Hobbit to jedna z najbardziej wyczekiwanych produkcji tego roku. Ekranizacja dzieła J.R.R. Tolkiena, będącego wstępem do Władcy Pierścieni, zgromadziła w kinach istne tłumy. Z filmem tym wiązano zarówno nadzieje i obawy. Jedni uważali, iż Hobbit będzie produkcją bardzo udaną, ponieważ reżyserzy Peter Jackson oraz Andy Serkis świetnie czują się w klimacie Śródziemia i trudno byłoby im zawieść publiczność. Inni obawiali się, że rozbicie filmu na trzy części niepotrzebnie go wydłuży, a także zapełni wieloma niepotrzebnymi wątkami. Paradoksalnie okazuje się, że obie strony miały rację. Hobbit to opowieść o niebezpiecznej podróży, walce o swój dom oraz pokonywaniu własnych słabości. Wiele lat temu krasnoludy utraciły swoje miasto w Samotnej Górze na rzecz potężnego smoka. Teraz trzynastu z wypędzonych wyrusza na, mogłoby się zdawać, samobójczą wyprawę w celu odbicia swojego domu. Za sprawą czarodzieja Gandalfa trafiają oni pod dach Bilbo Bagginsa, hobbita kochającego spokój i porządek. Nieszczęsny niziołek zostaje wciągnięty w przygodę, która pokazuje mu, że to czyny najmniejszych oraz pozornie najzwyklejszych osób mogą zrobić prawdziwą różnicę w tym świecie. W filmie całą historię śledzimy głownie oczami dwóch bohaterów – Gandalfa oraz Bilbo. Okazjonalnie pojawia się jeszcze Thorin. Pierwsza część filmu skupia się głównie na niewyjaśnionych tajemnicach szarego czarodzieja – krótko mówiąc często pokazuje „gdzie był, kiedy go nie było”, wyjaśniając tym samym kilka książkowych zagwostek. Gandalf z jednej strony jest prostym czarodziejem, z drugiej zaś kreuje najważniejsze polityczne wydarzenia lub po prostu jest ich częścią. Czternastoosobowa kompania zawsze może liczyć na jego ratunek w nieciekawej sytuacji. Oczywiście, w przypadku Gandalfa nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń do gry aktorskiej – Ian McKellen ponownie świetnie sprawdził się w tej roli. Jak widać, przez pierwszą część filmu możemy mieć wrażenie, że to nie Bilbo jest głównym bohaterem filmu. Nieustannie stanowi tło dla Gandalfa oraz krasnoludów. Jednakże ten niecodzienny zabieg lepiej ukazuje widzom przemianę młodego Bagginsa z lubiącego spokój hobbita w odważnego i wartościowego członka kompanii. Jeśli ktoś myślał, że wcielający się w rolę tytułowego bohatera Martin Freeman pokazał wszystkie swoje aktorskie umiejętności w Sherlocku, powinien koniecznie obejrzeć Hobbita. Freeman jest po prostu genialny. Świetnie gra ciałem, a jego mimika twarzy jest niepowtarzalna, dzięki czemu klimat filmu jest dość zróżnicowany – raz zabawny, raz poważny. Gdy tylko aktor ten zaczął pojawiać się częściej na ekranie, można było spokojnie stwierdzić, ze przyćmił wszystkich innych. Krasnoludy wypadły bardzo dobrze, z Thorinem Dębową Tarczą (Richard Armitage) na czele. Ogromną zaletą jest to, iż każdy z krasnoludów jest inny – różnią się od siebie wyglądem, charakterem, poglądami oraz orężem. I bardzo dobrze, bo chyba, żaden z widzów nie chciałby, by wszystkie krasnoludy wyglądały jak Gimli z Władcy Pierścieni. Dużo osób zastanawiało się, jakim cudem z jednej, krótkiej książki powstaną trzy filmy. Sprawa okazuje się być bardzo prosta. Produkcja przepełniona jest uzupełnieniami zainspirowanymi innymi dziełami Tolkiena. Choć można było napotkać kilka dłużyzn, to koniec końców większość dodatkowych scen stanowi ciekawe urozmaicenie całej historii. Inaczej pewnie na ekranach widzielibyśmy więcej chodzenia niż to warte. Zdecydowanie najciekawszym uzupełnieniem jest sam początek filmu, a konkretnie pokazanie historii krasnoludów oraz tego, jak straciły one swój dom. Erebor zostało pokazane w niezwykły sposób - widok podziemnego miasta chwilami zapiera dech w piersiach. Potęga, bogactwo, duma… Twórcy filmu bardzo dobrze oddali klimat krainy krasnoludów. FILM Recenzja Recenzja filmu "Hobbit: Niezwykła podróż" Autor: Hagath Powrót do strony filmu Hobbit to jedna z najbardziej wyczekiwanych produkcji tego roku. Ekranizacja dzieła J.R.R. Tolkiena, będącego wstępem do Władcy Pierścieni, zgromadziła w kinach istne tłumy. Z filmem tym wiązano zarówno nadzieje i obawy. Jedni uważali, iż Hobbit będzie produkcją bardzo udaną, ponieważ reżyserzy Peter Jackson oraz Andy Serkis świetnie czują się w klimacie Śródziemia i trudno byłoby im zawieść publiczność. Inni obawiali się, że rozbicie filmu na trzy części niepotrzebnie go wydłuży, a także zapełni wieloma niepotrzebnymi wątkami. Paradoksalnie okazuje się, że obie strony miały rację. Hobbit to opowieść o niebezpiecznej podróży, walce o swój dom oraz pokonywaniu własnych słabości. Wiele lat temu krasnoludy utraciły swoje miasto w Samotnej Górze na rzecz potężnego smoka. Teraz trzynastu z wypędzonych wyrusza na, mogłoby się zdawać, samobójczą wyprawę w celu odbicia swojego domu. Za sprawą czarodzieja Gandalfa trafiają oni pod dach Bilbo Bagginsa, hobbita kochającego spokój i porządek. Nieszczęsny niziołek zostaje wciągnięty w przygodę, która pokazuje mu, że to czyny najmniejszych oraz pozornie najzwyklejszych osób mogą zrobić prawdziwą różnicę w tym świecie. W filmie całą historię śledzimy głownie oczami dwóch bohaterów – Gandalfa oraz Bilbo. Okazjonalnie pojawia się jeszcze Thorin. Pierwsza część filmu skupia się głównie na niewyjaśnionych tajemnicach szarego czarodzieja – krótko mówiąc często pokazuje „gdzie był, kiedy go nie było”, wyjaśniając tym samym kilka książkowych zagwostek. Gandalf z jednej strony jest prostym czarodziejem, z drugiej zaś kreuje najważniejsze polityczne wydarzenia lub po prostu jest ich częścią. Czternastoosobowa kompania zawsze może liczyć na jego ratunek w nieciekawej sytuacji. Oczywiście, w przypadku Gandalfa nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń do gry aktorskiej – Ian McKellen ponownie świetnie sprawdził się w tej roli. Jak widać, przez pierwszą część filmu możemy mieć wrażenie, że to nie Bilbo jest głównym bohaterem filmu. Nieustannie stanowi tło dla Gandalfa oraz krasnoludów. Jednakże ten niecodzienny zabieg lepiej ukazuje widzom przemianę młodego Bagginsa z lubiącego spokój hobbita w odważnego i wartościowego członka kompanii. Jeśli ktoś myślał, że wcielający się w rolę tytułowego bohatera Martin Freeman pokazał wszystkie swoje aktorskie umiejętności w Sherlocku, powinien koniecznie obejrzeć Hobbita. Freeman jest po prostu genialny. Świetnie gra ciałem, a jego mimika twarzy jest niepowtarzalna, dzięki czemu klimat filmu jest dość zróżnicowany – raz zabawny, raz poważny. Gdy tylko aktor ten zaczął pojawiać się częściej na ekranie, można było spokojnie stwierdzić, ze przyćmił wszystkich innych. Krasnoludy wypadły bardzo dobrze, z Thorinem Dębową Tarczą (Richard Armitage) na czele. Ogromną zaletą jest to, iż każdy z krasnoludów jest inny – różnią się od siebie wyglądem, charakterem, poglądami oraz orężem. I bardzo dobrze, bo chyba, żaden z widzów nie chciałby, by wszystkie krasnoludy wyglądały jak Gimli z Władcy Pierścieni. Dużo osób zastanawiało się, jakim cudem z jednej, krótkiej książki powstaną trzy filmy. Sprawa okazuje się być bardzo prosta. Produkcja przepełniona jest uzupełnieniami zainspirowanymi innymi dziełami Tolkiena. Choć można było napotkać kilka dłużyzn, to koniec końców większość dodatkowych scen stanowi ciekawe urozmaicenie całej historii. Inaczej pewnie na ekranach widzielibyśmy więcej chodzenia niż to warte. Zdecydowanie najciekawszym uzupełnieniem jest sam początek filmu, a konkretnie pokazanie historii krasnoludów oraz tego, jak straciły one swój dom. Erebor zostało pokazane w niezwykły sposób - widok podziemnego miasta chwilami zapiera dech w piersiach. Potęga, bogactwo, duma… Twórcy filmu bardzo dobrze oddali klimat krainy krasnoludów. Niestety, fani twórczości J.R.R. Tolkiena mogą chwilami poczuć się zawiedzeni. Peter Jackson obiecał możliwie jak najwierniejszą ekranizację Hobbita, a tak nie jest. Ponownie bardzo okrojono wątek z orłami oraz ich znajomości z Gandalfem. Ponadto, jeśli ktoś zna Śródziemie naprawdę dobrze, będzie przecierał oczy ze zdumienia, iż postać, która już dawno nie żyła nie dość, że pojawiła się w całej historii, to jeszcze stanowiła ważną jej część. Chodzi bowiem o Azoga, przywódcę orków, który według wzmianek w książkach Tolkiena nie mógł chodzić wtedy po świecie, ponieważ został wcześniej zabity przez jednego z krewnych Thorina. Tutaj kolejna zmiana – w filmie to Thorin walczył z groźnym przeciwnikiem i był przekonany, że go pokonał. Jednak Blady Ork, niczym Darth Maul z Gwiedznych Wojen, został na siłę przywrócony do życia. Dziwnych wstawek jest dużo więcej. Chwilami można mieć wręcz wrażenie, iż twórcy filmu pisząc scenariusz usiedli i pomyśleli: Nawciskajmy do Hobbita wszystkie możliwe postacie, jakie tylko istniały w twórczości Tolkiena, ot po to, by je pokazać! Było to niepotrzebne, gdyż cała opowieść sama w sobie była dobra, a także zawierała sporo ciekawych bohaterów. Na szczęście tego typu dodatki nie psują zabawy komuś, kto nie zna wszystkich sekretów Śródziemia lub podchodzi do filmu z odpowiednim dystansem. Hobbit jest kreowany na wstęp do Władcy Pierścieni w każdy możliwy sposób i na tej płaszczyźnie również znajdziemy kilka fabularnych uzupełnień. W całej historii pojawia się mag Radagast, który wpada na trop potężnego czarnoksiężnika. Widzowie mogą też podziwiać obrady Białej Rady dyskutującej o tym, czy zagrożenie jest realne. Tego typu uzupełnienia to dobry pomysł i raczej możnaby je uznać za godne twórczości Tokiena, gdyby tylko pisarz zechciał lepiej połączyć Hobbita oraz Władcę Pierścieni. Zanim film trafił na ekrany kin, twórcy przechwalali się nowoczesną techniką użytą przy jego kręceniu. Rzeczywiście, produkcja jest wręcz stworzona do 3D – piękne przestrzenie oraz wartka akcja dadzą widzom parę niezapomnianych wrażeń. Postęp techniki widać jednak najlepiej na żywych stworzeniach. Na przykład Gollum wygląda jak prawdziwy, dbałość o szczegóły jest jeszcze bardziej wyraźna niż we Władcy Pierścieni (największe wrażenie robią oczy i skóra). W tym miejscu warto zresztą wspomnieć, że podziemna scena przedstawiająca rozmowę Bilbo z Gollumem to zdecydowanie najlepszy moment w całym filmie. Po pierwsze, jest to najwierniejsze odbicie książkowej akcji. Po drugie, dialogi są tak zróżnicowane, że raz budzą śmiech, a innym razem tworzą pewne napięcie. Po trzecie, Andy Serkis wcielający się w rolę Golluma ponownie udowodnił, że jest mistrzem techniki motion capture. W tle filmu, podobnie jak w przypadku Władcy Pierścieni, słychać klimatyczną muzykę. Można mieć jednak do niej pewien zarzut – wydaje się, że Hobbit zasłużył na swój własny motyw muzyczny i nadużywanie utworów z poprzedniej trylogii jest niepotrzebne. Twórcy filmu zapewne chcieli, by widz czuł większy związek z Władcą Pierścieni, niestety, chwilami przez taki zabieg widz ma wrażenie, że ponownie ogląda to samo. To nie jest mrugnięcie okiem w stylu urwanego świecznika w Piratach z Karaibów (w pierwszej części zrobił to Will, w drugiej, w ten sam sposób, ojciec Elisabeth). To całkowite skopiowanie całych długich scen. Naprawdę, kiedy ogląda się chociażby akcję w podziemiach orków, tylko czeka się na to, aż z jakiegoś kąta wyskoczy demon Balrog. Muzyczną zaletą filmu są jednak niewątpliwie elementy musicalowe. Książka Tolkiena obfitowała w różnego rodzaju przyśpiewki, a twórcy ekranizacji wykorzystali to naprawdę w zręczny sposób. Każda z pieśni krasnoludów została bardzo dobrze wykonana i stanowi niebanalne uzupełnienie produkcji. Film Hobbit: Niezwykła podróż jest ciężki do podsumowania. Jedni wyjdą zachwyceni, innym będzie czegoś brakować, a jeszcze inni stwierdzą, że cała historia bardzo się dłuży. Trzeba przyznać, że pierwsza część serii jest klimatycznie zbliżona do Drużyny Pierścienia, dlatego też nie ma co się spodziewać nadmiernej ilości szybkiej akcji. Stanowi ona wprowadzenie w historię ukazujące relacje między postaciami oraz zapowiadające niebezpieczeństwa, z którymi musieli się zmierzyć bohaterowie Władcy Pierścieni. Oglądając tą część można jednak być spokojnym o kontynuację. W The Desolation of Smaug będzie można zobaczyć niebezpieczną podróż przez tajemniczą puszczę oraz walkę ze smokiem, w There and Back again czeka widzów finalna bitwa i zapewne dość długie zakończenie całej przygody. W ten sposób na jaw wychodzą kolejne podobieństwa z Władcą Pierścieni. Cóż, Hobbit może nie jest filmem idealnym, ale wciąż pozostaje pozycją obowiązkową dla każdego fana fantasy.
Recenzja wybranego filmu
Recenzja wybranego filmu...
Recenzja wybranego filmu prosze szybkoo i dobrze
Recenzja wybranego filmu prosze szybkoo i dobrze...
recenzja wybranego filmu po niemiecku
recenzja wybranego filmu po niemiecku...
recenzja wybranego filmu pliss.
recenzja wybranego filmu pliss....
Recenzja wybranego znanego filmu. Nie za dluga :)
Recenzja wybranego znanego filmu. Nie za dluga :)...