"Mój wymarzony dzień" Wstałam o 6:00 więc miałam czas na zrobienie Haloweenowego makijażu, ponieważ umówiłam się z dziewczynami, że się przebieramy. Gdy zrobiłam sztuczną krew zaczęłam malować oczy. Gdy skończyłam poszłam się ubrać, oczywiście coś czarnego żebym nie zwracała uwagi na ubranie tylko na twarz. Założyłam czarne glany i wyszłam z domu minęłam ulice i doszłam do szkoły gdzie w ogóle się nie spóźniłam. Po lekcjach była dyskoteka a na jej koniec były fajerwerki i srebrno-złote confetti potem zgasło światło i puszczaliśmy lampiony. Dzień ten uważam za meeega udany i chciałabym aby zawsze taki był. Mam nadzieje na naj.
Idąc brzegiem morskim, nuciłem sobie jedna z marynarskich piosenek. Szedłem i szedłem brzegiem morza i znalazłem malutką bezbronna foczkę. Myślałem, że jak każdy turysta nazbieram muszelek i może uda mi się znaleźć kawałek bursztynu, a ja spotkałem zwierzątko. - Skąd się tu wzięłaś?- powiedziałem niby do niej, a właściwie głośno pomyślałem. – Co ja teraz z tobą mam zrobić? Wziąć ze sobą? Zostawić?- w dalszym ciągu głośno się zastanawiałem. Rozglądnąłem się dokoła, szukając pomocy. Na szczęście na plaży pracował ratownik i akurat był niedaleko ode mnie. Może on też zauważył foczkę, pomyślałem. Ale na wszelki wypadek zawołałem: - Proszę pana, proszę tu podejść. Coś panu pokażę. Ratownik prędko podbiegł i zauważywszy zwierzątko, był tak samo zdumiony jak ja. Szybko porozumiał się przez radio z biurem ratownictwa, które zawiadomiło instytut morski. Kilka minut czekaliśmy na przybycie pracowników instytutu, którzy natychmiast zajęli się maleństwem. Foczka była trzydniowym noworodkiem i nie chwaląc się, dzięki mnie, została uratowana. A ja do tej pory mile wspominam to wydarzenie. Dzięki małej foczce mogłem zwiedzać instytut, kiedy tylko chciałem i do woli bawić się z delfinami.