Liberalizm na podstawie artykułu Bronisława Świderskiego

Na podstawie artykułu „Przegląd polityczny” 67/68 2004






Bronisław Świderski w artykule dla „Przeglądu politycznego” opublikował esej pt. „Liberalizm na niby”. W artykule tym nawiązuje do książki Zdzisława Krasnodębskiego zatytułowanej „Demokracja peryferii” i poświęconej „polskiemu liberalizmowi” jako ideologii demokracji. Według niego autor książki połączył znaczenia liberalizmu konstestacyjnego i imitacyjnego. Daje mu to okazję, aby raz oskarżyć swoich polskich „liberalnych” bohaterów o to, że nie są wystarczająco antykomunistyczni lub, że niewłaściwie imitują zachodnich demokratów.
Zasadniczym tematem książki Krasnodębskiego jest reprodukcja władzy politycznej i symbolicznej, jej ideologii po rewolucji 1989 roku w Polsce. Ideologię tą autor określa mianem „polskiego liberalizmu” lub „lewicowego liberalizmu”. W ten sposób Krasnodębski podkreśla istnienie nieświętego przymierza dawnej władzy, byłymi dysydentami. Jego książka jest przykładem analizy ideologii władzy jako „fałszywej świadomości”. Autor czyni to dla obrony innych wartości, a odrzuca pojmowanie liberalizmu jako idei „neutralnej”. Krasnodębski nie stawia również pytania, czy proces reprodukcji władzy, przez niego opisany jest zgodny z ogólnymi regułami przejścia od socjalizmu do demokracji, czy jest to jedynie „polski wybryk”. Dlatego też nie wiemy czy autor w swojej książce odnosi się tylko do Polski, czy też Polska jest tutaj dobrą ilustracją procesów obejmujących także inne kraje postkomunistyczne. Owa „czarna” dziura, jak określa to Świderski, pozwala Krasnodębskiemu na frontalny atak na „polski liberalizm”, jako niszczący Polskę. Jednak dziura ta może także w pewnym momencie okazać się, że był to konieczny etap uczenia się demokracji.
Świderski ma kłopot ze zrozumieniem o kim i o czym myśli autor książki pisząc „polski liberalizm”. Wydaje mu się, że zarówno motywacja jak i sposób wprowadzenia „polskiego liberalizmu” bardzo poróżniają go z tradycyjnym kształtem tej ideologii, przez co uniemożliwia to objęcie tym samym terminem zarówno zachodniego pracowitego rodzica liberalizmu, jak i jego polskiego „bękarta”. Krasnodębski takiego wniosku jednak nie wyciąga. Liberalizm pokazuje on, jako „prawdziwy” liberalizm, lub czyni polskim liberałom zarzut, że zbyt mało przypominają liberałów Europy i USA.
Świderski nie kwestionuje badanego przez autora aliansu ekskomunistycznego z byłymi dysydentami. Jego wątpliwości budzi sposób nazwania tego procesu „lewicowym liberalizmem”. Zastanawia się czy komuniści kiedykolwiek byli „lewicowi”, czy mięli szansę zostać liberałami. Krasnodębski o „lewicowych liberałach” mówi wiele razy i traktuje ich jako „pras pro toto” „polskiego liberalizmu”. Świderski z tym określeniem spotkał się już wcześniej w tekście profesora Jerzego Jedlickiego. Zastanawia się jednak czy Jedlicki i Krasnodębski mówią o tym samym społecznym desygnacie.
Jedlicki kategorii „lewicowi liberałowie” użył w znaczeniu pozytywnym, uznał ją za charakterystyczną dla tej grupy polskiej inteligencji, która jest niechętna nacjonalizmowi.
Dla Krasnodębskiego kategoria ta to pejoratyw, ideologiczny fenomen, który całkowicie potępia i odrzuca.
W dalszej części artykułu Świderski na wybranych przykładach analizuje, co Krasnodębski rozumie pod nazwą „lewicowi liberałowie”.
Świderski nie sądzi, aby „polscy liberałowie” z zimną krwią odrzucili „prawdę oraz rozumność”. Uważa, że Krasnodębski bezpośrednio porównuje Rawlsa filozoficzną refleksję nad istotą politycznego liberalizmu – z polską operacjonalizacją tej ideologii. Zatem czy Krasnodębski próbuje przekonać, że zachodni leberałowie są inni, i że kłamstwo, relatywizm i oportunizm to tylko polskie cechy? A może jednak to obserwowany przez nas kryzys zachodniego liberalizmu, stał się inspiracją dla „polskich liberałów”. Może jednak należy uznać ich za całkiem pojętnych uczniów zachodnich liberalnych oportunistów i intrygantów. Świderski sądzi, że obserwacja ta jest bardzo trafna, ale czy tak się stało, że „polscy liberałowie” źle zrozumieli Rawlsa?
Świderski sądzi, że „lewicowo-liberalna” wspólnota interesów zrealizowana została dzięki niezakończonemu procesowi demokratyzacji polskiego społeczeństwa. To że w wyborach zazwyczaj głosuje mniej niż połowa uprawnionych osłabia legitymację polskiej władzy i pozwala grupom nacisku łatwo uzyskać wpływ. „Liberalno-lewicową” rozgrywkę ułatwiła niepartnerska „nauczycielska” pozycja inteligencji w polskim społeczeństwie, jak i niewielka aktywność obywatelska. Świderski ma nadzieję, że pogłębienie i rozszerzenie demokracji w Polsce osłabi wpływ „lewicowych liberałów”, ale nie jest przekazany czy prowadzi to ku zdrowemu, polskiemu narodowi, jak pragnie tego Krasnodębski.
Czy powinno się „powrócić” do feudalnej tradycji, do katolicyzmu, który lączy się z „wolnościową ideologią szlachty” i skierować ją np. w stronę Unii Europejskiej, która w pewnej mierze ograniczyła polską suwerenność? Czy ta wolność szlachty nie doprowadziła przez liberum veto i polityczne praktyki do osłabienia społeczeństwa polskiego? Czy autor książki „Demokratyzacja peryferii” chciał uwięzić polaków w kategoriach „polskiego narodu szlacheckiego”. Czy Krasnodębski preferuje „polski katolicyzm” od universalnego? Świderski twierdzi, że łączenie katolicyzmu z ideami politycznymi może być groźną dla religii redukcją.
Według Świderskiego w książce Krasnodębskiego brak jest wyraźnego ostrzeżenia przez złym wykorzystaniem pojęć tradycji narodowej i wspólnego dobra. Świderski podobnie jak Krasnodębski wyczekuje upadku ideologii „polskich lewicowych liberałów” i ma nadzieję, że przyjdą po nich po prostu liberałowie i socjaliści.
Podstawę ustroju liberalnego stanowi zasada tolerancji. Aby liberalizm miał rację bytu w społeczeństwie, potrzebny jest szereg ustępstw ze strony pojedynczych jednostek na rzecz ogółu.
Liberalizm jest to „ogół poglądów wywodzących się z XVIII w. Głównym założeniem jest idea wolności człowieka jako jednostki; zagwarantowanie każdemu możliwości swobodnego działania gospodarczego i społecznego, bez ingerencji instytucji - w szczególności państwa.” U podstaw tej idei leży głoszone przez J.St.Milla przekonanie, że „każdy jest najlepszym sędzią w swoich własnych sprawach.” Liberalizm domaga się przestrzegania prawa, ale pozwala na znacznie więcej, niż wymaga.
Społecznym uzasadnieniem liberalizmu jest zasada równości. W oczach tego ustroju każdy dorosły obywatel ma takie samo prawo do wolności i niezależności. Nie jest to jednak ustrój dalekowzroczny i akceptuje ograniczenia wolności, które jednocześnie akceptuje społeczeństwo. Liberalizm gotów jest do zmiany listy potwierdzonych uprawnień i okazać otwartą postawę wobec żądań instytucjonalizacji nowych przywilejów. Dotyczy to jedynie tych opcji, które dotychczas nie były uznawane przez konstytucję i prawo. Stąd liberalizm z zasady szanuje nieposłuszeństwo obywateli i uznaje je za jedno ze źródeł prawa.
Prawną podstawę liberalizmu jest liberalna konstytucja. Potwierdza ona uprawnienia obywateli i przyjmuje zasadę, że w prawie to ograniczenia wolności wymagają ścisłego określenia – a nie możliwości wykonywania konkretnych działań. Wolno więc robić wszystko to, czego prawo nie zabrania robić. Liberalizm nie jest pełną teorią organizacji życia społecznego. Dlatego też powinien on przyjąć jednocześnie jakiś system etyczny (lub nawet kilka systemów) odpowiednio do osobistych przekonań swoich obywateli. W oczach liberalizmu konstytucja powinna milczeć na temat nędzy, bezrobocia, nierówności, egoizmu i „dzikiego kapitalizmu”. W myśl tej są to kwestie pozostające do zorganizowania przez moralność, religię i partie polityczne. Konstytucja nie może gwarantować zmiany codziennych warunków życia.
W starożytności wolność rozumiano jako „swobodę decydowania o sobie”; w tym sensie wolnym człowiekiem był każdy, kto nie był niewolnikiem. Liberalizm ma to do siebie, że uznaje wolność za najwyższą wartość. Jego idea formułowana tak radykalnie nie budzi zaufania, ponieważ zawiera teorie anarchizmu. Ponadto uznanie wolności za wartość absolutną nadaje liberalizmowi charakter świeckiej religii. Do umocnienia się ustroju wolności przyczyniły się pisma Marcina Lutra. Niestety w obliczu zagrożenia ze strony Rzymu jego własne działania odbiegały od teorii i przybierały charakter autorytarny. Potwierdzał on władzę książąt nad poddanymi, rodziców nad dziećmi czy mężczyzn nad kobietami. Jednocześnie jednak przejawiał dążenia do uwolnienia człowieka zarówno spod władzy świeckiej, jak i duchowej.
Z kolei liberalizm Locke’a miał silne zabarwienie religijne. Społeczeństwo powinno żyć zgodnie a planem bożym. Wzajemne gwarantowanie sobie wolności osobistej wynika z prawa natury. Człowiek jest „zwierzęciem towarzyskim” i tylko wśród innych ludzi czuje się szczęśliwy. Nie powinniśmy dążyć do własnego szczęścia za cenę nieszczęścia innych. Powinniśmy być przyjaźni i pomocni. Oczywiście mamy prawo bronić się przed napastnikami, ale nie mamy prawa narażać innych na krzywdy i cierpienia. Istnieją dwa rodzaje niesprawiedliwości: pierwsza z nich to sytuacja, kiedy człowiek niegodziwy krzywdzi niewinnego; druga – gdy niewinny „niepowściągliwie” karze niegodziwego.
JOHN Stuart Mill w swej interpretacji idei liberalizmu odróżnił czyny dotyczące wyłącznie sprawy oraz czyny dotyczące jednocześnie osób postronnych. Człowiek z wyraźną indywidualnością wykazuje pomysłowość. Wiele eksperymentuje i szuka nowych rozwiązań w każdej dziedzinie życia. To on ożywia produkcję, handel, aktywność społeczną, religijną i kulturalną. Żadna idea normatywna nie powinna więc ograniczać jednostek przedsiębiorczych i pomysłowych, dopóki nie łamią one prawa i nie powodują jawnych szkód, odczuwanych przez resztę społeczności. Powszechna wolność wydaje się najlepszym teoretycznym rozwiązaniem w programie maksymalizacji społecznej użyteczności.
