Było to 11 sierpnia zeszłego roku. Poszłam spotkać się ze znajomymi. Wspólnie chodziliśmy, robiliśmy sobie zdjęcia i wygłupialiśmy się. Zaczęło nam się nudzić, wiec poszliśmy wspólnie na tory. Nikt się nie sprzeciwiał prócz Kaśki, która twierdziła, że źle się to może skończyć, ale udało nam się ją przekonać. Po jakichś 30 minutach dotarliśmy na miejsce. Dziewczyny stały obok torów a chłopacy po nich skakali. W pewnym momencie było słychć nadjeżdzający pociąg, więc wszyscy zeszli. Nagle Maciek, najstarszy z nas, wpadł na pomysł i założył się z chłopakami o to, który dłuzej będzie stał na torach. Więc wszyscy się ustawili, a on na środku. Pociąg był co raz bliżej. Jeden z chłopaków powiedział, że to nie dla niego i że idzie. Magda powiedziała, żeby się nie wygłupiali, bo może się to źle skończyć i żeby zeszli. Oni nie słychali. Nagle gdy pociąg był w odległości około 50m chłopacy pozbiegali, a Maciek się potknął. Więc natychmiast pociągnęłem/am go do siebie. W ostatniej chwili udało mi się go uratować. Gdyby nie to, pociąg rozjechałby mu jego nogę. On mi podziękował i wszyscy udaliśmy się do domu nikomu o tym nie mówiąc. Tamtego dnia nie zapomnę o końca życia. Od wtedy już wcale nie chodzę na tory i staram się uważać na miejsca niebezpieczne. Myślę, że było to najgłupszy pomysł, jaki mogliśmy wymyśleć. albo Wiele setek kilometrów stąd, poza granicami Polski położona jest wyspa - Bali. Właśnie w tym oddalonym od Europy zakątku świata zdarzyło się coś, czego nigdy nie będę w stanie zapomnieć, coś czego widok do końca życia utkwi w mej pamięci. Opisywany dzień miał miejsce ponad cztery lata temu, kiedy to wraz z tatą wybrałem się do indonezyjskiej świątyni małp. Poranek nie zapowiadał nic specjalnego. Upał i szklanka zimnej wody przy łóżku mówiły mi, że to będzie dzień jak każdy inny. Zaraz po obfitym śniadaniu zjedzonym w obskurnym plażowym barze dowiedziałem się, że dzisiejszy dzień będzie zupełnie inny niż wszystkie. Po zaopatrzeniu się w niezbędne artykuły spożywcze, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy w odległą drogę brnąc wprost przed siebie srebrno-szarą, indonezyjską autostradą. Kiedy wchodziliśmy już na teren świątynny, tata poszedł załatwić niezbędne formalności z tubylcami (warto poinformować, iż nie były to małpy, tylko sprawujący nad nimi pieczę żyjący w okolicy ludzie). Ja w tym czasie postanowiłem zbadać pobliskie terytoria. Przedzierając się przez krzaki, moim oczom ukazał się smutny, zagubiony pawian. Zorientowawszy się, że mam w garści torbę winogron, postanowiłem podzielić się nimi z małą małpą. Dwukrotnie rzuciłem mu pojedyncze kulki, które ten bez większego skrępowania zjadał. W sekundę piękny sen zamienił się w koszmar. Pawian rzucił się na mnie, wyrywając jednocześnie z moich rąk reklamówkę. Ja, niesiony zwierzęcym instynktem postanowiłem odebrać dzikiej małpie swoją własność. W walce o winogrona o dziwo ucierpiałem ja, czego efektem było poważne rozerwanie tkanki mięśniowej. Zabawnym aspektem całej sprawy było to, że przez okrągłą godzinę jeżdżąc samochodem w tą i z powrotem nie mogliśmy znaleźć doktora oferującego usługi „załatania” mojej rany. Z tej wycieczki pozostała mi pamiątka na całe życie, a widok cieknącej hektolitrami krwi z mojej ręki utkwi mi w pamięci na zawsze. Do tej pory patrząc na moją prawą rękę, z ironicznym uśmiechem wspominam tamten dzień, w którym to moja głupota przekroczyła wszelkie granice, w którym to ja- mały, dwunastoletni chłopiec zapragnąłem walczyć z dziką małpą o torebkę winogron. Wartą w przybliżeniu dziesięć groszy.
Proszę o pomoc podajcie mi opowiadanie pt: Nigdy nie zapomnę tego dnia.... Proszę o pomoc daję naj nie chcę dostać 1... Całakartka PROSZĘ
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź