"Syzyfowe prace" - recenzja
„Syzyfowe prace” to współczesna powieść Stefana Żeromskiego. Egzemplarz, który przeczytałam wydany został w 1998 roku przez wydawnictwo PWW. Akcja powieści toczy się w latach 1874-1884. Tematem książki są losy młodzieży polskiej pod zaborem rosyjskim. Opisuje ona szkolne życie młodych ludzi. Marcin Borowicz, Andrzej Radek i Bernard Zygier – jedni z głównych bohaterów – to uczniowie klerykowskiego gimnazjum. Nauczyciele opisani w tej powieści to między innymi: pan Wiechowski, Paluszkiewicz, zwany Kawką, pan Majewski, Sztetter. Wydarzenia głównie rozgrywają się w Owczarach, Pyrzogłowach, Pajęczynie Dolnym oraz Klerykowie.
Najmniej lubianymi przeze mnie postaciami byli pan Wiechowski i Majewski. Ten pierwszy uczył Marcina Borowicza w wiejskiej szkole w Owczarach. Był osobą zakłamaną oraz fałszywą. Miał słabość do alkoholu. Gdy do placówki miał przybyć dyrektor, Wiechowski dopiero wtedy zaczął przykładać się do swojej pracy. Uzupełniał dzienniki, listy, akta. Stwarzał pozory o sobie i o swojej szkole.
Kolejna postacią, niezasługującą na szacunek, był pan Majewski. Udzielał on korepetycji dzieciom przygotowującym się do klasy wstępnej. Tak naprawdę, jeżeli rodzic nie zdecydował się na zapłatę za lekcje, jego pociecha nie miała szans na dostanie się do szkoły. Ów profesor był fałszywy i dwulicowy, skupiony tylko na dobrach materialnych. Wzbudził we mnie pogardę, ponieważ nie toleruję osób o takim sposobie bycia.
Z kolei bardzo podziwiam pana Paluszkiewicza. Myślę, ze mógłby być wzorem do naśladowania dla wielu ludzi. Mimo iż Andrzej Radek wyśmiewał się z nauczyciela, ten nie czuł do niego urazy. Zaopiekował się nim, pokazał wiele książek, nauczył go pisać i czytać. Poświęcił swoje oszczędności i czas, tak naprawdę obcemu dla siebie dziecku. Moja ulubiona scena z książki jest związana właśnie z nim. Opisuje ona sytuację, kiedy Paluszkiewicz przyłapuje Andrzeja naśladującego jego kaszel. Zaciąga go do swojego domu. Chłopak ma najczarniejsze myśli. Jednak mężczyzna nie bije go, ale pokazuje atlas zoologiczny, Radek poraz pierwszy zobaczył zwierzęta pochodzące z innych krajów, a nawet kontynentów. Ta wspaniała sytuacja jest godna uwagi nie tylko za względu na komizm, ale i na to, że ukazuje ona prawdziwą naturę Kawki
Andrzej Radek za sprawa pana Pluszkiewicza trafił do pyrzogłowskiego gimnazjum. Podziwiam go za jego wytrwałość w dążeniu do celu, uczciwość i pracowitość. Uważam, że to jedna z tych osób. Z których współcześni uczniowie mogą brać przykład. Pokazał, że polskie przysłowie „chcieć to móc” ma odzwierciedlenie w życiu. Mimo barku finansowego i duchowego wsparcia rodziców udowodnił, że potrafi poradzić sobie w życiu.
Marcin Borowicz był dosyć nieciekawą postacią. Na początku uczciwy, pracowity, dobry uczeń. Niestety, jego zapał gaśnie. Uległ rusyfikatorom. Zapominał o swoim pochodzeniu, o tym, że jest Polakiem, a jego ojczyzna to Polska. Jednak w pewnym momencie „budzi się” za sprawą nowego ucznia klerykowskiego gimnazjum – Bernarda Zygiera.
Pan Sztetter był nauczycielem języka polskiego. Nie cieszył się zbytnim poważaniem Jednak zachował się wspaniale, gdy Bernard Zygier wyrecytował „Redutę Ordona”. Nic nie zrobił, by mu przeszkodzić, choć wiedział, że w ten sposób naraża się rusyfikatorom. Podziwiam Bernarda za jego odwagę i znajomość utworów polskich. Zdecydowanie jest moim ulubionym bohaterem. Był prawdziwym Polakiem patriotą.
To, czego dokonał, było naprawdę wielki. Dzięki takim jak on, działania rosyjskich nauczycieli, rusyfikatorów okazały się bezskuteczne. Jednocześnie jestem pełna uznania dla Marcina Borowicza, który uległ ogromnej przemianie. Zrozumiał, jak bardzo się mylił, przechodząc na stronę Rosjan.
Sądzę, że wydarzenia ukazane w „Syzyfowych pracach” odzwierciedlały trudy życia młodzieży polskiej pod zaborem rosyjskim. Uważam, że ci młodzi ludzie nie zasługiwali na takie traktowanie. Byli okłamywani, nie pozwalano im poznawać polskiej historii ileteratury.
W szkole brak było przyjaznej atmosfery, sprawiedliwości i wyrozumiałości. Wśród uczniów nie było bliższych więzi, przyjaźni. Nie ufali sobie nawzajem.
Okładkę książki zaprojektowała Aleksandra Glig. Umieściła ona na niej fragmenty dwóch obrazów: „ The Comfield” Hojna Konstable’a oraz „Na etapie, 1886r.” Jacka Malczewskiego. Bardzo dobrze oddają one treść powieści.
Ogólnie „Syzyfowe prace” wzbudziły we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, fabuła jest bardzo ciekawa, drugiej jednak powieść trudno się czyta, ze względu na „ciężki” język autora, Stefan Żeromski użył wiele opisów. Miejscami są one zbyt długie i nieciekawe, przez co czytając, gubi się wątek. W związku z tym, ze akcja toczy się w czasie zaboru rosyjskiego, można poznać niektóre sposoby rusyfikacji. W powieści pisarz zastosował wiele słów, zwrotów pochodzenia rosyjskiego, a także archaizmów. Niestety, mimo iż wydanie, które przeczytałam, jest skierowane do młodzieży, nie było żadnych przypisów.
Mimo wszystko sądzę, że wpisanie „Syzyfowych prac” na listę lektur było właściwym wyborem. A głosy sprzeciwu należą zazwyczaj do tych, którzy książki tej nie przeczytali.