Liberalizm jest tym bardziej przekonywujący, im mniej przyjmuje założeń. John Locke i Thomas Jefferson byli przekonani, że jednym z podstawowych uprawnień człowieka jest prawo do wolności. Nie jest ona przywilejem absolutnym i trwale zinstytucjonalizowanym. Można ją w pewnych granicach modyfikować. Liberalizm nakazuje, aby najpierw wyraźnie wskazać problem, który powstaje na skutek istnienia nadmiaru wolności, następnie wprowadzić oszczędne, stopniowe ograniczenia wolności aż do momentu, w którym problem znika. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że takie łagodne modyfikacje mogą mimochodem całą liberalną konstrukcję zniweczyć. Dlatego cały ten proces powinien być precyzyjnie kontrolowany. Pewne przepisy ułatwiają powszechne ułatwianie celów przyjętych przez jednostki. Inne wprowadzają dodatkowe kryteria poprawności – moralne, estetyczne, polityczne, religijne. Liberał za obligatoryjne uznaje tylko reguły minimalizujące konflikty, pozostałe kryteria uważa za fakultatywne.
W praktyce nie wystarczy, by wolność była określona przez konstytucyjną zasadę ograniczenia władzy państwowej procedurę stopniowego, równomiernego ograniczenia wolności. Konieczne jest bowiem odwołanie się do konkretnych uprawnień. Ta wersja liberalizmu opiera się na założeniu, że wzorem dla podejmowania decyzji sytuacjach konfliktowych jest procedura sądowa. W każdym przypadku zadanie sędziego polega na ustaleniu, kto ma jakie uprawnienia, i przyznaniu racji stronie mającej wyraźniejsze i mocniejsze uprawnienia. Liberalizm oparty o uprawnienia odchodzi od klasycznego liberalizmu, który mówił: „ robić wolno wszystko, czego prawo jednoznacznie nie zabrania”, ale nie powraca do tradycyjnego stanowiska Arystotelesa: „robić wolno tylko to, na co prawo jednoznacznie zezwala, gdyż przyjmuje trzecią zasadę: „robić wolno wszystko, do czego ma się uznane uprawnienia”. Również etyka miłości bliźniego aprobuje liberalizm. Jednak musi być jasne, że liberalizm ten nie opiera się na zasadzie, że wolność jest najwyższą wartością. Jeśli podstawą liberalizmu Sa postulaty uwolnienia od okrucieństwa i lęku, równej sprawiedliwości i równomiernego ograniczenia wolności w celu zapewnienia większej wolności, to etyka miłości bliźniego musi w nich widzieć realizację własnych celów.
Utylitaryzm również akceptuje to stanowisko, ponieważ liberalizm rozwiązuje konflikty dotyczące zakresu wolności przez odwołanie do kryterium użyteczności. Teoria umowy społecznej zakłada swobodę wyrażania myśli, równą potencjalną racjonalność wszystkich jednostek i konieczność stworzenia sytuacji wolnej od lęku i nacisku podczas ustalania powszechnie obowiązujących zasad moralnych.
Wobec liberalizmu wysuwane są dwa zarzuty: „przedwczesnego określenia podmiotu” i „wtórnego absolutyzmu”. Komunitaryści, – czyli zwolennicy poglądu, że jednostka powinna przejąć moralność od swojej wspólnoty (a więc rodziny, grupy wyznaniowej, rzeczników lokalnej tradycji) są wnikliwymi krytykami liberalizmu. Pada tu zarzut, że liberałowie nie pozwalają, by podmiot kształtował sam siebie. Taka osoba jest charakteryzowana jako pusta, obojętna, niemająca nie tyle doświadczenia, co nawet naturalnej ciekawości świata, uczciwości, dążenia do prawdy itd.

Dodaj swoją odpowiedź