Kampania wrześniowa czy wojna obronna 1939 roku? Zanim podejmiemy próbę oceny najważniejszych aspektów kampanii wrześniowej, kilka uwag natury ogólnej. Przede wszystkim używać będę określenia „kampania wrześniowa”, lecz dostrzegam problem nazewnictwa: kampania wrześniowa – wojna obronna. Ten drugi termin został wprowadzony, nie tylko do tzw. obiegu naukowego, przez historyków związanych z Wojskową Akademią Polityczną w Warszawie i z Wojskowym Instytutem Historycznym. Stało się to gdzieś w połowie lat sześćdziesiątych. Miała to być alternatywa dla „sanacyjnego” „kampania wrześniowa”. Przed kilku laty problem nazewnictwa i terminologii wydarzeń z września 1939 roku znowu stał się modny. Padały propozycje: wojna polska, powrót do niemieckiej nazwy kampania polska (na wzór kampanii francuskiej) i inne. Na szczęście poza pomysłodawcami nikt ich nie przyjął i dobrze, bo dzięki temu nawet niezbyt obyty w historiografii czytelnik ma jasną sytuację. „Wojna obronna” to termin postpeerelowski, niejako narzucony nie tylko historykom. Tadeusz Jurga, były pracownik WIH, nie chciał się zgodzić na „wojnę obronną” w tytule swojej książki i przyjął tytuł Obrona Polski 1939, publikując ją w Instytucie Wydawniczym PAX. Wcześniej znakomity Marian Porwit, wydając w latach 1969–1978 w „Czytelniku” swoje trzytomowe dzieło, nadał mu tytuł Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku, byle uciec od terminu „wojna obronna”. Kampania wrześniowa wydaje się terminem ze wszech miar poprawnym i wartym zachowania go na trwałe przynajmniej z dwóch powodów: 1) kampania wrześniowa była pierwszą kampanią II wojny światowej. Była kampanią nie tylko niemiecką, ale również państw koalicji antyhitlerowskiej, oraz kampanią wrześniową wojsk polskich, które od października 1939 roku przeszły do kolejnej formy walki, do kolejnych kampanii, tym razem w postaci konspiracji zbrojnej i organizacji regularnych wojsk na obczyźnie. Wojna stanowi pewną zamkniętą całość, czymś się kończy (rozejmem, pokojem, kapitulacją itp.), kampania zaś jest częścią, etapem wojny. Polska przegrała kampanię wrześniową, ale ani rząd polski i władze wojskowe, ani społeczeństwo nie zaprzestały walki. Wojna trwała nadal; 2) kampania wrześniowa jako termin na określenie pewnej, specyficznej fazy II wojny światowej znalazła swoje miejsce w polskiej i nie tylko polskiej historiografii dotyczącej tego okresu. Czy warto jeszcze pisać o kampanii wrześniowej? Literatura, zarówno naukowa, jak i popularnonaukowa, czyli upamiętniająca wydarzenia i bohaterów, poświęcona kampanii wrześniowej 1939 roku jest niezwykle obfita i zróżnicowana. Większość publikacji dotyczących tych zagadnień ma charakter monografii wybranych związków operacyjnych lub taktycznych, przebiegu poszczególnych operacji lub całej kampanii oraz kwestii mobilizacyjnego rozwinięcia i udziału w walkach wojsk. Co warte podkreślenia, istnieje liczna literatura wspomnieniowa i pamiętnikarska. O wrześniu 1939 roku pisano równie wiele w kraju, co i na emigracji. Przytaczanie w tym miejscu przykładowych pozycji bibliograficznych wydaje się zbędne. Jednak, wbrew pozorom, wiele problemów dotyczących kampanii wrześniowej 1939 roku nie zostało jeszcze do końca zbadanych przez historyków. Wśród tych, które sprawiają, że istnieje luka w bogatej historiografii polskiego września, są sprawy związane ze sformułowaniem syntetycznych, lecz obejmujących całość zagadnienia, wniosków z zadań i roli, jaką odegrała wówczas nie tylko armia polska, ale cały system obronny państwa, przede wszystkim w aspekcie przygotowań, przebiegu i skutków kampanii wrześniowej. Przyczyna braku takiego opracowania zapewne tkwi w złożoności problematyki i objętości materiału badawczego, który należałoby poddać krytyce i ocenie. Ponieważ jednak taka potrzeba istnieje, chociażby w aspekcie stworzenia postulowanej wielokrotnie syntezy kampanii wrześniowej, należałoby podjąć określone inicjatywy badawcze. Warto jeszcze pisać o kampanii wrześniowej z innych powodów. Po pierwsze, rozwój nauki historycznej, zarówno w sensie rozwoju wiedzy, którą posiadamy o przeszłości, jak i w sensie samych technik, sposobów przekazywania owej wiedzy, każe wciąż podejmować poszczególne tematy i przedstawiać je w nowszej postaci, bardziej dostosowanej do potrzeb, zainteresowań i możliwości percepcji czytelnika. Wreszcie, chociażby z racji otwarcia granic wewnątrz Unii Europejskiej, przed historykami i zbieraczami pamiątek z przeszłości otwiera się szansa dotarcia do wielu dotychczas niedostępnych, lub dostępnych z ograniczeniami, instytucji archiwalno-historycznych oraz w miejsca, gdzie istnieje prawdopodobieństwo odkrycia materialnych śladów przeszłości. Co nowego o „wrześniu” w tym artykule? Otóż poniżej zostanie podjęta próba przedstawienia, w zasadzie głównych, najważniejszych tez wynikających z aktualnego stanu badań nad udziałem Wojska Polskiego w walkach we wrześniu 1939 roku. Zostaną one uzupełnione o nowe wnioski, sformułowane na podstawie dotychczas mało znanych i nie publikowanych materiałów archiwalnych. Zapewne Czytelnicy będą zadawać sobie pytanie, co upoważnia mnie do podjęcia takiej inicjatywy. Otóż podjąłem próbę analizy niezwykle interesujących i cennych, dla oceny kampanii wrześniowej, dokumentów znajdujących się w Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie. Mam na myśli przechowywane tam około 3 tysiące relacji żołnierzy polskich, głównie oficerów, uczestników kampanii wrześniowej. Dzieje tej niezwykle cennej kolekcji są następujące. Po zakończeniu kampanii wrześniowej nastroje wśród przybywającej do Francji polskiej emigracji były różne. Wprawdzie premier i Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski w swoim exposé wyrzekał się jakiejkolwiek dyskryminacji, jednak jako minister spraw wojskowych powołał pod formalnym przewodnictwem gen. Izydora Modelskiego komisję weryfikacyjną, przed którą musiał stanąć każdy oficer przybywający do Francji, aby oczyścić się z zarzutu „winy” za klęskę kampanii wrześniowej. Władysław Pobóg-Malinowski twierdzi, że bicie się w piersi stanowiło wówczas podstawowy obowiązek każdego Polaka na ziemi francuskiej. Gen. Marian Kukiel, będąc wiceministrem spraw wojskowych, kazał drukować ulotkę, którą otrzymywali wszyscy nowo przybyli. Nakazywała ona nie zapominać, że reprezentują wojsko pobite, naród upokorzony i pozbawiony państwowości. Warto w tym miejscu pamiętać, że Wojsko Polskie w II wojnie światowej zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, jedynie poza okresem kampanii wrześniowej, było ciągle areną rozgrywek i walki politycznej. Tak było już od jesieni 1939 roku we Francji. Prowadzona weryfikacja polegała na potwierdzeniu tożsamości danego oficera przez dwóch świadków, a ponadto przedstawieniu sprawozdania ze swego udziału w kampanii wrześniowej. W wyjątkowo trudnej atmosferze, jaka panowała wówczas we Francji, przede wszystkim rozpamiętywania wciąż żywej jeszcze wojny z Niemcami, pisane sprawozdania z jednej strony nie były pozbawione goryczy klęski, chęci przypodobania się emigracyjnym władzom wojskowym w nadziei na otrzymanie lepszego przydziału; z drugiej zaś, ich autorzy mogli zawrzeć w nich szereg jeszcze żywo tkwiących w pamięci wniosków i doświadczeń z kampanii wrześniowej. Uzupełnieniem sprawozdań pisanych we Francji są relacje, jakie sporządzali oficerowie z września 1939 roku po wyzwoleniu przez aliantów z niemieckich obozów jenieckich. Stawali oni w Londynie przed Komisją Powołaną w Związku z Wynikiem Kampanii Wojennej 1939 r., która funkcjonowała przy dowództwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Oprócz krótkiego i w zasadzie formalnego przesłuchania każdy oficer zobowiązany był przedstawić sprawozdanie, które stanowiło załącznik do protokołu przesłuchania. Wspomniane relacje – i jedne, i drugie – są bardzo różne pod względem treści, szczebla dowodzenia w kampanii wrześniowej, którego dotyczą czy który charakteryzują, cezur czasowych oraz rzetelności i stosunku autora do ocenianych wydarzeń. Niemniej jednak w swojej masie są reprezentatywne, należy je ocenić bardzo wysoko pod względem treści merytorycznych, a przede wszystkim poznawczych, albowiem stanowią w zasadzie jedyne zachowane źródło wiedzy o przygotowaniach, przebiegu, a także po części i o skutkach kampanii wrześniowej. Dla Czytelników mają jeszcze jedną nieocenioną wartość. Mianowicie sprawozdania są kopalnią wiedzy o wielu bitwach, potyczkach, starciach i epizodach kampanii wrześniowej, o których próżno szukać informacji w literaturze. Są w zasadzie jedynym źródłem wskazującym, gdzie i jakie ślady walk polskiego września można jeszcze znaleźć nietknięte, gdzie jeszcze ziemia może kryć pozostałości bojów sprzed sześćdziesięciu lat. Zatem większość sprawozdań znajdujących się obecnie w Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. W. Sikorskiego w Londynie stanowi bogate i interesujące źródło wiedzy o przebiegu i ocenie kampanii wrześniowej. I jeszcze jedna sugestia dla naszych Czytelników. Ślady przeszłości to nie tylko te „twarde” w postaci broni, amunicji czy innego sprzętu technicznego. Można i należy odkrywać także to, co zachowało się z przeszłości w postaci wszelkiego rodzaju źródeł pisanych oraz nagrań dźwiękowych, filmów i fotografii. Jak interesujące dla poszukiwacza mogą być już nie tylko treści, ale także losy np. pamiętników, niech świadczy chociażby jeden z nich, dołączony już po wojnie do wspomnianej kolekcji sprawozdań. Jego autor, mjr Stefan Hernik, po kampanii wrześniowej jeniec w obozie w Murnau pisze (w cytatach zachowano oryginalną pisownię): „Pamiętnik niniejszy został napisany w lutym 1940 r. [napisany w Königstein – M.S.], na polecenie p. gen. bryg. Czumy [gen. bryg. Walerian Czuma, dowódca obrony Warszawy we wrześniu 1939 roku – M.S.] i za usilną namową ze strony mjr. dypl. Madalińskiego, który też go początkowo przechowywał u siebie. Następnie, na skutek pewnych obserwacji mjr. Madalińskiego p. gen. polecił mi pamiętnik wycofać i przechowywać u siebie. Lecz nastąpiła wkrótce niespodziewana rewizja, przed którą usunięto nas z pomieszczeń. Zawezwano mnie jednak wkrótce do izby, gdzie już siedział oficer niemiecki, władający doskonale polskim językiem, z moim pamiętnikiem w ręku. Nie szczędził mi pochwał, zapewnił mnie, że pamiętnik zostanie mi zwrócony, żałował tylko, że jest to tylko część pamiętnika. W jego ręce dostała się bowiem większość pamiętnika przechowywana przeze mnie w sienniku, mniejsza zaś część, oddana na przechowanie koledze, ocalała. Tę mniejszą część, str. 13–24 (rękopis), w obawie następnej rewizji, spaliłem. Część zabraną przez Niemców odzyskałem w maju 1945 r. przy likwidacji kancelarii niemieckiej, po opanowaniu obozu w Murnau przez Amerykanów. W tym też miejscu część spaloną uzupełniłem”. Baza źródłowa do oceny kadry dowódczej Wojska Polskiego z września 1939 roku, w postaci akt personalnych i innych, jest rozproszona i w wielu przypadkach niekompletna. Zawierucha wojenna, działania okupantów, wreszcie powojenne akcje represyjne informacji wojskowej i komunistycznych służb specjalnych, wszystko to spowodowało bezpowrotną stratę wielu ważnych akt osobowych. W artykule wykorzystane zostały przede wszystkim akta personalne oficerów i generałów z okresu ich służby w wojsku II Rzeczypospolitej znajdujące się w zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego. Udało mi się do nich dotrzeć, zanim w archiwum wprowadzono wymogi ustawy o ochronie danych osobowych. Natomiast do zbadania zostały akta osobowe większości żołnierzy, którzy po kampanii wrześniowej 1939 roku znaleźli się w Polskich Siłach Zbrojnych, Polskich Siłach Powietrznych i Marynarce Wojennej na Zachodzie. Ich akta w liczbie około 130 000 teczek personalnych znajdują się w archiwum wojskowym brytyjskiego Public Record Office w Hayes pod Londynem. Ponadto zwracam uwagę na fakt, że dokumentacja, o charakterze personalnym, części żołnierzy września, którzy później służyli w PSZ na Zachodzie, znajduje się w archiwach i instytucjach historycznych, m.in. na terenie Londynu. Ze względu na ograniczoną objętość artykułu szereg problemów dotyczących kampanii wrześniowej 1939 roku pominę, przede wszystkim te, które zostały już wystarczająco szczegółowo przedstawione i ocenione w innych publikacjach. Mam tu na myśli głównie sprawy uzbrojenia i wyposażenia żołnierzy polskich we wrześniu 1939 roku, stan ilościowy i organizację wojska, a także ogólny przebieg walk. Wreszcie pominę informacje o przeciwniku, czyli wojskach niemieckich i radzieckich, gdyż jest to tak obszerny temat, że należałoby mu poświęcić kolejnych kilka artykułów. Nie będę się również zajmował sprawami walk na kresach wschodnich II Rzeczypospolitej po 17 września 1939 roku. Z jednej strony są doskonałe opracowania na ten temat, że wymienię tu tylko pracę Ryszarda Szawłowskiego (K. Liszewskiego) Wojna polsko-sowiecka 1939, t. 1–2, oraz utalentowanej historyk Wandy Krystyny Roman – Działalność niepodległościowa żołnierzy polskich na Litwie i Wileńszczyźnie. Wrzesień 1939 r.–czerwiec 1941 r. Ta ostatnia zostanie niebawem wznowiona. Z drugiej strony nietaktem byłoby pisać o wydarzeniach po 17 września 1939 roku na kresach wschodnich w obliczu ukazania się niebawem, zapowiadanego już od kilku lat, kolejnego tomu Polskich Sił Zbrojnych w II wojnie światowej, poświęconego właśnie tym sprawom. O kampanii wrześniowej na kresach wschodnich będę pisał jedynie w odniesieniu do okoliczności pójścia w niewolę lub internowania żołnierzy polskich. Jest to temat tylko pozornie znany i opracowany. Jak wskazują najnowsze badania archiwalne, w archiwach byłego ZSRR, m.in. na Litwie i na Łotwie, jest wiele dotychczas nie publikowanych materiałów dotyczących tych zagadnień. Czy Polska była przygotowana do wojny? W 1938 roku Polska liczyła niewiele ponad 35 milionów mieszkańców. Obszar państwa wynosił 389 720 km², natomiast długość granic morskich 140 km, lądowych 5409 km, z czego z Rzeszą Niemiecką 1816 km. W pierwszych latach niepodległości wojsko uzbrajano i wyposażano przede wszystkim w broń i sprzęt wojskowy pozostawiony przez zaborców oraz zakupiony za granicą. Kupowano głównie broń tanią, a więc nie najlepszą pod względem technicznym i przestarzałą, ale na inną nie było pieniędzy. W spadku po zaborcach nie odziedziczyła Polska ani jednego zakładu przemysłu wojennego. Jedynym nabytkiem były sprowadzone do Warszawy maszyny z gdańskiej fabryki karabinów. W miarę możliwości zaczęto od podstaw budować przemysł produkujący na potrzeby wojska, rozpoczęto m.in. budowę Centralnego Ośrodka Przemysłowego, którego istotnym zadaniem miała być produkcja zbrojeniowa i znaczny udział w zabezpieczeniu systemu obronnego państwa. Przed wybuchem wojny zakłady przemysłu wojennego znajdowały się głównie na Górnym Śląsku, częściowo na Kielecczyźnie i w mniejszym stopniu w Warszawie i innych miastach. Na lata czterdzieste planowano ich wydatne unowocześnienie, przede wszystkim pod względem technologii produkcji, i dalszą rozbudowę. W chwili uderzenia na Polskę III Rzesza miała pod bronią około 1,8 miliona żołnierzy. ZSRR do działań przeciwko Polsce wystawił bez mała 700 tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej i wojsk NKWD. Polska spośród 2,5 miliona rezerwistów zdołała zmobilizować około 1,2 miliona żołnierzy, z których mniej więcej 300 tysięcy znajdowało się w chwili uderzenia Związku Sowieckiego w strefie strategiczno-operacyjnej frontu wschodniego. Niemcy użyli przeciwko Polsce 5 dywizji pancernych, 4 dywizje lekkie, 4 dywizje zmotoryzowane, 35–40 dywizji piechoty (czynnych, rezerwowych, górskich), 1 brygadę kawalerii. Zwraca uwagę stosunek wojsk szybkich (dywizji pancernych, lekkich i zmotoryzowanych) do dywizji piechoty. W tych ostatnich podstawą była trakcja konna. Z kolei Polska wystawiła na wojnę 39 dywizji piechoty (czynne, rezerwowe, w tym dwie nie ukończyły organizacji), 11 brygad kawalerii, 3 nie w pełni zorganizowane brygady górskie oraz 1 brygadę zmotoryzowaną. Nie liczę tu części oddziałów Obrony Narodowej, Korpusu Ochrony Pogranicza i innych zorganizowanych doraźnie. W 1939 roku Niemcy posiadali 1200 samolotów bombowych, 270 bombowców nurkujących, 800 myśliwców i 850 samolotów rozpoznawczych lądowych i morskich. Polska przeciwstawiła im 86 samolotów bombowych, 159 myśliwskich, 68 rozpoznawczych i 84 obserwacyjne. Przed niemieckim najazdem trzy polskie niszczyciele odeszły do Wielkiej Brytanii. W Gdyni pozostały: niszczyciel „Wicher”, stawiacz min „Gryf”, dywizjon trałowców i dywizjon okrętów podwodnych. O tym, że zignorowano zagrożenie z morza świadczy fakt, że do 1 września polska Marynarka Wojenna nie postawiła żadnej zapory minowej. Na pytanie postawione w podtytule ogólnie należy odpowiedzieć, że tak – Polska była przygotowana do wojny na miarę swoich możliwości ekonomicznych, gospodarczych, politycznych i militarnych. Były one ograniczone przede wszystkim krótkim okresem istnienia wówczas państwowości polskiej, niemalże zerowym stanem polskiej gospodarki po odzyskaniu niepodległości, która wcześniej została doszczętnie ogołocona przez zaborców ze wszystkiego, co przedstawiało jakąś wartość. Musimy zważyć na jedno – dwudziestolecie międzywojenne to okres niezwykle krótki, w którym dodatkowo świat dotknął jeszcze wielki kryzys gospodarczy. A jednak Polska potrafiła w tym czasie osiągnąć wysoki poziom rozwoju gospodarczego i społecznego. Potrafiła z niczego stworzyć armię, która może jeszcze nie najnowocześniej uzbrojona i wyposażona, podjęła samodzielną walkę w obronie państwa polskiego. Był to jak dotychczas ostatni tego rodzaju akt w polskiej historii. Przebieg mobilizacji Plan mobilizacyjny „W” nosił nazwę od inicjału nazwiska ówczesnego szefa Oddziału I Sztabu Głównego płk. Józefa Albina Wiatra. Mobilizacja powszechna – jawna, podzielona na dwa rzuty, obwieszczana była plakatami. Mobilizacja niejawna – „kartkowa” zapewniała poufność, szybkość i elastyczność przedsięwzięcia. Plan „W” jako pracę koncepcyjną można oceniać jedynie w samych superlatywach. To właśnie system mobilizacji niejawnej umożliwił podjęcie wojny z Niemcami. Gdyby nie on, najprawdopodobniej kampania wrześniowa potrwałaby nie dłużej niż około tygodnia. A jednak już na etapie mobilizacyjnego rozwinięcia wojsk popełniono kilka istotnych błędów, które wywarły znaczący wpływ na przebieg wrześniowej wojny. Przede wszystkim zbyt późno, sądzić należy, że o tydzień do 10 dni, rozpoczęto mobilizację niejawną. Warto w tym miejscu przytoczyć za Marianem Porwitem cytat o tym, jak gen. Władysław Bortnowski pisał w pierwszej dekadzie sierpnia 1939 roku, że: „mobilizacja nasza w stosunku do niemieckiej będzie spóźniona, o ile nie zostanie zarządzona do dnia 10 sierpnia”. Przypomnę, że w zasadzie mobilizację niejawną rozpoczęto etapami od 24 sierpnia, a mobilizacja powszechna została ogłoszona 29 sierpnia. W dniu 1 września mobilizacja niejawna pozwoliła na całkowitą koncentrację 21 dywizji piechoty i 8 brygad kawalerii dla armii pierwszego rzutu. Nie zdołano osiągnąć planowanej gotowości bojowej 7 dywizji piechoty i 2 brygady kawalerii dla armii pierwszorzutowych oraz 6 dywizji piechoty i 1 brygady kawalerii dla armii odwodowej (Armia „Prusy”). Doskonale skonstruowany plan „W” nie przyniósł oczekiwanych rezultatów z dwóch powodów. Pierwszy to wspomniana już spóźniona mobilizacja niejawna. Drugi, główny czynnik, to brak należycie dopracowanego planu dla transportów kolejowych. Brak tego planu, a także rozeznania w ilości i położeniu taboru kolejowego w ostatnich dniach sierpnia i pierwszych września spowodował opóźnienia w przybyciu związków taktycznych do rejonów rozwinięcia. Część eszelonów nigdy nie dotarła do tych rejonów. Dotyczy to szczególnie wcześniejszego załadowania i wysłania transportów części jednostek z Okręgu Korpusu Grodno, co zablokowało zakończenie przewozu innych dywizji i w efekcie spowodowało kolejowe korki i braki dostatecznej ilości taboru. W dwa dni później, 29 sierpnia, opóźnienia odnotowywały już wszystkie transporty ze wschodnich terenów kraju, a jedna dywizja (12 DP) nie rozpoczęła jeszcze załadunku. Jak wyglądał przejazd transportami kolejowymi, dowiadujemy się m.in. z raportu mjr. Stanisława Rogoża, dowódcy 60 dywizjonu artylerii ciężkiej, który pisze: „W niedzielę 27 sierpnia alarm mobilizacyjny […] Gotowość marszową uzyskuję dopiero po 60 godzinach. Z powodu braku wagonów dywizjon czeka na kwaterach. We czwartek 31 sierpnia zaalarmowano do odjazdu 1-szą i 2-gą baterię. Alarm okazał się fałszywy i baterie niepotrzebnie pojechały do Żurawicy do załadowania. Bateria 1-sza czekała na rampie. W nocy z 2/3 [września – M.S.] przyjechała do Żurawicy 3-cia bateria. Załadowanie rozpoczęło się dopiero 3 września od rana, kolejno bateriami. Drużyna dyonu została skierowana do załadowania na Bakończyce. O godz. 22-giej transport drużyny. W Jarosławiu o godz. 23-ciej dostaję rozkaz od komendanta stacji, że dyon zostaje skierowany do armii ‘Kraków’, i że baterie pojechały na Kraków. Pociąg rusza, jednak co kilkanaście minut staje w polu i czeka. W czasie tej jazdy było na transport kilka nalotów pojedynczych samolotów, które ostrzeliwały pociąg, jednak bez skutku. O godz. 14.30 dojeżdżamy do Dębicy. Parowóz bierze wodę i po kilkunastu minutach odjeżdżamy. Nie ujechaliśmy nawet kilometra, gdy nastąpił nalot 12 bombowców na miasto i dworzec. Olbrzymie detonacje, słupy ognia i dymu, pożary. Od Dębicy do Tarnowa pociąg stawał co kilkanaście metrów. Były dwa naloty. We wtorek 5 września, o godz. 5.30 dojechaliśmy do Tarnowa”. Opracowanie planów mobilizacyjnych w dywizjach, pułkach i batalionach, na bazie których rozwijano mobilizowane oddziały i pododdziały, należało do zadań sztabów tych jednostek. Można ocenić, że generalnie przeprowadzenie mobilizacji wykazało realną wartość tych planów, trafność przewidywań oraz racjonalne uwzględnienie warunków i potrzeb w tym zakresie. Dzięki dobrze opracowanym planom i szczegółowym uzgodnieniom z administracją terenową czas formowania oddziałów był stosunkowo krótki, z reguły wynosił od 36 do 72 godzin. Powstałe w niektórych przypadkach opóźnienia wynikały głównie z działań lokalnych administracji, przede wszystkim w zakresie terminowego dostarczenia do jednostek koni i wozów. Ponadto często zdarzało się, że dostarczone konie i wozy nie nadawały się do zadań i potrzeb wojska. Płk Adam Dzianott pisze, że we Włodawie: „Mobilizacja jedna jak i druga przeszły bez większych tarć. Trudności, które napotkałem przy mob. wozów i uprzęży zostały usunięte przez władze administracyjne drogą wtórnego powołania, co jednak nie opóźniło pogotowia marszowego oddziałów”. Na wartość bojową mobilizowanych jednostek wpływ miały m.in. następujące czynniki: – niski procent kadry służby stałej i szeregowych i podoficerów służby czynnej stanowiących zawiązki mobilizacyjne w stosunku do oficerów i żołnierzy rezerwy; – zróżnicowanie żołnierzy rezerwy pod względem wieku, stopnia wyszkolenia itp.; – brak czasu w okresie mobilizacji na wzajemne poznanie się ludzi, zgranie drużyn, plutonów, kompanii i batalionów. Już sam wysiłek mobilizacyjny rozwinięcia stanów czasu pokoju do etatu wojennego był przedsięwzięciem na wielką skalę. Epizody bojowe i bitwy. Szkic do obrazu kampanii wrześniowej 1939 roku Pospiesznie poprawiany i uzupełniany w okresie lata 1939 roku polski plan operacyjny „Zachód” przewidywał obronę całego obszaru kraju wzdłuż północnych, zachodnich i południowych granic Polski. Wojsko Polskie, część systemu administracji państwowej i część społeczeństwa podjęły walkę z nieprzyjacielem. Niemożliwe jest przedstawienie pełnego obrazu walk we wrześniu 1939 roku. Kilka poniżej przedstawionych epizodów i wzmianek o bitwach być może zainspiruje Czytelników do samodzielnych poszukiwań, w literaturze i źródłach, szerszej i bardziej szczegółowej wiedzy na ich temat. Na obraz kampanii wrześniowej, obok wielkich bitew, jak chociażby o umocnienia śląskie, bitwy w korytarzu pomorskim, nad Bzurą, w obronie Modlina i Warszawy, pod Tomaszowem Lubelskim i innych, składają się też epizody, takie jak walka pod Węgierską Górką, Kockiem i wiele, wiele innych, które kto wie, czy nie odgrywają większej roli w kształtowaniu naszej świadomości historycznej. Szczególna rola przypada tu Poczcie Gdańskiej, przynajmniej z dwu powodów. Po pierwsze, Polski Urząd Pocztowy w Gdańsku działał w szczególnych warunkach, wśród rozhisteryzowanych tłumów wielbicieli Hitlera i nazizmu, wyrażających bez osłonek swoją nienawiść do Polski. Po drugie, pracownikami poczty byli cywile, wśród których nie było Niemców. Przypomnę, że w innych polskich instytucjach na terenie Wolnego Miasta Gdańska pracowało wielu Niemców, na przykład w Polskich Kolejach Państwowych. Pracownicy poczty postarali się o broń, zdobyli dwa lub trzy ręczne karabiny maszynowe, i od połowy sierpnia czuwali dniem i nocą nad bezpieczeństwem swojego urzędu. Trzynaście godzin bronili symbolu Polski w Gdańsku. Spośród 49 uczestników obrony sześciu poległo w walce, 39 Niemcy zamordowali do połowy października 1939 roku, czterem udało się zbiec podczas kapitulowania obrony. Czy symbol wart był ofiar? Westerplatte, Wojskowa Składnica tranzytowa miała powierzchnię niecałe 0,5 km². 182 oficerów, podoficerów i szeregowych pod dowództwem mjr. Henryka Sucharskiego broniło się na tym skrawku do południa 7 września. Mimo obszernej literatury, filmów i innych form upamiętniania tego wydarzenia, do dzisiaj wiele kwestii z nim związanych nurtuje badaczy historii. Przede wszystkim, kto praktycznie dowodził obroną Westerplatte, mjr. Sucharski czy jego zastępca? Co było powodem tak długiego oporu – walka o honor, motyw dowódcy i załogi, aby nie dać się Niemcom, czy może sugerowana przez niektórych depesza marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego z wezwaniem „do wytrwania na posterunku”? Pytań jest jeszcze wiele. Już rankiem 1 września siedemdziesięciokilometrowy odcinek obrony 9 Dywizji Piechoty (DP) płk. Józefa Werobeja stał się obiektem niemieckich ataków. To na tym odcinku doszło do rzadkiego w historii wojen boju spotkaniowego 34 pułku piechoty (pp) z niemiecką 3 Dywizją Pancerną (DPanc.). W utworzony w pierwszych godzinach wojny na Pomorzu w rejonie Pruszcza wyłom wlewały się na obszar Polski kolejne niemieckie jednostki pancerne, zmotoryzowane i piechoty. Siejąc spustoszenie wśród polskich oddziałów, zmuszały je, mimo pełnej poświęcenia i odwagi w walce, do ciągłego odwrotu i sukcesywnej utraty stopnia zdolności bojowej. Do 11 września z dywizji pozostało płk. Werobejowi 3 oficerów i 20 szeregowych, z którymi dotarł do Kutna. Dnia 2 września od godzin porannych pod Mławą Niemcy skoncentrowali główny wysiłek na zdobyciu polskiego odcinka obrony „Rzęgnowo”. Uczestnik owych wydarzeń, kpt. Stanisław Gruziński z 79 pp, wspomina: „O godz. 15.00 rozpoczęło się generalne natarcie niemieckie. Oddziały 1 i 12 DP wsparte potężnym ogniem artylerii i czołgów ruszyły na przedni skraj pozycji pułku… Prawe skrzydło 79 pułku na Górze Kamiennej, w postaci wzmocnionej 9 kompanii dowodzonej przez kpt. Hoppe oraz pluton kolarzy z 11 pułku ułanów (puł.) na pozycji ‘Żaboklik’ przyjmują gwałtowne natarcie nieprzyjaciela… Pułk walczy na śmierć i życie… Fale Niemców przesuwały się w kierunku naszych pozycji coraz bliżej”. Około godz. 17.00 Niemcy szturmem zdobyli wzmiankowany „Żaboklik”, a po godz. 19.30 reszta obrońców Góry Kamiennej wycofała się w kierunku Rzęgnowa. Dniem krytycznym dla 8 DP był 4 września. 21 pułk piechoty utracił po północy łączność ze sztabem dywizji. Dowódca pułku, płk Stanisław Sosabowski (późniejszy dowódca Samodzielnej Brygady Spadochronowej w PSZ na Zachodzie), umiejętnie dowodząc, wycofał pułk w bezpieczny rejon. Natomiast w pozostałych oddziałach dywizji wybuchła panika, której początek dała bratobójcza walka między kawalerią dywizyjną a kompanią sztabową. Niedługo później zaczęły wzajemny ostrzał pododdziały 13 i 32 pułku piechoty. Całe bataliony rzucały się do panicznej ucieczki, zostawiając częściowo broń i sprzęt. Z wielkim trudem dowódca 13 pp zebrał bez mała połowę pułku i skierował się z wojskiem do lasów pod Opinogórą, gdzie dołączył do zawiązanej grupy pod dowództwem płk. Sosabowskiego. Natomiast część żołnierzy z 8 DP, w tym większość 32 pp, zebrał na zachód od lasów opinogórskich dowódca dywizji płk Stanisław Furgalski. Nie podejmując żadnych prób stawienia oporu nieprzyjacielowi, ruszył w kierunku południowym. Kolumna szybko stała się celem nalotów niemieckich samolotów, które dosyć szybko ją rozproszyły. Pojedyncze grupy żołnierzy cofały się bezładnie w kierunku Wisły na Płock, Zakroczym i Modlin. Podobnie skutecznie w dniu 4 września lotnictwo nieprzyjaciela rozbiło znaczną część sił 20 DP, która po trzydniowej ciężkiej walce na przedpolach Mławy wycofywała się na podstawie spóźnionych rozkazów dowódcy Armii „Modlin”. O dziwo, już po dniu względnego wypoczynku, za jaki można uznać intensywny marsz, zwarte oddziały dywizji odzyskały gotowość bojową i zupełnie dobre morale. Działania bojowe 33 DP, a po części również 41 DPRez., na krzyżujących się drogach ich odwrotu doczekały się w polskiej historiografii wielu opracowań i artykułów polemicznych oraz wspomnieniowych, że wymienię tylko artykuły dowódcy dywizji Tadeusza Zieleniewskiego i Felicjana Majorkiewicza. To, co się działo pod Różanem i w Puszczy Białej 7 września, zapewne długo jeszcze będzie przedmiotem dociekań historyków. Pułkownik, później generał, Tadeusz Zieleniewski musiał dosyć szczegółowo wyjaśniać swoje decyzje już na jesieni 1940 roku we Francji, a następnie po wojnie, w licznych artykułach, które ukazały się m.in. na łamach „Wojskowego Przeglądu Historycznego”. Generał Otton Krzisch 3 listopada 1939 roku w Paryżu tak oto przedstawiał te wydarzenia w swoim sprawozdaniu: „5 IX wieczorem d-ca Grupy ‘Narew’ otrzymał rozkaz naczelnego D-twa podpisany przez płk. Jaklicza bardzo niejasnej treści określający tylko lakonicznie, że
Co to jest wojna obronna 1939 roku i czym się różni od Kampanii Wrześniowej ?
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź