Opowiadanie zadanie nr.3 W naszym kraju święto Halloween nie jest jeszcze tak bardzo popularne jak na przykład w Stanach Zjednoczonych , ale już teraz coraz częściej dzieci i młodzież chętnie uczestniczą w tej wesołej maskaradzie. W związku ze zbliżającym sie dniem Święta Zmarłych postanowiliśmy z grupką przyjaciół przygotować do tego dnia odpowiednie stroje. Kasia z kartonów zrobiła maskę wampira , Bartek przebrał się za kościotrupa, Robert miał na sobie czarny płaszcz i maskę diabła , a ja specjalnie na te okazję uszyłam z pomarańczowego materiału wielką dynię z dużymi otworami na oczy i nos.Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani , ponieważ nie wiedzieliśmy czego w tym roku możemy się spodziewać. Mieszkańcy róznie reagowali na nasz widok. Jedni byli przychylnie nastawieni i tu była większość, natomiast nieliczni zamykali przed nami drzwi swoich mieszkań, mówiąc, że to święto jest nikomu niepotrzebne. Jednak nasza grupka była optymistami, więc niespecjalnie przejmowaliśmy się krytycznymi uwagami, które czasami docierały do nas i zawsze odwiedzaliśmy nawet tych , którzy nie byli nam przychylni. Liczyliśmy w duchu na to, iż ci ludzie zmienią kiedyś swoje nastawienie do tego święta. Jeszcze przed wyruszeniem kilka razy przećwiczyliśmy tekst, który mieliśmy zaprezentować przed mieszkańcami. Niestety , ale Bartek bez przerwy się jąkał i zapominał swojej wyuczonej formułki. W końcu nie mogliśmy w nieskończoność ćwiczyć tekstu, więc zdecydowaliśmy, że nadszedł juz czas , by pokazać ludziom naszą kreatywność i poczucie humoru. Tak przygotowani ruszyliśmy na spotkanie z mieszkańcami wsi Łapki. Pierwszą rodziną którą odwiedziliśmy byli państwo Grzelkowie. Pan Paweł otworzyl drzwi, a my natychmiast recytowaliśmy swój tekst. Kasia bardzo ładnie mówiła, natomiast Bartek straszył pana Pawła podnosząc w górę ręcę i robiąc potworne miny. Sąsiad udawał, że jest przerażony widokiem Bartka i zakrywał twarz jakby chcąc się ochronić przed takim makabrycznym widokiem. Za chwilkę, za panem Pawłem, pojawiła się reszta rodziny- żona pana Pawła- Danuta i dwójka ich dzieci bliźniaków. Dzieci piszczały wniebogłosy, zachwycone naszymi strojami, pies szczekał jak oszalały, a my nie słyszeliśmy w tym harmiderze własnych myśli. Rodzinka Grzelków dała nam sporo pieniążków, więc zadowoleni ruszyliśmy dalej machając im na pożegnanie ręką kościotrupa. Kolejnym sąsiadem był starszy pan , który w okolicy uchodził za człowieka bardzo nerwowego. Zastanawialiśmy się czy powinniśmy zapukać do jego drzwi. Nie wiedzielismy jaka będzie jego reakcja. Po chwili namysłu doszliśmy do wniosku, że jednak zaryzykujemy. Chłopcy stali z przodu , a my nieco z tyłu w razie gdybyśmy musieli uciekać przed krewkim sąsiadem. Robert odwrócił się do nas i dał znak , ze będzie pukał do jego drzwi. Staliśmy juz nieco zniecierpliwieni, poniewaz nikt się w nich nie pojawiał, kiedy już mieliśmy odchodzić w drzwiach pojawił się pan Edek. Chyba musiał się zdrzemnąć, a my mu w tym przeszkodziliśmy, ponieważ jego włosy sterczały na wszystkie strony i naprawdę można się go było przestraszyć w nocy. Sąsiad krzyczał, zebyśmy się wynosili z jego podwórka, bo nas poszczuje psami i mamy nie przychodzić do niego, bo on sobie tego nie życzy. W takim przypadku nie mieliśmy innego wyjścia jak tylko szybko opuścić jego podwórko,ale jeszcze na koniec pogłaskaliśmy jego psy , które przyjażnie machały do nas ogonkiem. Przed nami było jeszcze sporo rodzin, więc mimo awanturniczego sąsiada nie zraziliśmy się wcale i odwiedzaiśmy innych mieszkańców. Ludzie przyjmowali nas życzliwie kiedy straszyliśmy ich w progu mieszkania. Mieszkańcy obdarowywali nas cukierkami i owocami. Niektórzy chwalili naszą pomysłowość dotyczacą strojów inni pytali czy mogą dołączyć do naszej grupy, aby wspólnie się bawić. Z torbą pełną słodyczy ruszyliśmy w stronę