Przedstaw legęde dotyczącą powstania klasztoru na łysiej górze (świętym krzyrzu )

Przedstaw legęde dotyczącą powstania klasztoru na łysiej górze (świętym krzyrzu )
Odpowiedź

1. Baśń o Łysej GórzePuszcza w mroku śni, w niewidzie Łysa Góra stoi w mgłach; Zła noc idzie, Burza idzie, Ciemnym borem stąpa strach;Warzą wiedźmy dziwo-ziele, Święcą czarów tajną moc, Przędzie siwych mgieł kądziele Na Łysicy sowia noc.Puszcza w mroku śni, w niewiedzy Śpi Łysogór święty las.Czar się skrada, Dziw się skrada, Gdzie paprocie rosną w pas; Warzą wiedźmy cudo-ziele, Zmarłych dziewcząt przędą włos;Powietrznika lata blada, Na północy woła czar; Leci puszczą poświst-głos:- Strzygi, biesy, czarownice, Wilkołaki, złe błędnice Wiońcie górą, Gońcie chmurą Na Łysicę, na wesele! Święcą wiedźmy czary-ziele, Warzą lubczyk, skwarzą trunki,Gonią mrokiem latawice. – Hej, mgielnice, hej, bogunki! Hu, ha – wiedźmy, biesy, strzygi! Gońcie, pędźcie na prześciga, Złe błędnice, powietrznice, Hej! – na Łysą i Łysicę!…Puszcza w mroku śpi, w niewidzie, Łysa Góra w wieńcu z chmur.Zła noc idzie, Burza idzie, Trwożnym szumem westchnął bór.W krwawych błyskach biją gromy, Grzmi Perkuna straszny gniew, Wali jodły – trzaska w złomy Łysych szczytów Jęk i huk Idzie puszczą; – Przy gontynie święty buk Rozdarł piorun!!! – O hej, Lelu! – Hej, Polelu!!!Święcą wiedźmy czasy w zielu Przy błyskawic trupim świetle- Czarownice, strzygi, wiedźmy, Mgłą, powietrzem – gońmy, lećmy Na ożogu i na miotle, Płanetnicy – powietrznie, Hej! – na Łysą i Łysicę.Jan Gajzler2. Legenda o czarownicachPłot nie płot Las nie las Wieś nie wieś Biesie nieśNa co dzień czarownice nie odróżniały się niczym od innych kobiet zamieszkujących podnóża Gór Świętokrzyskich. Były to zarówno stare samotne babki, jak i młode mężatki. Na pozór nic nie ujawniało ich prawdziwego oblicza. Jednakże, jak podają legendy, czarownice miały do czynienia z biesami, dzięki czemu posiadały tajemne moce – potrafiły rzucać uroki, odprawiały gusła przy pomocy wronich piór, końskich kopyt, bydlęcej sierści, kozich i jelenich rogów, a także chrząstek skrzydeł nietoperzy, które zbierały w noc świętojańską. Z jednej strony ludzie obawiali się czarownic, a z drugiej chętnie korzystali z ich porad, umiejętności, przygotowywanych wywarów z ziół oraz czarów. Podobno czarownicę można było poznać po tym, że miała dwa koziołki w oczach – po jednym w każdej źrenicy. Dlatego też wiedźmy nigdy nie patrzyły ludziom prosto w oczy, aby nie zdradzić swojej tożsamości. Nocami, na Łysej Górze, czarownice zbierały się, aby odprawić sabat. Przed podróżą na szczyt, rzecz jasna na miotle, smarowały swójpojazd specjalną maścią, sporządzoną z jaszczurek, węży, wróblich piórek i żabiego skrzeku. Jeśli nie wysmarowały miotły dokładnie, czarownice spadały na ziemię i dalszą część drogi musiały pokonywać piechotą. Podróż swą zaczynały wyfruwając z komina lub wzbijając się w powietrze na rozstajach dróg. W czasie sabatu spotykały się z diabłami, aby świętować, palić ogniska i przygotowywać trucizny. Szczególnie ważną dla czarownic nocą była czerwcowa noc przesilenia (noc Kupały, św. Jana), kiedy zioła zyskiwały potężną moc i wiedźmy zbierały je na stokach Łysej Góry. Poza tym, w czasie sabatów czarownice wymieniały między sobą doświadczenia, uczyły się nowych czarów i sporządzania mikstur. Gdy odzywało się pianie kura, wiedźmy żegnały się z biesami, wsiadały na miotły i wracały do domów. Te czarodziejskie spotkania miały się zakończyć w momencie powstania klasztoru benedyktyńskiego, kiedy to mnisi wypędzili stamtąd czarownice, a sama góra straciła swoje tajemne moce. Do dziś legenda o sabatach czarownic na Łysej Górze jest bardzo żywa. Wystarczy podejść do każdego straganiku ze świętokrzyskimi pamiątkami, żeby zobaczyć całe mnóstwo czarodziejskich pamiątek. A kto wie, czy nocami, potajemnie, czarownice nie zlatują się na Łysą Górę?3. Jak powstały gołoborzaW dawnych czasach diabły lubiły płatać figle mieszkańcom Gór Świętokrzyskich, a szczególnie mnichom zamieszkującym klasztor na Łysej Górze. Pewnego razu Lucyfer kazał diabłom zniszczyć opactwo. Biesy wyrwały piekła ogromny głaz, wyleciały z niego przez otwór (znany jako Jaskinia Piekło) i ruszyły w kierunku Łyśca. Po drodze, na Górze Klonówce, postanowiły zrobić sobie odpoczynek. Wówczas odezwało się pianie koguta i diabelskie siły straciły moc. Diabły upuściły głaz na ziemię, który do dziś tu spoczywa i zwie się Diabelskim Kamieniem. Rozgniewany Lucyfer wysłał diabły jeszcze raz, aby zniszczyły klasztor. Tym razem diabły niosły drobne kamienie w płachcie. Lecąc w kierunku budynków klasztornych zachowywały się niezwykle głośno. Spłoszone gęsi mnichów narobiły hałasu i obudziły duchownego, który myśląc, że to pora na modlitwę, uderzył w dzwon. Wystraszone i ogłuszone biesy upuściły płachtę i potężne kamienie, które stoczyły się po zboczu Łysej Góry i utworzyły gołoborze. Inna legenda o powstaniu gołoborza związana jest z mitycznym zamkiem stojącym kiedyś na szczycie Łyśca. (patrz: Zamek na Łysej Górze)4. Zamek na Łysej GórzeWedług podań, w dawnych czasach, zanim wybudowano klasztor łysogórski, na szczycie góry stał zamek, a zamieszkiwała go piękna dumna pani, otoczona liczną służbą – olbrzymami. Podobno pokonała ona wojska Aleksandra Wielkiego, które dotarły pod Łysą Górę. Uniesiona pychą po odniesionym zwycięstwie, kazała ludowi czcić się jako bogini Diana. Na zamku nieustannie odbywały się przyjęcia, tańce i swawole. A były to czasy, gdy na ziemiach świętokrzyskich panowało ubóstwo i głód, lekceważone przez władczynię Łysej Góry. Za to zuchwalstwo, złe traktowanie podwładnych i dumę, zamek został roztrzaskany na drobne części przez gromy. Pozostałości zamku utworzyły gołoborza, które możemy dziś podziwiać. Przez długi czas mieszkańcy okolic znajdowali w lasach kości wielkich rozmiarów, które według nich są szczątkami olbrzymów służących na zamku. Do dziś można te szczątki oglądać, bowiem wystawione są w opactwie benedyktyńskim.5. Legenda o Emeryku i świętym jeleniuW klasztorze na Łysej Górze przechowywane są relikwie świętego krzyża, których podróż na tą górę owiana jest niezwykle ciekawą i piękną legendą. Było to za czasów panowania Bolesława Chrobrego, kiedy to król właśnie zaprosił do Polski Emeryka, syna Stefana, króla Węgier. Stefan, dając Emerykowi swoje błogosławieństwo, podarował synowi na pożegnanie właśnie relikwie świętego krzyża. Emeryk dotarl do dworu myśliwskiego Bolesława Chrobrego w Kielcach. Na cześć jego przyjazdu, król Polski zorganizował polowanie. Liczny, konny orszak królewski