na wodzie, był jak ogień. Zawsze szybki, gwałtowny i porywczy. Na słowa Jezusa reagował żywo i dobitnie. Czasami wydawało się, że szybciej mówił niż myślał. W jego wypowiedziach było jednak dużo żarliwości i zapału. Kierował się dobrymi intencjami, chociaż czasami wszystko wychodziło na opak. Zadziwiającym był już sam fakt, że on, prosty rybak przyzwyczajony do ciężkiej, fizycznej pracy, tak zwyczajnie zostawił swoje sieci, porzucił łódź i poszedł za człowiekiem, który powiedział tylko: „pójdź za Mną”. Nad Jeziorem Galilejskim zaczął się najważniejszy etap jego życia. Potem patrzył na cuda i zapewne dziwił się temu, co czyni Jezus. Prawo miłości i przebaczenia zostało wprowadzone w czyn. Dostrzegł, że Nauczyciel z Nazaretu nie poucza i nie narzuca przykazań, jak uczeni w Piśmie. Na własne oczy zobaczył, że Jego słowa mają moc. Szybko przekonał się do Dobrej Nowiny i do Tego, który ją głosił. Zawsze pierwszy Patrząc na św. Piotra wydaje się, że zawsze w pewien sposób wychodził przed szereg. Nie robił tego z powodu pychy. Kiedy zobaczył Jezusa chodzącego po wodzie, prosił, by on również mógł przejść po jeziorze. Kiedy Chrystus pytał uczniów za kogo Go uważają, znów zgłosił się jako pierwszy. Jego „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” było naturalne i spontaniczne. Podczas ostatniej wieczerzy wzbraniał się, by Jego Nauczyciel umył mu nogi. Kiedy usłyszał uzasadnienie, chciał wykąpać się cały. Także w Ogrodzie Oliwnym nie namyślał się zbyt długo, obcinając ucho dla sługi arcykapłana. Kiedy usłyszał wieść o zmartwychwstaniu Nauczyciela, mimo dojrzałego wieku, pobiegł do grobu. W kroczeniu za Jezusem był trochę jak dziecko: naiwny, spontaniczny, niczym nie skrępowany, ale też bardzo ufny. Pęknięta skała Trzykrotne zaparcie się Jezusa było dla Piotra czymś strasznym. Dlaczego powiedział, że nie zna Chrystusa? Mówią, że powodował nim strach. Wierzył słowom Jezusa, ale nie przyjmował do wiadomości, że zapowiedź męki stanie się rzeczywistością. Aresztowanie Mistrza przerosło go. Pianie koguta było budzikiem dla jego sumienia. Być może to właśnie gorzki płacz i poczucie ogromnego żalu za to, co zrobił nie pozwoliły mu pójść pod krzyż. Piotr przeżywał swój grzech w ukryciu. Wyszedł, kiedy zabrakło łez. Tam, na dziedzińcu u Piłata pękła skała, na której miał być zbudowany Kościół. W całość połączyła ją na nowo łaska Boża i żal apostoła. W tym miejscu warto też wspomnieć wcześniejszy cudowny połów ryb. Kiedy doświadczony rybak zobaczył, że jest świadkiem nadzwyczajnej sytuacji, powiedział: „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5,8). Potem, kiedy Jezus pytał, czy chcą od Niego odejść, znów odezwał się jako pierwszy. „Panie, do kogo pójdziemy. Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,69). Piotr był prawdziwą skałą. Nie zwątpił w Jezusa i nie poddał się rozpaczy. Nauczyciel „pozbierał go w całość” i mimo jego winy, powierzył wielkie zadanie. Apostoł wypełnił je do końca. Jak mówi tradycja, umarł na krzyżu zawieszony głową w dół. Nie czuł się godny umierać tak, jak jego Mistrz. Z kluczem do nieba Ten Boży klucznik daje dziś klucz do naszego życia. Przypomina, że Jezus kocha tych, którzy chcą Go słuchać i przy Nim trwać. Z miłością patrzy na każdego grzesznika, który się nawraca i błogosławi mu. Tylko Chrystus może pozbierać nasze rozpadające się życie i uleczyć pęknięcia na duszy. Współczesny świat pyta nas w ten sam sposób, w jaki Piotra pytała służąca: „Czy i ty jesteś jednym z nich?” (Łk 22,58). Dziś nikt nawet nie oczekuje odpowiedzi. W tym zapytaniu widać przede wszystkim oskarżenie, ośmieszenie i drwinę. Może jednak warto byłoby się nad nim zastanowić? Czy naprawdę jestem chrześcijaninem? Co o tym świadczy? Czy czuję dumę z tego, że jestem wyznawcą Chrystusa? Piotr uczy, jak być pokornym, jak się nawracać i żałować za grzechy. Także dziś woła, że „Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi” ( Dz 5,29). W jego ustach nie był to tylko frazes. Wiedział, co mówi. Dał temu świadectwo nie tylko przed Sanhedrynem. Apokryf „Dzieje Piotra” przywołuje zdarzenie z Rzymu. Kiedy apostoł, namówiony przez tamtejszych chrześcijan, opuszczał pogrążone w prześladowaniach Wieczne Miasto, spotkał Jezusa. Gdy spytał Mistrza, dokąd idzie, usłyszał: „Idę do Rzymu, by ukrzyżowano Mnie po raz drugi”. Piotr zawrócił z drogi i zaraz potem oddał życie za Chrystusa. Takiej odwagi i wiary życzę sobie i wszystkim Czytelnikom. MOIM ZDANIEM Ks. Mateusz Gomółka - wikariusz parafii Rossosz   Każdy człowiek ma w swoim życiu sytuacje, które wyciskają piętno na jego osobowości. Takich wydarzeń nie da się łatwo zapomnieć. Słowa, które św. Piotr wypowiedział na dziedzińcu najwyższego kapłana, w czasie gdy Żydzi sądzili Mesjasza, na pewno pozostały w jego sercu. Często zadajemy sobie pytania: „Jak można powiedzieć, że nie zna się człowieka, za którym chodziło się przez trzy lata?”, „Jak można powiedzieć, że nie zna się osoby, którą jawnie nazywało się Mesjaszem i która dokonywała tak wielkich znaków?”. A może Piotr wcale nie skłamał…? On naprawdę nie znał Tego Człowieka. Święty Piotr zapamiętał Jezusa, jako Kogoś, kto czynił cuda, wypędzał złe duchy i zamykał usta uczonym w Piśmie i faryzeuszom. Apostoł nie znał Jezusa cierpiącego, oplutego, wyśmianego i poniżonego. Nie rozumiał, że właśnie z tego wszystkiego płynie najważniejsza nauka Chrystusa i Jego największe przesłanie. Męka i śmierć Syna Bożego były i są najcenniejszym darem dla każdego człowieka. Piotr, w odróżnieniu do Judasza, nie poddał się i dalej trwał we wspólnocie uczniów. Myślę, że zamiast własnych słów „Nie znam Tego Człowieka” bardziej zapamiętał jednak późniejszą prośbę swego Mistrza „paś owce moje”.   Agnieszka Wawryniuk

3 maja odcisnął piętno w historii Kościoła katolickiego Dziś 94. rocznica objawień Najświętszej Marii Panny w Fatimie i 30. zamachu na błogosławionego papieża Jana Pawła II. W takim dniu, wspominam moją pielgrzymkę do Fatimy, w którą się udałam w ubiegłym roku na zaproszenie Instytutu Piotra Skargi. Było to dla mnie wielkie przeżycie i ciekawa przygoda. Chciałabym teraz podzielić się z Tobą kilkoma spostrzeżeniami, które dotyczą kondycji współczesnego człowieka, jego podejścia do Boga. Podzielę się również moim zachwytem nad tamtejszą architekturą i przyrodą. Pierwsza nieprzyjemna sytuacja spotkała mnie już na lotnisku w Balicach. Panowie celnicy, przymusili mnie do zdjęcia butów, na moje pytanie po co? Ciężko się je odpina, nie chcę. Odpowiedzieli groźnie, żebym nie dyskutowała i je zdjęła, a poza tym, co ja sobie wyobrażam, mogę w butach ukrywać nóż, potem sterroryzować załogę samolotu. Zrobiłam oczy jak spodki, ja, mam być terrorystką? I w bucikach numer 37 ukrywać bagnet, żeby potem się włamać do kabiny pilotów itd… Chyba panowie za dużo czytali Hitchcocka albo Suworowa! Ale, cóż zrobić, witajcie w krainie absurdu, czy jak kto woli w Unii. Dałam się puścić w skarpetkach! Podróż samolotem ciężko, ale przeżyłam. Na lotnisku w Lizbonie panował niesłychany ruch i ogólny chaos, pilnowałam więc pana przewodnika, jak niepodległości. Myślę, że Portugalia jest ciekawym i pięknym krajem, odnoszę takie wrażenie, bo do głębszych przemyśleń potrzebny jest czas, a my mieliśmy trzy dni… Doprawdy byliśmy ostrą konkurencją dla japońskich turystów! Kraj jest jakby na pograniczu dwóch światów przyrody, palmy i olbrzymie yukkii, obok dobrze nam znanych sosen, z jakąż zazdrością spoglądałam na przepiękne, wszędobylskie, kwitnące oleandry, podczas gdy ja muszę na nie dmuchać, chuchać, chować na zimę. Zachwyciła mnie również olbrzymia różnorodność ludzi. Na ulicach Lizbony spotkać można czarnego, metysa, białego, wszyscy przyjaźni wobec siebie, rozgadani, może zbyt hałaśliwi. Myślę, że jest to pozostałość po wielkiej kolonialnej przeszłości Portugalii.   Wieczorem dojechaliśmy wreszcie do Fatimy. Pierwsze kroki skierowałam do sanktuarium. Wchodzę na słynny Plac przed Bazyliką i dosłownie zwaliło mnie z nóg! Boże, a cóż to za Krzyż?! Wybijający się ponad drzewa, wielki i szkaradny! Naprawdę, brzydszej rzeczy w życiu nie widziałam… Krzyż, który przedstawia Pana naszego, wijącego się jak, nie przymierzając, modliszka jakaś, albo szarańcza. Ohyda, jeszcze raz ohyda! Ze smutkiem pomyślałam, że takie nowoczesne rzeźby tworzą wrogowie Kościoła. Innego wytłumaczenia nie mam. Starożytny poganin, Seneka, powiadał, że wszelka sztuka naśladuje naturę. Jaką naturę naśladuje ta postać pokręcona na wielkim krzyżu?! Bo na pewno nie Pana naszego Jezusa Chrystusa…Za każdym razem idąc do kościoła i mijając ten krzyż, cierpiałam okrutnie, nie mogąc ominąć go, ani udawać też, że nie zauważam. Zapytywałam Chrystusa, czy my chrześcijanie, podobnie jak Ty, Panie, jesteśmy postrzegani, jako współczesna szarańcza tego świata?! Dokuczliwa i zbędna!? Nasza pierwsza Msza była przygotowana w nowej świątyni, usytuowanej naprzeciw starej Bazyliki. O tej nowoczesnej budowli, można powiedzieć jedno-funkcjonalna. I nic więcej! Zbudowana na wzór masońskich budowli, na bazie koła, niska, bez okien. Dziwna to świątynia, do której wchodzi się schodami w dół, jak do katakumb, albo stacji metra, jak kto woli. W środku, bardzo ascetyczna, bez bogatej symboliki, jedynie Krzyż pośrodku ( ale bez Pasyjki ) z boku, nieduża figura Matki Bożej. Jakże odmienna od wielkich i przepięknych katedr gotyckich.   Idąc do grobów Pastuszków mijałam paskudny żłóbek, z brzydkimi postaciami, malutki Jezus o twarzy starego, brzydkiego człowieka, przy nim jakieś tury, czy inna rogacizna. U stóp wejścia do bazyliki, był przygotowany ołtarz dla Papieża z okazji Jego Pielgrzymki do Fatimy. Stojąc i patrząc na plac, na ten paskudny krzyż, żłóbek, myślałam sobie, że mój papież chyba będzie cierpiał. Ktoś, kiedyś złośliwie napisał, że “Modernista jest to chłopak, który wszystko widzi na opak” Celność tego spostrzeżenia doświadczyłam w Fatimie. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego nowe musi, ale to musi, być szkaradne?! Jaka jest kondycja duszy współczesnego człowieka, skoro nie potrafi już rozpoznać Piękna, Prawdy i Dobra? Niezapomniana była Droga Krzyżowa w miejscach Objawień. Myśl, że stoję w miejscu, w którym ukazał się Anioł Fatimski była szczególnie wzruszająca. Ostatni dzień był najpiękniejszy, gdyż uczestniczyliśmy we Mszy świętej, odprawionej dla Polaków i Polonii, w Kaplicy Objawień. Przeżycie wielkie. I rozczarowanie. Szczególnie podczas Komunii, z wielkim żalem i niesmakiem obserwowałam ludzi przyjmujących Ciało Chrystusa do ręki z niejakim lekceważeniem. Uderzało to szczególnie, widząc ten sposób przyjmowania Komunii przez osoby konsekrowane, siostry zakonne. Smutne to wszystko i niepokojące, zatraciliśmy cześć dla Boga, nie liczmy więc na szacunek wobec siebie nawzajem.   