Zawsze chciałam mieć psa. Wiedziałam,że zawsze go chciałam. Jestem jedynaczką, jest mi po prostu smutno. Mam kochających rodziców, ale ciągle brakuje mi kogoś do kogo można powiedzieć coś innego niź do mamy, kogo można przytulić i potarmosić. Mama może i by się zgodziła. Ale tata ciągle jest przeciwny.Mówi,że obowiązek, że choroby i sprzątanie, kupa sierści i ślady na podłodze od błota. Żaden argument na niego nie działa. Moja smutna mina nawet go nie przekonuje. Pogodziłam się juz z tym. Wyszukiwanie słodkich szczeniaczków, oddawanych czasem za darmo gdzieś w ogłoszeniach straciło dla mnie sens. Mam chomika, który radośnie biega w swoim kółku i tak śmiesznie gromadzi w swoich "workach" zapasy jedzenia, ale to ciągle nie jest pies. I jest taki maly,że nie nadaje się do niczego oprócz oglądania i karmienia. Ale przynajmniej nie ma z nim klopotu - jak to mawia mój tata. Pewnego lipcowego poranka wybrałam się z mamą na zakupy na bobliski targ. Tata smacznie jeszcze sobie spał,bo tego dnia szedł na drugą zmianę do pracy. Mama miała kilka dni urlopu więc poszłyśmy razem po świeże bułeczki i twarożek do spożywczego. Po powrocie do domu usłyszałam dziwne odgłosy w łazience. Coś jakby popiskiwanie, coś jakby skomlenie.... Popatrzyłam na tatę - miał jakąś bardzo niewyraźną minę. Mama zaniepokojona zapytała, czy to może myszy albo szczury opanowały łazienkowe imperium. Tata z dziwnym grymasem na twarzy powiedział: - No dobra, otwierajcie te drzwi. Z zaciekawieniem prawie razem weszłyśmy do łazienki. Na podłodze siedział maleńki piesulek. Malutki jak mój chomik i łysy jak kolanko. Miał może z 5-6 tygodni i siedział skulony na łazienkowym dywaniku. - Wychodziłem z domu po gazetę i na wycieraczce, otulony jakąś szmatką siedział ten pies. No nie miałem sumienia go tak zostawiać. Jak można być tak okrutnym i wyrzucić psa, takiego małego psa z domu. Podrzucić komuś na wycieraczce i odejść. Nie rozumiem ludzi... Tata był wzruszony. Ja miałam łzy w oczach. Mama tylko uśmiechała się pod nosem. - No i oczywiście pies zostaje - postanowił tata i z rogalem na twarzy stwierdził,że jest głodny:) Laki - bo tak nazywa się nasz piesek to najcudowniejszy przyjaciel na świecie. Jest grzeczny, szybko się uczy, nie broi, nie gryzie kapci i nie sika gdzie popadnie. Ładnie je, choć nadal jest malutki i myślę,że więcej już nie urośnie. A tata jest dla niego największym autorytetem i to u niego najczęściej siedzi na kolanach. Czyż życie nie jest pełne niespodzianek? Straciłam nadzieję, a pies sam pojawił się w naszym domu. I już został:) I nawet tata wychodzi z nim na spacery i nie protestuje - nawet kiedy leje jak z cebra:)
Napisz opowiadanie na temat :"Życie jest pełne niespodzianek.Oto jedna z nich"
Minimum strona w zeszycie..
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź