Mitologia Polski Plemiennej

Wprowadzenie:
W szkole uczyliśmy się i uczą się inni o bogach greckich, rzymskich, egipskich, Celtów i innych a my nie znamy Panteonu bogów rodzimych, oraz demonologii i obrzędów. Dlaczego tak jest? Owszem mało nam zostawiło informacji wojujące chrześcijaństwo, lecz po to ma człowiek rozum by ze szczątków informacji złożyć całość wypełniając luki odpowiednią interpretacją. Wystarczyłaby akceptacja naukowców i ogółu. Przecież dużą część wiary chrześcijańskiej to akceptacja ustaleń synodów i nikt nie waży się podważać tych tzw. dogmatów. Już dawno powinno nastąpić uzgodnienie i zapisanie tak ważnych dla nas informacji. Postanowiliśmy z grupą zafascynowanych patriotów stworzyć spis mitologiczny dla Polski. Poniższy wykaz i opis jest oparty o informacje kronikarzy i badaczy historii Polski wczesnego średniowiecza, oraz o własne spekulacje. Trzeba zaznaczyć, że poniższy spis jest wyselekcjonowany i ograniczony do najważniejszych informacji. Sam spis bogów i bóstw został tu skrócony do minimalnej ilości. Każdy gród i plemię posiadało swoich bogów i własne wierzenia. Starałem się podczas badań kronik i innych pism wyłuskać te informacje, które mogły być zgodne z mentalnością dawnych Polaków.

Bogowie i boginie:

Światowid – bóg wszelkiego istnienia. Wyłonił się z chaosu wraz z sześcioma innymi bóstwami. W lechickiej hierarchii zajmował najwyższe miejsce. Był Kniaziem (Królem) i rodzicem wszystkich bóstw i stworzeń, jako że to on posiadał wszelką moc, którą podzielił pomiędzy bóstwa i stworzenia. Sam nie utracił potęgi swej władzy. Stał na czele Sądu nad bogami i ludźmi. Był czczony w każdej słowiańskiej świątyni i na ziemiach Lechii. Można go przyrównać do greckiego Uranosa. Mógł być personifikacją czystego nieba. Imię boga tłumaczy się, jako: widzący świat, ten, co widzi świat.
Patronował szczególnie ojcom rodzin. Dziadek kiedyś swym wnukom, w mroźny, zimowy wieczór snuł taką legendę: <<Żyli w Wiślicy chłop z babą. Bezdzietni byli, bo im matka natura pożałowała potomka. Już starawi byli i stracili wszelką nadzieję na potomstwo. Chłop nieraz marzył sobie w zimowe wieczory jakby to było dobrze mieć syna. Pewnego zimowego popołudnia, w straszliwą zamieć, do wrót ich gospodarstwa zakołatał nieznany wędrowiec. Chłop przyjął przybysza. Baba zrobiła gorącego piwa z miodem, upiekła udziec zajęczy i uraczyła gościa. Mężczyźni pogadali trochę. Chłop zwierzył się ze swego pragnienia, a żona jego tylko podszlochiwała i dziękowała bogom za to, co ma. Gość, chwile pomyślał, podumał i rzekł z uśmiechem: - W następnym roku o tej porze będzie na czworakach biegało dziecko. Przyjdę tu wtedy by sprawdzić. Chłop spojrzał na babę, ona na niego i nic. Pomyśleli, że gość jest pod wpływem piwa i mu się w głowie miesza. Rankiem wędrowiec podziękował za gościnę, zostawił zapłatę i jeszcze podarował kobiecie dziwne ziarnko, z przykazaniem by do końca zimy, trzymała je w ciepłym miejscu, a gdy będzie po święcie Dziewanny, by je zasadziła w ogrodzie i pielęgnowała jakby swe dziecię. Baba przyrzekła, że to uczyni, poczym cisnęła ziarno w kont i ani myśląc je sadzić. Dopiero chłop, będąc świadkiem rozmowy jego żony z przybyszem, włożył ziarenko do woreczka i schował woreczek w zanadrze, blisko serca. Wiosną uczynił tak jak radził gość. Kiedy nadeszło święto Kupały, w nocy posłyszeli płacz dziecka. Pierwszy wstał chłop i nasłuchując kwilenia doszedł do miejsca gdzie posadził ziarenko. Na wonnych płatkach nieznanego kwiatu leżał nagi noworodek, chłopiec. Ucieszyli się wielce z tego daru, a kobieta padła do ziemi ze łzami przepraszając za swoje niedowiarstwo i dziękowała za dar od bogów. Przybysz spełnił swoją obietnicę. Kobieta zaczęła go wypytywać, kim jest i skąd przybywa. Gość zmuszony objawił swoje prawdziwe oblicze. Okazało się, że był to sam Światowid. Chłopcu przy postrzyżynach nadano imię Światomił, na cześć Kniazia Bogów.>>
Miał wygląd rosłego czterdziestoletniego mężczyzny. Posiadał na jednej głowie cztery twarze. Dwie były męskie a dwie żeńskie. Twarze były wykręcone w cztery strony świata. Odziany był w białą tunikę i wojowniczy rynsztunek. Za pasem nosił róg, w prawicy kostur zakończony niebieskim kryształem. U pasa zwisał mu długi miecz. Poświęcony był mu bielik, orzeł; biały koń; dąb. Swoje święto miał 21 grudnia.

Żywie ( Sziwa, Żywia) – bogini życia, mądrości i matka-twórczyni ludzi. Była najpotężniejszą boginią ze wszystkich bogiń. Wszystkie istoty żywe i ożywiane czuły przed nią respekt. Sam ojciec świata lękał się jej narazić. O jej potędze przekonał się, Czarnoboh, kiedy próbował ją zniewolić. <<Bogini wpadła w tak wielką złość, iż niebo pociemniało na siedem dni i nocy a ziemia drżała. Zaniepokojony Weles przybył do Wyraju by sprawdzić, co takiego zaszło w grodzie bogów. To, co zobaczył przeraziło go. Makosz w spazmach tarzała się po posadzce, Słońce i Księżyc spali twardym snem, pozostali bogowie stali sparaliżowani lękiem. Rozwścieczona Żywie wrzeszcząc pastwiła się nad związanym Czarnobohem. Wielkimi szczypcami wyrywała mu włosy, oczy, język a na końcu genitalia. Chciała spalić nić życia boga, lecz Weles zaintonował jej ulubioną pieśń. Po jakimś czasie wszystko wróciło do normy, lecz Czarnoboh omijał Panią Życia.>> Przez skromność nigdy nie pretendowała do tronu Kniaziny. Zasiadała w Sądzie zaraz przy Światowidzie. Była słowiańską Ateną. Słowo Żywie pochodzi od: życie, żywa.
Dwudziestoletnia złotowłosa kobieta. Ubrana w zielone i niebieskie szaty. Nie nosiła biżuterii. Przedstawiana z dwoma glinianymi figurkami: kobiety i mężczyzny. Miała dwie córki: Marzannę i Jessę. Poświęcone jej zostały: biały puchacz; wierzba. Jej święto przypadało na 21 marca.

Prawe – bóg prawa, sprawiedliwości, czasu, mściciel bogów. Opiekował się osobami niesłusznie oskarżonymi, mąż bogini życia. Prawe znaczy tyle, co: prawo. <<Zdarzyło się raz w górskiej wiosce, że czarownica zakochała się w młodzieńcu Paprzycy. Chłopak był ulubieńcem rusałek. Władca grodu widział w nim męża swej najstarszej córki i następcę tronu. Ceniono Paprzycę za odwagę, którą wykazał się wobec przyszłego teścia. Uratował go przed rozwścieczonym niedźwiedziem. Młodzian postrzegany był za pełnego cnót i niewinności wojownika. Tuż przed zaślubinami do grodu wbiegła wrzeszcząca czarownica – ta sama, której zaloty zostały odrzucone przez Paprzycę. Kobieta miała porwane suknie, węzły na nadgarstkach, posiniaczone piersi. Oskarżyła przed władcą młodzieńca o to, że ją zgwałcił poprzedniej nocy przybierając postać półczłowieka i półdemona. Kniaź po zastanowieniu uznał winę wojownika i kazał go żywcem rozczłonkować. Najstarsza córka władcy wpadła w szał i wskoczyła w przepaść. Rusałki, które obserwowały tok wydarzeń i wiedziały, co naprawdę się stało czarownicy podniosły lament ku niebu. Usłyszał je Prawe. Zszedł na ziemię, jako stary druid. Wszedł do grodu. Jako gość miał prawo do udziału w procesie. Nikt, bowiem nie mógł mu zarzucić stronniczości. Korzystając z tego przywileju bóstwo kazało oskarżonemu i pokrzywdzonej zrobić po osełce masła. Kiedy zadanie zostało wykonane młodzieńca i czarownicę poproszono by masło rzucili do fosy. Osełka wiedźmy utonęła. Tym samym udowodniono niewinność Paprzycy. Czarownica zaczęła uciekać. Prawe przybrał swój naturalny wygląd na dowód tego, że on sam dokonał osądu. Bóg spostrzegł uciekającą wiedźmę, zamienił się w olbrzymiego sokoła i podążył za uciekinierką. Szponami i dziobem rozszarpał kobietę na drobne kawałki. Wilki pochwyciły szczątki i pożarły. Paprzyca po okresie żałoby po ukochanej wziął za żonę młodszą córkę władcy.>>
Przedstawiany był, jako czterdziestoletni mężczyzna o siedmiu głowach. Jego ubiór był złożony z fioletowych, szarych i granatowych szat. Podpierał się kosturem zakończonym rzeźbą sowy trzymającej w dziobie szale a w szponach miecz i jabłko. Był drugim z sędziów. Jako jedyny miał prawo karać bogów, co nie znaczyło, że sam był bezkarny. To lechickie wcielenie Temidy. Poświęcony był mu: sokół; grab; gniady koń. Jego święto obchodzono 21 grudnia.

Trygłów (Bałt, Sztormboh, Trojan, Neptun*) – bóg Pramorza, słonych wód, stworzeń wodnych, żeglarzy, rybaków, budowniczy pierwszej barki. To bóg, który wyniósł na powierzchnię prawody dwie garście ziemi. Stał się współbudowniczym świata. Był podobny do greckiego Posejdona. Z Trygłowem związana jest legenda o Królowej Bałtyku. <<W głębinie wód Bałtyku wznosił się za dawnych czasów pałac królowej Juraty. Ściany tego pałacu były z czystego bursztynu, progi ze złota, dach z łuski rybiej, a okna z diamentów. Razu jednego rozesłała królowa wszystkich szczupaków z listami do najznakomitszych bogiń Jury , prosząc do siebie na gody i spoiną poradę. Nadszedł dzień naznaczony i zaproszono boginie przybyły; wtenczas królowa, otoczona przydwornym orszakiem, ukazała się w sali, uprzejmym ukłonem powitała gości i zasiadłszy na bursztynowym tronie tak mówić zaczęła: „Miłe przyjaciółki i towarzyszki moje! Wiecie to dobrze, iż wszechwładny mój ojciec Trygłów, pan morza, mojej opiece i władzy poruczył te wody i wszystkich mieszkańców w nich będących; same byłyście świadkami moich łagodnych i szczęśliwych rządów. Żaden najmniejszy robaczek, żadna najdrobniejsza rybka nie miały przyczyny skarżyć się i narzekać. Wszyscy żyli w pokoju i zgodzie; nikt się na życie drugiego targnąć nie odważył. Teraz zaś jeden nikczemny rybak Pramżimas znad brzegów moich posiadłości, tam gdzie rzeka święta hołd memu królestwu płaci; jeden nikczemny śmiertelnik ośmiela się naruszać spokojność niewinnych moich poddanych, imać w sieci i na śmierć wskazywać; gdy ja, ja sama do własnego stołu ani jednej nie śmiem ułowić rybki. Fląderki nawet, które tak lubię, po jednej połowie zjadam, a drugą nazad do wody wpuszczam. Takiej śmiałości nie można puścić bezkarnie: oto gotowe czekają nas łodzie, płyńmy nad brzegi Wisły, bo właśnie o tej porze zwykł on zarzucać sieci. Naszymi pląsy i śpiewy zwabimy go na dno morza, udusimy w uściskach i oczy żwirem zasypiemy. Rzekła i natychmiast sto łodzi bursztynowych pożeglowało dokonać okrutnej zemsty. Płyną, słońce pogodnie świeci, morze ciche, a echo) już roznosi po wybrzeżu słowa ich pieśni:
- Bieda ci, rybaku młody. Stanąwszy boginie blisko ujścia rzeki postrzegły rybaka, jak siedząc na brzegu rozwijał sieci. Zajęty pracą, zrazu nic nie uważał, lecz gdy go urocze doszły śpiewy, zwrócił wzrok na wodę i ujrzał sto łodzi bursztynowych i sto przecudnych dziewic, a wszystkim przewodniczyła z koroną na głowie, z bursztynowym berłem w ręku królowa morza. Dźwięk coraz milszy się rozlega, otaczają go morskie panny i swymi wdzięki do siebie wabić poczną:
<<O, rybaku piękny, młody,
Porzuć pracę, chodź do łodzi:
U nas wieczne tany, gody,
Nasz śpiew troskę twą osłodzi.
My obdarzymy boskim stanem.
Skoro z nami mieszkać będziesz:
Śród nas będziesz morza panem,
I naszym kochankiem będziesz.>>
Słyszy to rybak i ujęty zdradliwa ponętą już chce się rzucić w objęcia bogini, gdy królowa skinieniem berła każe się uciszyć towarzyszkom i tak do zdumionego rzecze:
— Stój, niebaczny! Zbrodnia twa wielka i godna kary, jednak ci przebaczę pod jednym warunkiem. Podobała mi się twoja uroda. Kochaj mię, a będziesz szczęśliwy. Lecz jeślibyś wzgardził miłością Juraty, wtedy zaśpiewam ci taką piosnkę, że wnet będziesz w mej mocy, a za dotknięciem mego berła zginiesz na wieki.
Młodzieniec wybrał i zaprzysiągł jej wieczna miłość Królowa na to:
— Teraz już jesteś moim. Nic zbliżaj się do nas, bo byś zginał. Za to, co wieczór będę przypływać do ciebie i na tej górze, która odtąd od twego imienia zwać się będzie Pramżimas zawsze zobaczę się z tobą. Po czym zniknęła królowa z całym orszakiem.
Rok już mijał, jak co wieczora królowa Jurata przyjeżdżała na brzeg i na górze widywała się z kochankiem; lecz Trygłów dowiedziawszy się o tej schadzce rozgniewał się mocno, że bogini poważyła się ukochać śmiertelnika. A gdy jednego roku wróciła królowa do swego pałacu, rzucił swoją włócznią – Tryvitem , który rozpruwszy morskie bałwany uderzył w mieszkanie królowej, samą zabił i bursztynowy pałac na drobne roztrzaskał cząstki. Rybaka zaś przykuł na dnie morza do skały i położył przed nim trupa jego kochanki, na który wiecznie patrząc, przymuszony jest opłakiwać swoje nieszczęście. Dlatego to teraz, gdy wicher morski zaburzy fale, słychać jęk z daleka — to jęk biednego rybaka; a woda wyrzuca kawałki bursztynu — to są szczątki pałacu królowej Bałtyku.>>
Był to mężczyzna czterdziestoletni, o trzech twarzach: uśmiechniętej, poważnej i rozgniewanej. Do pasa miał normalne ciało, zaś od pasa posiadał długi, rybi ogon pokryty łuskami. Barwa ciała była seledynowa. Nosił koronę z bursztynu i posiadał dzidę o trzech grotach czy też wiosło. Mieszkał na dnie morza w bursztynowym grodzie. Jego imię tłumaczy się: trójgłowy, władający trzema aspektami. Za żonę miał Juratę (Nurta, Faluna), boginkę fal i królową słodkiej wody, córkę Pogody i Dadziboga. Poświecone mu były: mewa; czarny koń; bursztyn. Jego święto obchodzono 20 lipca.
(*) – Neptun to błędna nazwa słowiańskiego boga morza, przejęta zapewne od rzymskich kupców

Weles (Ojciec, Pan) – bóg magii, bajarzy, Navi, przewodnik dusz, patron wieszczy. Imię boga znaczy tyle, co: magia, moc.
Starszy mężczyzna o białych włosach i długim zaroście. Ubrany w białą lub kremową powłóczystą tunikę, ciemnozielony płaszcz-pelerynę z krótkimi (do łokcia) rękawami i kapturem. Bóg miał troje oczu. Za pasem bóstwa pobłyskiwał złoty sierp. Miał swój pałac w samym środku Navi, na szczycie góry, z której spływało siedem rzek: Ognia, Ciszy, Ukojenia, Zapomnienia, Snu, Ożywienia i Prawdy. <<Krąży powieść na Żmudzi około Kretyngi, iż jest jakaś góra stroma i niedostępna, nazywająca się Anafielas, na którą cienie umarłych wdzierać się muszą. Dlatego paznokcie długie, pazury zwierząt, oręże, konie, sługi itp. potrzebne są dla prędszego dostania się na nią. Im zaś człowiek był bogatszy, tym trudniejszy mu przystęp; gdyż mienia ziemskie ciążą mu na duszy. Ubogi, lekki jak piórko, może się wedrzeć na górę, kiedy bogów nie obrażał w życiu. Inaczej grzesznego bogacza smok Wizunas, pod górą mieszkający, pożre i równie jak ubogiego grzesznika złe wiatry uniosą. Bożek mieszkający na szczycie tej góry, jako jest pełen sprawiedliwości, sądzi umarłych z ich postępków za życia. Każdy według jego sądu odbiera nagrodę lub karę wieczną.>> Weles zajmował poczytne miejsce w Sądzie Bogów. Nie miał żony, choć mawiano, iż pokochał miłością najczystszą, bez pożądania, córkę Lecha, Orlane. Była ona pierwszą Wieszczką i założycielką społu. Po jej śmierci Światowid umieścił ją w śród gwiazd. Był odpowiednikiem greckiego Hadesa. Poświęcony był mu: siwy koń; klon; wróble. Cześć odbierał: 1-2 listopada podczas Dziadów.

Łada (Lada, Mira) - bogini ładu, porządku, zwycięstwa, pokoju, tradycji, podstrzyżyn. Żona Niji, oraz matka Leluma i Poleluma. Broniła zawzięcie starych praw i obyczajów. Uważano ją za autorkę prawa małżeńskiego, które mówiło o tym, że: Nie zwiąże mężczyzna ni kobieta z nikim spoza rodu-macierzy. (Chodziło zapewne o związek z obcokrajowcem). Nazwę bóstwa tłumaczy się: ład, porządek, pokuj. Jest z tym związane pewne podanie ludowe. <<Paraska była rodem z Polski. Tatarzy w jednym ze swoich napadów na Podole porwawszy ją, dla piękności ofiarowali baszy akermańskiemu. Świeżemu i krasnemu dziecięciu było zaledwie lat szesnaście, ale dusza w niej nad lata i pobożność wielka. Na próżno zakochany Turek pieścił ją chcąc ułagodzić, w haremie swym trzymał, obsypywał podarkami i obietnicami. Ona była chmurna, milczała uporczywie i rozweselić się, i rozchmurzyć nie dawała. Turek na próżno chciał ja skłonić ku sobie, i prosił, i upokarzał się, lecz ona się opierała i modliła do Łady. Raz wreszcie rozjątrzony oporem wszedł nocą do haremu do mieszkania Paraski i porwał się do niej. Bogini stanęła w obronie pobożnej. Przerażony muzułman cofnął się, a Paraska korzystając z otwartych drzwi i chwili przerażenia skoczyła w nie. Minęła straże, pobiegła nad Liman wzdłuż brzegu szukając łódki, co by ją przewiozła i ułatwiła ucieczkę. Pogoń, przez opamiętałego a gniewnego baszę wysłana, napadła Paraskę w skałach, gdzie się kryła upatrując łódki na wodach Limanu. Tuż ją mieli porwać, gdy się w czyste rozpłynęła źródło: krynica ta zowie się krynicą Paraski . Przypisują jej moc cudownie uzdrawiającą i chorzy przyjeżdżają tu do kąpieli.>>
Młoda kobieta, o łabędzich skrzydłach, ciemnych włosach splecionych w warkocz, z szyszakiem na głowie i puklerzem na piersiach. Nosiła krótkie suknie pokryte kolczugą. Jej atrybutem była gałązka mirtu, miotła lub nożyce. Pojawiała się zawsze na polu bitwy z Naviancami – podziemnymi płaczkami i Welesem. Zawsze starała się nie dopuścić do walki. Z zaciętością strzegła tradycji. Widziano w niej opiekunkę upokarzanych kobiet. Była polską Nike. Nija będąc w furii pobił do nieprzytomności boginię. Kiedy Łada doszła do siebie przy pomocy demonów obezwładniła boga wojny i nadziała go na wysoką górę. Długo dochodził do siebie przy pomocy Makoszy. Potem już nigdy nie podniósł ręki na żonę i inni bogowie też to mieli na uwadze. Poświęcono jej: owce; mirt. Świętowano ku jej czci: 6 stycznia.

Nija (Nyja, Świętowit) – bóg wojny, opiekun wojowników. Nija tłumaczyć można: to nie ja lub okrzyk wojenny. Był podłym i wiecznie spragniony krwi i walki bogiem. Gdyby niekojący wpływ żony z pewnością bóstwo nigdy by nie schodziło z pola bitwy. Potrafił tak zaślepić przeciwników, że nikt nie wyszedł żywy z walki. Jedno z podań głosi: <<Prada, władczyni Kalnika, miała wojnę z sąsiednim władcą Nepromem. Drugi jej sąsiad Soroka, chcąc ją wspierać swym wojskiem, przyprowadził je pod Kalnik, a Prada zaślepiona nijowym jadem, który podał jej kapłan z winem, wzięła sprzymierzeńca za oczekiwanego Neproma, stoczyła z nim bitwę, w której Sorokę położyła trupem. W ostatniej chwili błąd swój poznawszy, usypała w pamięć poległego mogiłę, a we dwóch drugich złożyła pobitych w tym boju obu wojsk mężów. Lecz zaledwo robotę tę skończyła, gdy nadciągnął Neproma. Prada nie ufając uszczuplonemu przeszłym bojem swojemu wojsku, wyzwała w osobisty bój Neproma, w którym wzajemnie siebie pomordowali. Na ich zwłokach wojska usypywały kurhan. W późniejszych czasach na szczycie mogiły Soroki miał wyrosnąć dąb ogromnej wysokości, a na jego wierzchołku położono blachę dla rozpalania na niej ognia ostrzegającego okolicznych mieszkańców o zbliżaniu się nieprzyjaciela.>>
Mężczyzna o czterech głowach, zawsze w zbroi, z kołczanem i łukiem na plecach, dzidą w ręce. Wiecznie niezadowolony, szukający powodu do walki. Nija był połączeniem greckich bóstw Aresa i Eryń. Poświęcone mu były: niedźwiedź; jesion. Święto ku swojej czci obchodził przed każdą bitwą i 6 stycznia.

Lelum i Polelum (Lel i Polel) – bogowie śmiechu i smutku, lenistwa i beztroski. Imiona znaczą tyle, co: lenistwo i beztroska. Bliźniaki; jeden o zawsze uśmiechniętym obliczu, drugi wiecznie załzawiony. Przedstawiani, jako dwaj chłopcy trzymający się za ręce. Za żonę mieli Wiłę, boginkę zielarek i dobra. Była córką Roda i Doli. Z jednym z braci wiąże się taka legenda: <<Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
-"Kim jesteś?"
Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały:
-"Ja? ... Nazywają mnie smutkiem"
- "Ach! Smutek!" - zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
- "Znasz mnie?" - zapytał smutek niedowierzająco.
- "Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.”
- "Tak sądzisz...” - zdziwił się smutek, - "To, dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?"
- "A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?"
- "Ja ... jestem smutny." - odpowiedział smutek łamiącym się głosem. Staruszka usiadła obok niego.
-"Smutny jesteś ..."- powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową.
- "A co Cię tak bardzo zasmuciło?" - Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.
- "Ach, ... wiesz...” - zaczął powoli i z namysłem – " Najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy." - I znowu westchnął - "Wiesz..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią:, co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
- "Masz rację,"- potwierdziła staruszka,- "Ja też często widuję takich ludzi." - Smutek jeszcze bardziej się skurczył. - --- "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." - Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
- "Płacz, płacz smutku."- wyszeptała czule - "Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona." - Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
- "Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
- "Ja?" - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. - "Ja jestem nadzieją!">>
Poświęcone im były: kot; stokrotka; dzika róża. Czczono ich: 6 stycznia.

Kupała – bogini miłości, nienawiści i zazdrości. Słowo kupała pochodzi od: kupalić (palić ognie)lub od „pałać ku tobie uczuciem” ,albo od „kup” - pożądać. Matka Bodo, Body i Lelela. Kochanka wszystkich bogów. Tylko Czarnobohowi odmówiła, a Gaj-Raj odrzucił ją jak każdą inną. W noc kupalną kapłani na nowo rozpalali święty ogień w świątyniach. Święto Kupały rozpoczynało Triduum Kresu – Jarynie. W tą noc zbierali się młodzieńcy i panny przy ogniskach tańcząc i ucztując. Mężczyzna podczas tej nocy, bezkarnie mógł, porwać niezamężną kobietę, która mu się podobała i uczynić swą żoną w kolejnych dniach. Na cześć bogini odbywały się szaleńcze orgie. W tą najkrótszą noc roku miał kwitnąć kwiat paproci. <<Paproć kwitnie tylko o północy i to jedną krótką chwilkę, bo zaledwie kwiat się pokaże, natychmiast niknie; który człowiek byłby tak szczęśliwym, iż by dostał kwiatu paproci, (co ma być tak drobnym, że za paznokciem wygodnie się zachować może), nie tylko znalazłby ogromne skarby, których Dadzibóg pilnuje, ale nadto ciemna zasłona przyszłości nie zakrywałaby oczom jego nieprzewidzianych zdarzeń i wypadków. Słowem byłby tak, jak za czasów pradawnych. Ale na próżno wielu kusiło się o tak ważną zdobycz, na próżno umyślnie czatowano. Okropność, jaka towarzyszy chwili rozkwitania kwiatu paproci, najodważniejszych i siły, i przytomności pozbawiła. Skoro, bowiem przyszła północ i chwila rozkwitania cudownego kwiatu, straszne trzęsienie ziemi, bicie piorunów przy jaskrawych błyskawicach, wycie wichru i śmiech demoniczny towarzyszą ciągle. Jeden wieśniak dostał go mimowolnym sposobem. Szukał on od dni kilku zbłąkanej krowy. Właśnie szedł zasmucony o północy, gdy przypadkiem w łapcie wpadł mu kwiat paproci. Natychmiast znalazł obłąkaną krowę, dowiedział się o skrytych rozlicznych skarbach i cała przyszłość w widnej postaci stanęła mu na oczy. Biedak nie wiedział, że ma kwiat tak cudowny. Wróciwszy do domu rozzuł się z łapci i kwiat zgubił. Po tej stracie przyszłość mu znowu ściemniała, jak dawniej, zapomniał o skarbach i tę tylko korzyść odniósł, iż znalazł zbłąkaną krowę.>>
Jedna z trzech najpiękniejszych bogiń. Miała lniane, falujące włosy, wydatne usta i piersi, szerokie biodra i niebieskie oczy. Nosiła suknie w różnych odcieniach czerwieni i różu, w zależności od nastroju. Lubiła biżuterię i pachnidła. Nieodłącznym atrybutem była czarka i gałązka jemioły. Wierzono, iż maczała gałązkę jemioły w czarce i skrapiała ludzi, którzy mieli się zakochać. Jeśli uderzyła kogoś gałązką zasiewała nienawiść lub zazdrość. Zasiadała w Sądzie Bogów. Porównać ją można z grecką Afrodytą i Erosem. Poświęcone jej były: łabędzie; jemioła i piołun. Święto bogini przypadało na 21 czerwca.