ruszył w boy świętokrzyskie, w pogoni za zwierzyną. W pewnym momencie Emeryk zauważył przepięknego jelenia o niezwykłych rozmiarach i postanowił go dogonić. Pościg trwał bardzo długo, królewicz zdążył się znacznie oddalić od reszty myśliwych, jednakże udało mu się nie zgubić zwierzęcia. Nagle jeleń wskoczył w zarośla i zaplątał się w nich swoim porożem. Emeryk, wykorzystując sytuację napiął łuk, wycelował i już miał wypuścić strzałę, gdy jeleń odwrócił swoją głowę w jego stronę. Tego Emeryk się nie spodziewał – oczarowany opuścił łuk, bowiem zauważył świetlisty krzyż między wieńcami rogów zwierzęcia. W tym samym momencie jeleń zniknął jak duch. Królewicz został sam, zagubiony i oddalony od pozostałych towarzyszy. Zmierzchało już, gdy zmęczony Emeryk zsiadł z konia, aby odpocząć w poszukiwaniu drogi do dworu. Nagle roztoczył się przed nim blask światła i ukazał się anioł. Powiedział Emerykowi, aby ten poszedł za nim, wówczas dotrze w bezpieczne miejsce, ale pod warunkiem, że zostawi tam to, co ma najcenniejszego. Królewicz zgodził się i anioł doprowadził go do klasztoru na szczycie góry. Mnisi zaopiekowali się niezwykłym gościem i odesłali go do Kielc. Jednakże Emeryk nie zapomniał o złożonej przysiędze i po kilku dniach znów udał się do łysogórskiego klasztoru, gdzie przekazał na ręce biskupa krakowskiego Lamberta relikwie podarowane mu przez ojca. Relikwiarz do dziś przechowywany jest w opactwie, którego nazwa – Święty Krzyż – pochodzi właśnie od tego drogocennego podarunku.6. Legenda o PielgrzymieW rejonie świętokrzyskim krąży wiele podań związanych z pochodzeniem kamiennego posągu, stojącego w Nowej Słupi, u wylotu drogi na Łysą Górę. Powszechnie nazywa się go pielgrzymem. Niektóre legendy twierdzą, że posąg został postawiony na cześć Emeryka, który podarował łysogórskiemu klasztorowi relikwię świętego krzyża, inne wspominają rycerza, który po walkach z Tatarami i osobistych tragediach, resztę życia postanowił spędzić jako pustelnik. W ciągu długich lat spędzonych w odosobnieniu wykuł w kamieniu własną postać i postawił ją u podnóża góry. Jednakże legenda o zuchwałym rycerzu jest jedną z częściej wspominanych. Otóż dawno, dawno temu, żył pewien rycerz, który wsławił się bohaterstwem w wielu bitwach, pozabijał wielu wrogów, a rozgłos o nim krążył po wielu krajach. Gdy zapał do wojny w nim zanikł, postanowił resztę życia spędzić na pobożnym życiu jako pielgrzym, podróżujący do różnych świętych miejsc. Tułaczkę swą planował zakończyć w klasztorze łysogórskim. Dotarłszy do Nowej Słupi, chwalił się mieszkańcom, jaką to trudną drogę pokonał, pełną niebezpieczeństw i pułapek, dlatego też w podzięce za sprostanie przeciwnościom losu, resztę drogi na Łysą Górę postanowił pokonać na kolanach. Tłum ciekawskich mieszkańców okolicznych wiosek obserwowało, jak pielgrzym z mozołem, na kolanach pnie się do góry. Dotarli na skraj puszczy, gdy usłyszeli klasztorne dzwony. Zdziwieni tym faktem, bowiem to nie była to zwykła na te dźwięki pora, ludzie zaczęli się zastanawiać nad jego przyczyną. Wówczas zarozumiały pielgrzym oświadczył, że dzwony, dowiadując się o jego wędrówce, same zaczęły bić na jego cześć. W tym samym momencie, gdy wypowiedział te słowa, zatrzymał się i skamieniał. I już nigdy nie ożył. Ponoć każdego roku kamienny posąg przesuwa się o odległość długości jednego ziarnka piasku w stronę klasztoru, a gdy tam dotrze, wszystkie grzechy zostaną mu darowane i nastąpi koniec świata.7. Skarby w klasztorzeOpactwo łysogórskie od wieków ukrywa przed światem tajemnicę ukrytego skarbca, w którym miały się znajdować klejnoty, insygnia królewskie, monety i wiele innych drogocennych przedmiotów. Było to możliwe, bowiem benedyktyni przechowywali majątki rodów szlacheckich, a także jako posiadacz wsi, folwarków i kopalni zbierał wielkie zyski. Przeznaczeniem dla tej fortuny miało być wykorzystanie, gdy ojczyzna znajdzie się w niebezpieczeństwie. Tajemnicy położenia i zawartości skarbca strzegły zawsze trzy osoby – opat i dwóch zaprzysiężonych mnichów. W chwili śmierci jednego z nich natychmiast wybierano innego strażnika skarbu. Bogactwo klasztoru kusiło wielu – pierwsze próby odnalezienia wejścia do skarbca podjęli się szwedzcy najeźdźcy – na szczęście im się nie udało, bowiem trzem znającym tajemnicę mnichom udało się w ostatniej chwili zbiec za granicę, a żaden z pozostałych zakonników jej nie znał. Także zaborcy austriaccy dowiedzieli się o majątku klasztoru i rozpoczęli poszukiwania. Prawdę poznali ponoć od murarza, który niegdyś remontując bibliotekę opactwa natknął się na tajemne przejście w tylnej jej ścianie i dotarł do ukrytego pomieszczenia. Według legendy, zaborcy dotarli do skarbca i wywieźli stamtąd wszystkie kosztowności, a wśród nich podobno drogocenne naczynia liturgiczne i koronę króla Zygmunta. Benedyktyni wytoczyli później proces i część dóbr została odzyskana. Nie mogła być to jednak do końca prawda, bowiem legenda o bajkowych skarbach ukrytych za murami klasztoru istniała nadal. Pod koniec XIX wieku do dzierżawcy folwarku w Starej Słupi przyszło dwóch mężczyzn, którzy opowiedzieli mu historię swojego ojca. Mężczyzna ów brał udział w powstaniu styczniowym i jako ciężko ranny został przeniesiony do klasztoru łysogórskiego, gdzie zaopiekowali się nim dwaj mnisi, jedyni pozostali w tamtych czasach na terenie opactwa. Gdy jeden z nich zmarł, ten drugi – ksiądz Staszewski -postanowił przekazać powstańcowi tajemnicę skarbca przy wymuszeniu od niego przysięgi na dochowanie tajemnicy. Skarbiec miał ponoć dwa wejścia – jedno zamurowane w podziemiach klasztoru, a drugie na końcu tunelu, do którego wejście znajdowało się pod podłogą spichlerza odwiedzonego folwarku. Dzierżawca, mimo że kuszony udziałem w podziale majątku, nie zgodził się na udział w tym przedsięwzięciu. Bracia udali się wobec tego do gubernatora warszawskiego, powiedzieli mu o położeniu skarbca, spodziewając się otrzymania chociaż jakiegoś wynagrodzenia. Próbowano wszcząć poszukiwania ukrytego wejścia na terenie klasztoru, jednakże biskup sandomierski nie wyraził na to swojego pozwolenia tłumacząc to zagrożeniem zawalenia budynku w momencie wyburzenia jakiejkolwiek ściany. Ostatnią wiadomość o położeniu ukrytego skarbu pośrednio przekazano opatowi klasztoru ponoć przez repatrianta w Syberii w 1922 roku. Rozpoczęto gruntowne poszukiwania w kościelnych murach i w podziemiach, ale poza starymi dokumentami nic nie znaleziono. Wobec tego odkrycie skarbów świętokrzyskich w rękach współczesnych poszukiwaczy. A może lepiej zostawić je w spokoju?

Dodaj swoją odpowiedź