Odkrycie grobowca Tutanchamona - opowiadanie
„Chciałbym ten ślad ocalić od zapomnienia.”
22 października 1922 roku W posiadłości Highclere Castle, należącej do Lorda Carnarvona, rozmowę prowadziło dwóch mężczyzn. Pogoda była wówczas fatalna, padający deszcz i świszczący wiatr mógł wywołać przygnębienie, podobnie jak temat rozmowy.
- Obawiam się, że już nic tam nie znajdziesz, Carter – lord Carnarvon miał już dość obietnic swojego partnera – przez pięć lat ci się nie powiodło, dlaczego upierasz się jeszcze przy jednym sezonie? Koncesja wygaśnie za kilka tygodni.
- Niewiele miejsca zostało do przeszukania, teraz już wiemy, gdzie mamy kopać. To znacznie przyspieszy prace i ułatwi nasze zadanie. Jestem pewien, że teraz się uda. Tyle czasu miałbym stracić na marne? Nie mogę! Od 27 lat o tym marzę! – Howard Carter był gotów dopiąć swego za wszelką cenę.– Jeśli nie zgodzisz się mnie wesprzeć, sam sfinansuje ten sezon!
- Daję ci ostatnią szansę. Wydałem ponad dwieście tysięcy funtów na twoje poszukiwania, zazwyczaj dotrzymywałeś swego słowa, więc tym razem też ci uwierzę. Ostatni raz Ty i twoi pracownicy możecie wkroczyć na teren wykopalisk. Opłaciłem każdą twoją wyprawę, na tą też wyłożę pieniądze, choć będę musiał sprzedać część swoich posiadłości. Powodzenia.
Lord Carnarvon pragnął wierzyć równie mocno jak Carter w powodzenie tej wyprawy, jednak po tak długim czasie poszukiwań, zaczął tracić nadzieję, że kiedykolwiek brakujący grobowiec zostanie odnaleziony. Rozejrzał się po pokoju – za każdym razem prowadził tu negocjacje ze swoim przyjacielem. Za każdym razem patrzyły na nich te same twarze z portretów jego przodków, za każdym razem ulegał namowom Cartera. Otworzył szafkę sekretarzyka i wyjął kalendarz.
- Pierwszego listopada rozpoczyna się ostatni sezon. Niech Bóg ma to przedsięwzięcie w opiece. I ciebie też. – popatrzył na twarz przyjaciela.
- Niech tak będzie. – Carter wyszedł z pokoju.
***
Dzień rozpoczęcia sezonu ostatniej szansy (pierwszy listopada 1922) nadszedł bardzo szybko, jednak Carterowi udało się zebrać i odpowiednio wyposażyć swoich pracowników. Pierwszego dnia ludzie uzbrojeni w łopaty i inne narzędzia potrzebne do kopania w Dolinie Królów zabrali się do pracy z wielkim zapałem. Howard wskazał im nienaruszone ręką archeologów miejsce, w którym miał nadzieję odnaleźć zaginiony grobowiec. Znajdowało się ono poniżej wejścia do grobu Ramzesa VI, gdzie stały starożytne chaty przysypane stertą gruzu. Tak niepozorne miejsce mogło wg Cartera stanowić świetną kryjówkę przed rabusiami i kryć w sobie skarb, o którym marzył.
Upłynęły dwa dni. Howard nie tracił dobrego humoru, cały czas pracował razem ze swoimi ludźmi. Egipcjanie musieli uwijać się jak w ukropie, ich zadaniem było usunąć trzymetrową warstwę gruzu, tak by było można prowadzić prace pod nim pod nim. Później kopali tylko w głąb, tak by praca posuwała się jak najszybciej. Urzędnik Departamentu Starożytności nie pozostawił Carterowi dużo czasu – miał tylko dziesięć dni.
Jednak archeolog – samouk był pewien, że tym razem powiedzie mu się. Nie chciał zawieść lorda Carnarvona, wiele czasu musiał przekonywać go do swego pomysłu. Gorące słońce pustyni dawało się we znaki, lecz każdy, zarażony pasją Cartera, pracował pełnią sił. Bardzo szybko usuwano piasek i gruz.
W sobotę, czwartego listopada około godziny dziesiątej robotnicy nieruchomo stanęli nad wejściem do grobowca Ramzesa VI. Było słychać szepty i wyrazy niedowierzania. Carter szybko przepchnął się miedzy nimi by sprawdzić, o co chodzi. Stał się cud! Na dnie jednego z szybów robotnicy znaleźli wygładzony kamień! Wszyscy wzięli się do pracy, fellachowie egipscy jeszcze szybciej wynosili gruz w koszach. Wkrótce pod pierwszym stopniem ukazał się drugi, a za nim kolejne. Brygadziści zmuszali pracowników do jeszcze intensywniejszego wysiłku, jednak możliwość odkrycia grobowca wręcz ich uskrzydlała. Po niedługim czasie każdy miał pewność, że to wejście do grobowca. Takie schody były jedną z charakterystycznych cech grobowców XVIII dynastii. Te znajdowały się cztery metry poniżej grobu Ramzesa VI. Jednak Carter wolał dmuchać na zimne, na początku nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że spełnia się marzenie jego życia. Do niedzieli zdołano odkryć 12 schodów, a za nimi górną część zapieczętowanych drzwi. Pieczęcie pozostawili przed wiekami strażnicy Królewskich Nekropolii. Pieczęcie sugerowały, że grobowiec należał do kogoś znamienitego, ale Carter nie miał pewności, czyje ciało w nim spoczywało. Żeby zorientować się, w jaki sposób zablokowano wejście, w prawym górnym rogu zrobił niewielki otwór. Po włożeniu latarki zobaczył kolejne sterty gruzu. Była to oznaka grobu królewskiego, który w ten sposób został zabezpieczony przed złodziejami. U Cartera poczucie satysfakcji mieszało się z niepewnością. Nic nie wskazywało na to, że jest to grób, o którego odkryciu marzył, lecz w takim razie, do kogo należał?
Zapadła noc, światło księżyca nie wystarczało do dalszego odkrywania grobowca. Howard podjął decyzję o zakopaniu schodów. Musiał stoczyć bój sam ze sobą, pragnienie odkrycia tej tajemnicy było w nim ogromne, lecz zwyciężyła lojalność do przyjaciela. Nakazał zasypać schody i na ich straży ustawił zaufanych pracowników. Konno wrócił do domu i następnego dnia wysłał telegram do lorda Carnarvona: „W końcu dokonałem w Dolinie cudownego odkrycia, wspaniały grób z nienaruszonymi pieczęciami, wszystko zabezpieczone aż do Pańskiego przybycia, gratulacje". Jednak ta decyzja skazała wszystkich na długie rozmyślania, sam Carter obawiał się, że pomylił się, co do właściciela grobowca.
W końcu, 24 listopada lord Carnarvon wraz z córką Eweliną, dotarli na miejsce prac i mogli obserwować postępy. Po południu wszystkie schody, prowadzące do zamurowanego wejścia zostały odkopane, lecz kurz i zapadający zmrok utrudniły widok. Carnarvon i Carter dostrzegli jednak pieczęcie na "drzwiach", prowadzących być może do grobowca faraona Tutanchamona, a może tylko do skrytki z naczyniami po uczcie pogrzebowej. Odkrywcy wciąż nie wiedzieli, co znaleźli. Jeśli wszystko pójdzie po ich myśli już niedługo zdobędą niewyobrażalne skarby. Carnarvon dziękował Bogu, że dał się namówić na ostatni sezon prac. Carter zabrał się do odrzucania piasku razem z robotnikami. Niewiele czasu upłynęło zanim 48-letni Carter i 56-letni Carnarvon wraz z pracownikami zobaczyli „drzwi” w całej okazałości. Widniała na nich pieczęć Tutanchamona. Howard jednak nie zdradzał oznak radości. Na pytania lorda, archeolog wskazał ciemniejszą plamę na wejściu, świadczącą o tym, że ktoś wybił już dziurę w drzwiach i ponownie ją zalepił. Odkrywców ogarnęło niemiłe uczucie. Wiedzieli, że oznacza to możliwość splądrowania grobu przed ponad trzema tysiącami lat. Zastanawiali się, czy zostało w nim jeszcze coś godnego uwagi. Jednak, po co ktoś miałby ponownie pieczętować pusty grobowiec? Carter ogarnięty ponurymi myślami postanowił spędzić noc w pobliżu znaleziska.
25 listopada 1922 roku do Cartera i Carnarvona dołączył Reginald Engelbach, główny inspektor Służby Starożytności Górnego Egiptu. Bez niego nie można otworzyć grobu. Ekipa Cartera zabrała się do odgruzowania korytarza. Co krok robotnicy znajdowali pozostałości po złodziejach: fragmenty naczyń, przesunięty gruz. Przed zmrokiem oczyszczono większą część korytarza.
26 listopada 1928 roku około południa pracownicy odkryli drugie zamurowane wejście. Carter szybko zszedł po kolejnych szesnastu stopniach, by zbadać „drzwi”. Na nich też znajdowała się pieczęć Tutanchamona, jednak widoczne były również ślady włamania. Howard i jego współpracownicy byli przekonani, że stoją na progu skrytki, do której składano wyposażenie grobowe. Świadczyć miały o tym wcześniejsze znaleziska - fragmenty naczyń z imionami innych faraonów, układ schodów i otworów wejściowych. To przypominało Carterowi skrytkę, którą kilka lat temu odnalazł niedaleko Theodore Davis.
Wynoszenie ostatnich koszy gruzu nie trwało długo, ale archeologowi wydawało się to wiecznością. Wreszcie nadszedł punkt kulminacyjny całych poszukiwań – Carter ostrożnie wybił młotkiem otwór w lewym górnym rogu drzwi. Wszyscy zgromadzeni z zapartym tchem słuchali głuchych uderzeń. Howard wsunął metalowy pręt w powstałą dziurę i nie natrafił na żadną przeszkodę. Wsunął do otworu płonącą świecę – by sprawdzić obecność trujących gazów i, po prostu, zajrzeć do środka. W nikłym świetle płomienia Carter zobaczył tylko zarysy przedmiotów. Były to figury zwierząt i ludzi, całe skąpane w złocie. Oniemiały Carter na pytanie Carnarvona, czy coś dostrzegł, odpowiedział tylko „Tak, widzę cudowne rzeczy." Przez powstały otwór do grobowca zaglądały jeszcze inne osoby, między innymi lord i jego córka. Podziwiali rzeczy, które miały towarzyszyć faraonowi „w życiu po śmierci”. Prawie wszystko wykonane było ze złotego kruszcu i wysadzane drogimi kamieniami.
Właśnie w ten sposób spełniło się największe marzenie Howarda Cartera i dokonano jednego z największych odkryć archeologicznych – odszukano grobowiec faraona Tutanchamona.