Mojego przyjaciela poznałam w dziwnych okolicznościach, ponieważ gdy się wprowadziłam do nowego miasta nikogo tam nie znałam. Byłam sama jak palec w nieznanym mieście. Poszłam do parku z moim psem i siedział on z kolegami na ławce. Ja siadłam i puściłam psa aby pobiegał. I ten pies poleciał do niego i zaczął na niego skakać. A ja szybko poleciałam, go zabrać i tak się to wszystko zaczęło. Później okazało się, że mieszkamy na przeciwko siebie i mamy na przeciwko siebie okna, z których co wieczór gadaliśmy. Po kilku tygodniach chciał ze mną chodzić, ale powiedziałam że nie szukam chłopaka i zaproponowałam przyjaciół, a on się zgodzić i w taki właśnie sposób kolegujemy się już 4 lata :)
Cóż swojego przyjaciela poznałam dość nietypowo. Było to parę lat temu, jeszcze w podstawówce. Siedziałam w trzeciej ławce w rzędzie pod ścianą, to było moje stałe miejsce od niespełna trzech lat. Był to początek czwartej klasy i nasza wychowawczyni zapowiedziała nam, że będziemy mieli nowego kolegę. Ponieważ siedziałam sama gdy tylko nowy przyszedł został usadzony obok mnie. Pierwszego dnia było dosć spokojnie z jego strony,ale już następnego ON był nie do wytzrymania! Cały czas mi dokuczał i docinał. Na domiar złego wszyscy chłopcy w klasie poszli za jego przykładem i stałam się kozłem ofiranym. wychodząc ze szkoły jeden z chłopców podstawił mi nogę a ja wywaliłam się tak boleśnie, że przejechałam łokciami i kolanami po chodniku. Dookoła mnie zrobiło się spore kółko. Byłam cała zapłakana, z łokci i kolan leciała mi krew i na domiar złego nowy nagle pojawił się tuz obok mnie. Byłam pewna, że zaraz zacznie się śmiać ale on ukucnął wziął mnie za rękę i zaprowadził do pielęgniarki. Wyjaśniliśmy sobie przy okazji pare spraw a tydzień później bylismy najlepszymi przysjaciółmi. (W odpowiednich miejscach powstawiaj imiona :P mam nadzieję, że pomogłam)