Pytania do "Illiady"   Rozwiń punkty: a) z pieśni I przyczyny i przbieg konfliktu między Achillesem a Agamemmonem b) walka o zwłoki Patroklosa ( pieśń XVIII ) c) pojedynek Hektora z Achillesem (pieśń XXII

Pytania do "Illiady"   Rozwiń punkty: a) z pieśni I przyczyny i przbieg konfliktu między Achillesem a Agamemmonem b) walka o zwłoki Patroklosa ( pieśń XVIII ) c) pojedynek Hektora z Achillesem (pieśń XXII
Odpowiedź

a) Agamennon wywołuje gniew Achillesazabierając mu brankę wojenną Bryzeidę. wycofanie się Achillesa z walki. Achilles za pośrednictwem matki prosi Zeusa o ukaranie Greków, udzieljąc pomocy Trojanom. Po smierci swego przyjaciela Patroklesa Achilles wraca na pole bitwy. Achilles mści się zabijajć Hektora. b) 1. Achilles zsyła na obóz Greków zarazę z powodu porwania córki jego kapłana, Chryzesa. 2. Kłótnia Achillesa z Agamemnonem w tej sprawie. Ostatecznie Agamemnon oddaje Chryzesowi jego córkę, ale w zamian odbiera Achillesowi jego brankę Bryzeidę. 3. Achilles przestaje walczyć, jego matka Tetyda udaje się do Zeusa na Olimp prosząc go, żeby wspomógł Trojańczyków. Zeus, choć boi się gniewu Hery, zgadza się to zrobić. 4. Bitwa, w której Menelaos pojedynkuje się z Parysem. W ostatniej chwili przegrywającego Parysa unosi z pola bitwy Afrodyta. 5. Grecy proszą Achillesa, aby wziął udział w bitwie, ale ten odmawia. 6. Patrokles pożycza od Achillesa zbroję, wpada w wir walki i ginie z ręki Hektora. 7. Achilles wpada w gniew z powodu śmierci przyjaciela. Dostaje od Hefajstosa nową zbroję i zabija Hektora w pojedynku, a potem bezcześci jego ciało. 8. Do Achillesa przybywa Priam, błagając o wydanie ciała syna. Achilles wzrusza się cierpieniem starca i rozkazuje wydać mu ciało. Odbywa się pogrzeb Hektora. c) Więc gdy wtargnęli do miasta strwożeni jak młode jelenie, pot ochładzają i piją, aŜeby pragnienie ukoić, wsparci o blanki ozdobne na murach. Tymczasem Achaje bliżej pod mury podeszli z tarczami wspartymi na barkach. Hektor natomiast, podszeptem okrutnej Mojry wstrzymany, sam za murami Ilionu pozostał przed Skajską bramą. Fojbos Apollon tymczasem powiedział tak do Pelidy: "Czemu mnie, synu Peleusa, szybkimi ścigasz nogami, człowiek śmiertelny - mnie - boga nieśmiertelnego? Czyś we mnie boga dotychczas nie poznał, Ŝe tak zaciekle mnie gonisz? Nawet o Trojan juŜ nie dbasz, chociaż ich sam rozgromiłeś, oni do miasta uciekli, a tyś aŜ tu się zapędził. PrzecieŜ mnie zabić nie zdołasz, bo ja nie podlegam śmierci". Dławiąc się gniewem, rzekł na to o szybkich nogach Achilles: "Zwiodłeś mnie dziś, Srebrnołuki, ze wszystkich bogów najgorszy, tu mnie odwodząc od murów, a przecieŜ jeszcze by wielu z nich gryzło ziemię zębami, z tych, co do miasta się skryli. Sławę mi wielką wydarłeś w tym dniu, a ich ocaliłeś łatwo, bo za to, coś zrobił, nie boisz się pomsty mojej. JuŜ ja bym tobie zapłacił, gdyby to w mocy mej było!". Tak powiedział i ruszył do miasta wielkimi krokami, dumny jak rumak w zaprzęgu, co zawsze zwycięża w gonitwie i bez wysiłku kłusując, mknie przez szeroką równinę - tak Achillesa w lot niosły kolana i szybkie nogi. Pierwszy go Pryjam sędziwy oczami z dala wyśledził, jaśniejącego jak gwiazda, gdy w pędzie mknął przez równinę; gwiazda, co wschodzi jesienią, roziskrzonymi blaskami świecąc jaskrawo wśród licznych gwiazd, gdy noc z dniem się przesila, psa Oriona imieniem tę gwiazdę nazwali śmiertelni, świetniej goreje niŜ inne, lecz znakiem jest złych wydarzeń, bo nieszczęśliwym śmiertelnym gorączki niesie rozliczne - tak spiż w krąg piersi mknącego w pędzie jak gwiazda połyskał. Starzec zajęczał i w głowę uderzać się zaczął rękami, potem je podniósł ku górze i jęcząc, skargami wybuchnął, syna drogiego błagając; lecz ten za miastem przed bramą stał, bo niezłomnie z Achillem juŜ zmierzyć się postanowił. Starzec do niego ramiona wyciągnął i wołał Ŝałośnie: "Synu kochany, Hektorze, na tego męża nie czekaj, z dala od innych, byś prędko swej zguby się nie doczekał poprzez Pelidę zmożony, toć on jest od ciebie silniejszy, ten niegodziwiec! Bodajby tak go bogowie kochali jak ja, a wkrótce psy głodne szarpałyby go i sępy, powalonego, a z serca zgryzota by ustąpiła. JakŜe on wielu mi synów wytracił takich szlachetnych albo ich zabił, lub sprzedał, śląc gdzieś na wyspy dalekie! TakŜe i dziś Lykaona i Polydorosa nie widzę, moich dwóch chłopców, wśród Trojan, którzy do miasta dopadli. Synów mi tych Laotoe zrodziła, wśród kobiet królowa. Jeśli są Ŝywi w obozie, to przecieŜ ich wykupimy wkrótce za spiż i za złoto, jest tego dość w mych komnatach. Szczodry dał posag swej córce sędziwy Altes przesławny. Jednak jeŜeli polegli i goszczą w domostwie Hadesa, koń trojański biada i mnie, i ich matce - nam, cośmy dali im Ŝycie. Ale dla innych, dla ludu całego, mniejszy to będzie Ŝal, byłeś tylko nie zginął ty pod ciosami Achilla. Wróć więc, mój synu kochany, za mury i ocal od zguby Trojan i ocal Trojanki, a nie obdarzaj Pelidy sławą tak wielką, gdy miłe Ŝycie w spotkaniu utracisz. MiejŜe ty litość nade mną biedakiem, dopóki oddycham, nędzny. Dość ojciec Kronida, gdy stoję na progu starości, dręczy mnie losem nieszczęsnym, klęsk tyle oglądać mi kaŜe. Synów okrutnie zabitych, córki w niewolę wleczone, w gruzach komnaty zamkowe wskroś spustoszone, o ziemię dzieci rzucane, wśród walki zaciętej na śmierć i na Ŝycie, ręką zwycięskich Achajów uprowadzone synowe! I mnie samego na koniec obok pałacu, przed progiem psy rozwścieczone Ŝreć będą, gdy włóczni ostrzem spiżowym ktoś mnie przeszyje lub ciosem gwałtownym duszę wyzwoli. Psy przy mych stołach karmione, wrót domu strzegące wiernie będą Ŝłopały krew moją, warując z pełnym wściekłości sercem w przedsionku, przed drzwiami. Młodemu wszystko przystoi, kiedy go Ares powali i ostry spiż go przeorze; piękny jest, nawet gdy zginie, gdziekolwiek ciało odsłoni. Ale gdy brodę zbielałą, włos siwy i ciało sędziwe psy głodne kłami poszarpią i starca bezwstyd obnażą - nie ma straszliwszej niedoli od tej dla ludzi śmiertelnych". Starzec tak mówił i włosy zbielałe szarpał rękami, z głowy je rwąc, ale duszy Hektora nakłonić nie zdołał. Z drugiej zaś strony i matka, szlochając gorzko, spłakana szatę rozchyla, wskazując swą dłonią pierś matczyną, cała we łzach, i te słowa mówi do syna skrzydlate: "Pierś tę uszanuj, Hektorze, me dziecko! Miej litość nade mną! Jeśli twój płacz niemowlęcy ta pierś przed laty koiła, to o tym wspomnij, mój synu kochany! I z tym człowiekiem strasznym do walki nie stawaj sam, ale stąd, spoza murów walcz z niegodziwcem, bo jeśli on cię zabije, to wtedy, kwiecie kochany, ja ciebie na marach juŜ nie opłaczę ani twa Ŝona posażna. Od nas obydwóch daleko pod okrętami Argiwów psy ścigłe ciebie rozszarpią!". Tak przemawiali spłakani, błagając syna drogiego wielu prośbami, lecz duszy nie nakłonili Hektora. On na Achilla strasznego, co juŜ nadchodził, wciąż czekał. Tak jak wśród gór, przy jaskini wąŜ oczekuje człowieka jadowitymi obŜarty ziołami i rozjątrzony, patrząc groźnymi oczyma, zwinięty w kłąb przy jaskini - tak z nieugiętą dzielnością tam Hektor trwał niewzruszony. Wsparł połyskliwą swą tarczę o wystający zrąb wieŜy i tak, westchnąwszy, powiedział do swojej duszy wyniosłej: "Biada mi! Jeśli za bramę wycofam się i za mury, to Polydamas mnie pierwszy będzie miał prawo obwinić. PrzecieŜ to on mi doradzał do miasta Trojan wprowadzić w tamtą noc klęski, gdy ruszył przeciw nam boski Achilles, ale go nie usłuchałem, a lepiej było usłuchać. Kiedym więc brakiem rozwagi tak wiele wojska wytracił, Trojan mi wstyd i Trojanek o powłóczystych ubiorach, bo ktoś mi może powiedzieć, stojący niŜej ode mnie: Zbytnio zaufał swej sile Hektor i wojsko wytracił. Tak mi powiedzą. A dla mnie byłoby przecieŜ zaszczytniej stanąć do walki z Achillem i zwyciężywszy go, wrócić albo, jak cześć nakazuje, w spotkaniu samemu zginąć. Ale kto wie, może gdybym wypukłą tarczę odłożył i hełm wiejący kitami, a włócznię oparł o mury, gdybym sam wyszedł, bezbronny, przeciwko Achillesowi?. . . Gdybym Helenę mu oddać obiecał i skarby zabrane, złota maska Agamemnona które wraz z nią Aleksander ongiś w głębokich okrętach przywiózł do Troi, co było nieszczęsnej wojny początkiem?. . . Gdybym obiecał to zwrócić Atrydom, a reszcie Achajów rozdać te wszystkie bogactwa, co jeszcze są w naszym mieście?. . . Wtedy trojańskiej starszyźnie rozkażę złoŜyć przysięgę, Ŝe nie ukryją niczego, ale oddadzą połowę wszystkich tych skarbów, co w naszym kochanym kryją się grodzie. Ale dlaczego, ma duszo miła, rozważasz to wszystko? Nie, ja nie pójdę go o nic prosić. On nie zna litości! Ani mi czci nie okaŜe, lecz bezbronnego zabije, jakby zabijał kobietę, gdy tylko swą broń odłożę. Teraz nie pora o dębach szumiących ani o skałach gwarzyć poufnie, jak nieraz dziewczyna z chłopcem pogwarza; chłopiec i ufna dziewczyna gwarzą tak nieraz oboje. Ale ja lepiej do walki zaŜartej natychmiast wyruszę, komu da Władca Olimpu zwycięski los - zobaczymy!". Tak rozmyślając, wciąż czekał. A juŜ się zbliżał Achilles jak Enyalios, bóg wojny w hełmie wiejącym kitami, prawą swą ręką potrząsał jesionem z gór Pelionu strasznym, a spiż wokół niego oślepiająco połyskał jak Ŝar ognistej poŜogi lub wschodzącego blask słońca. Spostrzegł go Hektor i zadrŜał, juŜ dłużej w miejscu nie zdołał ustać, lecz bramę porzucił i zaczął w trwodze uciekać. Porwał się za nim Pelida, ufając w polotne nogi. I tak jak orzeł, ptak górski najszybszy wśród uskrzydlonych, spada i lekko dopędza z chmur gołębicę spłoszoną, ona wymyka się, pierzcha, lecz orzeł z wrzaskiem straszliwym z bliska uderza w drapieŜnej duszy zdobyczy spragniony - tak z zaciętością Achilles pędził, a Hektor uciekał pod trojańskimi murami, unosząc rącze kolana. W pędzie strażnicę minęli i drzewko figowe rozchwiane wiatrem, pod murem miastowym, nie schodząc z drogi szerokiej. Wreszcie przybiegli do źródeł przepięknie wytryskujących dwoma nurtami ku wodom pełnego wirów Skamandra. Jedno z nich falą gorącą wypływa i jest otoczone parą, co kłębi się nad nim jak dym z płonącego ogniska; drugie jest, nawet wśród lata skwarnego, zimne jak grady albo jak śnieg, lub jak woda zakrzepła w lód skrysztalony. Blisko przy owych strumieniach są zagłębienia szerokie, piękne, kamienne, przy których swe szaty połyskujące prały czcigodne małżonki i córki Trojan urocze, kiedyś, gdy jeszcze trwał pokój, nim przyszli synowie Achajów. Tam przebiegali: ten, który uciekał, i ten, który gonił. Przodem uciekał szlachetny, lecz gonił go potężniejszy w lot. Nie o zwierzę ofiarne dziś, ni o skórę wołową grali - o zwykłe nagrody brane w zwycięskich gonitwach - ale o Ŝycie boskiego Hektora, co jeźdźcem był świetnym. Więc jak najszybsze rumaki o mocnych kopytach przed metą w pędzie rwą bystrym co siły - wielka nagroda tam czeka: trójnóg lub piękna kobieta po mężu w bitwie poległym - tak Pryjamowe w krąg miasto po trzykroć obaj obiegli stopy lotnymi. A na to patrzyli wszyscy bogowie. Wtedy odezwał się pierwszy Dzeus, ojciec bogów i ludzi: "Biada! Drogiego mi męża, gnanego dokoła murów, widzą me oczy i z Ŝalu serce się moje rozdziera. DrŜę o Hektora, co tyle spalał mi cielców w ofierze, albo na szczytach gór Idy, to znów kiedy indziej na wzgórzu miasta swojego najwyższym. A teraz boski Achilles za nim w krąg grodu Pryjama goni szybkimi nogami. Więc uważajcie, bogowie, i radźcie, co mamy uczynić: czy go ocalić od śmierci jeszcze tym razem, czy moŜe, choć tak szlachetny, juŜ oddać go Achillowi Pelidzie?". Heinrich Schliemann 1822 - 1890 Odpowiedziała mu na to o jasnych oczach Atena: "Ojcze mój, błyskawicowy i czarnochmury, co mówisz? Chcesz śmiertelnego człowieka, którego los przesądzony, dziś z własnej chęci wyzwolić od ciosu złowrogiej śmierci? Czyń jak chcesz, ale nie wszyscy zgodzą się z tobą bogowie!". Na to jej tak odpowiedział Dzeus, co obłoki gromadzi: "Śmiało, kochana córeczko, Tritogenejo! Ja w duszy szczerze tych słów nie mówiłem, chcę być dla ciebie łaskawy. Czyń, co ci rozum nakaże, i na nic się nie oglądaj". Tymi słowami podniecił i tak rozognioną Atenę. Zaraz ze szczytów Olimpu gwałtownie pomknęła na ziemię. A za Hektorem tymczasem wciąż pędził szybki Achilles. Nieraz tak pies za jeleniem młodym do końca ugania, gdy z legowiska go spłoszy, rwąc przez pustkowia i jary; choćby ten gdzieś przyczajony zdołał się skryć pod krzakami, pies go wytropi i ściga za wiatrem, aŜ go dopędzi - tak nie mógł umknąć i Hektor przed szybkonogim Pelidą. Zawsze ilekroć zamierzał do bram Dardańskich uskoczyć, pomknąć pod baszty obronne potężnie rozbudowane, skąd mu na pewno ktośkolwiek pomógłby z góry strzałami, tyle go razy prześcigał znów tamten i z drogi zawracał w stronę równiny, sam ciągle biegnąc wzdłuŜ murów miastowych. Tak niepodobna doścignąć w śnie kogoś, kto wciąż ucieka, ani ten skrycie nie umknie, ani go tamten dogoni - tak i ów nie mógł dopędzić, a tamten umknąć nie zdołał. JuŜ by nie wydarł się Hektor tym razem złowrogiej śmierci, gdyby nie zjawił się przy nim po raz ostatni Apollon; ten go odwagą napełnił i wzmocnił szybkie kolana. Wojsku zaś swemu skinieniem rozkazał boski Achilles, aby nikt nie śmiał w Hektora miotać ostrymi strzałami - by go ktoś w sławie nie ubiegł, by nie był w zwycięstwie drugi. Jednak gdy czwarty raz w pędzie znów do tych źródeł przybiegli, ojciec Dzeus wagę wziął złotą, unosząc szale do góry, i na nie rzucił dwa losy wyrokujące o śmierci: ten Achillesa, a tamten Hektora, co jeźdźcem był świetnym. Ujął tę wagę pośrodku. I opadł los Hektorowy aŜ do Hadesu. I zaraz opuścił go Fojbos Apollon. A do Pelidy podeszła o jasnych oczach Atena, przy nim stanęła i takie wyrzekła słowa skrzydlate: "Myślę, wspaniały Achillu, kochanku bogów, Ŝe teraz w sławie ogromnej wrócimy stąd pod okręty Achajów, gdy powalimy Hektora, co wciąż niesyty jest bitwy. JuŜ on nam teraz obojgu wymknąć się skrycie nie zdoła, choćby rozpaczał jak nigdy Apollon, co trafia z daleka, i u nóg tarzał się ojca Dzeusa, co trzyma egidę. Teraz ty stań i odetchnij, a ja do niego pośpieszę i wnet go sama nakłonię, by twarzą w twarz z tobą stanął". Tak powiedziała Atena. Z radością w duszy usłuchał, stanął oparty o jesion, co grot miał u szczytu spiżowy, podczas gdy ona ruszyła w kierunku boskiego Hektora, do Deifoba podobna kształtem i głosem donośnym. Przy nim teŜ obok stanęła, te słowa mówiąc skrzydlate: "Bracie, nieznośnie dziś ciebie udręcza szybki Achilles, wokół cię grodu Pryjama ścigając rączymi nogami. Ale juŜ stańmy nareszcie i brońmy się niewzruszenie!". Odrzekł jej Hektor potężny o hełmie wiejącym kitami: "Deifobosie, i przedtem byłeś najbardziej mi drogi z braci mych, synów zrodzonych z Pryjama i matki Hekaby. Teraz tym więcej - tak myślę - będę cię w sercu poważał, Ŝeś miał odwagę, gdyś tylko mnie ujrzał na własne oczy, wyjść poza mury, gdy wszyscy inni tam w mieście zostali". Na to odrzekła bogini o jasnych oczach, Atena: "Bracie kochany, teŜ przecie i ojciec, i matka czcigodna mnie na kolanach błagali, a takŜe w krąg towarzysze, abym pozostał, bo wszystkich ogarnął strach nieodparty, ale mi serce do głębi wstrząśnięte wyjść nakazało. A więc juŜ teraz ruszajmy do walki wprost. I swych włóczni nie oszczędzajmy, a wkrótce ujrzymy, czy z nas Achilles, pozabijanych, rynsztunek skrwawiony zedrze, unosząc na wydrąŜone okręty, czy od twej włóczni polegnie". Tak powiedziała, za sobą go wiodąc, podstępna Atena. Obaj szli wzajem ku sobie, a gdy spotkali się z bliska, pierwszy rzekł Hektor potężny o hełmie wiejącym kitami: "Synu Peleusa, juŜ dłużej nie będę przed tobą uciekał, chociaż obiegłem gród wielki boskiego Pryjama trzykrotnie, nie odważając się walczyć. Lecz teraz serce mi kaŜe stanąć i zetrzeć się z tobą. Zwyciężę ciebie lub zginę. Ale wpierw zawezwijmy bogów - to będą najlepsi naszych wzajemnych układów świadkowie i chroniciele. Ciała ja twego nie zelżę okrutnie, gdy Dzeus mi pozwoli odnieść nad tobą zwycięstwo potężne i wywlec twą duszę. Zbroję ci tylko, Achillu, tę sławną zabiorę, a zwłoki oddam z powrotem Achajom; ty ze mną uczyń to samo". Spojrzał na niego złym okiem i rzekł szybkonogi Achilles: "Ty mi, przeklęty Hektorze, o Ŝadnych układach nie gadaj! Jak nie ma przysiąg i umów pomiędzy ludźmi i lwami ani jagnięta i wilki do zgody serc nie skłaniają, lecz z zaciętością na zgubę wzajemną zamysły waŜą - tak mnie i ciebie nie złączy przyjaźń ni Ŝadne układy, póki z nas który nie padnie i własną krwią nie napoi tarczozbrojnego Aresa, co walczy nieustraszenie. O swej dzielności pamiętaj! Teraz najbardziej ci trzeba w rzucie swej włóczni być biegłym i stawać w boju walecznie. JuŜ ty mi dzisiaj nie ujdziesz! Niedługo Pallas Atena włócznią cię moją zabije! Dziś mi za wszystkie zapłacisz smutki po mych towarzyszach, których swą włócznią przebiłeś". Tak powiedział i cisnął z sił całych włócznię przed siebie cień rzucającą długi. Zobaczył ją Hektor wspaniały, schylił się w porę i włócznia śmignęła górą, a w ziemię zarył się grot jej spiżowy. Wyrwała go Pallas Atena, Achillesowi podając, a Hektor, pasterz narodów, tego nie spostrzegł, tak mówiąc do niezłomnego Pelidy: "Jednak chybiłeś tym razem, do bogów podobny Achillu, Dzeus nie objawił ci jeszcze mej śmierci. Tak tylko mówiłeś, więc szermowałeś słowami podstępnie tak i swobodnie, aby mnie strach obezwładnił, pozbawił zwykłej dzielności, ale ty mnie, ściganemu, swej włóczni w plecy nie wbijesz. Prosto uderzam, pierś możesz jedynie mi przeszyć swą włócznią, jeśli bóg zechce. A teraz ty mojej włóczni spiżowej strzeż się! O, gdybym mógł całe ostrze zatopić w twym sercu, wojna byłaby wnet lŜejsza dla Trojan, jeślibym ciebie zdołał powalić, tyś bowiem największą zgubą dla Troi". Tak powiedział i włócznię cień rzucającą długi cisnął, o włos nie chybiając, w sam środek tarczy Pelidy. Włócznia odbita od tarczy upadła z daleka. Sposępniał Hektor na myśl, Ŝe grot chyży na próżno umknął mu z ręki. Stał zatroskany, bo nie miał juŜ innej włóczni do walki. Deifobosa więc krzykiem zawezwał białotarczego, aby mu podał swą włócznię wysmukłą, lecz go nie było. Pojął więc Hektor w swej duszy, co zaszło, i tak powiedział: "Biada mi! JuŜ mnie bogowie na śmierć wzywają na pewno! A ja myślałem, Ŝe obok Dejfoba mam, bohatera, ale on tam, za murami, a mnie oszukała Atena. Dziś śmierć złowroga jest blisko, juŜ jej nie mogę oddalić ani uniknąć. Dotychczas obaj przyjaźni mi byli: Dzeus i syn Dzeusa, co z dala trafia niechybnie. To oni chętnie od nieszczęść mnie strzegli. A teraz dosięgła mnie Mojra. Jednak nie padnę bez walki, w śmierć nie odejdę bez sławy, dzieła wielkiego dokonam, zostanę w pamięci potomnych". Tak powiedział i zaraz wydobył miecz wyostrzony, który u boku mu zwisał, błyszczący, cięŜki, ogromny. Skupił się w sobie i runął jak orzeł o locie podniebnym, gdy na równinę znienacka, drapieŜny, z chmur mrocznych opada, by płochliwego zająca lub jagnię porwać bezsilne - Hektor tak samo w przód runął, wstrząsając miecz wyostrzony. Skoczył zarazem Achilles, a gniew przepełniał mu serce nieposkromiony i dziki. Pierś swoją tarczą osłonił piękną, kunsztownej roboty, zaś hełm obciążały błyszczące cztery grzebienie, na których obficie chwiały się kity złote, ozdobne, bo szczodrze Hefajstos szczyt hełmu ozdobił. I tak jak gwiazda wśród innych gwiazd, gdy noc letnia zapada, gwiazda wieczorna, co wschodzi najpiękniej na ciemnych niebiosach - tak połyskiwał grot włóczni, którą potrząsał Achilles w prawej swej dłoni, i szukał - by zgubić boskiego Hektora - miejsca, gdzie ostrze wbić w ciało urocze mógłby najłatwiej. Ale ten cały okryty był lśniącą zbroją spiżową piękną, zdobytą po walce z Patroklem, którego pokonał. Tylko, gdzie dwa obojczyki od ramion łączą się z szyją, gardło widniało, przez które uchodzi dusza najszybciej. Tam, gdy nacierał nań Hektor, wbił ostrze boski Achilles. Szyję młodzieńczą wskroś przebił grot jego włóczni głęboko, krtani mu jednak nie przeciął jesion w spiż cięŜki okuty i odpowiedzieć mógł jeszcze, na jego słowa, tamtemu. Nad powalonym w proch zaczął chełpić się boski Achilles: "Pewnie myślałeś, Hektorze, zdzierając zbroję z Patrokla, Ŝe ocalejesz, i o mnie nie dbałeś, Ŝe byłem daleki. Głupcze! Choć z dala, tam przecie był ktoś potężniejszy od niego, przy wydrąŜonych okrętach - tam jeszcze ja pozostałem, com ci rozwiązał kolana. Sępy i psy cię rozszarpią ku twojej hańbie, a jego spalą na stosie Achaje". Słabnąc juŜ, odparł mu Hektor o hełmie wiejącym kitami: "Na twą zaklinam cię duszę, kolana, i twoich rodziców - nie daj, by psy mnie szarpały pod okrętami Achajów, ale przyjm okup tak wielki, jak pragniesz, ze spiżu i złota; chętnie ci zwiozą te dary mój ojciec i matka czcigodna. Niechaj powróci me ciało do domu i niech je Trojanie oraz Trojanki na stosie złoŜą i spalą po śmierci". Spojrzał na niego złym okiem i rzekł szybkonogi Achilles: "Psie, ty mi moich rodziców ani mych kolan nie tykaj! Dusza wzburzona i gniewna mnie skłania, aby w kawały ciebie porąbać i Ŝywcem Ŝreć za to, coś mi uczynił! JuŜ nikt z Ŝyjących od głowy twej głodnych psów nie odpędzi, choćby mi dziesięć tu razy lub jeszcze dwadzieścia zwiększono okup za ciebie, cenniejsze obiecywano wciąż dary, choćby cię nawet samego na złoto przeważyć rozkazał Pryjam, potomek Dardana! Przenigdy cię matka czcigodna juŜ nie opłacze na marach, ta, która ciebie zrodziła, ale psy głodne i sępy do szczętu ciebie rozszarpią!". Rzekł, umierając juŜ, Hektor o hełmie wiejącym kitami: "Dziś cię przejrzałem, pojąłem, Ŝe to wysiłek daremny ciebie nakłonić. żelazne masz bowiem serce w swej piersi, ale się strzeż, aby za nie gniew bogów cię nie dosięgnął w dniu niedalekim, gdy ciebie Parys i Fojbos Apollon, mimo Ŝe jesteś tak męŜny, zabiją u Skajskiej bramy". Tak powiedział i wszystko kończąca śmierć go okryła. Dusza zaś z ciała pierzchnęła, poszła za bramy Hadesu, płacząc na gorzki swój los, Ŝe męskość porzuca i młodość. JuŜ do martwego Hektora powiedział boski Achilles: "Zdychaj! A ja swój los przyjmę wtedy, gdy Dzeus postanowi i nieśmiertelni bogowie kres mego Ŝycia wyznaczą".

Dodaj swoją odpowiedź