napisz zakończenie i swoje własne zdanie na temat musicalu pt. upiór w operze

napisz zakończenie i swoje własne zdanie na temat musicalu pt. upiór w operze
Odpowiedź

Wstęp  Żadna historia się tak naprawdę nie kończy, bo czy wszystko umiera? Czy radość, miłość, gniew i gorycz tak naprawdę znikają z tego świata? Ludzie odchodzą, ale rodzą się następni a piętno naszych czynów odbija się na nich tak, że nasze losy przeplatają się nawzajem i łączą w jedno. Dawne grzech zostaną naprawione i odpuszczone, bo Bóg jest miłościwy. Wiem o tym, bo sama doświadczyłam tego miłosierdzia. Ja Antoinette Giry.  *  Kiedy kończyło się moje życie na tym świecie nie czułam spokoju ani szczęścia, gdyż miałam na sumieniu ludzkie cierpienie, cierpienie Erika zwanego upiorem opery Garnier. To ja uratowałam mu życie, ale byłam też przyczyną jego zniszczenia. Nie powinnam go nigdy łączyć z Christine. Z powodu błędów, jakie uczyniłam w życiu dusza moja nie mogła zaznać spokoju nawet po śmierci. Błąkała się po czyśćcu nadaremnie szukając odkupienia. „Czy taki miał być mój koniec?” Zadawałam sobie pytanie. Lata mijały a na Ziemi pojawiały się nowe pokolenia. Dzieci Christine i Raoula dorosły i same stały się rodzicami a później dziadkami. Wtedy właśnie na świecie pojawiła się bezbronna istota, która otrzymała imię swojej praprababki-Christine. Poczułam, że czas mojego odkupienia jest bliski. Jednak dostrzegłam, że życie jej jest zagrożone. Bóg jednak jest miłościwy i pozwolił mi wrócić a los tego dziecka spoczął w moich rękach. Czułam, że mogę naprawić swoje błędy i odkupić winy, ale nie wiedziałam, że to dziecko ma odkupić nie tylko moją duszę.  Rozdział I Dziecko W Masce.  - To cud. To naprawdę cud, że ona przeżyła- stwierdziła z przejęciem pielęgniarka londyńskiego szpitala. - Rozmawiałam z kierowcą karetki. Samochód tych biedaków był doszczętnie rozbity. Nawet lekarz, gdy zobaczył wrak stwierdził, że nie ma, kogo ratować, a jednak dziewczynka przeżyła i prawie nic się jej nie stało.  - Co pani powie- właścicielka szpitalnego bufetu spojrzała na nią z niedowierzaniem.- Wyszła z tego bez szwanku?  - No nie tak zupełnie. Część jej twarzy poraniły odłamki szkła. Musiano założyć jej kilka szwów, ale lekarze są zdania, że to młody organizm i wszystko się zagoi. Nie powinna być oszpecona.  - A co teraz z nią będzie? Kto się nią zaopiekuje?- Zastanawiała się bufetowa.  - Dziś ma po nią przyjechać jakaś krewna z Paryża. Podobno to jakaś starsza dystyngowana dama. Coś czuje, że nie będzie jej tak źle.  - To dobrze, że nie jest sama, ale rodzice to rodzice. Pewnie to będzie szok dla dziecka taki wyjazd. Nowy kraj, nowi ludzie.  - No tak, ale podobno jej rodzice byli pochodzenia francuskiego, choć dziewczynka nosi angielskie nazwisko. Christine Davis- pielęgniarka spojrzała na zegarek. -Już trzecia. Muszę wracać na oddział. Te przerwy są stanowczo za krótkie.  *  - Chciałabym się dowiedzieć o stan zdrowia Christine Davis- zwróciłam młodego lekarza, którego wskazała mi pielęgniarka.- Podobno to pan zajmował się nią, kiedy tu trafiła po wypadku.  - A pani to ktoś z rodziny?- Zapytał podnosząc na mnie wzrok.  - Meg Maxime- przedstawiłam się podając mu rękę.-Jestem a raczej byłam bliską przyjaciółką tej rodziny i to ja zajmę się ich dzieckiem. Postanowiłam nie używać dawnego nazwiska. Nie chciałam wracać do tamtego życia.  - Słyszałem o tym. To miło z pani strony- uśmiechnął się przyjacielsko.-Dziewczynka jest w dobrej formie fizycznej. Wprawdzie rany na twarzy wyglądają teraz dość poważnie, ale organizm jest młody, a rany szybko się zagoją a blizny wchłoną. W razie problemów zawsze można zrobić operacje plastyczną, ale radziłbym się wstrzymać aż dziecko będzie dojrzałe i przestanie się rozwijać. O tym jednak możemy porozmawiać później. Co innego mnie jednak martwi. Mała nie mówi, mimo iż mózg ani narząd mowy nie doznał żadnego urazu w podczas wypadku. Podejrzewamy, że to kwestia wstrząsu pourazowego. To zapewne minie z czasem, ale radziłbym konsultacje z psychologiem.  - Rozumiem. Na pewno się o to postaram. Czy mogę ją zobaczyć? -Zapytałam nie mogąc się doczekać, kiedy ją ujrzę.  - Oczywiście. Proszę tędy- i poprowadził mnie długim szpitalnym korytarzem dziecięcego oddziału. Pokój, do którego weszliśmy był oślepiająco biały. Odruchowo zmrużyłam oczy, aby lepiej widzieć. Był on raczej skromnie urządzony. Meble równie białe jak ściany prawie się z nimi zlewały. Tylko metalowe, szpitalne łóżko stojące przy ścianie było dobrze widoczne. To właśnie na nim pośród pościeli siedziała odwrócona tyłem siedmio może ośmioletnia dziewczynka. Nie zwróciła uwagi na nasze przybycie, gdyż zajęta była pluszowym misiem. Dopiero na dźwięk swojego imienia, które wypowiedział lekarz, odwróciła się do nas.  - O mój Boże!- pomyślałam przerażona wpatrując się w jej twarz. Nagle wydawało mi się, że czas się cofnął, a ja znowu widzę dziecko w białej masce. Ten sam wyraz oczu pełen smutku i pytania „Dlaczego?”  - Dobrze się pani czuje? - Usłyszałam troskliwy głos lekarza przyglądając mi się uważnie. -Bardzo pani pobladła.  - Nic mi nie jest- odparłam jak najpewniejszym głosem.  - To dobrze. Dzisiaj bardzo gorący dzień. Opatrunek wprawdzie zasłania pół twarzy i będzie go musiała nosić kilka miesięcy, ale to niezbędne dla procesu zdrowienia – wyjaśnił rzeczowo. - Teraz dla niej najważniejszy jest wypoczynek i spokój.  - Zrobię dla niej wszystko- odpowiedziałam wpatrując się w Christine. Moją Christine.

Dodaj swoją odpowiedź