Jesteś przedstawicielem wysokorozwiniętej cywilizacji pozaziemskiej - opisz swoje wrażenia z pobytu na Ziemi
Nazywam się Mira. Jestem oficerem III Brygady Super Wywiadu. Dostałam dzisiaj bardzo niebezpieczną misję – moim zadaniem jest poznanie codziennego życia ludzi na ... Ziemi! Jestem przerażona, bo słyszałam, że ci Ziemianie są bardzo dziwni. Podobna robią straszliwe eksperymenty i zachowują się... no, inaczej niż My – Twórcy Wysokorozwiniętej Cywilizacji Marsjańskiej. To dopiero wyzwanie! Przecież ja nic o tych Ziemianach nie wiem. Jestem ciekawa jak się porozumiewają, rozmnażają i wyglądają. Plotka niesie, iż są paskudnymi, zielo-
nymi stworami bez uszu i z trzema oczyma. Brr... Mam jednak nadzieję, że w tej pogłosce nie ma ani jednego ziarnka prawdy.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos I podoficera – Masa
- Pani oficer, lądujemy! – usłyszałam.
- Gdzie dokładnie jesteśmy? – zapytałam.
- W jakiejś Polsce pani oficer – odparł – to mały kraj, ale ponoć bardzo niebezpieczny. Proszę uważać!
- Na Wielkiego Marsona! – pomyślałam – misję czas zacząć!
Pożegnałam załogę, sprawdziłam, czy sprzęt, który jest mi niezbędny znajduje się w mojej torbie i ... wysiadłam z promu kosmicznego.
Rozejrzałam się dookoła, lecz widok nie wzbudził we mnie dobrych myśli.
- Wiec tak wygląda Ziemia! – pomyślałam – przecież tu jest paskudnie! Tak szaro i ponuro. Wszędzie tylko śmieci, podeptane roślinki, szczątki drzew.
Och, moja planeta jest taka piękna! Kolorowa, wesoła, tętniąca życiem. Nasi ekosmoci nigdy nie pozwoliliby złamać choćby jednej gałązki Wspaniałych Drzew.
Tak, my dbamy o ekosmiczność naszego ogromnego domu!
Przypomniałam sobie, że wszystkie spostrzeżenia muszę notować, tak, aby sporządzić potem raport, który zadowoliłby generała Mara. Zapisałam parę zdań, zrobiłam kilka ujęć i wyruszyłam w drogę.
Jest 7:45, zostało mi więc równe dwanaście godzin na wypełnienie zadania.
Ale abym mogła w miarę szybko poruszać się po tym mieście muszę zdobyć jakiś środek lokomocji – pomyślałam.
- Zaraz, zaraz, jestem w Polsce, wiec ludzie porozumiewają się po polsku – przypomniałam sobie.
Wyjęłam słownik marsjańsko – polski i próbowałam przyswoić sobie najważniejsze zwroty w tym języku.
- Jak dobrze, że chodziłam na kursy przygotowawcze – ucieszyłam się.
Ludzie, gdzie tu są jacyś ludzie? – zastanawiałam się.
Nagle, jak no moje zawołanie spostrzegłam jakiegoś Ziemianina.
- To chyba kobieta, ma długie włosy, buty na obcasach. Ona wygląda zupełnie tak jak ja! – zdziwiłam się – Właściwie wyglądem nie różnią się od moich rodaków.
Muszę przyznać, że ucieszyło mnie to. Obcowanie z jakimiś zielonymi paskudami na pewno nie byłoby przyjemne.
- Może jeśli zostanie mi jakaś godzinka, to wybiorę się na zakupy? Pewnie ich moda nie różni się zbytni od naszej – zadałam sobie pytanie.
Przerwałam rozmyślania i szybko podbiegłam do kobiety, aby z nia porozmawiać.
- Przepraszam bardzo, czy może mi pani powiedzieć, gdzie tu można wypożyczyć samokosmy? – zapytałam.
- Co proszę?
- Gdzie tu można...
- Samo – co? – przerwała mi.
- Samokosmy. Nie wie pani co to jest? – zdziwiłam się. To czym wy jeździcie?
- Samochodami... – otworzyła usta ze zdziwienia.
- Samochodami... – powtórzyłam równie zdziwiona
- A ile metrów nad ziemia latają? – spytałam.
- No co pani, z Marsa jest, czy co? Nie wie pani, że samochody po ulicach jeżdżą? – popukała się w czoło i odeszła.
Zaskoczyło mnie, skąd ona wiedziała, że pochodzę z Marsa. Już miałam za nią krzyknąć, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Przecież generał zabronił mi ujawniać prawdy o sobie! Przecież gdyby ktoś dowiedział się, że nie mieszkam na Ziemi... Boję się nawet o tym myśleć.
Rozmowa z tamtą panią dała mi jedynie wiedzę o zacofanym sposobie przemie czania się Ziemian. Ale nadal nie wiedziałam, gdzie mogę zdobyć samokos...tzn.
samochód. Wtedy spojrzałam na tablicę ogłoszeń, na której widniał napis:
„Wypożyczalnia samochodów – 10 m.”
Nareszcie jakaś wskazówka! – ucieszyłam się i ruszyłam w kierunku upragnionej wypożyczalni. Ujrzałam odnowiony budynek, a za wystawą kilkanaście pojazdów.
Weszłam do środka i podeszłam do lady, za którą stał... człowiek z krótkimi włosami ubrany w garnitur. Tym razem to mężczyzna – pomyślałam – przynaj- mniej tak wygląda. Zupełnie jak nasi Marsjanie!
Może tym razem zdobędę jakieś sensowne informacje? – pomyślałam - nie będę musiała włóczyć się po tych paskudnych ulicach. Ale i tak zapytam o jakiś samochód.
Mężczyzna zwrócił się do mnie:
- Czym mogę pani służyć?
- Chciałabym wypożyczyć samochód, na jeden dzień – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Bardzo proszę, musi pani tylko wybrać markę samochodu, a my go pani z radością wypożyczymy – odparł.
- Cóż za miły człowiek – pomyślałam.
- To ja się tutaj rozejrzę – powiedziałam.
- Proszę bardzo, mamy dużo czasu – uśmiechnął się.
Muszę przyznać, że uśmiech miał uroczy. I w ogóle spostrzegłam, że był marsjańsko przystojny!
Ideał! – rozmarzyłam się. Ale po chwili skarciłam się w duchu za takie myśli.
Przecież on jest Ziemianinem! – zasmuciłam się – trudno, muszę wykonać powierzone mi zadanie.
- Przepraszam bardzo, mam do pana ogromną prośbę – zaczepiłam go.
- Słucham, mam nadzieję, że będę mógł pani pomóc – odparł.
- Otóż przeprowadzam pewne badania i chciałabym przeprowadzić z panem taki mały wywiad na temat waszego codziennego życia – tłumaczyłam.
- No, nie wiem, to pani jest cudzoziemką, że chce wiedzieć coś o życiu Polaków?
- Nie, to znaczy tak – zawahałam się – bardzo pana proszę, nie zajmę panu dużo czasu.
- No dobrze, nie mógłbym odmówić tak uroczej damie – szepnął.
- Jaki on słodki – pomyślałam.
- Proszę chwileczkę zaczekać – poprosił.
Rozmawiał chwilkę z jakimś mężczyzną a potem zaproponował wyjście do restauracji. Zgodziłam się, bo pomyślałam, że dawka nieskazitelnego tlenu dobrze mi zrobi. Widok w restauracji bardzo mnie zdziwił – ludzie tam przebywający jedli i pili!!! Marsjanie nie robią tego od ponad 1000 lat! Nigdy nie odczuwamy głodu i pragnienia, dlatego żaden Marsjanin nie umrze z tego powodu. Łykamy jedynie witaminy i minerały. A restauracje owszem, występują u nas, ale są to Restauracje Tlenowe. Wszystkie podróże w Kosmos mieszkańców Ziemi sprawia, że powietrze jest coraz bardziej zanieczyszczone. Dlatego zalecane jest raz na kilka miesięcy zażywanie porcji tlenu w takich restauracjach.
Ziemia jest taka dziwna! – pomyślałam – i w dodatku w porównaniu z Marsem bardzo nisko rozwinięta.