Goduz (Lubicz, Wesel) – bóg zaręczyn, zaślubin, małżeństwa, pijaństwa. Mąż Kupały. Słowo „Goduz” pochodzi od: gody, zrękowiny.
Trzydziestoparoletni mężczyzna, o ładnych rysach twarzy. Ubrany jak kapłan: biała, długa tunika, błękitna peleryna-płaszcz. Jego atrybutami były: kostur w kształcie łodygi i kwiatu bławatka opleciony pędem chmielu z dojrzewającymi kwiatostanami i róg wypełniony winem i miodem. Pyłek z kwiatów rozsypany nad osobami i innymi żyjącymi istotami miał moc wiązania się na zawsze. Mawiano, iż w trudnych sytuacjach dla dwojga sam wiązał ich dusze i dłonie. Jedna z legę tak głosi: <<Niedaleko Stocka jest miasteczko Czerna; pod Czerną jar skalisty, w głębi jaru w połowie skały jaskinia. Wchód do niej przez niszę w skale wykutej, ale tak niski, tak ciasny, że na rękach i nogach trzeba się do jaskini wczołgać. Jaskinia niewielka, niewysoka, jednak osób dwadzieścia stojących w niej pomieścić się może; w kilku miejscach po ścianach otwory do nowych jaskiń prowadzą: wszystkie do siebie podobne, wszystkie kościami ludzkimi wysłane! A lud okoliczny takie o nich zachował podanie: Tatarzy byli niedaleko. Zwiastowała ich złowieszcza łuna pożarów. Mieszkańcy uciekali z wiosek, kryli się, gdzie, komu łatwiej przyszło. Jedna gromada cała schroniła się do tej jaskini, aby kilka dni trwogi przeczekać, póki nie przejdą Tatarzy. Byli tam starce i dzieci, młodzi i kobiety, było ludzi dwoje... Młodzieniec i dziewczyna... Kochali się czule; już po dziewosłębach było. Kapłan miał ręce ich powiązać, gdy Tatarzy nadeszli i wszystkich za życia jeden grób pożarł. "O mój luby! - powtarzała czuła Iwa - Czemu nas ziemia nie połknęła przed ślubem; dlaczego nie weszłam do tego grobu z nazwiskiem mołodycy i twojej żony! Zła myśl serce mi gryzie; już nie będziesz moim mężem! Może w innej zakochasz się dziewczynie!" I Iwa rzewnymi łzami płakała i targała ciemne warkocze włosów splecione taśmą czerwoną. A Huniemir smutną narzeczoną pocieszał i łzy jej gorącym pocałunkiem osuszał. "Nie płacz, Iwko, nie płacz, czarnobrewa. Nadto dobrze przebiłaś mię czarnymi oczkami, nadto dobrze związałaś mię czarnymi warkoczami, abym nie mógł o tobie zapomnieć, czarownico. Ale mnie także serce źle szepce. Może nie tak prędko z tego grobu wyjdziemy. Słuchaj, Iwko, w nocy, kiedy część młodzieńców za żywnością wychodzi, pójdę z nimi i jakiego kapłana przyprowadzę. Wiem, gdzie jego kryjówka, on wszystko dla mnie zrobi, i jutro Iwa moją mołodycą będzie." I tak się stało, jak obiecał Huniemir; przed rankiem kapłan był w jaskini. Ale Iwka jeszcze smutna siedzi; daremnie wybrane drużki wesoło krzątają się koło niej i chcą jej ciemne warkocze rozplatać. Iwa je odpycha. "Jakimże wiankiem pokryjecie rozpuszczone włosy mołodycy? Gdzie mój barwinek weselny?" Zmieszały się drużki i nie wiedzą, co począć. Daremnie ją Huniemir pociesza, daremnie do ślubu wzywa; Iwka nie pójdzie do ślubu bez wieńca z barwinka. I nikogo nie słucha, i wymyka się spomiędzy tłumu, i ciasnym otworem, jak jaszczurka, już wyśliznęła się z jaskini. Pędem leci ze wschodów kamiennych i po jarze ponad rzeczułką biegnie; i schyliła się nagle i zerwała duży pęk barwinku, i co tchu pobiegła nazad i na wschody, i tam dopiero obejrzała się lękliwie, czy jej kto nie widział... Tuż na dole Tatarzyn smagławy jedną ręką kiwał na nią, aby do niego zeszła, w drugiej trzymał łuk napięty z strzałą na cięciwie. Biedna dziewczyna krzyknęła z rozpaczy; strzała świsnęła tuż koło niej i gdzieś w szczelinie skał utknęła. Iwa rzuciła się do niszy i wpełzła do jaskini, i wbiegła z barwinkiem w ręku pośród drużek i bez przytomności na ziemię upadła. W przeciągu dwóch godzin cały hufiec tatarski stanął w jarze i drapał się po wschodach kamiennych i niszę napełniał. Przez otwór po jaskini słychać było gwar wielki; czasem dochodziły dźwięki wyraźne, płacz i narzekanie. A Tatarzyn ten sam, którego strzała biedną Iwkę chybiła, kazał przynieść słomy i napchał całą niszę, i zapalił. Śmiech głośny, śmiech demoniczny rozlegał się po jarze, a z jaskini odpowiadał jeden wielki okrzyk rozpaczy. Dym zjadliwy napełniał jaskinię. Iwa jeszcze bez przytomności leżała, a Huniemir uwieńczył jej głowę uplecionym z barwinku wieńcem a sam Goduz pod postacią kapłana połączył dwojga i zniknął. Wtem Iwka po raz ostatni otworzyła oczy i po raz ostatni uściskała kochanka... i jęki ustawały powoli, i umilkły zupełnie. Dotąd ich kości w czernańskiej jaskini bieleją.>>
Był bardzo często pijany. Otoczony rusałkami i skrzydlatymi ubożętami przemierzał Wyraj, Nawie i Ziemię. Łączył w sobie funkcje Hery i Dionizosa. Poświęcone mu były: łabędzie; chmiel; dzik. Świętowano ku jego czci podczas każdych zaślubin i 22 czerwca.

Bodo, Boda i Lelel – bóstwa seksu, rozkoszy i zabawy. Imiona bóstw znaczą tyle co: pobudzać, szturchać, droczyć się, przymilać.
Bodo, bóg seksu był synem Peruna, Boda, pani rozkoszy za ojca miała Goduza, a Lelel, bóg zabawy był synem Leluma. Triada tworzyła jak na dzisiejsze czasy niezdrowy i nieetyczny związek. Lelel i Bodo byli kochankami, Boda nie gardziła ani mężczyzną ani kobietą. Zależało jej tylko na rozkoszy. Jedno z klechd ludowych mówi tak: <<W czasie Świąt Kresu, kiedy w Wyraju odbywały się igrzyska, na ziemi czczono ogień a w Navi ogłaszano amnestie dla niektórych dusz, mało obarczonych przewinieniami, bogini miłości urządziła orgię, z Perunem, Goduzem i Lelumem. Wkrótce na świat przyszli Bodo, Boda i Lelel. Jako dzieci posiadały skrzydła. Jednego razu, po zabawie obaj bogowie byli bardzo spragnieni. Spostrzegli na stole złotą czarkę wypełnioną jakimś płynem. Byli tak spragnieni, że natychmiast wypili zawartość kielicha. Była to Czara Miłości, z której matka bóstw czerpała i skrapiała nim istoty żywe by zapałała w nich miłość lub nienawiść. Bodo i Lelel zapałali do siebie pożądaniem. Nic się nie dało zrobić. Sam bóg magii był bezradny. Musiało tak zostać.>> Bodo był złotowłosym osiemnastoletnim przystojnym chłopakiem, jego partner tylko w niewielu szczegółach ustępował w urodzie Gajowi, Boda rudowłosa dziewczyna o dużych piersiach. Przedstawiano ich w ten sposób: Bodo i Lelel całowali się, dłońmi pieścili twarz klęczącej z rozwartymi udami Bodę, która trzymała dłońmi wyprężone członki braci. Poświęcone im były: bieluń, huba, mak; pies, zając, wiewiórka. Święto im poświęcone przypadało na: 24 czerwca.

S(k)waróg (Słońce) – bóg słońca, dnia, lata i gorąca. Był Kneziem (Księciem) w boskiej hierarchii. Światowid ustanowił go Panem Dnia. Obdarował bóstwo oślepiająco promienistą głową, od której biło gorąco tak silne, że Kniaź osłonił się aurą ochronną. Był jak grecki Helios. Jego imię pochodzi od: skwar, gorąco, spiekota.
<<Było w zwyczaju starej gospodyni kłaniać się, co rano słońcu. Kiedy nastały rządy Marzanny, Hospyrę dopadła silna gorączka. Poprosiła swoją synową by ta wyręczyła ją w rytuale. Synowa obiecała chorej, lecz przez urazę, jaką do niej czuła nie spełniła prośby teściowej. Powtórzyło się to kilka razy. Słońce zaniepokoiło się swoją czcicielką. Zaglądną do chaty gospodyni i spostrzegł, że leży chora. Zmienił się w sikorkę i wleciał przez komin do chatki. Zapytał się Hospyry, czemu to nikt w jej imieniu nie składa Swarogowi czci? Kobieta się przeraziła. Była przekonana, że synowa spełnia jej życzenie. Powiedziała o tym sikorce. Ptak się zamyślił poczym poprosił żeby gospodyni następnym razem rzekła tak synowej: <<Oddaj cześć słońcu miast mnie, bom jeszcze w pełni sił nieodzyskana. Przysięgnij na cztery strony świata, że to uczynisz.>> Ptaszek odleciał tą samą drogą, którą wleciał. Kolejnego poranka Hospyra poprosiła synową tak jak ją nauczyła sikorka. Synowa przysięgła, ale wcale miała wypełnić woli teściowej. Bóg słońca czekał tylko na to. Kiedy przysięga się nie dopełniła, bóg stanął w całej okazałości swojej przed występną kobietą i spalił ją. Wiatry z czterech stron świata rozwiały proch zakłamanej synowej, a słońce swym uzdrowicielskim spojrzeniem uleczył gospodynię.>>
Miał wygląd 20-letniego mężczyzny o złotych, niedługich, prostych włosach. Jego twarz była miła i łagodna pozbawiona zarostu. Odziany w długi powłóczysty płaszcz utkany ze złotych nici. W ręku trzymał włócznie a na plecach miał tarczę ze złota. Poświęcony był mu kogut; brązowy koń; modrzew. Święto mu poświęcone wypadało 23 czerwca.

Makosz (Makosza, Matka Ziemia) – bogini ziemi, natury, boska lekarka, opiekunka ludzi, Knezini nieba i ziemi. Swoje imię zawdzięcza słowom: mając, niosąca kosz, koszerna, wilgotna ziemia.
Siedemnastoletnia dziewczyna o rysach hinduskich. Druga z trzech najpiękniejszych bogiń. Żona Swaroga i matka wielu bogów i bóstw. O nią pobili się Czarnoboh, Chors i Swaróg. Zwyciężył Swaróg i stał się prawowitym mężem Ziemi. Z przelanej krwi bogów narodzili się: Nija, Łada i Prawe. Bogini była członkiem Sądu i Rady Bogów. Pokochała ludzi jak swoje dzieci i zawsze starała się bronić ludzkość. <<Jedno z podań głosi, że raz zamieniła się w lipę obserwowała ludzi. Głupi jeden parobek przywiązał krowę do lipy, a sam poszedł do karczmy. Gdy powrócił, nie zastał już krowy. Nie pytając, czy mu ją, kto ukradł, czy się sama urwała, ciągle się tylko upominał u lipy, wołając: Oddaj mi krowę. Na całą odpowiedź lipa zaczęła skrzypieć: łypa skryp, łypa skryp. On zaś głos lipy tłumaczył: Dam ci za nią pieniądze po święcie Kresu. Zadowolony poszedł sobie. Bogini nie wiedziała, co ma robić, czy śmiać się czy płakać. Wszak powiedziała skrzypiąc: Łap Skrywka – Skrywek był złośliwym chochlikiem, przybocznym Chorsa. – Głupiec pamiętając o obietnicy, przyszedł po Kresie do owej lipy, a nie widząc pieniędzy ściął ją, aż wtem ze ściętego pnia posypały się pieniądze.>>
Boginię przedstawiano ją z kosturem zakończonym dwoma dłońmi, które trzymały jakby kulę z połączonych gród ziemi i soli. Poświęcone jej były: zioła; skowronek; lipa. Czczono ją 23 września lub 4 czerwca.

Swarożyc – bóg ognia, ogniska świątynnego i domowego, kowali, opiekun wszelkiego rzemiosła. Znaczenie jego imienia: żar, ogień.
Rudy pięćdziesięcioletni mężczyzna. Zawsze okopcony, czerwony. Nosił strój kowala, ale na rady i uczty ubierał czyste odświętne szaty w kolorze ognia. Posiadał swoją kuźnie w Wyraju i spełniał zachcianki bogów i duchów. Był synem Swaroga i Makoszy oraz mężem Swary, boginki suszy i nieurodzajów, bezpłodności wśród ludzi i zwierząt. Jej rodzicami byli Marzanna i Czarnoboh. Swarożyc miał za pomocników krasnoludki zwane Ognikami. Ogień był czczony na całej Słowi. Pilnowano w świątyniach i kuźniach by niewygasło zarzewie. Kiedy ogień zgasł w świątyni ciężko karano batogami strażnika lub strażniczkę za niedopilnowanie zarzewia. W domach też czczono ogień. To gospodynie były takimi kapłankami ogniska domowego. Jeno z podań mówi: <<W jednym obejściu mieszkało dwóch gospodarzy. Żona jednego ściśle przestrzegała oddawania ogniowi podarku, to jest: stawienia na noc w piecu małego garnuszka z wodą; gdy druga, zaniedbując to czynić, z przesądu pierwszej naśmiewała się. Jedną rażą żona pierwszego wyszła na podwórze i podsłuchała takiej rozmowy dwóch Ogników:
Pierwszy — No, bracie! Ostatnią noc z sobą jesteśmy; na tamtą, bowiem ja swoje obejście zniszczę i gdzie indziej pójdę gospodarzyć; gdyż tu dłużej nie mogę wytrzymać, zeschłem na szczyptę, nigdy ani kropli wody. Drugi — Jak sobie zechcesz! Tylko mego obejścia nie zaczepiaj, bo ja mam dobrą gospodynię. Tu nastąpiło krótkie milczenie; przerwał je ogień drugi: — Ale, ale tam na górze twojego obejścia jest złókto (naczynie drewniane do odparzania bielizny) mojej gospodyni, żebyś mi go nie spalił. I znowu nastąpiło milczenie niczym nieprzerwane; a na drugą noc, gdy przestrzegana gospodyni rozgniewanego ognia podarku mu nie postawiła, wszczął się pożar, który całe jej obejście zniszczył; zostało tylko na zgliszczu złókto zupełnie nietknięte, do pierwszej gospodyni należące.>>
Poświęcone mu były: świerk; rdzawy koń; dzięcioł. Święto obchodził 24 czerwca.

Jaryło – bóg rolnictwa, plonów, sadów, pasterstwa, ojciec ubożąt (krasnoludków). Jego imię wzięło się od: zasiewów wiosennych, czyli jarych. Niektórzy podają, że był bogiem wiosny i mężem Dziewanny.
<<Było raz tak: Przemożna bogini Makosz strasznie się zagniewała na ród ludzki. Zabrała glebie wilgoć i siłę rodzenia. Mąż jej suszył wszystko na wiór. Straszny głód nawiedził grody wszystkie. Zrobiło się Jaryle żal ludzi niewinnych. Poszedł do matki swej Makoszy i błaga o łaskę dla ludu wiernego i bogobojnego. Bogini zlitowała się i dała synowi po ziarnku z każdego zboża z tym jednak zaleceniem: Oddasz te ziarna tej osobie, która będzie stara, lecz młodą się stanie, obuta, lecz bosa, bez imienia, choć zwana. Dasz wtedy ziarna by je ta osoba starła i w samo południe rozdmuchała na cztery strony świata. Wtedy minie głód i ziemia na nowo stanie się płodna. Jaryło ucałował stopy matki i odszedł z ziarnem zasmucony. Zszedł na ziemię i szuka po grodach i podgrodziach osoby, jaką matka kazała znaleźć. Tu go wyśmieją, tam znów psem poszczują. Ludzie nie poznali boga, bo tak się urobił, by nikt go nie poznał. Udając starego dziada, zmęczony kołataniem do niewdzięcznych ludzi, usiadł na głazie opodal drogi leśnej i gorzkie łzy leje. Żal mu było ludzi niewinnych. Z występnymi to on sobie da radę, byle by sprawiedliwi nie ucierpieli. Kiedy tak siedział i zawodził posłyszał szelest na drodze. Szła ścieżką postać niewielka, szczelnie odziana w łachmany, podpierająca się kijem. Zatrzymała się przy starcu i zapytała:
- Czemu to dziadku tak szlochacie?
- Biadam nad ludem nieszczęsnym. A ciebie starowinko, co po lesie gna?
- Oj, ja to starowinka taka nie jestem. – zrzuca łachmany – Mam dopiero dwanaście wiosen. Idę szukać swego imienia. Szukam już tak długo, żem podeszwy zdarła i boso już chodzę, choć z wierzchu wygląda jakbym buty miała.
Uradował się Jaryło, że znalazł to, czego szukał. Bóg przyrzekł pomóc dziewczynie odnaleźć imię, jeśli ta wykona dla niego zadanie, o którym opowiedział. Akurat zbliżało się południe. Dziewczyna spełniła prośbę boga i dostatek wypełnił gumna. Ziemia na nowo stała się płodna. Jaryło dotrzymał danego słowa i poszedł z sierotą na poszukiwania. Po drodze gnębił występnych.>>

Przedstawiano go, jako mężczyznę o dwóch głowach, w stroju rolnika, z sochą za pasem. W ręku trzymał kostur pasterski. Jego żoną była polna boginka rosy i mgły Śrebrza córka Zorzy i Peruna. Poświęcone mu były: ziarna zbóż; grusza; baran. Cześć odbierał: 21 czerwca i 23 września.

Biełoboh (Chors, Miesiączek, Bladek) – bóg księżyca, odrodzenia, nocy, snu, nocnych ludzi(złodziei, itp.) i bajarzy, oraz bardów. Imię boga jest utworzone od: białego oblicza księżyca. Był bliźniaczym bratem Skwaroga. Zazdrościł Skwarogowi jego daru. Światowid spełnił prośbę. Chors był jednak niezadowolony i zaczął marudzić. Chciał świecić jaśniej i mocniej niż brat. Kniaź strasznie się rozgniewał. Przeklął boga i rzekł mu: <<Od tej chwili Twoja twarz będzie błyszczeć jasnością trzy dni w miesiącu, poczym będziesz bladł i jasność niknąć będzie, aby na nowo rosnąc w potężną jasność na trzy dni. Aby Twa kara była dotkliwsza za pogardzenie mojej osoby i daru, będziesz władał nocą i tylko w ciemnościach będzie widać Twoje jasne oblicze. Niech moje słowa staną się prawdą dla Ciebie!>> Od tej pory Biełoboh stał się zgryźliwym samotnikiem, szukającym zemsty na bracie. Inne opowiadanie głosi: <<Chors był bardzo zły, że to jego brat odbiera największą cześć ze strony ludzi i że Makosz jest żoną Swaroga. Nie mógł sobie tego darować. Z radą przyszedł mu Czarnoboh. Biełboh zakradł się do sypialni brata i po dłuższym zastanowieniu wyrwał mu jeden z jego promienistych włosów. Słońce poczuło bul i obudziło się. Nikogo już nie było w komnacie. Chors schował się w jaskini i nie wypuszczał promienia słońca. Pobladł z bólu, jaki zadawał mu włos brata. Zemdlony padł. Znalazły go boginki i zawezwały Makosz. Bogini stwierdziła, że jej zioła nic tu nie pomogą. O pomoc poprosiła Welesa, lecz ten przewidział taką sytuację wcześniej niż myśl rodzi się w duszy. Powiedział tylko, że to kara od losu dla boga i nic tego nie zmieni. Swaróg się zemścił później za swe krzywdy.>>
Wyglądał na 20-letniego mężczyznę, o srebrnych włosach, oraz zaroście. Nosił srebrną zbroje. Z ramienia zwisała mu cytra a za pasem miał fujarkę. Podpierał się bukową laską zakończoną półksiężycem, na którym w pozycji półsiedzącej spała figurka Świetliczki. Za żonę dano mu Jessę. Poświęcony mu był gacek-nietoperz; czarny koń; klon. Jego święto wypadało 23 grudnia.

Jessa (Jesza, Sudzge, Ochota, Złota Baba, Cyca) – bogini ciągu życia, jesieni, nadziei, starości, pracy, nauki, dzieci, boska przędzarka, opiekunka matek karmiących piersią oraz gospodyń domowych. Samo słowo „Jessa” znaczy tyle, co: oby, można też tłumaczyć to, jako zawodzenie starej kobiety.
<<Żyła na Podhalu śliczna dziewczyna imieniem Diva. Młodzieńcy spoglądali na nią lubieżnym okiem. Diva wiedziała o tym i wykorzystywała zauroczonych. Ojciec dziewczyny zginą w walce z Tatarami pod Targiem a matkę zabił niedźwiedź, kiedy dziewczyna miała siedem lat. Została sama. Zaopiekowała się nią siostra matki Hubia, która była uważana za czarownicę. Diva żyła z dnia na dzień i była coraz to piękniejsza. Mimo odpowiedniego wieku nie zamierzała być niczyją żoną ani kapłanką. Uwodziła każdego mężczyznę. Matka jednego z dojrzałych i żonatych mężczyzn poszła do dziewczyny by ją upomnieć. Diva rozzłoszczona złapała staruszkę za włosy i wyrzuciła ją z chaty. Kobieta z obolałą głową udała się na drugi dzień do świętego gaju poświęconego Jessy. Upadła na kolana przed kapliczką z posążkiem bogini i wołała jej pomocy. Bogini wysłuchała skarg kobiety. Przybrała postać owej staruszki i udała się do domu występnej. Dziewczyna koro tylko spostrzegła kobietę zaczęła ją wymyślać i obrażać. Bogini przepowiedziała Divie: Nim księżyc w pełni zajaśnieje ty będziesz podobna mnie. Dziewczyna się roześmiała i poszczuła staruszkę wilkiem, którego czarownica znalazła w ostępach i wychowała ku swej obronie. Minął jakiś czas a Diva źle się poczuła i nie schodziła z posłania. Na dzień przed pełnią dziewczyna odmieniła się niemiłosiernie. Zestarzała się, pomarszczyła i posiwiała. Wilk czarownicy jej nie poznał i rozszarpał pomimo zaklinań Hubi i lamentów Divy.>>
Młoda kobieta z trzema piersiami lub dobrotliwa staruszka. Rzadko wychodziła ze swej pracowni. Przedstawiana z kołem tkacki i szpulą. Zjawiała się z Rodnicami w pierwszą noc po narodzeniu dziecka by naznaczyć jego długość życia. Poświęcono jej: pająki; wierzbę. Święto ku jej czci obchodzono 2 listopada.

Czarnoboh (Diask, Żmij, Czort) – bóg zła, trucizny, zniszczenia, trwogi, strachu. Przeciwnik i zawzięty wróg Skwaroga. Imię boga pochodzi od: ciemności otchłani Navi i jego złej natury. Po przegranej walce z bratem (Światowidem), został wyrzucony do Navi - krainy wiecznego mroku, potępienia, późniejszego świata dusz. Bardzo stare podanie mówi: <<Królowa, nazywająca się Krumine, miała córkę jedynaczkę, nadzwyczajnej piękności. Ta, za nadejściem jednej wiosny, chciała matce przysłużyć się świeżo rozkwitłymi kwiatami, które z okien zamku królewskiego ujrzała nad brzegiem rzeki Roś; w tym zamiarze wybiegła niepostrzeżona. Kwiat jeden z najśliczniejszych, jakie wiosna wydała, który się zdawał być nad samym brzegiem, ujrzała śród rzeki wyrosły. Woda go z wolna kołysząc w swym biegu, podwajała jego piękność błyskaniem świetnych kolorów, jakie drogie kamienie wydawać zwykły. Rzeka była bardzo miałka w tym miejscu, płynęła po żółtym piasku. Królewna znęcona powabem kwiatu, zrzuciwszy szkarłatne obuwie, ośmieliła się wnijść do wody. Zaledwie się zbliżała do zerwania mniemanej zdobyczy, dno rzeki się rozwarło i została porwaną w otchłań podziemną, Navia, to jest do piekła. W tym państwie piekielnym panował król, Czortem zwany, który uwielbiał wdzięki młodej królewny. Nieszczęśliwa matka, której obuwie tylko córki przyniesiono, przekonawszy się, że na rzece Roś porwaną została, domyśliła się, że ktoś z mocarzy panujących nad wodą czy pod wodą ten postępek spełnił. Udała się, więc dla wyszukania swej straty na wędrówkę po całym świecie. Lecz próżne były śledzenia. Gdy powróciła do Litwy, nic więcej prócz łez nie przyniosła, z którymi i wyjechała. Atoli nabyła umiejętności uprawy roli i zasiewania z korzyścią zbóż rozmaitych, których nasiona przywiozła z sobą. Odtąd zaczęła nauczać lud ubogi, dzikimi płodami przyrodzenia żywiący się, sztuki rolnictwa. Gdy wytrzebiono na pole pewny las, pełen niegdyś smoków, Staubunas zwanych, znaleziono w nim kamień, na którym Przeznaczenie, Rod, wyryło palcem swym przed wiek wiekami od bogów naznaczony los dla córki Krumini. Zaledwie wyczytała ten napis, ze wściekłością pałająca gniewem i zemstą, zapuszcza się królowa w podziemne państwo Navi. Ale gniew jej został rozbrojony czułym spotkaniem: albowiem ujrzała przeciw sobie idącą nieśmiertelną córkę, orszakiem najśliczniejszych wnucząt otoczoną, które, upadłszy jej do nóg, wzywały przebaczenia dla matki swojej. Królowa nie tylko dała się przebłagać, ale zezwoliła na przepędzenie z nimi lat kilku. Kiedy powróciła do swego królestwa, znikły tułactwa, dzikość, rozboje. Nędza, głód, nagość przemieniły się w obfitość, dostatki, przepych i miłe rolnicze obyczaje. Lud ubóstwiał swoją królową i nauczycielkę najpożyteczniejszej sztuki.>>
Czterdziestoletni mężczyzna o czarnym zaroście. Zamiast włosów posiadał wijące się czarne żmije. Miał siedem rogów na głowie. Szaty czarne i szare. Oczy czerwone i język węża. W szponiastych dłoniach dzierżył kostur zakończony symbolem oznaczającym <CZ> z głagolicy. Był ojcem wampirów, zmor i innych demonów. Opiekował się czarownicami i czarownikami. Poświęcone mu były: czarny kruk; wilk lub szary koń; wilcza jagoda. Czczony był 2 listopada tylko nocą.

Marzanna (Smiertia, Mara) – bogini śmierci i zimy. Żona Czarnoboha, ale nie mieszkała z nim w Navi. Bogini swoją nazwę zawdzięcza słowu: mar lub mur (śmierć).
Jest różnie przedstawiana od trupiastej babki po piękną białowłosą kobietę w sukni z futra srebrnego lisa. Na głowie nosiła diadem z kryształowych sopli a za pasem pobłyskiwał kryształowy sierp, którym przecinała pajęczynę życia ludzi i bóstw. Była niezbyt lubianą boginią, lecz czczono ją na równi z innymi. Bano się jej. Bogini przybierała różne postacie. <<We wsi jednej na Ostrowie zjawiła się Morowa Dziewica i według zwyczaju przez drzwi lub okno wsuwając rękę i powiewając czerwoną chustką rozwiewała śmierć po domach. Mieszkance zamykali się warownie, ale głód i inne potrzeby wkrótce zmusiły do zaniedbania takowych środków ostrożności; wszyscy, więc czekali śmierci. Pewien kneź, lubo dostatecznie opatrzony w żywność i mogący najdłużej wytrzymać to dziwne oblężenie, postanowił jednak poświęcić się dla dobra bliźnich. Wziął sierp, na którym było imię "Żywie", imię "Jaryło", i tak uzbrojony otworzył okno do domu. Kneź jednym zamachem uciął straszydłu rękę i chustkę zdobył. Umarł wprawdzie i cała jego rodzina wymarła, ale odtąd nigdy we wsi nie znano morowego powietrza. Chustka owa miała być zachowaną w chramie jakiegoś bóstwa. Powiadają także, że powietrze w postaci niewiasty w białe szaty przybranej na wysokim wozie o dwóch kołach objeżdżało wszystkie sioła. A gdy, przed który dom przybyła, pokazując zapytywała. — Co robicie? Gdy odpowiedziano: — Nic nie robimy, tylko bogi chwalimy — ponurym dodawała głosem — Chwalcież go na wieki — i w tym domu zaraza nie panowała. Gdy wieczorem gdzie przybyła, a na zapytanie: — Czy śpicie?, odpowiadano: — Śpimy. Wtedy rzekła: — Śpijcież na wieki! — i całe wymierało domostwo.>>
Poświęcone jej były: wilk; zimorodek, sosna. Święto bogini przypadało w pierwszy dzień zimy.

Pogoda(Pagoda) – bogini klimatu, powietrza, zgody i niezgody. Opiekunka matek wojowników. Nazwa bogini jest personifikacją klimatu i aury.
<<W pewnej wsi na Podolu żyło małżeństwo bardzo zgodne. Sąsiedzi nigdy nie słyszeliby para się kłóciła. Jednak we wsi była pewna kobieta, która skłóciła się ze wszystkimi w koło. Mąż bał się jej jak ognia a pies kulił się jak ją widział. Zwała się Jaga. Nie mogła znieść, że inni nie kłócą się wcale. Poszła, więc na siedmiogodzinną wędrówkę do gaju Pagody. Złożyła dość okazały dar bogini. Kapłanka, która opiekowała się gajem obiecała kobiecie, że Pagoda zajmie się tą sprawą. I w samej rzeczy. Bogini przemieniła się w starą zielarkę i zaszła do chaty zgodnej pary. Gospodyni była sama, bo jej mąż poszedł po drwa do lasu.
- Witajcie poczciwa kobieto! – rzekła zielarka stojąc w progu.
- Wchodźcie dalej babko. – zachęciła gospodyni – Gość w dom, bogi w dom.
- Niech się szczęści.
- Bogom dzięki i tobie dobra zielarko. Cóż to za wieści niesiecie?
- Oj nie ciekawe.
- Jak to? Gadajcie.
- Ano wasz chłop w nocy zejdzie do Navi.
- To nie możliwe, przecież zdrowy jak koń.
- Ma ci on pod brodą brodawkę niewielką?
- No ma.
- Na tej brodawce rośnie taki gruby, białawy włos. Jak ten włos jeszcze podrośnie to twój chłop zejdzie z tego świata. A wtedy czeka cie straszniejsza rzecz. Sam Leśny Dziadek sobie ciebie upodobał. A brzydki jest, a śmierdzi, że hej.
- To, co ja mam robić babko?
- Ano trzeba ten włos wyciąć przy samej skórze.
- Dzięki ci Posłanko. – zdjęła z rąk złote bransolety i dała zielarce.
- Nic, czas na mnie. Zostań z bogami i zrób com ci radziła.
- Żegnajcie.
Bogini poszła ścieżką do boru. Z przeciwka nadchodził gospodarz.
- Bogi dopomogą gospodarzu! – pozdrowiła.
- Pomagaj i wam babko. Co to? Gdzie to was nogi niosą? Ktoś chory za borem?
- Idę ku wam by ostrzec.
- A przed czym to?
- Przed twoją żoną.
- Jak to? – zaniepokoił się.
- Widzisz, ona tylko udaje, że cię kocha. Podjęła wczoraj decyzję ze swoim kochankiem, że dziś cię zabije. Podetnie ci gardło. Gdy wrócisz do domu i się położysz, ona się będzie przymilać, głaskać po szyi aż wyciągnie sztylet z pod futer i cię zabije a potem z kochankiem, nocą zaciągną do boru na pożarcie wilkom.
- Babko to niesłychane.
- Jak nie wierzysz to sprawdź, a bądź zwinny jak zając.
Bogini odeszła w gąszcz a chłop podążył niespiesznie w stronę chaty rozmyślając nad tym, co powiedziała babka. Zaszedł do domu i położył się na posłaniu. Zbliżyła się żona i zaczęła gładzić go po szyi. Namacała brodawkę, przyjrzała się jej i dostrzegła jakby białawy włosek. Szybko sięgnęła po sztylet a wtedy mąż z krzykiem złapał ją za rękę i wytrącił ostrze. W chacie zawrzało. Chłop porwał dębową rózgę i ruszył na kobietę. Gonił ją przez całą wieś okładając kijem. Niewiadomo jak by się to skończyło gdyby nie Wieszcz, który nawiedzał gród i podgrodzie. Wyjaśnił gospodarzowi całą sprawę. Pożałował chłop swego czynu i błagał przebaczenia u żony. Choć bardzo obolała, uśmiechnęła się i odrzekła:
- Toż to nie twoja wina mój mężu. Sama bogini nas podzieliła. Ale na krótko, bom ci już wybaczyła.
Gospodarz upadł i ucałował stopy żony, jak to zwykle czynią dzieci rodzicom przed podróżą.
Gniew Pagody był tak straszny, że rzuciła kość niezgody między Wieszczy a wiedźmy, czarownice i stan kapłański. Od tego to czasu Wieszcze byli w grodach, kiedy ich zaproszono lub miało stać się coś decydującego dla krainy.>>
Wyniosła i dumna kobieta. Miała tylko jedno duże oko pośrodku czoła, długie ciemne włosy. Nosiła się jak królowa. Granatowe suknie i złote płaszcze podkreślały jej dumę. Żona Dadziboga. Poświęcone jej zostały: sroka; osika. Swoje święto obchodziła 20 lipca.

Dadzibog (Radogost, Strzybóg, Pogwizd) - bóg bogactwa, miodu, wiatru, dobrych rad, gościnności i opiekun pasiek. Etymologia imienia: „dadzi” – dający; „bóg, bog” – bogactwo.
<<Sandomierscy górnicy mówią, iż Skarbnik jest opiekunem wszystkich kruszców w ziemi polskiej. Nieraz w górniczej kurcie przychodzi on do szybu, ażeby znużonych robotników wyręczyć: wtedy najbliżej stojący podaje mu świecę zapaloną na kilofie; trzeba, bowiem wiedzieć, że górnik bez światła, to niby żeglarz bez gwiazd. Skarbnik dobrze przyjęty łupie za trzech i za trzech szlepuje, odkrywa najobfitsze żyły i najprostszą drogę z szybu do szybu wycina; w przeciwnym razie mści się na winowajcy. Raz go jakiś górnik nie przyjął na nocleg do szałasu; za to go Skarbnik nazajutrz w szybie obłąkał; a wodząc po wszystkich górach polskich najszczersze pokazywał mu kruszce; tam karń srebra leżała obłazgiem, a tam czyste złoto strumieniem się lało. Górnik na samym oglądaniu tych skarbów strawił lat 50, ale mu ten długi czas minął jak jeden dzień. Powrócił wreszcie na ziemię i cuda o tej wędrówce podziemnej opowiadał; chciał nawet przewodników naprowadzić na owe kruszce, nikogo jednakże z dawnych znajomych nie znalazł; wszyscy już byli wymarli; żyjący zaś nie chcieli mu wierzyć, więc dostał pomieszania zmysłów. Ówże Skarbnik zalał Olkusz za karę, że górnicy olkuscy chcieli Tarnowskie Góry podkopać. Najmilszym mieszkaniem Skarbnika są góry jakieś na Śląsku.>>

Trzydziestoparoletni mężczyzna z ulem na głowie. W jego długiej brodzie miały mieszkać pszczoły. Jego ciało okrywała tunika utkana ze złotych i srebrnych nici, z ramion spływał płaszcz z bursztynu i innych drogocennych kamieni. Często przedstawiany z ulem na głowie i dmuchającego w przestworza. Dawał lub odbierał bogactwo. Poświęcone mu zostały: jeleń; buk. Święto przypadało na 24 czerwca.

Perun (Perkun, Pierun) – bóg piorunów, burz, opadów i nieba. Syn Pogody i Nija. Imię boga jest personifikacją piorunów.
Młody mężczyzna, o czarnych oczach, z których strzelały błyskawice. Nosił zbroję. Kiedy się zdenerwował cały był naelektryzowany, co obawiało się, jako grzmoty bez błyskawic. Był bogiem bardzo kochliwym. Lubił uwodzić ziemskie kobiety, co mu nie wyszło na dobre. Stracił przez to celność i obiektywność w rzucaniu piorunów. <<Pogłoska mówi o tym jak to pan piorunów zakochał się w ślicznej wiślance. Dziewczyna była córką starosty, Kontysława, zarządcy podgrodzia. Lnianowłosa, zgrabna i bogobojna Kalina była czcicielką Dziewanny i chciała zostać jej kapłanką. Perun dawał jej różne dary: złote bransolety, jedwabne suknie, bursztynowe krosno tkackie, na którym miała utkać sobie suknię ślubną. Obiecywał jej, że uczyni ją swoją pierwszą żoną i da jej nieśmiertelność. Kontysław widział jak jego córka się męczy takimi zalotami. Wiedział o zamiarach Kaliny i martwił się bardzo tym, jak bóg zareaguje, gdy dziewczyna odrzuci zaloty boga. Nalegałby została jednak żoną Peruna, gdyż mogłoby to przynieść błogosławieństwo dla rodu. Jednak matka dziewczyny była przeciwna pomysłom męża. Mówiła, że nie da narazić rodziny gniewowi Zorzy i jej matce i babce. Starosta jednak obstawał przy swoim. Poszli w końcu do Świętego Gaju gdzie znajdowała się nieomylna wyrocznia Dziewanny. Wyrocznia doradziłaby dziewczyna utkała koszulę dla Peruna, z lnu, który rośnie nieopodal wyroczni. Kapłanki ze Świętego Gaju pomogły przy zbiorze. Pocieszyły dziewczynę, iż bogini zna jej serce i da jej opiekę w razie gniewu boga. Kalina po powrocie wzięła się żywo do pracy. W siedem dni utkała koszulę dla Peruna. Podarowała ją zalotnikowi, zastrzegając przy tym, by włożył ją na ślub, który miał się obyć za kilka dni, w święto Kupały. Podczas ceremonii zaślubin, Perun strasznie pobladł, a w jego ciało zaczęły wrastać się włókna koszuli paląc przy tym bardziej niż rozżarzone węgle. Bóg resztkami sił wrócił do Wyraju i przez kilka tygodni leczył się u Makoszy. Kalina zasiliła szeregi kapłanek Dziewanny i z oddaniem wielbiła potęgę bogini. Pan piorunów wiedział, że to dzieło bogini dziewictwa. Wyzywał okrutnie Dziewannę i nawet chciał ją potraktować piorunem, lecz do akcji wkroczył Gaj-Raj wytykając bogu pożądliwość i zdradę. Zagroził mu, że wygoni go z Wyraju do czeluści Navi. Perun uspokoił się, lecz przysiągł zemstę Kalinie. Kiedy nowicjuszka udała się po wodę do źródła, bóg na swym rumaku zbiegł na ziemię i porwał ją. Próba zniewolenia nie powiodła się. Dziewanna przygwoździła strzałami ramiona obnażonego boga do drzewa a swą kapłankę uczyniła krzewem, który nosi nazwę kalina.>>
Był mężem Zorzy. Poświęcony mu był: koń; dąb. Święto ku jego czci obchodzono: 20 lipca albo w pierwsze burze.

Zorza (Dadzina,Tora,Luna) – bogini świtu, zmierzchu, tęczy, wieści, matka gwiazd, córka Biełboha. „Zorza” – jasność poranka, poświata.
<<Opowiadają starzy bajarze jak to Zorza stała się matką gwiazd. Kiedy Chors, pan księżyca i nocy, skradł włos bratu, Swaróg wpadł w gniew. Powstał ze swego posłania i udał się do domu Księżyca. Chciał stoczyć walkę z nim, lecz go nie zastał. Wybiegając z sieni natknął się na córkę brata. Zapałał do niej pożądaniem. Z początku chciał ją przekupić złotem i bursztynem, lecz odmówiła. Bóg słońca natarł na boginkę, lecz ta zwinnie wymknęła się i wybiegła z grodu. Uciekała ku dolinom i gajom. Swaróg podążył za nią. Posłał w pościg za nią swego wiernego ptaka, Raroga. Ptak sponad koron drzew wypatrzył dziewczynę wbiegającą do jaskini Hospodarzyczka. Słońce zapukało do wrót siedziby władcy ubożąt i zażądał wydania córki jego brata. Hospodarzyczek posiadając potężną moc czterech żywiołów nie chciał jednak narażać swej reputacji i wydał Zorzę jej wujowi. Ten porwał dziewczynę za ramię i zaciągną w głąb gaju. Na niewielkiej polanie, gdzie zwykle bawiła się z boginkami bogini świtu. Rozgniewany i pełen rządzy Swaróg zerwał z Zorzy suknie i zniewolił ją pozbawiając czystości dziewiczej. Po skończonym gwałcie pan słońca wrócił do siebie. Obolała Zorza doczołgała się do domu i zemdlała u drzwi. Matka zaniepokojona hałasem w sieni, wybiegła z izby. Spostrzegła córkę bez ducha. Zadęła w róg wzywając Makosz. Boska lekarka zaraz nadeszła. Z pomocą rusałek wniosły zgwałconą do jadalni i ułożyły na stole. Makosz zabrała się do badań. Nic nie mówiąc nakreśliła w powietrzu skomplikowany symbol. Po chwili pojawił się Weles. Spojrzał na Zorzę i rzekł spokojnie: - Swaróg odebrał zapłatę za zniewagę. Dziewka jest zniewolona. Trzeba poczekać, co się z tego urodzi. Wiem, boska lekarko, że to ciężkie dla Ciebie, lecz takie miał prawo twój mąż do odebrania zadośćuczynienia. Bogini domyśliła się, o co chodzi i tylko spuściła głowę zasmucona. Wszak przed godziną opatrywała oparzonego Biełboha. Czekano przez siedem dni i nocy. Bogini ciągle spała a jej brzuch nabrzmiewał z chwili na chwilę. Po siedmiu dniach Zorza przebudziła się i z bólu zaczęła wyć. Do domu wszedł obolały Biełboh. Jessa pełna furii zaczęła okładać go miotłą. Powstrzymała ją Makosz. Księżyc zaniepokoił się stanem córki.

Dodaj swoją odpowiedź
Język polski

Charakterystyka epok historycznych.

ANTYK

Antyk (inaczej starożytność) to epoka, która obejmuje piśmiennictwo od czasów najdawniejszych (początki piśmiennictwa ok. XIII w. p.n.e.) do V w. n.e. Umowna data końca epoki starożytnej to 476 r. - data upadku Cesarstwa Z...

Filozofia

Antropologia kulturowa - wykłady.

Wykład 1
Antropologia kulturowa- przedmiot i zakres.


Jest to nauka o człowieku, filozofia człowieka.
W Europie dzieli się ona na kilka odrębnych dziedzin (różnych gałęzi nauki):
- antropologia fizyczna(wchodzi w s...