Jak przeżyć przeprowadzkę? Mówi Kasia, 16 lat: - Kiedy moja rodzina przeprowadziła się do nowego miejsca, ja z siostrą byłyśmy w Wielkiej Brytanii na kursach angielskiego. Z jednej strony, nas ominął ten wielki bałagan: góry pudełek z rzeczami, ogromne pnie i stosy książek na każdym parapecie lub bezpośrednio na podłodze – wszędzie. Ale z drugiej strony, straciłam wiele rzeczy, na przykład, moje ulubione wyblakłe koszulki z przyciętymi rękawami i dżinsy z łatami. Nie ma również dwóch bluzek. Mama mówi, że one po prostu zginęły, a ja wiem, że ona wyrzuciła je do śmietnika. Mama lubi wyrzucać inne stare rzeczy. Ona ma też stary sportowy strój, ale jakimś cudem się zachował – widziałam go w szafie. Ach, tak! Jeszcze swoich książek nie mogę do tej pory znaleźć. Taki wynik naszej przeprowadzki. Maria, mama Kasi: - Na szczęście, ten koszmar się już skończył – i chaos, i nieład, i nerwy, i bóle głowy. Jednym słowem – kompletna depresja. Ale jest i pozytywna strona przeprowadzki: w końcu, możemy pozbyć się wszelkich śmieci. W szafach zawsze leży kilka niepotrzebnych rzeczy, których dawno nikt nie nosi: rozciągnięte swetry, stare niemodne pantofle… Jeśli nikt ich nie szukał pięć lat, znaczy, nie będzie szukać i na nowym miejscu. Część rzeczy podarowałam znajomym, część odniosłam do punktu Czerwonego Krzyża, a część po prostu wyrzuciłam do śmietnika. A jak inaczej pomieścić się z rzeczami? Nas jest czworo… Oleg, ojciec Kasi: - W czasie naszej przeprowadzki nie zajmowałem się drobnostkami. Zostawiam to dla pań. Za to zorganizowałem przeprowadzkę. Trzeba było znaleźć niezawodną firmę po przewiezieniu mebli, która zajmuje się również opakowaniem rzeczy. W punktach zbiórki makulatury ja za symboliczną cenę kupiłem górę pudełek, w które zapakowaliśmy nasze naczynia, książki, ubrania. I na wszystkie pudełka nakleiliśmy napisy, na przykład: „Ostrożnie, szkło!”, „Książki”, „Dokumenty”. Jakoś udało się przetrwać…
Przetłumacz tekst z języka rosyjskiego na język polski załączony poniżej .
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź