Napisz na kartce A4 opowiadanie pt."Moje spotkanie z duchem sławnej osoby", praca ma zajmować 3/4 strony i ma to być opowiadanie z dialogiem! Daje dużo pkt!

Napisz na kartce A4 opowiadanie pt."Moje spotkanie z duchem sławnej osoby", praca ma zajmować 3/4 strony i ma to być opowiadanie z dialogiem! Daje dużo pkt!
Odpowiedź

Gdy pojechałem do Warszawy. Bardzo się ucieszyłem gdyż nareszcie mogę tam pojechać. Podobno mówili że tam jest duch Generała Jaruzelskiego w domu na ulicy wiejskiej a numer domu to 13. Bardzo zacząłem się bać lecz miałem lekkie chęci żeby odwiedzić ten dom. Szukałem jakieś 2 godziny ulicy i numeru domu. W końcu powiedziała mi jakąś starsza panie która miała 56 lat. Gdy znalazłem już ten niby nawiedzony dom na zewnątrz wyglądał tak jak zwyczajny dom. Ale gdy zapukałem do drzwi usłyszałem kroki. Nagle drzwi się otworzyły same jak by były żywe. Od razu gdy weszłem do "niby" nawiedzonego domu zacząłem się bać. Szafy otwierały się same, bardzo skrzypiały i były całe w pajęczynach. Nagle zauważyłem że światło w sypialni zapaliło się. Nie mogłem uwieżyć w to co ujrzałem! To był... Duch! Na samym początku bardzo się wystraszyłem lecz jakie było moje zdziwienie gdy ten duch powiedział do mnie: - Kim jesteś?! Ja odpowiedziałem : - Jestem człowiekiem! Nie wiem czemu duch umiał rozmawiać. Później po 5 minutach stania w bezruchu duch powiedział : - Czemu jesteś żywym człowiekiem? Po tym pytaniu szybko uciekłem bo wystraszyłem się bardzo. Cały dom był straszny! Bardzo straszny! I tu skończyła się moja "Przygoda z Duchem". Coś takiego?? Mam nadzieję że pomogłem. Liczę na dziękujke i na najlepszą odpowiedź :-) <3

Rozejrzałam się wokół. Pamiętam tylko, że strasznie bolała mnie głowa, a ja odnosiłam wrażenie, jakbym spadła z ósmego piętra. Czułam jak zimne powietrze wypełnia mi płuca, a moja skóra jest szorstka od chłodnego powiewu wiatru. Byłam na środku pola, gęsta mgła zasłaniała wszystko co mnie otaczało. Leżałam oparta na łokciach, próbując odgadnąć, gdzie jestem. - Hej, wszystko w porządku? - Usłyszałam męski głos, który chyba już gdzieś słyszałam. - Pomóc ci wstać? - Nie, nie. Dam radę - wstałam i otrzepałam ubrania z trawy.  - Co ty tutaj robisz? - Sylwetka przybliżała się bardziej i bardziej. Coraz więcej widziałam, ale nie mogłam uwierzyć. Ciemne, dłuższe włosy, prawie czerwone usta i bardzo blada skóra. Oczy czarne, a nos bardzo odznaczający się na twarzy.  - Ty... Ty jesteś... - Tak, to ja. Michael. Michael Jackson. - Uśmiechnął się. Bardzo szczerze.  - Boże, jakim cudem się spotykamy? - Podeszłam do niego i dotknęłam jego czarnego płaszcza. Nie mogłam w to uwierzyć. Był jak ze snu - widoczny, ale nienamacalny. Dostępny, ale nie na tyle, bym mogła złapać go za ramię. Ilekroć próbowałam go dotknąć, moja ręka przenikała jego ciało.  - TO BOLI! - Gwałtownie odskoczył. - Nie próbuj dotykać, to niesamowity ból.  - Przepraszam. Odpowiesz mi, gdzie jestem? - Subtelnie zmniejszałam dystans między nami. Czułam jego zapach, przenikał mnie na wskroś.  - Sam nie wiem jak się tu znalazłem. Jak masz na imię? - Podszedł bliżej.  - Julia. Mam na imię Julia - momentalnie rzucił mi szarmanckie spojrzenie.  - Julia? Julio, chodź, coś ci pokażę!  Zabrał mnie w jakieś ciemne miejsce. Natychmiastowo rozbłysnęły światła. We wszystkich kolorach, jakie mogłam tylko wymyślić. Turkusowy, bordowy, grafitowy, limonkowy... Wirowały, kręciły się, migały.  - Czekaj... Zaraz coś zobaczysz - i wtedy właśnie światła ustały. Skierowały się na scenie, na której stał sam Michael Jackson. Spojrzałam w swoją prawą stronę, aby się upewnić, że stoi obok. Był obok. Patrzył na swoją sylwetkę i widziałam jak spływały łzy po jego policzkach. - Hej, nie martw się.  - Łatwo ci mówić. To było 30 lat temu. 5 lat temu, zniknąłem z powierzchni ziemi. Wtedy, wszyscy mnie kochali.  - Ale... Nadal jesteś w sercu każdego. Twoja muzyka jest najlepszą muzyką, jaką mogłeś stworzyć. Widzisz? Widzisz siebie tam? Twoje 110% procent na scenie, ludzie cię kochali. Nadal kochają.  Objął mnie. Czułam ciepło, najprzyjemniejsze ciepło, jakiego mogłam doznać. Oglądaliśmy tak razem, koncert człowieka, który od zawsze był moim autorytetem.  - Dobrze, że jesteś. - Powiedziałam szeptem. - Zawsze będę.   Zniknął. A ja, zostałam sama, wśród ludzi, stojąc od sceny bardzo daleko, ale widząc najmniejszy szczegół i słysząc piosenkę, którego autora, obejmowałam przed ułamkiem sekundy.

Dodaj swoją odpowiedź