Było to 23 sierpnia 2008 roku. Siedziałam sobie wygodnie w swoim fotelu, gdy nagle... Nie mogłam tego pojąć, nie wiedziałam jak to możliwe, ale... znalazłam się na bezludnej wyspie. Byłam całkiem sama. Z pierwszych chwil pamiętam jedynie tyle, że leżałam na rozgrzanym piasku, otoczona przepięknymi widokami i krajobrazami. Było cudownie! Lśniący błękit nieba, połyskujące w świetle dziennym palmy, odgłos mew. Monstrualne fale z hukiem rozbijające się o potężne skały, współtworząc obraz wyśnionej rzeczywistości. Czułam się wyśmienicie! Po prostu chciało mi się żyć, śpiewać i tańczyć! Pełna energii, postanowiłam wyruszyć wgłąb tropikalnego lasu w poszukiwaniu pożywienia i wody. Idąc przed siebie napotykałam na swej drodze różnego rodzaju egzotyczne rośliny. Mnóstwo palm, paproci... cała czarodziejska flora malująca widok szczęścia. Natknęłam się również na wiele interesujących zwierząt. Zobaczyłam kolorowe, skrzeczące papugi, węże, drobne owady i barwne motyle ozdabiające swoją obecnością całą tą krainę. Wkrótce znalazłam pożywienie. Olbrzymie kokosy, które z trudem udało mi się strącić oraz chłodny strumień, w którym zaspokoiłam swoje pragnienie... Rozejrzałam się dookoła, by jeszcze raz, dokładnie napatrzeć się na nadzwyczajność tej wyspy. Każdy jej zakamarek budził ciekawość i chęć odkrywania nowych ziem. Po kilkunastu minutach postanowiłam wrócić na plażę, gdzie rozłożyłam się na "złocistej pustyni" podziwiając bajeczną lagunę. I wtedy... gdzieś na morzu, w oddali, ujrzałam dziwną rzecz przybliżającą się do brzegu. Wpatrując się w nią jakąś chwilę, poznałam, że był to piracki statek... Przeraziłam się nie na żarty! Przypomniały mi się te wszystkie wiadomości, czytane w gazetach, o porwaniach pirackich, napadach na statki handlowe, poszukiwaniach skarbu... Zaczęłam biec. Nie mogąc złapać tchu pędziłam przed siebie rozważając najlepszy plan ucieczki, gdy nagle... Otworzyłam oczy. Znowu byłam w swoim pokoju. Jak gdyby nigdy nic. Tajemnicza wyspa zniknęła, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Wędrówka pełna przygód, dobiegła końca.
UWAGA PISZĘ W RODZAJU ŻEŃSKIM Obudziłam się na pustkowiu, jedyne co pamiętam to jak był sztorm i spadłam ze statku. Leżałam na jakieś wyspie na której nigdy jeszcze nigdy nie byłam. Była bardzo rozległa ,bo po prawej stronie miałam las tropikalny a po lewej ogromne wzgórza. Mając nadzieje ,że jestem w jakimś mieście obróciłam się do tyłu gdzie zobaczyłam też morze. -To bardzo dziwne- pomyślałam... Oczywiście wybrałam iść w stronę lasów tropikalnych. Gdy ominęłam pierwsze drzewo zobaczyłam pełno drapieżnych zwierząt: tygrysa ,lwa, wilka, tarantule i słonia. Wszystkie miały na mnie zwrócony wzrok.. -Kto pierwszy ją zje- powiedział ludzkim głosem lew -Oczywiście ,że ja - odrzekł tygrys - teraz moja kolej- dodał -Ale to ja jestem najbardziej głodny-powiedział oblizując paszcze wilk. Pomiędzy zwierzętami doszło do bójki . Pora na mnie -pomyślałam i pognałam w stronę wzgórz . Na wzgórzu było cicho i gnał ciepły morski wiatr . Nagle zauważyłam coś na horyzoncie , był to statek. Ucieszona zdjęłam białą chustkę na głowie i zaczęłam nią machać . Nawet z takiej dużej odległości wiedziałam że mnie zauważyli.