ostatniej chałupy, która znajdowała się na końcu wsi. Mieszkała tam starsza pani Gienia, która nie była entuzjastką tego rodzaju zabaw. W zeszłym roku staruszka przyjęła nas chłodno, więc w tym roku spodziewaliśmy się podobnej reakcji. Było już ciemno , więc szlismy prawie po omacku, przedzierając się przez gęste krzaki. Szliśmy na skróty, dlatego droga nie była usłana rózami. Raptownie usłyszeliśmy krzyk Roberta i ten zapadł się pod ziemię . Nie wiedzielismy co się stało, wpadlismy w panikę i obijalismy się jeden o drugiego. Już czułam , ze guz rośnie mi na czole, ale nie przejęłam się tym , bo martwilo mnie zniknięcie Roberta. Wołaliśmy go pytając gdzie się znajduje, ale wszędzie panowała głucha cisza. Wreszcie usłyszelismy cichy ,proszący o pomoc głos kolegi. Krzyczał, że jest w jakimś dole. Idąc za głosem kolegi dotarliśmy do miejsca gdzie się znajdował. Dół byl ogromny i zastanawialiśmy się jak wyciągniemy z niego kolegę. Bartek znalazł jakąś wielką gałąż i tym sposobem udało nam się wyciągnąć Roberta. Wszyscy odetchnęlismy z ulgą. Koledze nic się nie stało,poza tym, ze trochę sie wystraszył. Postanowiliśmy kontynuować naszą podróż do ostatniego mieszkańca wsi. Trochę ubrudzeni ziemią dotarliśmy w końcu pod dom pani Gieni. Kilka razy stukalismy do drzwi czekajac na gospodynię , ale nikt nam nie otwierał . W końcu zniecierpliwiony Bartek nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły. Wszyscy weszlismy do środka. Kuchnia była idealnie czysta, ale pusta , więc udalismy się do dalszych pomieszczeń nieco zaniepokojeni. Bartek otworzył kolejne drzwi , tym razem do pokoju i nagle naszym oczom ukazał się przerażajacy widok. Pani Gienia leżała martwa na swoim łóżku, przykryta do połowy białym prześcieradłem. W kącikach ust staruszki widać było zaschniętą krew , a jej blade dłonie były skrzyżowane jak do modlitwy. Widząc to wszyscy z przerażeniem ucieklismy na zewnątrz domu. Kasia płakała, roztrzęsiony Robert próbował wezwać pogotowie ratunkowe, a ja przytuliłam się do Bartka nie mogąc opanować łez. Po krótkiej chwili przyjechało pogotowie ratunkowe wraz z lekarzem i dwoma sanitariuszami. Szybko poinformowaliśmy ich , że pani Gienia nie żyje i leży w pokoju gościnnym. Personel medyczny wszedł do domu , a my czekaliśmy aż wyniosą zwłoki naszej sąsiadki. Stojąc zastanawialiśmy sie głośno jak mogło dojść do tej tragedii, dlaczego nikt wcześniej nie zainteresował się losem samotnej staruszki. Wszyscy mieliśmy z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia i nikt z nas nie mógł sobie spojrzeć w oczy. W końcu Bartek zapytał kto zajmie się pogrzebem i wszystkimi formalnościami, bo przecież pani Gienia nie miała rodziny. Głośno zastanawialiśmy się nad tą sprawą gdy nagle z domu dały sie słyszeć głośne, aczkolwiek niewyrażne krzyki. Spojrzeliśmy na siebie pytającym wzrokiem i nagle , naszym oczom , ukazała się drzwiach domu sama pani Gienia , krzycząc głośno kto będzie płacił za nieuzasadniony przyjazd karetki pogotowia. Wszyscy oniemielismy z wrażenia. Kasia omal nie zemdlała ze strachu , a my nie mogliśmy z siebie wydobyć żadnego głosu. Po chwili wszystko sie wyjaśniło. Staruszka w tym roku chciała nam zrobić kawał i przebrała się za śmierć, dlatego miała na sobie białe prześcieradło. Jednak wcześniej, przez pomyłkę ,wzięła na wieczór tabletki nasenne zamiast od wątrobyi po prostu usnęła. Tabletki popiła sokiem z malin, stąd ta strużka krwi w kącikach ust. Lekarz wysłuchawszy naszych historii kręcił tylko z niedowierzaniem głową i zdecydował, że nikt nie będzie musiał ponosić kosztów przyjazdu pogotowia ratunkowego. Wszystkim kamień spadł z serca, a pani Gienia zaprosiła nas na pyszny placek drożdżowy. Od tamtego zdarzenia jesteśmy częstymi gości u naszej sąsiadki i bardzo się zaprzyjaźniliśmy.
praca w zalacznikach. w razie pytan sluze pomoca.(poprawione zalaczniki)