Jakże odmienne uczucia estetyczne towarzyszyły mi w niedalekiej Bathalii i Alcobana. Zwiedzaliśmy klasztory, w których przebywało nawet do kilkuset zakonników. niestety, dziś już nieczynne. Budowle te są okazałe i piękne. Cudny gotyk, z koronkowymi zdobieniami, naleciałością dawnej kultury i obecności arabskiej. Jak na kobietkę przystało, najbardziej zachwyciła mnie dawna kuchnia, jakież ciekawe rozwiązania architektoniczne, stały dostęp do bieżącej wody! A mówimy o czasach średniowiecza. Zwiedzając takie cudowne budowle odczuwałam żal za minionym, zapewne pięknym światem, w którym wszystko odnosiło się do Boga, dlatego cechował go utracony dziś ład. Żal, że to, co pokolenia budowały dla Boga i ludzi, dziś stoi bezużyteczne i opuszczone. Odwiedzając kolejne piękne świątynie, w niewielu już spotykaliśmy Pana Jezusa, w Najświętszym Sakramencie. Było to dla nas, wychowanych w świecie z Bogiem, dość trudne doświadczenie. Wchodząc do świątyń, najpierw klękaliśmy i nie bardzo wiedzieliśmy jak się zachować, bo spacerować po kościele nie bardzo wypada. Dopiero nasz opiekun, zakonnik, informował nas, że tutaj nie ma Najświętszego Sakramentu, wówczas jakoś lżej zwiedzać. Ale plącze się bezustannie ta myśl; Panie, stąd również Cię przepędzili!? Trudny jest ten świat bez Boga. I tak przez te kilka dni zobaczyłam inny, osierocony świat. Przekonałam się również, że współczesna cywilizacja, może poza techniką niewiele ma do zaoferowania. Ludzie w nieustannej pogoni, chaos, korki, za czym to wszystko? Jakże celnie opisał to zjawisko Nikolas Davilla, mówiąc, że współczesna cywilizacja przypomina pałac, do którego wdarła się kudłata zgraja. Oj, tak! Zastanawiałam się, czy Polacy również dążą do takiego modelu życia? Szybkiego, byle jakiego, bezsensownego, bo bez Boga i wartości z Nim związanych. Przyznam, że z niejaką ulgą wracałam do swojej Polski, biednej, poniżanej, ale jeszcze żyjącej w przyjaźni z Panem Bogiem. Wracając myślałam, jak ja kocham ludzi, śpiewających godzinki, odmawiających różaniec, chodzących na majowe. Uświadomiłam sobie, że uwielbiam wręcz widok małej, przydrożnej kapliczki. Poza tym, przebywając w Fatimie, nie miałam przyjemności spotkać kapłana w sutannie, choć jest to miejsce wielu pielgrzymek. Niestety, strój funkcjonalny i wygodny wygrał w tym wypadku ze strojem godnym.   Z prawdziwą przyjemnością pozdrowiłam pierwszego kapłana spieszącego na poranną Mszę Świętą. Och, jak dobrze, że jestem u siebie! Poszłam na Wawel, tam gorąco prosiłam św. Stanisława, aby ustrzegł nas przed takim wielkim światem, bo on ani nie wielki, ani nie fajny, tylko pusty, bezsensowny i spoganiały! Moja radość była tym większa, iż trafiłam na Mszę łacińską w Nadzwyczajnym Rycie Rzymskim, odprawioną przez x Wojciecha Grygiela. Msza ta jest moją nową miłością, odkryłam Jej piękno, interesując się bliżej dokumentem papieskim Summorum Pontyfikum. Wówczas, zachęcona przez przyjaciół, po raz pierwszy uczestniczyłam we Mszy Świętej Wszechczasów.. A że Pan Bóg ma wobec każdego z nas swoje zamierzenia i czyni to w sposób doskonały i niekiedy z wielkim poczuciem humoru, moja pierwsza Msza odbyła się w Wałbrzychu, a była to uroczysta Msza Koronacyjna Mozarta. Przyznaję, Pan Bóg ustrzelił mnie z dwururki! Jestem Mu za to bardzo wdzięczna! Deo Gratias. Pozdrawiam Autor: Marianna

Dodaj swoją odpowiedź