Istnieją, oczywiście, również wątpliwości nieuzasadnione, które tylko zaciemniają dostępną nam prawdę. Czasem ktoś ma dar rozwiewania takich wątpliwości: wydawało nam się już, że w ogóle nie potrafimy się rozeznać, co tu jest prawdą, a ten człowiek z wielką wnikliwością przedstawi cały problem, rozróżni rzeczy ważne od mniej ważnych, rzetelnie odpowie na postawione pytania -- i problem nam się rozjaśni, wątpliwości rozproszą. Zdarza się również odwrotnie: ktoś ma dziwną skłonność do zaplątywania się w wątpliwości najzupełniej jałowe, które tylko paraliżują jego działanie, a nawet myślenie. Ktoś na przykład dwadzieścia razy zagląda przed wyjściem na dworzec do walizki, czy nie zapomniał czegoś tam włożyć; niczego oczywiście nie zapomniał, ale przy okazji zapomni kupić bilet. Wątpliwościami można również kogoś obrazić. Rozumiem, oczywiście, bardzo dobrze, że drugi człowiek ma prawo badać wiarygodność moich słów i zachowań, ale przecież istnieją tu granice, których przekraczać nie wolno. Dlaczego wątpisz o mojej szczerości -- musimy czasem powiedzieć komuś bliskiemu -- dlaczego nie wierzysz temu, co mówię, jeżeli nie dałem ci żadnych powodów do takich wątpliwości? O ile wątpliwość dotyczy sfery poznania, a w swojej postaci pozytywnej prowadzi do prawdy -- o tyle zwątpienie jest czymś głębszym, jest ono kryzysem w samym środku ludzkiej osoby. "Zwątpiłem w sens życia", "zwątpiłem, czy komuś jeszcze jestem potrzebny", "nie wierzę już, żebym mógł kiedyś zmienić się na lepsze" -- zwierzają się księdzu lub psychologowi ludzie udręczeni rozpaczą, samotnością, swoim grzechem. "Wątpię, czy uda mi się skończyć te studia" -- załamuje się student, któremu nie powiódł się drugi już z kolei egzamin. Można zwątpić w czyjąś przyjaźń, miłość, w swoje siły, w sens życia, w wyznawane ideały, można nawet zwątpić w siebie lub w bliską sobie osobę.
Prosze o pomoc.Z czego wynika moje trudności w wierze.Z góry dziekuje.
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź