Nadeszła wiosna i wybrałem sie do parku. Słonce baardzo mocno swieciło lecz mimo wsyzstko lekki pomuch wiatru rozwiewiał mi włosy. Na poszczególnych dzrewach pojawiały sie bazie, i ludze wychodzili na spacery. Niebo robiło się przejrzyste, Gdzie niegdzie pojawiały sie malutkie białe, o róznych kształtach chmury. Na drzewach pojawiały sie ptaki ktore swoim spiewem sprawiały usmiech na twarzy. W piaskownicy pojawiły sie małe dzieci cieszace sie ciepłem. Gdy tak szedłem spotkałem koleznake. Wybralismy sie do kina. Po miło spedzonym wieczorze odporwadziłem ją do domu. Sory troszcze pomieszałem ale jak troszcze dopracujesz to bedziesz miał zajerzyuste ;))
Otwieram oczy i widzę, jak poranne słońce rozświetla kolejne fragmenty roślinności. Przyroda budzi się do życia. Pierwsze przebiśniegi i krokusy są już od dawna w pełnym rozkwicie. Trawa nabiera intensywnie zielonego koloru. Na niebie tyle chmur, że można by je policzyć, na palcach jednej ręki. Rosa byszczy w promieniach słońca, a ptaki zaczynają swój koncert. Zatrudniono już do parku pierwszych ogrodników. Idę nad jezioro. Dzieciaki hałaśliwie biegają dookoła placu zabaw, podczas gdy omal nie rozjerzdża mnie jakiś nadgorliwy rowerzysta. Jak się spodziewałem, nad jeziorem zjawili się już wszyscy fani ryb i ptaków. Jakaś dziewczyna, na oko studentka, z zafascynowaniem robi zdjęcie żabie. Drzewa chylą się ku wodzie. Na jednym z nich siedzi kot, zajęty wylizywaniem futra. Cały czarny z wyjątkiem łap, z których jedna jest orzechowobrązowa, dwie białe a czwarta ciemnoszara. Siedzi i liże, liże, liże. To tu, to tam. Pewnie robi sezonowe pranie całej garderoby. Podchodzę do niego i zanurzam ręce w wodzie. Jest lodowato zimna. Jakaś kaczka przygląda mi się z niezadowoleniem, gdy gwałtownie wyciągam ręce z płycizny. W momencie gdy rzucam w jej stronę kamienną "kaczkę", odpływa z dumnie uniesioną głową. Spoglądam na kota. Zrobiliśmy do siebie zdziwione miny i ... mógłbym przysiąc, że wzruszył ramionami. Cóż, widać że wiosna to wyjątkowa pora roku.