Słabości – imię twoje Nadzieja. Opowiadanie.
Była pełnia lata . Upragnione wakacje. Tomek siedział i zastanawiał się, co właściwie się stało, że zamiast zdobywać szczyty górskie siedział w swoim pokoju. Jego rodzice już od tygodnia oglądali piękne doliny. Był wściekły. Dlaczego znów czuł się odrzucony? Chciało mu się płakać. Jutro wszystko wróci do normy. W domu znowu da się słyszeć wrzaski. Wszystko oprócz jego uczuć będzie w porządku. Trzeba to jakoś poukładać. Nie można tak bezczynnie siedzieć, bo straci jego Nadzieję . . .
„ Śmierć albo Zwycięstwo „
Tadeusz Kościuszko
A zaczęło się to tak . . .
Był 10 lipca. Lało jak z cebra. Pikuś (rudy piesek J ) siedział pod kuchennym stołem i ziewał. Nie chciał wyjść od samego rana. Tomek nie dziwił mu się. Sam nie wychodził. Rodzice zajęci byli pakowaniem dość sporych walizek. Nie pomaga im, bo nigdy tego nie robił. Zresztą, zawsze coś przy okazji psuł. Wolał się do niczego nie zabierać. Pokój był mroczny. W kącie stała szeroka ciemnozielona kanapa, na której leżało bezwładne ciało Tomka. Czytał jakąś nudną książkę o kosmitach. Naprzeciwko kanapy znajdował się spory kominek, z którego buchał gorący ogień. Na środku dało się zauważyć dywan o brudnoszarym kolorze. Ściany pomalowane były na niebiesko.
„ Rzuciliśmy się do ucieczki. Wszyscy z wyjątkiem Tobiasa, który klęczał przy rannym, ściskając go za rękę. (...) Właz uchylił się. Cassie zaczęła krzyczeć, więc zatkałem jej usta dłonią. To, co wychynęło się z włazu, było potworne. „ 1)
Trochę nudna treść, nudnej książki. Postanowił w ogóle jej nie czytać.
„ Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca! „
(„ Quidquid agis, prudenter agas et respice finem „)
Nudziło mu się już tak, dobre 50 minut. Poczuł, że morzy go sen. Poddał się fali rozkosznego uczucia. Nagle ktoś zawołał.
- Tomek! Chodź tu szybko na górę !
Tomek spał w najlepsze. Myślał, że to był sen.
- Przyjdziesz tu czy nie !? – ktoś krzyknął, z oburzeniem.
Wyrwał się ze snu. Pobiegł szybko na górę, potykając się jednocześnie o ubrania, kosmetyki, które przez przypadek nie zostały spakowane.
- Moglibyście sprzątnąć to, co znajduje się na schodach !? - zapytał, wpadając do sypialni.
- Tomusiu, zapomniałam odebrać ubrań z pralni . . . Tam jest bielizna . . . Jednym słowem, wszystko co jest nam potrzebne pilnie do wyjazdu – zakomunikowała mama.
- Tak !? I nie ma kto po nie pójść. Nie martw się, Tomuś to załatwi. Za drobną opłatą oczywiście. – powiedział, dumnie Tomek.
- To świetnie ! Ubierz się i pójdź na ulicę Truskawkową, pod numer 46. Dziękuję ! Jesteś moim ukochanym synkiem. Tylko się pospiesz ! – obwieściła mama.
- Jasne, jasne ! Tylko najpierw kup mi rower !
- Nie żartuj, tylko biegnij !
Tomek dostał 20 złotych na pranie i 40 złotych za kurs do truskawkowej 46. Stwierdził, że nie jest tak źle. Kilka kursów do pralni chemicznej i łyżwo rolki będą. Takie z kauczukowymi kółkami i miękkim butem. Szedł, snując marzenia o nowym środku lokomocji. Droga była rozkopana. Tomek musiał omijać wiele przeszkód. Czasami wpadał w jakąś dziurę pełną błota. Do pralni doszedł z parą brudnego obuwia i z przemoczona kurtką, bo po drodze ktoś wylał na niego z okna, wiadro z wodą. Budynek pralni chemicznej był największą budowlą w mieście, oprócz centrum handlowego. Ten trzypiętrowy gmach, pomalowany był na kolor czerwony, a nad drzwiami wisiał wielki szyld : „ Spierzemy wszystko, oprócz koloru „
Był piątek. Godzina czternasta. Otwarte od czternastej dziesięć.
- Hm mmmm........ poczekam .......... – pomyślał.
„ Nie wierzcie zegarom – czas wymyślił je dla zabawy „
Wojciech Bartoszewski
Zostało już trochę mniej czasu. Około dwóch minut. Nagle zabrzęczał klucz w zamku.
- No ... otwarte – pomyślał z ulgą .
Przeszedł przez ogromne, dębowe drzwi, potykając się o próg. Podbiegł do szerokiej, ciemnoszarej lady po środku pralni.
- Dzień dobry! – krzyknął, oczekując odpowiedzi.
- Dzień dobry chłopcze ! Co ci się tak spieszysz !? Pali ci się w domu !? – zapytała, z oburzeniem ekspedientka.
- Muszę jak najszybciej odebrać pranie ! Bardzo mi się spieszy.
- Tu nie piekarnia ! Która paczka to twoja !? – powiedziała, oddalając się w kierunku trzeciej półki.
- Ta na trzeciej półce, w zielonym ręczniku. –krzyknął Tomek.
- Proszę ... – zakomunikowała, rzucając pakunek w stronę chłopca.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję.
- 20 złotych się należy.
- Dobrze, dobrze. Proszę ! Reszty nie trzeba. – rzucił w jej stronę zwitek banknotów. Zwinięte były tam 3 banknoty, dziesięciozłotowe.
- Dziękuję, zapraszamy ponownie !!! – rzuciła pospiesznie ekspedientka, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
Premia spodobała się tej dziewczynie. Jej uśmiech bił fałszywością. Tomek nie ufał jej, dlatego wolał sprawdzić, czy wszystkie części garderoby należące do niego znajdują się w zielonym ręczniku. Wszystko na szczęście się zgadzało, więc mógł odejść. Gdy skierował się do wyjścia, do pralni weszła piękna dziewczyna.
„ Kobieta nie goni za mężczyzną, bo kto kiedy widział, żeby pułapka goniła mysz „
Julian Tuwim
Miała piękne brązowe włosy, które bezszelestnie opadały na jej gołe ramiona. Poruszała się niczym anioł o wschodzie słońca, spowity poranną mgłą. Nogi sunęły po podłodze jak po gładkiej tafli lodu. Jej uśmiech podobny był do uśmiechu Marylin Monroe. Była czarującą. Tomek nie mógł oderwać od niej wzroku. Marzył o jej pięknych dłoniach. Podeszła do lady kołysząc się jak statek na fali. Każdy jej ruch wykonany był z wdziękiem i gracją.
- Już 14.30 ... Muszę lecieć ... – pomyślał Tomek.
Lecz nawet to nie mogło mu przemówi do rozsądku. Nagle owej nieznajomej wypadło z rąk całe pranie. Tomek zerwał się z miejsca i pobiegł pomóc jej w ogarnięciu bałaganu.
W pewnym momencie ich wzrok spotkał się na chwilkę. Miała piękne, niebieskie oczy, które nie kryły zaskoczenia. Tomek podał jej ostatnią część garderoby, która leżała na podłodze. W tym momencie dziewczyna zniknęła. Wybiegła z pralni chemicznej jak oparzona. Tomek nie wierzył własnym oczom. Właśnie stracił okazję na poznanie fantastycznej osoby. Porwał swoje zawiniątko z krzesła i pobiegł ją poszukać.
- Zakochałem się – pomyślał, nie wierząc we własne poczynania.
Biegł i biegł, a dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię ...
„Kobieta podobna jest do cienia. Jeśli ją ścigasz – ucieka, jeśli ty uciekasz – idzie za
tobą.”
Tennessee Williams
Dużo o tym myślał, idąc do domu. Chciał ją znaleźć za wszelką cenę. Przecież nie może jechać teraz z rodzicami w góry, bo nigdy jej nie ujrzy. Musi powiedzieć, że nie jedzie...
- Mamo, tato, wróciłem !!! – obwieścił, wchodząc do domu.
- Nareszcie !!! Za godzinę mamy być na lotnisku, a ty się włóczysz. – zakomunikowała, z oburzeniem mama.
- Nie zapominaj, że byłem po twoje pranie mamo ! – krzyknął Tomek.
- Idź i szykuj się do wyjścia ...
- Mamo, ja nie mogę z wami pojechać. Mam w tym tygodniu ważne spotkanie w kółku młodych poetów. – westchnął – przykro mi.
Nie mógł uwierzyć, że nabrał ich tak łatwo.
- Nie wiedziałam, że zacząłeś się tym interesować. Ostatnio mało ze mną rozmawiasz. Przykro mi, ale nie możesz nam tak od razu powiedzieć, że nie jedziesz. A bilety... – wrzasnęła mama, po czym dodała – nie będziemy sobie psuć naszego wymarzonego wyjazdu z twojego powodu. Zostajesz, tylko : zero imprez, picia , a przede wszystkim musisz sprzątać, bo nie chcemy żeby Pikuś zdechł w smrodzie twoich skarpet.
- Dobra, dobra...
Rodzice wynieśli wszystkie walizki na zewnątrz. Mama pocałowała Tomka w czoło i wsiadła do samochodu.
- Tylko nie złam serca żadnej dziewczynie pod naszą nieobecność. Możesz zapraszać do domu kogo chcesz tylko posprzątaj po twoich gościach. Będziemy za tydzień. – szepnął mu do ucha ojciec i wsiadł do auta. Odjechali z piskiem opon.
„Trzeba być powolnym w rozważaniach i szybkim w działaniu”
Napoleon I
Tomek wszedł do domu i od razu zadzwonił do Roberta.
- Dzień dobry! Zastałem Roberta !? – krzyknął w słuchawkę Tomek.
- Nie, nie ma go. A co ci tak spieszno, Tomusiu ? – zapytał anielski głos w słuchawce. Była to mama Roberta.
- Muszę się z nim zobaczyć jak najszybciej ! – wysapał zdyszany.
- Stało się coś ? – zapytała, zdziwiona kobieta.
- Nie nic, ale muszę z kimś porozmawiać ...
- Spokojnie. Robert pilnuje Zuzi na podwórku przed domem. Jeśli chcesz się z nim zobaczyć, przyjdź. Może też się do czegoś przydasz. – zakomunikowała radośnie.
- Ja przepraszam panią, ale jeśli pojawię się to tylko na momencik. Może kiedyś przyjdę i w czymś pani pomożemy. – rzucił, pospiesznie Tomek.
- Wiesz, to wcale nie głupi pomysł. To powiem Robertowi, że przyjdziesz. Czekamy! – obwieściła.
- Zaraz będę. Do widzenia – powiedział, odkładając słuchawkę.
Tomek porwał kurtkę i co sił w nogach popędził do domu przyjaciela. Robert mieszkał niedaleko. Dwie przecznice dalej. Gnał tak szybko, że kiedy dotarł na miejsce wyglądał jak spłoszony kurczak J . Dom przy ulicy truskawkowej 10 był ogromny. Miał trzy piętra, piwnicę, taras i spory ogródek. Był pomarańczowy.
- O, Tomuś ! Co cię do mnie sprowadza !? – wrzeszczał Robert, biegnąc w kierunku Tomka.
- Siemano! – odkrzyknął Tomek.
- No co tam ? – zapytał Robert, będąc już blisko kolegi.
- Mam problem ... Spotkałem pewną laskę, która jest olśniewająca ! No, po prostu świetna i niewyobrażalnie piękna. Jej włosy, takie lśniące. – westchnął.
- Stary, ty tu nie mieszaj, po prostu się zabujałeś !!! Gratulacje !!! Ale nie kumam. O co ci chodzi z tym problemem ... – zapytał, z niedowierzaniem Robert.
- No, bo wiesz, ja nie wiem o niej praktycznie nic oprócz tego jak wygląda. – szepnął Tomek.
- O kurcze, to masz problem ... i co chcesz z tym zrobić? – mruknął, zrezygnowany Robert.
- No, nie wiem, może poszukać jej ? – zapytał Tomek.
- No dobry pomysł, ale jak chcesz to zrobić ? – odparł Robert.
- I w tym tkwi sęk. Myślałem, że mi pomożesz !?
- Nie wiem jak. Słuchaj! Nie trać czasu tylko leć do chaty i kombinuj – Tomek oddalał się w kierunku furtki – Jak będziesz czegoś ode mnie chciał to daj znać – krzyczał Robert.
- Jasne! To nara ... – szepnął Tomek.
„Każdy prowadzi jakąś kalkulacje, którą nazywamy nadzieją”
Platon
Idąc do domu snuł wiele koncepcji np. zamieścić ogłoszenie w gazecie lub zadzwonić do radia. Wszystko było jednak głupie, bo przecież każda dziewczyna mogłaby się zgłosić. Nic ciekawego jednak nie wymyślił. Było już późno, a Tomek czuł się niezwykle beznadziejnie, a przede wszystkim górowało nad nim poczucie zmęczenia.
„Postępuj zawsze tak, jakby to, co czynisz, miało być twoim ostatnim uczynkiem.”
Elias Canetti
* * *
Była ósma. Tomka obudziło rozpaczliwe pianie koguta. Wpatrywał się w sufit. Robert niewiele mu pomógł. Najlepiej kogoś zmyć i powiedzieć, żeby poszukał rozwiązania w samotności, a potem do niego przyszedł. W pokoju panował okropny bałagan. Na każdym metrze kwadratowym znajdowała się jakaś część garderoby. Naokoło łóżka porozrzucane były jakieś czasopisma.
„ Żyj według życiorysu, który sam chciałbyś sobie napisać”
Aleksander Kumor
Tomkowi różne myśli przychodziły do głowy.
- Trzeba wstać z łóżka i zadzwonić do Roberta – pomyślał.
Próbował znaleźć słuchawkę od telefonu. Leżała pod stertą brudnych ubrań.
- Dzień dobry! To znowu ja ... Jest Robert ???
- Przy telefonie, o co chodzi? – zapytał, poważnie Robert.
- To ja głuptasie. Tomek !!! – krzyknął do słuchawki.
- Cześć bracie. Wymyśliłeś coś ?
- Przyjdź do mnie to pogadamy ! – oznajmił smutnie Tomek.
- Chyba nie jest dobrze. Zaraz u ciebie będę. – powiedział, odkładając słuchawkę Robert.
Tomek pospiesznie posprzątał swój pokój, a potem wypuścił Pikusia na dwór i czekał cierpliwie na swojego przyjaciela. Robert zjawił się znienacka. Wpadł do pokoju nie zdejmując butów.
- Hej ! Jakbyś nie wiedział ja tu sprzątam ! – krzyczał Tomek.
Robert pospiesznie cofnął się na pięcie i podreptał ściągnąć obuwie.
„Żyj tak aby twoim znajomym zrobiło się nudno, gdy umrzesz”
Julian Tuwim
- No to gadaj. Co z tą sprawą ??? – powiedział Robert.
- To tak ! Co powiesz na to gdybyśmy ją trochę pośledzili.
- Jak chcesz. Mi to obojętne – oznajmił Robert.
- Dobra to taki jest plan. Pośledźmy ją przez kilka dni. Np. tak przez trzy lub cztery dni.
* * *
Tomek i Robert szukali jej przez okrągłe cztery dni. Byli wszędzie. W parkach. W bibliotekach, kafejkach internetowych. Po prostu wszędzie. Stracili już nadzieję na pozytywny obrót sprawy.
- No stary. Chyba będziesz musiał obejść się smakiem. – westchnął, ze smutkiem Robert.
- To nie jest zabawne. Ja myślałem, że to będzie łatwiejsze !!! A tu już 4 dni i nic. Można się załamać i chyba to zrobię. – powiedział, zrezygnowany Tomek.
- Ja już nie mam nadziei. Ona zapadła się pod ziemię. – dodał Robert.
„Kiedy coś uparcie gaśnie – zaufaj iskierce nadziei.”
Wojciech Bartoszewski
- Wiesz co Robert? Nie szukaj już jej. Ja sam się tym zajmę. Nie zawracaj sobie głowy...
poradzę sobie. – powiedział, ze smutkiem Tomek.
- Jak chcesz ! Ja mam dosyć – westchnął Robert.
* * *
Ulice były dzisiaj bardziej zatłoczone niż zwykle. Panował mrok. Na jezdni widoczne były wielkie kałuże. Był to już 4 dzień jego poszukiwań. Tomek szedł na ulicę Truskawkową. Przystanął na chwilkę przy jednym z domów.
„Czas omija miejsca, które wspominamy.”
Stanisława Fleszarowa – Muskat
Był opuszczony już od kilkunastu lat. Okna zabite były deskami. Dach o mały włos się nie zawalił pod małym ptaszkiem siedzącym blisko komina. Tomek potrzebował chwilki spokoju. Chwili, w której można będzie podumać nad sensem miłości. Przeszedł przez ogrodzenie. Był to rozległy teren, otoczony wysokimi drzewami. Od dużego Centrum handlowego blisko pralni chemicznej dzielił go wiadukt z autostradą, a od jego osiedla – puste pole. Miejsce to sprawiało groźne i nieprzyjemne wrażenie, zwłaszcza wieczorem. Planowano, że powstanie tu drugie wielkie centrum handlowe, ale inwestor się wycofał, bo teren wyglądał jak miasto duchów. Walący się budynek straszył zabitymi oczodołami okien, wszędzie walały się sterty pordzewiałych elementów dachu i żelbetonowych klocków. Obok hałd ziemi straszyły cuchnące wykopy ze zgniłą deszczówką, a nad wszystkim górował nieruchomy dźwig. Było to odludne miejsce, pełne cieni i gwiżdżącego przenikliwie wiatru. Nagle w jednym z okien stanęła kobieta. Uśmiechnęła się do niego i zniknęła. Rozpoznał ją. Szybko pobiegł do środka budynku. Stanął w jednym z wielu korytarzy. Na ścianach wisiało setki obrazów. W pewnym momencie jakby z powietrza pojawiła się ta sama piękna dziewczyna co w pralni. Stała przy jednym z okien i patrzała w dal.
- To teren prywatny !!! – odezwała się, z oburzeniem dziewczyna.
- Słucham ??? – spytał, z niedowierzaniem Tomek.
- To teren prywatny ! Tylko ja tu przychodzę ... – westchnęła.
Tomek był w głębokim szoku dziewczyna wcale nie miała zamiaru uciekać. Owa nieznajoma odezwała się do niego.
„ Kobieta nigdy nie wie, czego chce, ale nie spocznie, dopóki celu nie osiągnie.”
Jean Paul Sartre
- Jak masz na imię? – zapytał, z ciekawością.
- Mówią, że nadzieja jest matką głupich ... Ja wierzę, że tak nie jest – odpowiedziała.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Tajemnicza jesteś... – powiedział, z ożywieniem Tomek.
- Mylisz się dostałeś pełną odpowiedź ... – oznajmiła – moje imię to Nadzieja. – dodała miękkim głosem.
Mówiąc to Nadzieja cały czas uwodziła Tomka wzrokiem. Chłopak nie mógł oderwać nóg od podłoża. Stały się jak z żelaza. Pierwszy raz odczuwał swoją nieśmiałość.
- Naaa ....dziejja ??? – wyjąkał, nieśmiało Tomek.
- Tak, Nadzieja. Moi rodzice myśleli, że tym imieniem dadzą mi szczęście. Mylili się. Utonęli kiedy miałam dziewięć lat. – zwierzyła się Nadzieja.
- To przykre. – wybąkał, przez łzy Tomek. Był bardzo wzruszony tym co powiedziała dziewczyna.
- Wszyscy tak mówią, bo tak przystało... Ja wiem nie byliśmy za szczęśliwą rodziną ...
Byliśmy razem tylko przez dziewięć lat, a potem zresztą jak chcesz to ci pokaże...
W tym samym momencie znalazł się w innym świecie. Słońce delikatnie muskało twarz Tomka, a poranna rosa z powabem pieściła jego stopy. Im posuwał się dalej tym zauważał w sobie większy spokój, radość, uporządkowanie. Nagle, po dłuższej chwili podziwiania krajobrazu, usłyszał za sobą tajemniczy głos. Poczułam dreszcz emocji, a nawet trochę się przestraszył. Stanęła przed nim pewna postać. Była to niziutka dziewczynka, o blond włosach, w które były wplecione przeróżne rodzaje kwiatów. Była ubrana w długą, luźna suknię. W ręku trzymała bukiet zbóż i innych polnych roślin. Po chwili wpatrywania się w Tomka, zaśmiała się i pobiegła w stronę wielkiego jeziora. Jej śmiech nadal roznosił się po całej okolicy i sprawiał, że i on stawał się coraz bardziej weselszy. Postanowił pobiec za nią. W końcu ją dogonił. Rzeka mieniła się we wszystkich kolorach tęczy. Żaby rechotały, a trzciny szumiały chcąc zanucić jakąś melodię.
Dziewczynka znów się uśmiechnęła, złapała go za rękę i poprowadziła w głąb wysokiego, dębowego lasu. Droga była długa, ale śpiew ptaków umilał czas tak, iż z każdym krokiem chciałam iść coraz... dalej... coraz... szybciej... Doszli do drugiego wielkiego jeziora. W pewnym momencie dziewczynka weszła do jeziora i już z niego nie wyszła.
Tomek nie mógł uwierzyć temu co zobaczył . Dziewczyna, z którą rozmawiał już dawno nie żyła.
- Ja nie żyje. Już wiesz! Dlatego nie chodzę nigdzie, oprócz tego miejsca. Nienawidzę spotykać się z ludźmi. Nie odezwałam się od tamtego czasu do nikogo. Ostatnią chwilę mego życia pamiętam słabo. Wiem tylko tyle, że nie czułam nic prócz bólu i tęsknoty za moją matką .....
„Żadna kobieta nie powiedziała nigdy całej prawdy o swoim życiu”
Isadora Dunceu
- Coś mnie jednak dziwi. Nie coś! Wszystko mnie dziwi. Dlaczego ja cię wtedy widziałem? No wiesz w pralni ... Przecież, ludzie nie mogą cię zobaczyć. – zapytał, z niedowierzaniem Tomek. Miał dużo więcej pytań, na które nie znał odpowiedzi.
- Wtedy miałam odwrócić twoją uwagę ... Gdybyś wtedy szybciej wyszedł na ulicę ... – westchnęła, ze smutkiem Nadzieja – Jestem twoją nadzieją.
- Zaraz, zaraz ... Co by się miało takiego zdarzyć ??? – oburzył się Tomek.
- Wiesz, gdybyś wyszedł wtedy na ulicę już by cię tu nie było. Miałeś wpaść pod zielonego poloneza. – powiedziała, zrezygnowana dziewczyna.
- Czy ty jesteś od ...? – zapytał.
- Tak. Przysłał mnie do ciebie Bóg. Kazał cię pilnować jak oka w głowie.
- Nie, nie wierzę. To jest zbyt skomplikowane. Ja się w tobie zakochałem. Czy można się zakochać w aniele??? – westchnął pytająco.
Nadzieja rozświetliła się jasnym blaskiem. Tomek czuł się szczęśliwy i pełen radości.
Po jej policzkach spłynęły łzy. Nagle Nadzieja podbiegła do niego, złożyła mu na policzku ciepły pocałunek i zniknęła. Szepnęła mu tylko do ucha : jutro, o tej samej porze, w tym samym miejscu.
Łzy słabej kobiety, najsilniejszego mężczyznę zwyciężyć potrafią.”
Stanisław Brzozowski
* * *
Następnego dnia Tomek opowiedział o wszystkim Robertowi. Lecz tak jak się tego spodziewał, przyjaciel miał z niego niezły ubaw. Nie dosyć, że mu nie wierzył to jeszcze zrobił z tego sprawę, którą trzeba wszystkim opowiedzieć. Gdzie się nie ruszył, czuł na sobie wzrok ludzi przechodzących obok niego. Nie potrafił tego znieść. Wszystko go drażniło. Był wściekły na Nadzieję i na siebie, o to, że powiedział Robertowi, ale komu miał to powiedzieć jak nie jemu? Wiele pytań kłębiło mu się w głowie.
Czwarty dzień jego zmagań. Godzina 21.30. Tomek spacerował po opuszczonym placu budowy. Nagle w jednym z okien pojawiła się ta sama dziewczyna. Pobiegł szybko na pierwsze piętro.
- Witam Tomku! Jak minął dzisiejszy dzień ? – powiedziała dziewczyna, spoglądając w wybite okno domu.
- Dzięki ! To naprawdę nie jest śmieszne... Skoro możesz wszystko, czemu nie powstrzymałaś mnie przed zostaniem lalką do bicia na podwórku... Robert mi nie uwierzył, a ty nic nie zrobiłaś ... – krzyczał, oburzony Tomek.
- Nie tak ostro... Myślałam, że masz dobre serce, lecz pozory mylą. Jutro już mnie nie będzie, bo mnie nie potrzebujesz... Chcesz, żebym odeszła. Ja to czuję. Czuję w tobie gniew. – powiedziała, ze smutkiem i zniknęła.
Jego Nadzieja zgasła.
* * *
Była godzina 23.00 a Tomek nadal siedział przy oknie i zastanawiał się co tu robi. Jutro przyjeżdżają rodzice. Tak kończy się ta historia.
„Taki ma koniec, co piękne na ziemi”
(„Das ist das los des schonen auf der Erde!“)
Friedrich Schiller
Był zbyt smutny by o tym wszystkim myśleć. Lecz w tej samej chwili coś zaczynało się przed nim pojawiać.
- To ja ... Nadzieja .. Tak, nie do końca to prawda, że przybyłam cię ostrzec wtedy w pralni ... Mam misję . – powiedziała, z powagą dziewczyna.
- Możesz mnie w nią nie angażować ... ? – powiedział, z oburzeniem Tomek . Próbował patrzeć w inną stronę.
- Przepraszam, ale to właśnie ty i tylko ty możesz mi pomóc. – zakomunikowała, przekonywująco.
- Jak ...? – zapytał Tomek – Ale to nie znaczy, że ci pomogę ! – dodał po chwili.
- Żebym mogła spokojnie powędrować na drugą stronę ... muszę to znaczy ty musisz odnaleźć moją ciotkę i opowiedzieć jej o tym jak zginęłam.
- Mam jej numer telefonu ... Proszę.
Rzuciła kartkę papieru w jego stronę .
Tomek złapał za telefon. Jego rozmowa z ciotką przebiegała bez problemu. Kobieta była bardzo wzruszona tym co usłyszała. Myślała, że dziewczyna zaginęła. Powiedziała, że od jutra rozpoczną się poszukiwana szczątków dziewczyny w jeziorze.
- Dziękuję ci, nie zapomnę tego nigdy ... – obwieściła dziewczyna – Moja misja zakończona. Wzywają mnie. Żegnaj. Nagle nad jej głową pojawiła się mleczna poświata. – Potrzebowałam przyzwoitego pochówku. Gdyby nie ty tułałabym się po tym świecie jeszcze przez dziesiątki lat.
Nadzieja unosiła się wysoko nad ziemią. Nagle dał się słyszeć głos.
„ Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wiarę miał tak wielką, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał – byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieje, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje /... /.”
Św. Paweł (1 Kor 13, 1-8)
- Miłość zwyciężyła i pomogła ci, pomóc mnie ! Pamiętaj ja zawsze będę przy tobie !!! – dodała unosząc się nad domem Tomka.
- Dla mnie nadal jesteś kimś ważnym więc wpadnij, ... czasem ... – westchnął, smutnie Tomek. – Ja nadal Cię kocham !!!
Na swoim policzku poczuł ciepły pocałunek.
Nagle coś go przeniosło w inne miejsce. Znalazł się w tej samej pralni chemicznej, w której poznał Nadzieję. Siedział na małym stołku przy ścianie. W pewnej chwili do lady podeszła piękna dziewczyna, a zaraz za nią kroczyła Nadzieja. I anioł, i dziewczyna wyglądały tak samo. Nadzieja pokazała na nią palcem. Zaraz obok niej leżał zielony portfel, z którego wystawała na wierzch legitymacja szkolna. Tomek zrozumiał co ma zrobić. Podbiegł szybko pod jej stopy i podniósł portfel.
- Czy to twoje? Mam na imię Tomek ... – zapytał stanowczo.
Jego uśmiech był olśniewający.
- Tak, to mój portfel ! Nawet nie wiem, jak ci dziękować. Mam na imię Nadzieja ... – odwzajemniła jego uśmiech.
- Może dasz się zaprosić na kolację ...
Wychodząc z nią z pralni, nic się dla niego nie liczyło. Słyszał tylko w swojej głowie słowa anioła:
„Miłość wszystko zwycięża i my ulegamy miłości”
Wergiliusz (Publius Vergilius Maro, 70 – 19 p.n.e.)
Najśmieszniejsze było to, że kiedy poznał drugą Nadzieję był 10 lipca czyli dzień, jego wyjazdu z rodzicami. Czas cofnął się po to, by Tomek nie przegapił swojej życiowej szansy. Rodzice mieli w zanadrzu jeszcze jeden bilet lotniczy i Nadzieja wybrała się razem z nimi. Można sobie wyobrazić ciąg dalszy tej historii ............... :-)
1) „Animorphs” , część 1 , K.A. Applegate