Dziś wiele się wydarzyło. Gdy rano wstałem byłem bardzo głodny. Niechciałem czekać na załogę więc wybrałem się w poszukiwaniu jedzenia. Natrafiłem na sad z jabłkami. Zerwałem je ale gdy chciałem wyjść z sadu zobaczyłem Ulę, Pestkę, Mariana i Julka. Wmówiłem im że to taki sport. Oni szli do sklepu i zaprosili mnię do wyjścia. Kupiliśmy oranżadę. Gdy kończyliśmy do sklepu weszła matka której dziecko spało w powozie. Przejechał po chwili ciągnik ale spłoszył on konia, który galopował w dół ulicy. W powozie siedziało dziecko. Zacząłem biec. Dogoniłem powóz, złapałem malucha, przeskoczyłem z nim do miejsca z lejcami i ustawiłem dziecko tak, abym mógł je trzymać nogami. Skierowałem konia na łąkę i zatrzymałem. Matka dobiegła do wozu a ja podałem jej synka. Zaraz potem pojawił się tłum ludzi, którzy wypytywali się mnię o różne żeczy i wskazywali palcami. Julek patrzył na mnię ze śmiesznie otworzonymi ustami, ale ja się nie zaśmiałem. Potem odeszliśmy i weszliśmy do sadu. Ula wiedziała że będziemy kraść jabłka więc nie weszła. Marian też nie chciał ale nazwałem go tchurzem i w końcu wszedł. Potem wszyscy się rozeszli, a ja zostałem na wyspie. LICZĘ NA NAJ!
