Wywiad z Tadeuszem Zawadzkim (Zośką).

Dzisiaj w naszym studio mamy przyjemność gościć Tadeusza Zawadzkiego, znanego pod pseudonimem „Zośka”

Reporter: Witam
Tadeusz Zawadzki: Dzień dobry

R: Czemu zawdzięczasz swoje przezwisko, pseudonim?
TZ: Koledzy mówili, że mam dziewczęca urodę. Mam jasne włosy i niebieskie oczy, oni uważali, że jest to typowa uroda niejednej dziewczyny.

R: Jakie wydarzenia zdecydowały o tym, co zrobiłeś dla kraju?
TZ: Wydaje mi się, że najbardziej wpłynęły na mnie wydarzenia z 1939 roku. Gdy zdałem maturę wraz z moimi przyjaciółmi Alkiem i Rudym wstrząsneły nami bombardowania na pociągi z uchodźcami i eskadry lotnicze.

R: Do jakich organizacji należałeś?
TZ: Na początku wraz z „Bukami” wstąpiłem PLANU, jednak później dowiedzieliśmy się, że była to organizacja lewicowa. Moje poglądy nie zgadzały się z ich, więc postanowiłem odejść.

R: Wiem, że następnie wstąpiłeś do Małego Sabotażu. Jakie przeprowadzaliście akcje należąc do tej organizacji?
TZ: Hm… Było tego wiele. Zaczęło się skromnie od karteczek propagandowych, jednak taką z najniebezpieczniejszych było zrywanie flag niemieckich. Projektowaliśmy również plakaty ośmieszające niemieckie wojska. W pamięci najbardziej zapadło mi hasło „Tylko świnie siedzą w kinie”. Była jeszcze jedna dzięki, której dostałem pseudonim Kotwicki. Na murach rysowałem znak kotwicy. To było chyba moje największe osiągnięcie w Małym Sabotażu.

R: Jakie uczucia towarzyszyły Ci po udanych akcjach Małego Sabotażu?
TZ: Byłem szczęśliwy, że nam się udało. Z każdej udanej akcji byłem zadowolony, dumny, dlatego, że mogłem pokazać Polakom, że dalej walczymy, że się nie poddajemy.

R: Jak sobie radziłeś podczas wojny, jak zarabiałeś, żeby przeżyć?
TZ: Długo zastanawiałem się jaką pracę zacząć. Na początku roku 1940 zacząłem pracę zarobkową, był to wyrób marmolady.

R: Odszedłeś z Małego Sabotażu i uczestniczyłeś w akcjach dywersyjnych. Jakie to były akcje?
TZ: Jedną z pierwszych to akcja wykolejenia pociągu oraz rozbrajania Niemców.

R: Chciałabym nawiązać do słynnej akcji „Pod Arsenałem”. Czy warto było ryzykować życie dla Rudego?
TZ: Oczywiście. Rudy był moim przyjacielem. Był dla mnie jak brat. Bez zastanowienia zrobiłbym to jeszcze raz, by ratować mu życie i przedłużyć je chociaż o te kilka dni.

R: Podczas tej akcji ranny został Alek. Co czułeś wiedząc, że jednego przyjaciela udało się uratować, a drugi został śmiertelnie ranny?
TZ: Tego nie da się opisać. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że udało się uratować Rudego. Z drugiej byłem smutny, bo Alek poniósł śmiertelną ranę.

R: Czy można tę akcję nazwać twoim "dowodem przyjaźni"?
TZ: Zadecydowanie można. Rudy był bliską mi osobą. Myślę, że naszą przyjaźń można nazwać wieczną. Nie tylko ja ryzykowałem w tej akcji życie, wszyscy wiedzieliśmy, na co się piszmy, ponieważ ceniliśmy i lubiliśmy Rudego.

R: Wiemy jednak, że twoi przyjaciele odeszli. Jak przeżyłeś ich śmierć?
TZ: Jeszcze do tej pory nie potrafię o tym otwarcie mówić. To było straszne przeżycie. Widziałem jak moi „bracia” umierają, jak powoli uchodzi z nich życie. Byłem bliski depresji, pomógł mi wyjazd na wieś. Tam pomagali mi najbliżsi, byli przy mnie w tych trudnych chwilach. Zapamiętam Alka i Rudego jako uśmiechniętych, szczęśliwych chłopców, z którymi walczyłem o nasz kraj.

R: Jakaś rada na zakończenie?
TZ: Tylko jedna: nie bójcie się żyć i korzystajcie z życia jak tylko możecie.

Dodaj swoją odpowiedź