Czy zgadzam się z twierdzeniem, że „człowiek czytający wart jest dwóch”.

Człowiek, który wart jest dwóch, to przede wszystkim człowiek odpowiedzialny za swoje życie, za życie swoich najbliższych, a nawet lokalnej społeczności i narodu. Aby to poczucie odpowiedzialności mogło w nim zakiełkować, a potem rozwijać się, musi on podjąć żmudną, ale i jakże piękną pracę nad swoim rozwojem intelektualnym i duchowym. Powinno być w nim umiłowanie prawdy i pragnienie poszukiwanie jej za wszelką cenę. Nie sposób sobie wyobrazić, aby na tak wytyczonej drodze jego podstawowym sprzymierzeńcem nie było słowo drukowane, które w naszej cywilizacji jest podstawowym nośnikiem informacji
o sprawach bieżących (gazety, czasopisma), ale i „kopalnią wiedzy” o dorobku poprzednich pokoleń (dokumenty historyczne, publikacje naukowe i szeroko rozumiana literatura).

Argumentów potwierdzających słuszność tak sformułowanej tezy dostarcza nam przede wszystkim historia piśmiennictwa w Polsce. Jak pisze znakomity znawca literatury polskiej Ignacy Chrzanowski (Historia literatury niepodległej Polski, str. 82) w XVI wieku rozpoczęto wydawać już całe książki po polsku: „Wydawali je księgarze krakowscy,
z pochodzenia Niemcy, ale spolszczeni, którzy doskonale rozumiejąc potrzeby ogółu, pragnącego czytać po polsku, zamawiali u bakałarzy Akademii Krakowskiej przekłady polskie różnorodnych pism łacińskich (powieści, modlitewników, żywotów świętych, itp.) i drukowali je, szerząc tym sposobem wśród społeczeństwa czytelnictwo w języku ojczystym i torując drogę literaturze narodowej.

Tak więc to upowszechnienie słowa drukowanego przyczyniło się do rozwoju Krakowa, jako ośrodka naukowo-kulturalnego, co znalazło swoje szczególne odzwierciedlenia w dorobku Uniwersytetu Jagiellońskiego, który wychował i wykształcił wielu wspaniałych twórców kultury, potrafiących kultywować dziedzictwo narodowe
w czasach zaborów. To właśnie wtedy słowo drukowane miało szczególne znaczenie, zaś określenie „bibuła” oznaczało wtedy druk na papierze tak cienkim jak bibułka papierosowa. Właśnie te pisma oraz literatura narodowa naszych wieszczów trafiały pod przysłowiowe strzechy, budząc świadomość narodową, pozwalając, jak to pięknie zaakcentował w swojej ostatniej książce Jan Paweł II, zachować pamięć i tożsamość. A swoją drogą, właśnie jego osoba może być szczególnym przykładem człowieka, który poprzez umiłowanie ksiązki, przez całe swoje życie uczył się - aby służyć innym. W tym miejscu przypomina mi się relacja osobistego kierowcy kardynała Karola Wojtyły, który jeździł ze swoim biskupem po parafiach diecezji krakowskiej. W starej Warszawie, bo takim samochodem poruszał się Karol Wojtyła, nie było wewnętrznego oświetlenia. Kardynał polecił więc kierowcy zamontowanie lampki, aby w czasie jazdy nie marnował czasu i mógł czytać ksiązki.

Niestety przykład tego wyjątkowego człowieka nie znajduje dzisiaj dużej ilości naśladowców. Wykorzystywanie słowa drukowanego budzi wiele obaw o kondycję intelektualna współczesnego Polaka, o czym świadczą wyniki badań statystycznych w tej dziedzinie.

Podsumowując należy stwierdzić, że kultura korzystania ze słowa drukowanego świadczy o erudycji człowieka, o jego umiejętności myślenia i przyswajania nowych zdobyczy techniki. To wszystko daje wiedza, którą każdy odpowiedzialny człowiek powinien poszukiwać w książce, gazecie, jak i w internecie. Tylko bowiem o takim „twórczym poszukiwaczu” będzie można powiedzieć, że „wart jest dwóch.”

Dodaj swoją odpowiedź