Pięć lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej- w jakim stopniu spełniły się pokładane w nim nadzieje?
Pierwszy maja roku 2004 był dla wszystkich Polaków dniem wyjątkowym. Nasz kraj przystąpił do Unii Europejskiej, do „nowej, lepszej Europy”. Skojarzenie było proste - przejście na drugą stronę żelaznej kurtyny, której od lat już zresztą nie było. Pozostały jednak podziały na tych lepszych i gorszych, na kraje zregenerowane po II wojnie światowej i te podupadłe. Zachód, gdzie początkowo głównie występowały państwa Unii, kojarzył się PRL-owskiemu społeczeństwo z markami, czekoladą a przede wszystkim wolnością, niezależnie od tego jak była rozumiana. Przez piętnaście lat III Rzeczypospolitej nadrabialiśmy własnymi rękami to, co wiele lat przed rokiem 1989, było zaniedbywane, albo wręcz zabronione. Budowaliśmy wolny i demokratyczny kraj, bez cenzury, aparatu bezpieczeństwa, czy represji na niewinnych. Budowaliśmy go na fundamentach, jakie zostały nam jeszcze z niepodległej Polski z czasów dwudziestolecia międzywojennego - patriotyzm, niepodległość, suwerenność. Nagle pojawia się Unia Europejska - sympatyczna wspólnota państw, która wyciągnie do nas pomocną dłoń, która nas postawi na nogi. Propozycja jest kusząca – lecz, czy aby nie sprzedamy duszy diabłu? Bo przecież nie chodzi jedynie o to by żyło się lepiej, ale również o to, czy żyje się pod złotą koroną polskiego orła, czy pod koroną dwunastu gwiazd Unii. Nie wiadomo czy orzeł podźwignie dwie naraz i nie straci znów wolności, kiedy gwiaździsta obrączka zsunie mu się na szyję.
Eurosceptycy versus euroentuzjaści - przed pięcioma laty, kiedy miało odbyć się referendum, w kraju wrzało. Przeciwnicy przystąpienia Polski do Unii wysuwali szereg argumentów, które zaprzeczały nieskazitelności formy wspólnoty. Euroentuzjaści z kolei widzieli w UE szansę na rozwój, bliższy kontakt za światem zachodnim i szybszą odbudowę gospodarki. Jak się dzisiaj okazuje nikt tak naprawdę zbytnio się nie mylił.
Zacznijmy od pozytywów naszej współpracy z Unią. Od 2005 roku produkt krajowy brutto rośnie o ponad 5 proc. rocznie. Porównując jednak nasz wzrost PKB do innych krajów członkowskich, można by powątpiewać czy jest on bezpośrednio spowodowany wejściem Polski do UE. Jak się okazało tylko nasz kraj wśród europejskiej rodziny państw, rozwija się tak prężnie. Nie mniej jednak znaczną rolę odegrał tu wzmożony eksport polskich towarów do krajów Wspólnoty.
Bezrobocie przed rokiem 2004 wynosiło w Polsce prawie 20 procent. Dziś jest to niespełna 9 procent. W ten sukces ogromny wkład mieli polscy przedsiębiorcy, którzy wytwarzali produkty tak konkurencyjne, że znajdowały zainteresowanie zarówno w wielu krajach europejskich, jak i na całym świecie. Do spadku bezrobocia przyczynili się również zagraniczni inwestorzy, którzy zatrudniali na szeroką skale polskich pracowników.
Praca za granicą, gdzie dochody w wielu grupach zawodowych bywają kilkakrotnie większe niż w Polsce, przestała być nieosiągalnym marzeniem, czy niebezpieczną „robotą na czarno”. Możemy podejmować stanowisko w dowolnym z krajów UE, jako lekarz, przedsiębiorca, czy chociażby policjant. Z kolei przed polskimi studentami rozciąga się szeroki pas możliwości, jakie niesie za sobą zagraniczne stypendium naukowe.
Jeśli chodzi o rolnictwo, statystycznie około 80 proc. rolników uważa, że od wstąpienia do UE ich sytuacja zmieniła się na lepsze. Nie sprawdziły się prognozy przewidujące zalanie polskiego rynku tańszymi towarami z zachodu. Rolnicy otrzymują dopłaty z Unii, a ich wysokość zależy od wielkości gospodarstwa rolnego. Pojawiły się również inne możliwości uzyskania funduszy. Ci, którzy rezygnują z prowadzenia gospodarstwa rolnego przekazując je swoim następcom mogą ubiegać się o tak zwaną rentę strukturalną, czyli innymi słowy - odszkodowanie. Rolnicy mogą liczyć także na dotację na modernizację gospodarstwa, jeśli przedstawią uprzednio odpowiedni plan działania, gwarantujący pożyteczne wykorzystanie otrzymanych pieniędzy.
