Świat jest wielki, a my chcemy nie tylko objechać go dookoła, ale poznać i przeżyć. Wydarzyło się podczas prawie pięcioletniej podróży tyle, że aby to opowiedzieć trzeba by napisać grubą książkę. Teraz tylko pokrótce. O tym, że nasz podróżniczy Duch Opiekuńczy wylądował w Nowym Jorku razem z nami dowiedzieliśmy się, kiedy to pierwszej nocy na nowym kontynencie spotkaliśmy Ellen i Eddiego, którzy zaprosili nas do siebie, tak że nie musieliśmy nocować w Central Parku. Będąc w Kanadzie jednym z najdłuższych stopów od Wielkich Jezior prawie do Pacyfiku, przemierzyliśmy kontynent. Odetchnąwszy trochę u rodziny Kingi w Vancouver, obudziliśmy się jednego poranka z marzeniem odwiedzenia północy. Myśląc "Yukon", wylądowaliśmy na... Alasce. Po całym dniu i połowie nocy oczekiwania na stopa na ośnieżonej "Alaska Highway" (listopad!) zatrzymał nam się odpowiedni człowiek. Colin przewiózł nas przez kilka tysięcy kilometrów, do Anchorage. Tam przytrafiło nam się jedno z najwspanialszych doświadczeń autostopowych, a raczej nie "auto", bo zatrzymaliśmy na stopa... samolot. Lot ponad górami, przystanek koło lodowca... Potem wzdłuż wybrzeża, tam gdzie cieplej - do Kalifornii. Tu, przez kilka miesięcy, zasmakowaliśmy życia w jednym miejscu, pracując i oszczędzając aby dać naszym marzeniom możliwość spełnienia. Kiedy nadszedł odpowiedni czas, znowu spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę. Przegraliśmy 10 dolarów w Las Vegas, zeszliśmy na sam dół Wielkiego Kanionu, odwiedziliśmy niesamowite parki narodowe w pięknym stanie Utah, wędrowaliśmy kilka dni po Appalachian Trail, przez Smoky Mountains, odwiedziliśmy muzea w Washington D.C., farmy Amiszów w Pennsylwani oraz spotkanie Rainbow. Przez wszystkie kraje Ameryki Środkowej dotarliśmy do Panamy. Tam droga się kończy. Łódź Indian Kuna zabrała nas i wysadziła na małej wysepce z archipelagu San Blas, gdzie mieszkając w chatce z indiańską rodzinką oczekiwaliśmy na jakąkolwiek łódź w stronę Kolumbii. Każdego dnia mówili ludzie, że przypłynie "jutro". Po dziesięciu dniach zaokrętowaliśmy się na kolumbijskim stateczku, nie wiedząc z kim płyniemy. "Kontrabanditos", jak ich tu nazywają, wysadzili nas wraz z całym przemycanym towarem w środku nocy na nieznanej plaży u kolumbijskiego wybrzeża.
muszę napisać plan podróży dookoła świata na przyrodę
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź