Interpretacja atykułu 26-ego „Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka” przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 10 XII 1948 roku.
Artykuł 26 „Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka” ONZ mówi jasno: „Każdy człowiek ma prawo do oświaty.” Prawo to możliwość, można z niego skorzystać, o ile ma się taką potrzebę, potrzebę zdobywania wiedzy. Edukacja powinna być powszechnie dostępna i bezpłatna. W Polsce i większości krajów europejskich rzeczywiście tak jest. Ale często zapominamy o tak zwanych krajach trzeciego świata, gdzie oprócz ubóstwa i głodu nie ma środków na żadne szkolnictwo. Brakuje tam nawet nauczycieli, którzy nauczyliby dzieci choćby podstaw. Procent analfabetyzmu jest w tych państwach wysoki, chociaż wiele spośród tamtejszych dzieci marzyłoby o nauce, zamiast ciężkiej, fizycznej pracy na przykład w polu.
W tej sytuacji sprawdza się teza, że to, co szeroko dostępne i powszechne nie cieszy, a nawet męczy. Kusi jedynie to, czego brakuje. Nie doceniamy tego, że mamy szansę poznania tylu rzeczy i rozwoju. Większość z nas, uczniów, obowiązek szkolny męczy, jest traktowany „jak kula u nogi.” Pomimo to, chcemy podjąć studia na uczelniach wyższych. Jaki jest tego powód? Mało kto chce studiować dla samej nauki, poznania czegoś ciekawego. Raczej uważamy to jako zło konieczne na drodze do wybranej kariery zawodowej. Może nie jest to szczególnie negatywne zjawisko, ale smutny jest powszechny brak szacunku dla oświaty samej w sobie.
Jednak wszędzie pomija się fakt, że szkoła jest (a może lepiej użyć słowa: powinna być) instytucją, mającą na celu wyedukowanie niekoniecznie intelektualistów i naukowców, ale ludzi przynajmniej rozsądnych, myślacych i – co również ważne, a nieraz zapominane – otwartych, uznający właściwą hierarchię wartości moralnych. Osobiście, za osoby wykształcone, choćby w stopniu zawodowym, uważam tych, którzy nie tylko potrafią dobrze nabijać towary na kasę fiskalną w sklepie lub wykonywać jakąkolwiek inną pracę, ale mają też w pełni rozwiniętą osobowość. Patrząc nawet na ulicy na przechodniów zastanówmy się– ile z tych osób po maturze i „światłych” magistrów lub profesorów można określić jako dobrych i uczciwych ludzi?
Tak, jak jest zapisane w w artykule 26, „będzie ona krzewić zrozumienie, tolerancję i przyjaźń między wszystkimi narodami, grupami rasowymi lub religijnymi; popierać działalność Organizacji Narodów Zjednoczonych zmierzającą do utrzymania pokoju.” W ten sposób sformułowano zadania oświaty – jako nie tylko nauczania takiego, jakie odbywa się każdego dnia w szkołach różnego typu na całym świecie; wpajania praw fizyki, przebiegu ważnych wojen czy mechanizmu dziedziczenia genów. Chociaż na tym głównie skupia się dzisiejsze szkolnictwo, to za mało, aby przygotować młodych, nieznających jeszcze w pełni życia ludzi do stworzenia członków społeczeństwa - przyszłych rodziców, głów państwa i po prostu zwyczajnych istot o dobrym sercu. Potrzebne jest wpojenie zasad etyki, odpowiednich postaw moralnych. Pedagodzy mają trudną rolę. Muszą bowiem przygotować uczniów do realiów rzeczywistości i także do nieznanych im jeszcze realiów przyszłości, których oni sami już nie będą mieli okazji poznać.
Tego pragnęli członkowie Zgromadzienia Ogólnego, które uchwaliło „Powszechną Deklarację Praw Człowieka” 10 grudnia 1948 roku, ponad trzy lata od zakończenia drugiej wojny światowej, największego kataklizmu XX-ego wieku. Chcieli zapewnić przez możliwie najdłuższy czas pokój sobie i przyszłym pokoleniom. Postawili sobie za cel niedopuszczenie popełnienia błędu tych, którzy po pierwszej wojnie zignorowali i zapomnieli o najwyższym dobru świata, pokoju. Pragnęli tego dla swoich dzieci i wnuków oraz aby uczcić pamięć kilku milionów ofiar faszystów, którym odebrano wszelkie przywileje i godność, które nie miały żadnej możliwości obrony przed złem.
Dzisiaj, już w XXI wieku, nowym tysiącleciu, które miało być lepsze i bardziej perfekcyjne, wręcz bajkowe, dziwi ignorancja, z jaką podchodzi się do tego problemu. Nie zdajemy sobie sprawy, jak ważna jest edukacja w budowaniu postaw ludzkich. Patrząc na szkolną rzeczywistość, wydaje się, że największymi autorytetami dla nastolatków są ich koledzy lub postacie medialne, które im imponują. Na takich wzorcach nie da nauczyć się tolerancji, lojalności i przyjacielstwa. W zasadzie, nieliczne są już osoby o szczególnych cechach godnych naśladowania i charyźmie, która przyciągnęłaby młodych. Ze znanych można wymienić zmarłego papieża Jana Pawła II, którego szanowała w większości polska młodzież, ewentualnie Nelsona Mandelę. Więcej jest tych anonimowych, którzy bezinteresownie działają na rzecz zgody między narodami, sprawiedliwości i wzajemnej przyjaźni. Naprawdę niewiele jest osobowiści, które w pełni zasługiwałyby na naśladowanie i podziw mas. Niestety, ale ci, którzy powinni dawać nam przykład takiego nastawienia – nauczyciele, nie robią tego, choć mają duży wpływ na uczniów. Gdyby chociaż większa część grona pedagogicznego rozpowszechniała wśród nas odpowiednie postawy przez różne akcje, a przede wszystkim własnym przykładem, istniałaby szansa, że uniknęlibyśmy w przyszłości konfliktów zbrojnych. Być może, gdyby krzewiono również edukację moralną, nie wybuchałyby wojny na Bałkanach czy w Palestynie.
Oczywiście, edukacja „zwyczajna”, czyli nauczanie codziennych przedmiotów jest także istotne. Dzięki temu społeczeństwo zyskuje lepszych, wydajniejszych pracowników. Oznacza to mniej nieporozumień, problemów gospodarczych i błędów zawodowych. Jak wiadomo, niedokształcenie powoduje nieraz „pomyłki”, których profesjonalista nigdy nie powinien popełniać, a które mogą oznaczać ludzką tragedię osobistą czy zawodową. Dlatego warto wybrać zawód, który będzie sprawiał prawdziwą satysfakcję, przyjemność oraz interesował. Tylko wtedy można dobrze go wykonywać, z korzyścią dla innych i samego siebie.
Deklaracja Praw Człowieka mówi, że opiekunowie dziecka mają prawo wyboru rodzaju nauczania, jakie zostanie jemu dane. Jest to właściwie dobre postanowienie, zważając na to, że dzięki temu rodzaj nauczania nie zostanie wybrany „przez przypadek”, tylko rodzic podejmie decyzję, jaką będzie uważał za właściwą. Ale rodzi to ryzyko, że dziecko zostanie później nieszczęśliwym „wyrobnikiem” z depresją, który będzie pracował w zawodzie, jaki wybiorą mu rodzice. Nie jest to dobre ani dla niego (człowiek taki nie jest w stanie być zadowolnym z siebie i z życia, ani utrzymać dobrych relacji z matką i ojcem), ani dla społeczeństwa. Im więcej takich osób, tym więcej złych zjawisk, takich jak wspomniane wcześniej błędy zawodowe i działalność w „szarej strefie”.