Nastroje panujące w poezji Młodej Polski - moje refleksje po przeczytaniu wybranych utworów literackich.
Młoda Polska to epoka literacka trwająca od około 1890 do 1919 roku. Pojawiały się nowe zjawiska, tendencje, filozofie, postawy. Człowiek schyłku XIX wieku czuł się zagubiony w otaczającej go rzeczywistości – z jednej strony rozwój techniki – wynaleziono telefon, żarówkę, lokomotywę, udoskonalono maszyny drukarskie, a równocześnie Roentgen odkrył promienie X, dzięki którym możliwe było przeprowadzanie prześwietleń, Thomson dowiódł istnienia elektronu, Maria Skłodowska – Curie wyodrębniła dotychczas nie znane pierwiastki – rad i polon, Mendel stworzył podstawy genetyki, Karol Darwin natomiast stworzył teorię o pochodzeniu gatunków i człowieka. Wszelkie wynalazki umacniały w ludziach przekonanie o potędze i wielkości cywilizacji, którą tworzyli tak długo, natomiast wraz z odkryciami ujawniającymi prawdziwą, niezwykle złożoną budowę świata i jej charakter wiara ta malała. Nagle okazało się, że człowiek nie jest najważniejszą częścią wszechświata, że stanowi zaledwie maleńką część jego struktury, że jest całkowicie zależny od pozostałych istnień, a zdobywana z takim wysiłkiem wiedza o nim wcale nie powoduje, że ludzie czują się pewniej – przeciwnie, zamiast odnajdywać swoje miejsce w doskonałej maszynerii świata, odczuwano jedynie jak bardzo świat jest wrogi i skomplikowany. Usiłowano się bronić przed uczuciem bezradności i bezsilności lub przyjmowano postawę zgoła przeciwną – ulegano apatii, pesymizmowi, agresji, niektórzy mieli wrażenie, że cokolwiek robią, cokolwiek postanowią, będzie działaniem bezsensownym, gdyż wszystko już było, wszystko wymyślono, że życie ludzkie nie jest nic warte, gdyż niczego już nie mogą dokonać – mogą jedynie czekać na śmierć, będącą jedynym wyzwoleniem od przyziemnych trosk i problemów.
Kłopoty z samookreśleniem, z nakreśleniem planu i celu życia miała większość ówcześnie żyjących – również, a może przede wszystkim artyści. Ich dzieła są zapisem epoki, jej oryginalności, istoty i nastrojów. Poczucie końca i wrażenie fazy schyłkowej kultury europejskiej wywoływały smutek, melancholię, strach. Próbowano temu zaradzić różnymi sposobami – modna była fascynacja sztuką, przyrodą, erotyką, gdy to zawodziło sięgano po alkohol, narkotyki.
O wyjątkowej wartości sztuki pisał Kazimierz Przerwa – Tetmajer w „Evviva l’arte!”. Sztuka, według niego, jest wieczna i niezniszczalna, nie tak jak ludzie, których przeznaczeniem jest śmierć. Sztuka pozwala jej twórcom w pewien sposób stać się nieśmiertelnymi, gdyż ich dzieła będą świadczyć przyszłym pokoleniom o ich istnieniu. Tym samym artyści są jakoby wyróżnieni i wybrani przez samego Boga, dla nich talent – dar boży, sława i świadomość bycia artystą są ważniejsze od wartości materialnych:
„W piersiach naszych płoną
ognie przez Boga samego włożone:
więc patrzym na tłum z głową podniesioną”
Podobnie można odczytać „Maskę komiczną” Leopolda Staffa – podmiotem lirycznym jest maska wmurowana na amfiteatrze, od lat obserwująca widzów, którzy przychodzą, aby podziwiać kunszt dzieła teatralnego, lecz okazują się być zbyt pochłoniętymi sprawami przyziemnymi i swym istnieniem, by móc docenić jego wielkość. Maska symbolizuje sztukę, która przetrwa liczne pokolenia, nie bacząc na zniszczenie „nieopłakanego wieków olimpijskiego dzieła”.
Ludzie u schyłku XIX wieku usiłowali odnaleźć sens swego bytowania na ziemi. Padały pytania o wiarę, idee, przyszłość, pragnienia ludzkie, wszechobecne zło („Koniec wieku XIX” K. Przerwa – Tetmajer):
„Idee?... Ależ lat już minęły tysiące,
A idee są zawsze tylko ideami.
Modlitwa?... Lecz niewielu tylko jeszcze mami
Oko w trójkąt wprawione i na świat patrzące.(...)
Byt przyszły?... Gwiazd tajniki któż z ludzi ogląda,
kto zliczy zgasłe słońca i kres światu zgadnie?
Użycie?... Ależ w duszy jest zawsze coś na dnie,
co wśród użycia pragnie, wśród rozkoszy żąda.”
Podmiot liryczny zadaje na końcu najważniejsze pytanie:
„Cóż więc jest? Co zostało nam, co wszystko wiemy,
dla których żadna z dawnych wiar już nie wystarcza?
Jakaż jest przeciw włóczni złego twoja tarcza,
człowiecze z końca wieku?...”
Odpowiedź, a raczej jej brak, jest niezwykle wymowna:
„Głowę zwiesił niemy”.
„Koniec wieku XIX” jest utworem o charakterze dekadenckim, przygnębiającym świadomością braku ochrony przed złem, cierpieniem przekonujący, że od człowieka nic nie zależy – więc po co żyć? Człowiek nie może być panem swego losu, gdyż to los jest mu panem, choćby nawet zdawało się być inaczej. Życie człowieka jest niczym wędrówka Odysa („Odys” Leopolda Staffa). Życie to sztuka wyboru pomiędzy złem i dobrem, a jeszcze częściej sztuka kompromisu. Według Staffa istotne jest samo dążenie do celu, gdyż ono nadaje mu sens, ale osiągnięcie celu jest nierealne – los kpi sobie tak często z nas:
„Oto chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało”.
Zbliżony w wymowie jest „Nie wierzę w nic” K. Przerwy – Tetmajera. Tutaj podmiot liryczny niezwykle silnie odczuwa beznadziejność i bezsensowność przytłaczającej go rzeczywistości. Porównuje chęć spełnienia swych marzeń do pragnienia ambitnego rzeźbiarza próbującego odtworzyć w kamieniu Afrodytę – daremny trud. Więc po co marzyć, skoro nie można mieć nadziei na ich urzeczywistnienie, świat jest przerażająco nudny ze swoją nieczułością na starania człowieka – „konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym...”. Kompletny brak wiary w ideały i wartości, rozczarowanie, zwątpienie, znudzenie. Najlepszym wyjściem jest ucieczka w nirwanę przypominającą sennym omdleniem i brakiem wrażeń śmierć, będącą ucieczką od rzeczywistości nie spełniającej ludzkich wymagań. Nirwana była namiastką ostatecznego wyzwolenia, pozwalała zapomnieć o czasie dzielącym od śmierci, stawała się idealnym, odrealnionym światem izolującym od wszelkich przejawów agresji. Przykładem takiego pojmowania bytu ludzkiego jest „Hymn do Nirwany” Karola Przerwy – Tetmajera i „O Przyjdź!” Stanisława Koraba Brzozowskiego. „Hymn do Nirwany” budową przypomina litanię. Podmiot liryczny modli się do Nirwany, aby obdarzyła go łaską uwalniając od pełnego niezrozumienia, brutalności i podłości świata, w którym panuje zło raniące duszę ludzką i przepełniające ją ohydą. Wzywa Nirwanę, aby pozwoliła zapomnieć o tym, że żył, żyje i będzie żyć, chciałby już zawsze trwać w stanie nirwany, nie oglądać ludzkich twarzy, oczu przepełnionych nienawiścią, zazdrością i złośliwością. Utwór kończy się powtórzeniem początkowego wezwania:
„I Przyjdź królestwo twoje na ziemi, jak i w niebie Nirwano!”
W „O przyjdź!” podmiot liryczny bezpośrednio wzywa śmierć, aby zabrała go z ziemskiego padołu łez. Wzywa śmierć najczulszymi słowy niczym kochankę, wydaje się ,iż jego tęsknotę za ukochaną pogłębia nastrój jesieni, dopiero w ostatnim wersie czytelnik przekonuje się, że cały utwór to nie inwokacja do kochanki, która obiecała przyjść, a apel do śmierci:
„O przyjdź, jesienią –
W chwilę zmierzchu senną, niepewną –
i dłonie
Swe przejrzyste, miękkie, woniejące
na cierpiące
Połóż mi skronie-
o Śmierci!”
Natomiast Bolesław Leśmian inaczej rozpatruje sprawę śmierci – jego intryguje, co człowiek czuje, gdy staje się przeszłością, kogo wspomina: czy usiłuje wspomnieć wszystkich, których znał, a może tylko tę jedną, wybraną osobę, albo może nikogo, by nie ranić się w tej ostatniej chwili będąc świadomym, że odchodzi się w niebyt, a życie na ziemi nadal będzie się toczyć, tylko że bez niego! W epoce rozkwitu techniki tak często zapomina się o przyrodzie, może chociaż w ostatniej minucie życia warto przypomnieć sobie o lesie:
„Lub ci może zielonym narzuci się złotem
Las widziany przygodnie (...)
Łzami druha powitasz – i umrzesz, wpatrzony
W las nagły, niespodziany, zapomniany las!”
W okresie Młodej Polski szczególnie popularne stało się, „odkryte” przez Tytusa Chałubińskiego, Zakopane. Oprócz licznych kuracjuszy, do tej urokliwej miejscowości położonej u podnóża Tatr, zaczęli ściągać także artyści. Wśród piewców Tatr znaleźli się między innymi: Tetmajer, Kasprowicz, Nowicki. W „Zasnuły się senne góry” (Kasprowicz) podmiot liryczny z żalem żegna się z górami, gdyż nadeszła jesień, czas rozłąki:
„Odchodzę, bo czas mnie woła...
Ślad po mnie czyż tu zostanie?
O góry, o pola skoszone,
O ciche, smutne żegnanie”.
Niezwykle pięknymi utworami „tatrzańskimi” są „Melodia mgieł nocnych” i „Widok ze Świnicy do Doliny Wierchcichej” Karola Przerwy – Tetmajera. Są to wiersze impresjonistyczne, w „Melodii...” poeta usiłował oddać niepowtarzalny nastrój lekkości, ulotności, powiewności i rześkości dopiero co budzącego się poranka, natomiast w :Widoku...” usiłował uchwycić nastrój spokoju, powagi, zadumy i nieokreślonego smutku:
„i jakaś dziwna mię pochwyca
bez brzegu i bez dna tęsknica,
niewysłowiony żal...”
Specyficzne jest, że góry z utworów literackich są tak odmienne od tych realnych, gdyż są to góry chwili, która już przebrzmiała, góry, które tylko przez chwilę istniały i tylko dla obserwujących je, poeci byli świadomi nieuchwytności momentów piękna, dlatego próbowali zakląć w słowa uczucia, jakie odczuwali patrząc na wspaniałą przyrodę, istotna jest subtelna gra świateł, ruch powietrza, szum drzew czy szelest traw.
Kolejnym utworem traktującym o Tatrach, ale jakby już tylko mimochodem jest „Limba” Tetmajera nie będąca wyłącznie opisem samotnej sosny górskiej na stromym zboczu nad przepaścią, gdyż limba podobnie jak człowiek odczuwa:
„W krąg otoczona taką
pustką okrutną,
samotna limba szumi
bezdennie smutno”.
Samotność limby ma cechy ludzkiej rozpaczy – podobnie cierpi człowiek, który musi sam żyć.
Temat Tatr poruszano nie tylko po to, aby oddać ich niepowtarzalne piękno czy uczucia związane z obserwacją malowniczych krajobrazów. W „Kozicy” Franciszka Nowickiego odnajdujemy opis beznadziejnej walki górskiej kozicy o życie:
„Dziwny głos bólu, strachu, rozpaczy złowrogiej
Biegnie w skalnych ruinach, w praświata zwalisku...
To kozica w żelaznym oklepca uścisku
Porusza skały jękiem śmierć wróżącej trwogi”.
Niezwykle poruszający i przejmujący jest samotny wysiłek kozicy, która nie może się uratować z żelaznej pułapki, którą zastawił na nią okrutny i bezlitosny człowiek.
Fascynacja Tatrami to zarazem zainteresowanie kulturą Podhala, jego tradycją. Wzorem może być napisany stylizowaną gwarą góralską „Hej! idem w las...” Tetmajera. Odnaleźć w nim można elementy góralskich legend o zbójnikach:
„Nie płaccie mi – jo se ide zbijać, kraść!
Za dak mi las, za posłanie mokwa, chraść!
Jak mi padnie talorami, dukatami bedem siać!
A jak padnie, siubienicom – budzie se mnom wiater hwiał”.
O Tatrach pisano także żartobliwie. Franciszek Mirandola w „Tysiąc sześćset dwudziestym trzecim sonecie o Giewoncie” pisał:
„Cicho by było, gdyby Giewont jeszcze stał gdzie w kącie,
A tak?... Szarzeje w mroku granitowa masa
I można za ten pewnik oddać nawet szyję:
Znajdą cię i opiszą znów, biedny Giewoncie!”
Tatry stały się inspiracją dla wielu poetów, utwory młodopolskie wykazują niezwykłą dbałość o dokładne przekazanie stanów psychicznych twórców czytelnikom. Są to zazwyczaj wiersze niezwykle refleksyjne, melancholijne, przypominające o upływie czasu. Według mnie, jednym z najpiękniejszych utworów o Tatrach jest omówiona wcześniej „Melodia mgieł nocnych”.
Kim natomiast w epoce Młodej Polski był dla ludzi Bóg? Jan Kasprowicz stworzył cykl zatytułowany „Hymny”, na który składają się następujące poematy: „Dies irae”, „Salome”, „Święty Boże, Święty Mocny”, „Moja pieśń wieczorna”, „Salve Regina”, „Hymn św. Franciszka z Asyżu”, „Judasz”, „Matka Egipcjanka”. „Hymny” tworzą pełne grozy, monumentalne obrazy – końca świata, zapadania się bytu w nicość.
W „Dies irae” Bóg jest okrutnym sędzią, podmiot liryczny odważnie pyta:
„A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili,
(...) wił się i czołgał przed Tobą?”
Zarzuca Bogu, że jest nieczułym na rozpaczliwe krzyki wzywające litości. Świadomy jest, że wielu grzeszyło, ale:
„Nic, co się stało pod sklepieniem niebiosów,
bez Twej się woli nie stało!”
Oskarża Boga, że to On stworzył szatana, a winą obarczył niewinnych ludzi i wygnał ich z raju („O źródło zdrady! Przede mą przepaść zrodzona przez winę, przez grzech Twój, Boże!... Ginę! ginę! ginę!”). I pyta zrezygnowany:
„A cóż powstanie ponad nicościami,
gdzie ongi były światy
i Ja, w chęć życia bogaty,
a dziś w umarłych postawiony rzędzie?
Niech nic nie będzie!”
W „Święty Boże, Święty Mocny” zawarł Kasprowicz wizję świata, w którym Bóg pozwala panować szatanowi i śmierci. Podmiot liryczny postrzega Boga jako bardzo odległego i nie zainteresowanego losami ziemi:
„A Ty, o Boże!
o Nieśmiertelny!
o wieńcem blasków owity!
na niedostępnym tronie
siedzisz między gwiazdami
i głową na złocistym spocząwszy Trójkącie,
krzyż trójramienny mając u swych nóg,
proch gwiazd w klepsydrze przesypujesz złotej
i ani spojrzysz na padolny smug!
Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!”
Bóg pozostaje nieczuły na modlitwy swego ludu. Pozostawia zadanie uporania się ze złem maluczkim, którzy nie potrafią tego dokonać i dlatego muszą cierpieć. Podmiot liryczny mówi:
„Ty Nieśmiertelny,
proch gwiazd przesypuj w Swej klepsydrze złotej
i płódź żywoty,
aby tak klęły jak ja;
aby płakały jak ja;
aby w szarpiącej modlitwie,
co jako dzwon ten łka,
o zmiłowanie prosiły”
„Hymny” Kasprowicza są utworami katastroficznymi, przygnębiającymi przedstawianymi w nich wyobrażeniami. Bóg nie jest dobrym, miłosiernym i przebaczającym ojcem a bezlitosnym sędzią, karzącym ludzkość, za grzechy, które sam stworzył. Bóg taki wywołuje lęk, strach, obawę i przerażenie.
Jak pojmowano w okresie Młodej Polski miłość? Czy nadal była tym pełnym uniesień i fascynacji uczuciem, tak jak na przykład w romantyzmie, czy była najistotniejszym składnikiem życia ludzkiego? Miłość zastąpiono erotyką – samo uczucie zeszło na dalszy plan, uznawano je za zbędne, przy czym partnerzy traktowali się przedmiotowo – jako narzędzia zaspokajania własnych żądz i pragnień („Lubię, kiedy kobieta...” Tetmajera), jednocześnie szukając czegoś głębszego w relacjach kobieta – mężczyzna, co było zaprzeczeniem poprzedniej postawy („Ja, kiedy usta...” Tetmajera). Bardziej romantycznym podejściem do miłości wykazywał się również Staff, który w wierszu „Pszczoła” przedstawia tęsknotę podmiotu lirycznego za ukochaną. Wypowiadający się w utworze obserwując krążąca nad kwiatem róży pszczołę przypomina sobie chwile spędzone w towarzystwie tej jedynej, chce wspominać i równocześnie broni się przed tym, gdyż wie iż pamięć dni minionych spowoduje, że będzie ponownie cierpiał („Pszczoły się złotej bała, Jak ja dzisiaj jej wspomnienia”). Podobne stanowisko wobec miłości można odnaleźć w wierszu Maryli Wolskiej „Dziwy”. Wymienione są w nim rzeczy, które nie mogą się zdarzyć na co dzień: biały kruk, chleb ze śniegu, wicher uwięziony w skrzyni, łzy nanizane na nici niczym perły. Podmiot liryczny stwierdza, że tak samo niemożliwym jest zmusić serce, aby przestało kochać: „I serce zgasić, gdy ognia chwyci...”. Czemuż tak duża rozbieżność w stosunku do miłości? Tak dużo postaw, jak dużo jest ludzi, a miłość jest między dwojga ludźmi czymś niesamowicie intymnym i poddawanie się ogólnym modom dotyczącym miłości jest oszukiwaniem samego siebie, dlatego w tamtych czasach równorzędnie istniały liryczna, delikatna miłość wraz z perwersyjną wręcz erotyką.
W liryce świata ogarniętego szaleństwem możemy odnaleźć również niezwykle wzruszające i sugestywne akcenty patriotyczne. Taki charakter ma pochodzący z „Księgi ubogich” Kasprowicza utwór „Rzadko na moich wargach...”. Podmiot liryczny wyznaje:
„Rzadko na moich wargach –
Niech dziś to warga ma wyzna –
Jawi się krwią przepojony,
Najdroższy wyraz: Ojczyzna”.
Dzieje się tak dlatego, że uważa, iż jeżeli naprawdę kocha Ojczyznę to nie musi tego deklarować, tak jak czynią to inni – przechwalając się w gronie kupczyków. Samo słowo jest dlań świętością i jego nadużywanie uważa za pewnego rodzaju świętokradztwo, poza tym istotne są czyny, a nie rzucane od tak sobie słowa. Zapytuje, czy skoro tak wielu uważa się za patriotów, to jak to możliwe, że znajdują się ludzie, którzy działają na niekorzyść Ojczyzny oraz ludzi w niej żyjących („Jakiś złośliwy złoczyńca Pszeniczne podpala stogi”). Sam gorąco kocha Ojczyznę i boli go, gdy coś złego dzieje się w niej. Nieco mniej liryczne są „Do moich synów” Jerzego Żuławskiego i „Bohaterska śmierć Okrzei” Jana Bronisza. W pierwszym, z wymienionych utworów, podmiot liryczny, którym jest ojciec, zwraca się do swych synów, wspomina odległe czasy, gdy on i jego ojciec walczyli w szeregach Legionów „szukając drogi przez krew i blizny do naszej wolnej Ojczyzny!”. Ma nadzieje, że lada dzień nadejdzie chwila, gdy Polska stanie się suwerennym, niepodległym i niezawisłym państwem, lecz gdyby tak się nie stało:
„to jeszcze w waszej piersi jest krew,
na nowy świętej Wolności siew:
i wy pójdziecie pomni puścizny,
na bój dla naszej Ojczyzny!”
Poeci nie byli obojętni wobec istniejącej sytuacji politycznej – uważnie obserwowali, a następnie komentowali ją w wierszach . Jan Bronisz w „Bohaterskiej śmierci Okrzei” wspomina postać odważnego Stefana Okrzei, który w 1905 roku „rzucił w cyrkuł bombę”. Za zamach na komisariat policji w Warszawie został stracony. Poeta akceptuje i pochwala ten czyn , a Okrzeja urasta w utworze do rangi bohatera, dzięki któremu Polska szybciej stanie się wolną. Heroizm i szlachetny charakter czynu przeciwstawiane są okrucieństwu bezdusznych, srogich katów carskich („Więc się nad nim długo mścili Ci przeklęci kaci carscy”). Poeta uważa, że śmierć tego młodzieńca nie pójdzie na marne, a tylko da przykład społeczeństwu, że dla Ojczyzny można bez chwili zastanowienia poświęcić, to, co dla każdego z nas jest najcenniejsze – życie.
Młoda Polska jest epoką inną od pozostałych. Nie jest gorszą, ani nie jest lepszą, niemożliwa jest obiektywna ocena poszczególnych epok, każda była jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną, każda coś wniosła do historii, cywilizacji, kultury. Młoda Polska była epoką ogromnie zróżnicowaną, co znajdowało odbicie w poezji tamtych czasów. W utworach przedstawiano zachowania zupełnie skrajne – począwszy od rozpaczania nad bezsensownością istnienia do pochwały radosnego bytowania, które usiłowano urozmaicać, korzystając z życia w jak największym stopniu. Był to czas, kiedy artyści zaczęli się uważać za naród wybrany, jedyny, gdy istotna była tylko „sztuka dla sztuki”, gdy sztuka urastała do rangi religii, a artyści byli jej kapłanami, czas, gdy Bóg był tym, który karał ludzi dając im długie życie i jednocześnie okres zachwytu nad pięknem fauny i flory, a także rozważania na temat moralności (szczególnie ekspresjoniści poczuwali się do odpowiedzialności za losy świata). Czas masowej rozpaczy, zwątpienia, rezygnacji, depresji, pesymizmu, katastrofizmu, a równocześnie euforii, afirmacji, ekstazy, szaleństwa. Czym była Młoda Polska dla literatury? Czasem ogromnego zróżnicowania nastrojów, „drugiej młodości” sonetu, czasem wielkich zmian. Twórcy w owym czasie byli niemal w komfortowej sytuacji – każda ekstrawagancja, nowość na polu literatury była przyjmowana z zachwytem przez zadufaną publiczność złaknioną utworów na miarę czasów, w których żyli – czyli pełnych akcentów impresjonistycznych, ekspresjonistycznych, symbolicznych, nawiązujących do dekadentyzmu, modernizmu oraz filozofii, które się stały modne wówczas, czyli przede wszystkim filozofii Schopenhauera, Nietzschego czy Bergsona. Miarą twórcy była ilość wrażeń dostarczanych czytelnikowi – efekt był osiągnięty, gdy czytający był zmieszany, przerażony, zachwycony, zaszokowany czy w jakikolwiek inny sposób poruszony. Młoda Polska była epoką pytań, nie odnalezionych odpowiedzi, poszukiwania sensu pełnego cierpień życia i prób odnalezienia się we wrogiej rzeczywistości.