„Według mnie” – napisał Witold Gombrowicz – „literatura niepoważna usiłuje rozwiązać problemy egzystencji. Literatura poważna je stawia”. Rozważ te słowa, odwołując się do wybranych utworów literackich z różnych epok.
Człowieka od dawien dawna niepokoiły oraz intrygowały pytania o sens życia, naturę ludzką, istotę człowieczeństwa czy śmierci, jednakże nie zawsze potrafił znaleźć nań zadowalające go, czy też najwłaściwsze odpowiedzi. Snuł domysły, rozważał i kontemplował
nad ludzką naturą i sensem egzystencji. Wiedział, że przyszłość jest zagadką, że stoi przed nim otworem i czeka na jego Formę, albowiem, co „dawne, jest już tylko impotencją, co nowe i nadchodzące, jest gwałtem”. Zdawał sobie jednak sprawę, iż przeszłość nie zdarzyła się bezcelowo, wobec tego nie powinien, a nawet nie wolno mu jej lekceważyć i o niej zapominać. Historia uczy, jak nie popełniać tych samych błędów wobec podobnych problemów, jednakże, co zrobić, jeśli naszych problemów nie możemy odnieść do tego, co już bezpłodne i minione?
Gombrowicz napisał niegdyś, że „literatura ma dwojaki sens i podwójny korzeń: rodzi się z czystej artystycznej kontemplacji, z bezinteresownego dążenia do sztuki; ale jest też osobistą rozgrywką autora z ludźmi”. Oznacza to, że z jednej strony dzieło literackie kiełkuje, dojrzewa, rozwija się w zupełnym osamotnieniu, z dala od wszelakich autorskich przejawów do popadania w samozachwyt (tzw. narcyzmu twórczego) i jest wynikiem bezinteresownego pragnienia, czy też, jak kto woli, koniecznością wyzwolenia własnych refleksji, niejako próbą ufizycznienia zalegającej antymaterii duchowej. Z kolei z drugiej strony, jest nie tylko bezprzyczynowością, ale również „stwarzaniem siebie przy pomocy innych ludzi”, kwestią towarzyską czy wreszcie pragnieniem sławy.
Skoro potrafimy wskazać genezę dzieł literackich, jakie są wobec tego ich zadania, jakie niosą przesłania i jakie problemy roztrząsają? O ile Gombrowicz w „Ferdydurke” dość dobitnie wyraził swą niechęć do wszystkich tych, którzy „przyprawiali mu gębę” i w ten sposób pozbawiali go twarzy (a w związku z tym, zadał swoisty cios podbródkowy tym, którzy w literaturze dopatrywali się idei, wzniosłości, czy też postrzegali piśmiennictwo jako sztukę obarczoną wielkimi i konkretnymi zadaniami), o tyle w „Dziennikach” stwierdził, że literatura ma swój głęboki, bo filozoficzny sens, ma też swoje zadania.
Czy Gombrowicz w ten sposób sam sobie zaprzeczył? Nigdy w życiu, ponieważ jest coś, co łączy ze sobą węzłem najtrwalszym obydwa stwierdzenia: „sens czyjegoś życia, czyjejś działalności, określa się pomiędzy danym człowiekiem a innymi. Nie tylko ja nadaję sobie sens. Także inni nadają mi sens”. Autor „Pornografii” jest zdania, że jeden człowiek (a nie żadna wartość) staje się wyznacznikiem moralnego postępowania drugiego człowieka i tworzy jego wewnętrzne prawo moralne, pozwala mu się rozwinąć czy wręcz go „upupić”.
Wreszcie stwierdza, że człowiek wobec człowieka to jeden problem, a drugi z kolei, to człowiek wobec Ludzkości (pisanej wielką literą!). I tak oto w tenże sposób, Gombrowicz pragnie uwolnić człowieka od zakresu obowiązków, które mu narzuciła owa zbiorowość przez duże „L”. Nawołuje, aby zwrócić uwagę na jednostkę, na konkretną osobę i zachować przy tym właściwe proporcje, czyli postawić człowieka z jego wszelkimi potrzebami jako indywiduum pierwszoplanowe! Po chwili dodaje, że w zasadzie każda egzystencja jest klęską, ponieważ „nigdy nie jesteśmy sobą, nigdy, z nikim, w żadnej sytuacji; być człowiekiem to znaczy być sztucznym”.
Zastanawiałam się nad tym, co jest ważniejsze: rozwiązywanie problemu, czy też jego wskazanie – i doszłam do wniosku, że zdecydowanie to drugie, albowiem życie bez dążenia do odkrywania tajemnic, stawiania coraz to nowych wyzwań nie miałoby sensu – walka z niewidocznym wrogiem jest z góry skazana na porażkę, a człowiek z kolei egzystuje po to, by zwyciężać i pokonywać wszelkie przeciwności. Po chwili jednak popadłam w zwątpienie, gdyż nasunęła mi się myśl takowa, że jedno bez drugiego istnieć nie może!
Bez względu na to, co rozumiemy przez literaturę poważną i niepoważną, absurdem byłoby wykluczenie którejkolwiek z nich. A skoro nie mogą funkcjonować oddzielnie, oznacza to, iż są od siebie głęboko zależne – podobnie zresztą jak jeden człowiek od drugiego, dobro od zła czy Światłość od Jasności – a w związku z tym, wpływają na siebie wzajemnie w mniejszym, tudzież większym stopniu i w konsekwencji na siebie oddziaływują.
Literatura poważna, rozumiana przeze mnie jako właśnie ta, która niesie ze sobą przesłania najróżniejszej maści oraz odkrywa przed człowiekiem niezbadane przestrzenie jego egzystencji, stawiając go często w kłopotliwych (problemowych) sytuacjach, jest tą, która sama w sobie jest już pewną ideą! Wspaniałe uzupełnienie gombrowiczowskiej myśli (jak najbardziej nieświadome) można przypisać słynnemu amerykańskiemu pisarzowi, Josephowi Hellerowi, który stwierdził, że „tak naprawdę nie idee są złe, tylko ludzie czasami są źli”..., wobec czego (być może) niezrozumiała dotąd wypowiedź Gombrowicza nabiera blasku i kolorów.
1. Przykłady utworów literackich stawiających problemy egzystencjalne:
• „Biblia” – bez wątpienia arcydzieło literatury poważnej, którego pominąć w żaden sposób nie można. Jest bogatą skarbnicą problematyki moralnej i duchowej, która dodatkowo zawiera drogowskazy pozornie właściwych szlaków człowieczej egzystencji. Niewątpliwie jest największą inspiracją twórczą dla wielu ludzi, bywa ostoją w trudnych chwilach i wciąż niesie coraz to nowe przesłania, których istnienie warunkujemy my sami.
• „Mitologia” – podobnie jak jej monoteistyczna konkurentka, była niejako wyrocznią życia. Ten zbiór baśni, legend, mitów był swoistym problemem samym w sobie dla ludzi, którzy wierzyli w bogów, a dla których odrzucenie tegoż wyznania stanowiło jeszcze większy problem z uwagi na niewielką świadomość (dzięki literaturze poważnej, możemy być dumni z tego, że zgłębiliśmy tak olbrzymią wiedzę przez te dwa tysiące lat, ale miejmy na uwadze to, że za kolejne dwieście, będą nas wspominać tak, jak by to było dwa tysiące...).
• „O zachowaniu się przy stole” Słoty jest wierszem będącym wyznacznikiem zasad kulturowych, a mianowicie norm savoir-vire’u. Kiedy człowiek dojrzał do pewnego stadium rozwojowego, postanowił odmienić swe życie wprowadzając pewne reguły, ot, chociażby reguły zachowania się podczas spożywania posiłku. Był to swoisty problem, który występuje do chwili obecnej – dlaczego mielibyśmy się przyporządkowywać jakimś wytycznym, które niekoniecznie muszą nam odpowiadać?
• „Świętoszek” Moliera traktuje o kłamstwie i chyba jego najgorszej odmianie – obłudzie. Człowiek często bezmyślnie ufa swoim wrogom mając ich za przyjaciół. To kolejny problem natury ludzkiej, jakże ludzki zresztą..., który stanowi niebagatelne zagrożenie dla harmonii i szczerej egzystencji.
• „Kandyd” Woltera to powiastka filozoficzna, która postawiła problem utopii (czyli wzorcowego społeczeństwa realizującego zasady idealnego ustroju), która została przeciwstawiona światu realnemu. Czy utopia jest możliwa do zrealizowania? Zdaje się, że nie...i być może to stanowi główny problem do rozważań, gdyż ludzie kierując się bardzo naturalną miłością do bliźniego, za wszelką cenę dążą do jej urzeczywistnienia, a chyba zapominają o jeszcze bardziej naturalnej zazdrości, czy żądzy wybicia się ponad przeciętność...
• „Cierpienia młodego Wertera” J.W. Goethego jako przykład problemu stanowiącego niejednokrotnie istotę ludzkiej egzystencji – miłości (w tym przypadku nieszczęśliwej). Rodzi się tutaj pytanie, czy niejako platoniczna miłość jest wystarczającym powodem na to, by odbierać sobie życie? Być może...; nie chcę obstawać przy żadnej z możliwości – faktem jest, że tuż po wydaniu książki, zarówno Niemcami jak i resztą Europy, wstrząsnęła fala samobójstw dokonywanych w imię miłości... Goethe chyba się nie spodziewał, że problem, jaki poruszył w swej książce stanie się problemem natury społecznej na taką skalę...
• „Paragraf 22” J. Hellera będzie ostatnim „poważnym” utworem, który chciałabym pokrótce omówić. Czynię to na końcu, albowiem wszystkie powyższe problemy natury egzystencjalnej, które dotąd przedstawiłam, zawierają się w tej jednej, jakże doskonałej książce. Dodatkowo obserwujemy tutaj problem, z którym ludzkość (pisana tym razem przez małe „l”) nie potrafi sobie poradzić, z którego nie wyciąga żadnych wniosków – wojna, a raczej jej absurd. Heller w swym znakomitym dziele wyśmiewa machinę wojenną, nastawioną głównie na osiąganie zysków finansowych kosztem wszystkich tych, którzy giną na frontach świata.
Z doświadczenia wiemy, że każdy problem posiada przynajmniej jedno rozwiązanie, wobec czego nasuwa się wniosek, że literatura niepoważna objętościowo zajmuje znacznie więcej miejsca na bibliotecznym piedestale niż jej symbiotyczna siostra, za co zostałaby niewątpliwie okrzyknięta komercyjną... Wbrew pozorom, niekoniecznie musi być ona skierowana do szerokiej rzeszy odbiorców, ponieważ niekiedy rozwiązania, jakie proponuje, wykraczają poza sferę powagi, bądź wymagają znajomości tematu. Nasuwa się wniosek, że literatura niepoważna może stanowić uzupełnienie, niejako dodatek lub opracowanie (taki swoisty bryk) swej „poważnej imienniczki”, jak również może funkcjonować jako oddzielne dzieło literackie skierowane do bardzo wąskiego grona intelektualnego (podobnie jak w przypadku literatury poważnej). Trzecią możliwość stanowi najbardziej rozpowszechniona opinia odnośnie tego rodzaju piśmiennictwa, tzn. lekkoduszne czytadła.
Klasyfikując, odbiegnę nieco od schematu, który utarłam powyżej...
2. Przykłady utworów literackich, które usiłują rozwiązać problemy egzystencji:
• „[...] Miłość w Yorkshire” autorstwa panny XeXe...Oczywiście tytuł zmyśliłam, zresztą podobnie jak i autorkę; być może zostanę wyśmiana, ale czyż nie jest to doskonały przykład na potwierdzenie tego, co zapisałam powyżej? Niezliczone problemy i jeszcze więcej pomysłów odnośnie ich rozwikłania, codzienność, a wobec tego i codzienne sprawy, które niewątpliwie dotyczą każdego (bo przecież nie wszyscy mają szansę bycia choć przez chwilę Kordianem i snuć plany zabicia cara...). Powiedzmy sobie szczerze: bohaterowie Słowackiego czy Mickiewicza nie istnieją i prawdopodobnie nigdy nie istnieli..., byli tak absurdalni i nierealni, że nie mieli racji bytu w społeczeństwie, które nie spędzało każdej wolnej chwili na planowaniu zrywu narodowowyzwoleńczego, czy walki w imię idei, ale które przejmowało się nakarmieniem swoich dzieci, zapewnieniem „dachu nad głową” oraz innymi jakże ważnymi, gdyż zwykłymi sprawami. Takie odbicie rzeczywistości oferują nam wszelkie czytadła (począwszy od romansów – na plotkarskiej, czy brukowej prasie kończąc).
• „Harry Potter” autorstwa Joanne K. Rowling jest znakomitym połączeniem wątków z pogranicza fantastyki oraz literatury młodzieżowej. To lektura o czarodziejach i magii, w której nieustanną walkę ze sobą prowadzą dobro i zło. Dlaczego akurat ta książka? Przede wszystkim dlatego, że nie można jej traktować poważnie, a co za tym idzie, jest ona swoistą ucieczką od rzeczywistości i realiów, które nią żądzą. „Harry Potter” pozwala czytelnikowi poczuć się małym czarodziejem i przenieść go do świata magii. Resztę już dopowie wyobraźnia...
• „O obrotach sfer niebieskich” Mikołaja Kopernika - poruszony został tu temat heliocentrycznej teorii budowy świata, której był twórcą. Uważny czytelnik mojej pracy powinien wobec tego zadać co najmniej dwa zasadnicze pytania – po pierwsze: czy możemy traktować owe dokonania naukowe (spisane zresztą) jako utwór literacki? I po drugie: jakim prawem staram się przypisać miano niepowagi takiemu geniuszowi, jakim niewątpliwie był Kopernik? O wyjaśnienie pozwolę sobie w ramach zakończenia, tudzież podsumowania.
Przykład Mikołaja Kopernika nie pozostaje wyjątkiem. Skoro Gombrowiczowi zarzucano, że nie mieści się w normach powieści realistycznej, to dlaczegóżby starano się za wszelką cenę dowieść, że dzieło słynnego astronoma nie spełnia standardów utworu literackiego? Nie śmiem przyrównywać się do Gombrowicza, pragnę jedynie uwydatnić ten mały szczegół, który stwarza tyle nieporozumień w kwestii doboru pojęć – piśmiennictwo. Otóż, jeśli przyjmiemy, że literatura to inaczej twórczość artystyczna wyrażona w słowie (jedna z definicji tegoż pojęcia) oraz ogół prac pisemnych z zakresu danej nauki (kolejna definicja), po czym skonfrontujemy to z wypowiedzią Gombrowicza, który stwierdził, że każdy z nas jest po trosze artystą, dobrniemy do sytuacji, w której moglibyśmy potraktować Kopernika jako twórcę dzieła literackiego! Jeśli zaś chodzi o kwestię powagi, to należałoby zauważyć, że chociaż taka literatura skierowana jest niewątpliwie do wąskiego grona ludzi, to mimo wszystko pozbawiona jest tej całej wzniosłości, jakże charakterystycznej dla literatury poważnej. Odbarwiając słowa autora „Trans-Atlantyku”, z pełnym przekonaniem stwierdzam, że: jeszcze nigdy nie było tak poważnej literatury niepoważnej!
I jeśli przykład Kopernika jest mało przekonujący, nie trzeba szukać kolejnego zbyt daleko, gdyż tworzymy go sami. Nasze życie, jakże poważne i niepoważne zarazem, jest największą księgą - powiernikiem naszych trosk, rozważań, doznań i problemów... I jeśli ludzkość faktycznie tworzy sztukę w każdym momencie życia codziennego, „złożoną z wielu emocji tudzież z wielu ludzi, którzy wzajemnie na siebie oddziaływując, wytwarzają zbiorowe przeżycie”, z którego najważniejsze są problemy wyodrębnionych jednostek, to, jak napisał Gombrowicz: „absolutna niemożność całości znamionuje ludzką duszę”! Uczymy się wobec tego, że problemów w miarę ich pokonywania przybywa. Paradoks..., jednakże po stokroć lepszy niż wegetatywna egzystencja.