Również edukacja skorzystała w pewien sposób na wejściu Polski do Unii. My, młodzież szkolna, mamy możliwość bezpośrednich kontaktów z naszymi rówieśnikami z Niemiec, Francji, czy Belgii, poprzez różnorodne programy edukacyjne UE. „Comenius”, „Erasmus”, czy „Leonardo da Vinci” to najważniejsze programy naukowe, które obejmują wszystkie państwa wspólnoty, w tym także Polskę.
Elementem wiążącym większość państw europejskich jest Układ z Schengen. Pozwala on na swobodne przemieszczanie się Europejczyków po swoim kontynencie. Od niedawna również Polacy mogą cieszyć się powierzchowną kontrolą graniczną, lub jej zupełnym brakiem na granicy z Litwą, Słowacją, Czechami oraz Niemcami. Obywatele Unii mają jednakowe paszporty, w których wnętrzu widnieje napis „paszport ważny na wszystkie kraje świata”. Działa to zapewne na wyobraźnię większości z nas, szczególnie, że po zniszczeniu żelaznej kurtyny (do czego w dużej mierze przyczynili się Polacy), marzenia o Paryżu czy Rzymie mogły stać się rzeczywistością. Nieustający ruch i kilkunastogodzinne kolejki stały się już legendą na wyżej wymienionych granicach.
Po ukazaniu pozytywnych skutków przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, zdawało by się, że nie ma tu miejsca na jakiekolwiek minusy. Jednak pierwszą niepokojącą rzeczą jest to, że w razie niezgodności ustawy Konstytucji Polskiej z prawem unijnym, to właśnie ono ma pierwszeństwo. Co więcej o agresywnym zachowaniu Unii wobec państw członkowskich może świadczyć jej reakcja na nieprzychylny stosunek niektórych krajów Wspólnoty do ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Problem stanowi samo przetłumaczenie dokumentu chociażby na język polski.
Bez względu na odrębną mentalność krajów byłego bloku wschodniego, Unia Europejska wprowadza standardy, które kolidują z przyjętym przez wiele pokoleń wzorcem zachowań. Nowe przepisy obejmujące niemalże wszystkie dziedziny życia Polaków niosą ze sobą niezadowolenie, szczególnie wśród starszej generacji. Lata ustroju socjalistycznego nie dają nam możliwości przebrnięcia przez drut kolczasty imperialistycznych metod ulepszania świata bez zgrzytu.
Unia Europejska staje się nie tyle rodziną równych sobie państw, co jednym organizmem kierowanym przez „równiejszych”. Posłużyłam się tutaj określeniem wprost z „Folwarku Zwierzęcego” autorstwa George’a Orwella, chociaż tak radykalny zwrot może się wydawać przesadny. Nie mniej jednak, jeśli by wziąć pod uwagę najczarniejsze prognozy eurosceptyków, to z roku na rok wizja źle rozumianej wolności staje się prawdą. Państwa Unii w praktyce powoli przekształcają się w federację odrębnych kulturowo i etnicznie krajów. Co więcej UE mimo, że prowadzi bardzo przyjazną „politykę zagraniczną”, to oddala od Polski jej wschodnich sąsiadów - Rosję, Ukrainę i Białoruś nie należące do wspólnoty. Wzmożone kontrole na granicach z wyżej wymienionymi państwami są czymś w rodzaju filtru, mającego uchronić Unię Europejską od nielegalnych emigrantów.
Kolejna rzecz - Strefa Schengen. Brak kontroli granicznych na obszarze Unii oraz możliwość pracy w większości krajów „nowej Europy” jak się okazuje prowadzi nie tylko do polepszenia się stanu majątkowego Polaków. Rozpad małżeństw, eurosieroty i wyrzeczenie się kraju przodków dla funtów czy euro, powodują podziały wśród społeczeństwa, a następnie jego destrukcję.
W jakim stopniu spełniły się pokładane nadzieje? Pełną odpowiedź na to pytanie pozostawiam potomnym, którzy z większej perspektywy czasu będą mogli oglądać dzieło rąk naszych odwiecznych wrogów i sprzymierzeńców, państw podbitych i podbijanych, a także nas - Polaków. Jednak jak powiedział Sławomir Mrożek- „My nie chcemy stwarzać historii nikomu. Wystarczy nam własna, ale naprawdę własna, to znaczy przez nas samych tworzona.”