Współczesne stosunki (problemy) polsko-niemieckie.

Różnica interesów między Polską a Niemcami nasiliła się kilka lat temu. Przez długi czas oficjalnie mówiło się o próbach utożsamienia interesów obu państw, jednak tuż przed przystąpieniem Polski do UE zaczęło być jasne, że Polskę i Niemcy bardzo wiele dzieli.
Do gwałtownego pogorszenia stosunków polsko-niemieckich doprowadziło poparcie przez Polskę polityki USA w sprawie Iraku. Polska była wtedy bardzo krytykowana zarówno przez polityków niemieckich jak i niemieckie media. Polskim premierem był wówczas Leszek Miller, a prezydentem Aleksander Kwaśniewski. Tymczasem ówczesny kanclerz Niemiec Gerhard Schrder miał zupełnie inną wizję relacji amerykańsko-europejskich. Prowadził politykę niechętną USA, a z drugiej strony prorosyjską, której owocem jest słynny Gazociąg Bałtycki. Właśnie w tych czasach, z powodu tak silnego związku niemiecko-rosyjskiego zanikł tzw. Trójkąt Weimarski.
W stosunkach polsko-niemieckich od dłuższego czasu współpracę zaburza spór wokół Centrum przeciwko Wypędzeniom. Teoretycznie rozwiązanie wydaje się być proste. Wiele osób uważa, że należy oddzielić kwestię Centrum od sporu ze Związkiem Wypędzonych i obie potraktować bardziej rzeczowo i mniej emocjonalnie. Polityka obrażania się i odmowy dialogu jedynie ośmiesza i izoluje Polskę, co widać także w stosunkach międzypartyjnych w naszym kraju. A przecież zarówno w polskim, jak i w niemieckim interesie jest stała ekspozycja, która nie fałszując faktów, pokaże tragedię wypędzonych, wysiedlonych i deportowanych ze swych stron ojczystych w XX wieku.
Natomiast Adam Krzemiński, publicysta „Polityki” w jednym ze swoich artykułów poruszył inny problem ściśle związany z Centrum przeciwko Wypędzeniom, mianowicie: „spór wokół Związku Wypędzonych i osoby Eriki Steinbach, można prowadzić bardziej racjonalnie. Zamiast powtarzać frazeologię lat sześćdziesiątych, gdy granica nie była uznana, a Republika Federalna była straszakiem z wrogiego obozu militarnego, trzeba sobie odpowiedzieć, jakiej postawy Polska oczekuje od Związku Wypędzonych: krytycznej analizy przeszłości oraz wyraźnego zaprzestania jakichkolwiek roszczeń. Co w zamian za to możemy zaoferować? To, co pomyślnie zaczęło się w latach 90.: współpracę w rozszerzonej prezentacji historii regionalnej na naszych ziemiach zachodnich. W końcu przecież nawet postrach PRL, Herbert Hupka, otrzymał za pomoc w uzyskaniu środków na oczyszczalnię ścieków medal honorowy swego rodzinnego miasta Raciborza. Rozwiązanie tego drugiego sporu jest trudniejsze niż pierwszego, ale możliwe i dawałoby prawicy mocną pozycję jako strażniczki po europejsku rozumianych narodowych interesów. Ale nasza prawica nie potrafi przeskakiwać własnych cieni..”
Dodatkowo stosunki polsko-niemieckie pogorszyło to, że Niemcy nie otworzyły rynku pracy dla Polaków po naszym wejściu do UE. Pojawiły się także naciski na zharmonizowanie polskich podatków z niemieckimi, ponieważ według Schrdera były one za niskie, co miało negatywnie wpływać a nawet szkodzić gospodarce niemieckiej. Myślę, że na nasze stosunki z Niemcami zły wpływ miało też zbyt szybkie forsowanie, zwłaszcza przez Niemcy i Francję, tzw. konstytucji europejskiej. Zbiegło się to z wejściem nowych krajów do wspólnoty europejskiej i w gruncie rzeczy nowy traktat miał zmienić warunki naszego członkostwa w UE. Pod naciskiem opozycji, w tym Platformy Obywatelskiej, rząd polski nie mógł udawać, że tego nie widzi. Polska i Niemcy nie doszły także do porozumienia w sprawie tzw. pomarańczowej rewolucji na Ukrainie.
Na temat ówczesnej sytuacji wypowiadało się wielu polskich polityków, ja znalazłam i postanowiłam przytoczyć wypowiedź Jana Marii Rokity: „Nie należy ulegać dość typowemu dla Polaków samokrytycznemu przekonaniu, że ten spór zaczął się od objęcia przez braci Kaczyńskich władzy w Polsce. On zaczął się od wyraźnej zmiany w niemieckiej polityce, która między 2001 a 2003 rokiem zamanifestowana została bardzo mocno przez rząd Schrdera. Ta zmiana sprowadzała się do trzech podstawowych wymiarów. Po pierwsze, nastąpiło bardzo wyraźne przesunięcie akcentu z bezinteresownego, szlachetnego i bardzo cenionego w Polsce zaangażowania Niemiec na rzecz wspólnotowej Europy - takiej Europy, o której przed chwilą mówił Hans-Dietrich Genscher, gdzie Luksemburg i Niemcy są i mogą być realnymi partnerami politycznymi. Zastąpiła ją Europa, w której kilku wielkich chciało narzucać swój interes wszystkim innym. Symbolem tej zmiany była dla mnie sławetna deklaracja prezydenta Francji i kanclerza Niemiec, mówiąca, że od tej pory postanawiają we dwójkę wskazywać drogę wszystkim narodom europejskim. Zmiana w Niemczech w pierwszych latach obecnego wieku dotyczyła także drugiego bardzo ważnego wymiaru, czegoś, co wydawało nam się w Niemczech ugruntowane - mianowicie polityki atlantyckiej. Dla nas Polaków czymś zupełnie nie do wyobrażenia wydawało się wtedy to, co zrobił Gerhard Schrder - fakt, że swoje zwycięstwo wyborcze rzucił na szalę antyamerykańskiej kampanii. Nie rozumieliśmy tego - jak nam się wydawało - z gruntu cynicznego marketingowego zabiegu. Po trzecie, zmiana nastąpiła w wymiarze wschodnim niemieckiej polityki. Nie wiedzieliśmy już, czy rząd niemiecki uważa, że należy prowadzić politykę wobec wschodnich sąsiadów Unii wewnątrz Unii - a więc razem z wchodzącą właśnie do niej w tamtych latach Polską i krajami Europy Środkowej. Czy też - jak nam się zaczęło wydawać - Niemcy chcą wraz z zewnętrznymi sąsiadami Unii Europejskiej (nie wyłączając Rosji) budować politykę skierowaną na izolację z narodów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także Polski.”
Po rządach Schrdera wybory wygrała koalicja CDU-SPD i utworzono rząd na czele którego stanęła Angela Merkel, jednak polityka niemiecka i sytuacja polityczna w wielu aspektach prawie w ogóle się nie zmieniła. Związek Wypędzonych jest politycznie powiązany z rządzącą chadecją, więc wciąż utrzymywany jest przy życiu dzięki dotacjom z pieniędzy publicznych. Powiernictwo Pruskie, choć czasem krytykowane, bez większych przeszkód podnosi kwestię indywidualnych niemieckich roszczeń wobec Polski. Gazociąg Bałtycki jest wciąż budowany. Natomiast mniejszość polska nadal nie cieszy się w Niemczech takimi prawami, jakimi mniejszość niemiecka może pochwalić się w Polsce. Są to realia, które musi brać pod uwagę każdy rząd
Bardzo często ze strony niemieckiej, słyszymy słowa o potrzebie pojednania. Ale mimo doświadczeń historycznych nasze kraje są pojednane bo przecież są sojusznikami w ramach NATO, ONZ, UE oraz innych organizacji, utrzymują normalne stosunki dyplomatyczne i gospodarcze, Polacy i Niemcy normalnie kontaktują się ze sobą. Jednak pojednanie nie wyklucza rozbieżności interesów, bo przecież współpraca nie oznacza jednoznacznej tożsamości interesów, które wcale nie muszą się pokrywać. Słabszy partner, w tym wypadku Polska, nie musi akceptować wszystkich propozycji i decyzji niemieckich władz.
Po wyborach w 2005 roku stosunki polsko-niemieckie znacznie się zaostrzyły. Bracia Kaczyńscy już przed wyborami byli postrzegani jako twardy rozmówca dla Niemców. Wpłynęło na to między innymi zlecenie policzenia strat wojennych polskiej stolicy wówczas gdy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy. To negatywne nastawienie bardzo szybko znalazło odzwierciedlenie w niemieckich mediach, które zaczęły określać ich jako polityków antyniemieckich. Ostry konflikt polityczny w Polsce w tym czasie spowodował, że opozycja, a także media nie hołubiące PiS-u tolerowały ostry ton prasy niemieckiej, ignorując zupełnie niestosowne i nie rzadko brutalne ataki.
Przypuszczalnie z tych powodów nowa koalicja rządząca w Polce (PO-PSL), na czele z premierem Donaldem Tuskiem została w Niemczech powitana z wielkimi nadziejami, mimo tego, że ministrem spraw zagranicznych został w nim Radosław Sikorski, który porównał Gazociąg Bałtycki do paktu Ribbentrop-Mołotow. Jest to dość dziwne postępowanie, ponieważ gdy Sikorski był jeszcze w rządzie PiS, spotykał się w Niemczech z dość ostrą krytyką. Ciekawe na jak długo jego niefortunna wypowiedź poszła w zapomnienie ze względu na zmianę opcji politycznej? Na razie jednak niezwykle ciepło mówi się w Niemczech nie tylko o samej Platformie Obywatelskiej, ale zwłaszcza o Donaldzie Tusku. Niejednokrotnie podkreśla się związki jego rodziny z Niemcami oraz pochodzenie z pogranicza polsko-niemieckiego, w związku z czym oczekuje się, że będzie on miał więcej zrozumienia np. dla cierpień niemieckich podczas II wojny światowej i idei Centrum Przeciwko Wypędzeniom.
Skoro nasza nowa ekipa rządowa deklaruje wielką wolę poprawy stosunków polsko-niemieckich, mogłaby zacząć od zainwestowania pieniędzy w utworzenie dobrze wyposażonej polskiej katedry na którejś z prestiżowych uczelni niemieckich.

Dodaj swoją odpowiedź