Grześ, bo tak miał na imię mężczyzna od samochodów, zamówił sobie jakieś dziwne jedzenie w postaci smażonych pasków.
- Co to jest? – zapytałam
- Jak to, nie wiesz, co są frytki? – odparł
- Nie, oczywiście, ze wiem. No tak, frytki. – powiedziałam zmieszana.
- Czy mogę zwracać się do pani po imieniu? – zapytał
- Oczywiście, mam na imię Mira – odpowiedziałam.
- Mira, ciekawe imię – odparł.
- Dobrze, opowiedz mi, jak toczy się wasze codzienne życie? – zaczęłam wywiad.
- Hmm... Jest całkiem zwyczajne. Wstajemy wcześnie rano, myjemy się, ubieramy, jemy śniadanie, potem idziemy do szkoły lub pracy, spędzamy tam jakieś siedem godzin, jemy obiad, relaksujemy się, umawiamy na randki... – spojrzał na mnie znacząco.
- To taj jak u nas – pomyślałam – ciekawe, czy rozmnażają się tak samo?
- A w jaki sposób się rozmnażacie? – zapytałam
- Ha, ha, mam to przedstawić w teorii czy praktyce?
- Może w praktyce? Lepiej pojmę zasady, jeśli robicie to inaczej niż my – odpar-
łam.
- Jestem pewien, że robicie to dokładnie jak Polacy - wybałuszył oczy ze zdziwienia.
- Więc opowiedz mi o tym – poprosiłam.
- Jestem przekonany, że znasz się na tym doskonale, ale dobrze, opowiem ci – odparł – dajmy na to, że taki mężczyzna jak ja, poznaję taką śliczną kobietę jak ty, chodzą ze sobą jakiś czas, a potem... – zatrzymał się.
- Co potem? – dociekałam.
- Potem całują się, przytulają...
- To zupełnie tak jak my! – wykrzyknęłam.
- No, nie wątpię! – uśmiechnął się.
- Dobrze, a jak długo żyjecie?
- Czy ja wiem, niektórzy dożywają stu lat, inni pięćdziesięciu pięciu, jeszcze inni dwudziestu lat.
- Dlaczego tak krótko? – spytałam.
- Np. gdy zachorują na raka, który zostanie wykryty zbyt późno – odparł.
- Na raka? U nas ostatni przypadek zachorowania na nowotwór wykryto jakieś sto lat temu! Więc Ziemianie nie odkryli jeszcze skutecznego antidotum... – zdumiałam się- Widzę, że Ziemię od Marsa pod względem postępów w nauce dzieli prawdziwa przepaść!
- Co się stało? – spytał Grześ.
- Nie nic, tylko to bardzo smutne... – odparłam.
- No, niestety, nie wynaleziono jeszcze skutecznej szczepionki przeciw chorobom
nowotworowym. Może kiedyś... – powiedział.
- Więc miałam rację! – pomyślałam.
- Nie mówmy już o tym – zaproponowałam. A co z ekologią na Ziemi?
- Hmm... Fali zaśmiecania naszej planety chyba nie uda nam się powstrzymać – odpowiedział.
- A w jaki sposób niszczycie śmieci? – spytałam.
- Najpierw wyrzucamy je do koszy, później do śmietników, a następnie trafiają one na wysypisko, gdzie zalegają ich chyba miliony ton – opowiadał.
- Ojej, to okropne! U nas ... – urwałam
- Co u was? – zapytał.
- Nie, nic. Nieważne – odparłam.
Zadałam mu jeszcze kilka pytań i zapisałam wszystko w notesie.
- Poruszacie się samochodami, śmiecicie, niszczycie, popełniacie przestępstwa, ale wyglądacie tak jak my – może jesteście naszymi przodkami, którzy żyją w zacofanym świecie? – powiedziałam po cichu.
- Mira, co ty mówisz? – zdumiał się Grzesiek.
- O nie, on mnie usłyszał! – przestraszyłam się – to koniec!
- To wszystko jest jakieś dziwne – powiedział.
- Co takiego? – udawałam.
- No ty, twoje pytania i zachowanie. Tak, to bardzo dziwne i niejasne. – odparł.
- Nie, wydaje ci się – powiedziałam.
W tym samym momencie spojrzałam na zegarek.
- O nie, za kilka minut wyląduje moja załoga z promu kosmicznego! – pomyślałam.
- Muszę już iść – zwróciłam się do Grzesia – dziękuję ci bardzo za pomoc.
- Nie, proszę, zostań. Porozmawiajmy jeszcze chwilkę – prosił.
- Przykro mi, ale nie mogę zostać. Spełniłam swój obowiązek. Żegnaj – powiedziałam.
- A jeśli ci powiem, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia? – zapytał.
- Nie, ty nie możesz mnie kochać – powiedziałam zasmucona.
Tak naprawdę marzyłam o tym, by znaleźć takiego mężczyznę, jak Grześ. Co za tragedia! Och, koniec rozczulania się nad sobą. To miała być ważna misja a nie międzyplanetarna randka.
- Żegnaj – powtórzyłam.
Spojrzałam jeszcze na Grzesia zasmuconym wzrokiem i wyszłam z restauracji.
Po kilku minutach znalazłam się w miejscu, gdzie po raz pierwszy wylądował mój prom. Nagle zerwał się silny wiatr a niebo przykryły ciemne chmury.
Trwało to może kilka sekund, po czym ujrzałam znajomy pojazd. Targały mną mieszane uczucia. Chciałam wracać na Mars, bo nie wyobrażałam sobie życia na Ziemi, ale z drugiej strony Grześ.
Czy warto poświęcać miłość dla życia w pięknym, niczym nie skażonym świe – cie? - zastanawiałam się.
Nagle usłyszałam glos, wydawało mi się, że skądś go znam.
- Mira...
Odwróciłam się i ujrzałam ... Grześka!
- Mira – powtórzył – ty jesteś kosmitką?!
- Na Wielkiego Marsona! Co ty tu robisz? Śledziłeś mnie? Jak mogłeś? -krzyczałam
- Nie mogłem pozwolić ci tak po prostu odejść. Czuję, że jesteśmy sobie bardzo bliscy – mówił – ale ty.... jesteś kosmitką!
- Tak, pochodzę z Marsa – przyznałam się – przyleciałam na Ziemię, aby poznać wasze życie, wasz świat. Odejdź stad, błagam cię!
- Nie mogę, ja cię kocham, Mira! – wyznał.
- Proszę cię, odejdź stąd! – powiedziałam.
- Pani oficer, musimy wracać! – usłyszałam głos Masa.
- Zostań ze mną! Nieważne, że pochodzisz z innej planety! – prosił.
- Nie mogę, nie wytrzymałabym żyjąc w tak niskorozwiniętej cywilizacji – odparłam.
- W takim razie zabierz mnie ze sobą. Na Ziemi nic mnie nie trzyma – zaproponował.
- Nie, nie możesz ze mną lecieć... – powiedziałam.
- Jeśli nie weźmiesz mnie ze sobą, powiem o tobie prasie, telewizji. Wszyscy się o was dowiedzą! – mówił.
- Nikt ci nie uwierzy... – odparłam.
- No tak, w końcu nikt jeszcze nie odkrył, że na Marsie żyje jakaś cywilizacja – zgodził się ze mną – Lecę z tobą!
- Ale na mojej planecie nie ma żadnego przedstawiciela z innej planety.
- Pani oficer – wtrącił się Mas- przecież generał Mar jest Ziemianinem...
- Co takiego?! – wykrzyknęłam zdziwiona.
- No widzisz, jeden czy dwaj Ziemianie na Marsie – mówił Grześ – żadna różnica! Nie masz wyjścia, musisz mnie zabrać ze sobą!
Rzuciłam się mu na szyję. Jak dobrze, że jest taki uparty!
- Dobrze, razem wrócimy na Marsa!- powiedziałam uradowana.
Wzięłam Grzesia za rękę i weszliśmy na pokład promu.
Melduję gotowość do powrotu i spełnienie misji – krzyknęłam do załogi.
Hmm... To zadanie nie było wcale takie straszne.... Dostałam awans i znalazłam szczęście!