II wojna światowa w Nowym Sączu i okolicach (Łososina Dolna, Rożnów, Tęgoborze)

II wojna światowa w Nowym Sączu:
Druga wojna światowa rozpoczęła się dla miasta 6 września 1939 roku. Nowego Sącza broniły dwie kompanie piechoty i jednia bateria artylerii. Po zaciętej walce Niemcy wkraczają do Sącza 7 września. Rozpoczyna się tragiczny okres okupacji.
Już w październiku rozwinęła się działalność konspiracyjna, polegająca głównie na przerzucie żołnierzy na południe do Węgier, a stamtąd do nowo tworzących się jednostek sił polskich we Francji. Drobne akcje dywersyjno-sabotażowe miały na celu raczej nie zwracanie na tę okolicę większej uwagi okupanta, bo gdy nic się nie dzieje lub dzieje się za wiele, ściąga to niepotrzebne zainteresowanie. Dzięki tym założeniom kurierzy i odpowiedzialni za przerzuty ludzi partyzanci mieli względny spokój. Dopiero rok 1944 przynosi ożywienie zbrojnych działań wojsk podziemia tj.: pacyfikacje posterunków policji, ataki na oddziały patrolowe, tajne komplety, wydawanie prasy podziemnej. Wielu sądeczan zapłaciło najwyższą cenę za udział w tajnych organizacjach.
Podczas okupacji hitlerowskiej w zamku były koszary i magazyn broni dla wojska. Został wysadzony wraz z arsenałem i załogą w powietrze przez partyzantów 18 stycznia 1945 roku o godzinie 5:20 rano. Detonację słyszano w promieniu kilkunastu kilometrów, odłamy kamieni zniszczyły sporą część miasta. Wysadzenie budynku było bolesną koniecznością.

Wkrótce po wybuchu Niemcy wysadzili mosty na Dunajcu: kolejowy i drogowy.
20 stycznia z miasta wyparte zostały wojska niemieckie i do Sącza wkracza 38 Armia gen. płk. Kiryła Moskalenki wchodząca w skład 4 Frontu Ukraińskie¬go gen. armii Iwana Pietrowa. W styczniowych walkach na Sądec¬czyźnie poległo 736 żołnierzy ro¬syjskich. Spoczywają w zbiorowych mogiłach na cmentarzu komunalnym przy ul. Rejtana.

Nowy Sącz, spośród miast Małopolski, ucierpiał w czasie działań wojennych najbardziej. Obiekty mieszkalne, użyteczności publicznej i przemysłowe zostały zniszczone i zdewastowane w 62 proc. Niemcy zamordowali 958 osób. Do obozów śmierci wywieźli 2,5 tys. osób. Zamęczyli 1090 Żydów sądeckich, a w obozach stracili 11,5 tys.
20 stycznia 1945 r. skończyła się 65-miesięczna okupacja: okres egzekucji ulicznych, wywózek do obozów koncentracyjnych i na ro¬boty do Niemiec, zakazu naucza¬nia w szkole języka polskiego.
Miasto Nowy Sącz za bohaterską postawę w czasie wojny i za wybitny udział ludności w konspiracji zostaje 6 września 1946 roku odznaczone przez KRN Orderem Krzyża Grunwaldu III klasy.

ŻYDZI W NOWYM SĄCZU:

Tuż przed wybuchem wojny żyło tu około 10 tys. Żydów, nadto 5 tys. w okolicy miasta.
Od początku okupacji Żydów przymuszano do niewolniczej pracy m.in. w obozach pracy poza miastem w Chełmcu, Lipiu, Rożnowie i Rytrze. Na Żydów nałożono obowiązek niewolniczej pracy w
kamieniołomach i przy rozładunku wagonów.

Pierwsza egzekucja Żydów miała miejsce w maju 1940 roku, następne w styczniu, czerwcu i sierpniu 1941 roku. W czerwcu 1941 roku Niemcy utworzyli w Nowym Sączu getto, w którym zgromadzili ponad 20 tys. Żydów. Getto składało się z dwóch części: pierwszej – w centrum miasta i drugiej w dzielnicy Piekło. Do Oświęcimia wysłano grupę nowosądeckich rabinów.

29 kwietnia 1942 roku Niemcy rozstrzelali kilkuset Żydów na cmentarzu żydowskim w Nowym Sączu. Egzekucje dokonywano również w pobliskim Rdziostowie i Mszanie Dolnej.
W sierpniu 1942 roku nastąpiła likwidacja getta i deportacja całej ludności żydowskiej do obozu zagłady w Bełżcu.
Z mieszkańców getta ocalały tylko pojedyncze osoby ukrywające się głównie w miejscowościach podsądeckich.

Ciekawostka:
Podczas okupacji hitlerowskiej na wieży ratusza w Nowym Sączu, gdzie znajdował się zegar, , ukrywała się - za wiedzą zegarmistrza Henryka Dobrzańskiego - dziewczyna, która uciekła z żydowskiego getta. Tkwiąc tygodniami w ciasnej komorze ocaliła życia.

ŻYCIE CODZIENNE NA WSI:
Wojna dawała się coraz bardziej we znaki mieszkańcom wsi. Niemcy zabierali konie i bydło, więc ludzie żeby mieć coś na własny użytek wyprowadzali bydło w lasy daleko od domów. W razie wykrycia za to groził obóz karny a nawet rozstrzelanie.

Niemiecki okupant zabiera ostatnią krowę.

Coraz trudniej było o odzież, bo kupić nie było można, więc niektórzy odważniejsi z narażeniem życia szli do Nowego Sącza do getta, tam za żywność można było coś dostać.
Ludzie siali coraz więcej lnu, koło którego też było niemało pracy, zanim było płótno. Po dojrzeniu len się wyrywało, suszyło, wiązało w nieduże snopki, następnie się rakowało, żeby odpadły główki nasion, potem się rozciągało na trawie lub jarej koniczynie i tak się moczył na rosie całe dwa tygodnie, potem znów się suszyło i w październiku się tarło na specjalnej cierlicy. Była to ciężka praca, paździerze leciały nieraz w oczy, ale była radość, bo powstawało śliczne płótno, które jeszcze się czesało a potem w zimie przędło i niosło się do tkacza.
Dziewczęta miały wszystkie dużo pracy, przędły na kołowrotku owczą wełnę a potem robiły na drutach swetry, rękawiczki, czapki i skarpety. Przy tym miały zajęcie całą zimę. Chłopcy robili drewniaki i szczotki. Dziewczęta skubały pierze. Mleć trzeba było po kryjomu, bo młyny i żarna były pieczętowane. Zaczęły się też łapanki na roboty do Niemiec, młodzież gdzie mogła, to uciekała po lasach.
W lecie zbierano grzyby, których w czasie wojny rosło bardzo dużo. W każdy dzień jeden posiłek był grzybowy, resztę się suszyło na zimę. Nie można było kupić nafty, więc gdzieś przemycali ropę, albo karbid, żeby wieczorem zapalić jakieś światło przeważnie w długie jesienne wieczory. Gospodarze, którzy mieli konie lub woły musieli wywozić drzewo z lasów, które okupant kazał wycinać. Trzeba było oddawać na kontyngent zboże, ziemniaki i bydło, a mleko nosić przymusowo do mleczarni, ludzie byli niedożywieni, więc zaczęła występować choroba czerwonka.
Najcięższe życie miały liczne rodziny małorolne i bezrolne żyjące tylko z tego, co zarobili u gospodarzy, więc zdarzyły się czasem wypadki, że był czasem wielki przednówek, to znaczy już w czerwcu brakowało chleba, wiec żywili się grzybami i owocami. Gdy się o tym dowiadywali zamożniejsi, to spieszyli im z pomocą choćby z niewielką ilością zboża, czy ziemniaków. Ludzie byli dla siebie życzliwi.
W czasie wojny wesela były raczej skromne przyjęcia. Niektórzy tylko pozwalali sobie na tak zwane wesela grane, ale to nie było nic dobrego, bo czasem o byle co się chłopcy sprzeczali a nawet pobili. Porządku na weselu pilnował pierwszy starosta lub pierwszy drużba. Ten miał za zadanie po obiedzie iść i zaprosić sąsiadów tych, którzy nie byli od rana na ślubie. Gdy przychodzili, to witał ich piosenką dobraną do każdego i wprowadzał do weselnego domu.

Chrzest odbywał się raczej cichutko, tylko skromne przyjęcie chrzestnych rodziców. Czasem kumoszki przynosiły mamie dziecka duże pieczone babki (tak zwane buchty), żeby nie musiała piec, gdy była jeszcze słaba. Był zwyczaj, że przychodziły sąsiadki, różne krewne i ciotki i przynosiły też materiały na sukienki lub chustki dla dzieci.
W dniu Pierwszej Komunii św. nie urządzano żadnych przyjęć, prezentem była książeczka do nabożeństwa i różaniec, który niektóre dzieci miały jeszcze w wieku dojrzałym a nawet w starości. Bierzmowania w czasie wojny nie było, więc dopiero było po wojnie.
Gdy wypadł pogrzeb, to do domu zmarłego schodzili się ludzie i jeden przewodniczył, odmawiali różaniec. W drodze do kościoła też się modlili i śpiewali pieśni. Po skończonej Mszy św. i odprowadzeniu zmarłego na cmentarz, wracali do kościoła i odprawiali wspólnie drogę krzyżową w intencji zmarłego.
Ludzie z okolicznych wsi byli zmuszani do pracy w okopach na Juście koło Tęgoborzy. Przyjeżdżali wozami, najczęściej drabiniastymi, takimi jak woziło się zboże w snopkach. Zbiórka była na Juście, gdzie był barak z narzędziami do pracy. W południe dostawali herbatę lub kawę do chleba, który przywieźli z domu. Do chleba nie można było nic wziąć, bo zaraz było dochodzenie, czy kto nie zabił jakiego zwierzęcia. Trzeba było się spieszyć, żeby wybrać ziemię z wyznaczonej klatki, był to akord. Pracowano przeważnie do godziny 4 po południu, bo nikt nie zdążył wcześniej wyrzucić ziemi z dołu.
Kiedy nadchodziły żniwa, zboże trzeba było nosić do stodoły na plecach, bo Niemcy zabierali na kontyngent bydło i konie, nie było czym wozić. Zabierali też zboże i ziemniaki a za to dawali wódkę, żeby wykończyć naród moralnie.

W szkole dzieci musiały się uczyć języka niemieckiego, wszystkie polskie książki trzeba było oddać lub dobrze schować, bo grożono karą więzienia. Mimo zakazów organizowane było tajne nauczanie polskiego i historii.

PLACÓWKA AK "DOLINA":
Na terenie Gminy Łososina Dolna od 15 grudnia 1939 do 19 stycznia 1945 roku działała placówka AK "Dolina".
W działalność podziemną Ruchu Oporu było zaangażowanych wielu mieszkańców Michalczowej. Celem działalośći placówki było werbowanie członków, szkolenie w zakresie obsługiwania się bronią, łącznością, kolportaż tajnej prasy i wiadomości z nasłuchów radiowych. Komendantem placówki był jeden z pierwszych organizatorów podziemnego Ruchu Oporu oficer zawodowy- podporucznik pochodzący z Michalczowej Stefan Bednarek ps. "Mścisław".
Gestapo prowadziło nieustanne poszukiwania członków Ruchu Oporu.

W maju 1942 r. agent gestapo, volksdeutsch, organista w Tęgoborzy, Józef Gottfried i jego wspólnicy - rozpracowali placówkę AK "Dolina", obejmującą rejon Tęgoborza i Łososiny Dolnej, która w aktualnej sytuacji stanowiła miejsce postoju sztabu komendy Obwodu AK Nowy Sącz i jego czołowego aktywu.
5 maja aresztowano w Tęgoborzy por. Franciszka Liszkę i kilka osób z jego grupy, co zapoczątkowało długą, bo trwającą do listopada serią aresztowań. W tej właśnie serii, w dniach 22-23 czerwca gestapo dwukrotnie najechało dom rodziny Bednarków w Michalczowej w poszukiwaniu dwóch synów tej rodziny, oficerów AK, Stefana i Józefa. Obydwom wprawdzie udało się uciec z osaczenia, ale rozwścieczeni oprawcy zamordowali ojca rodu, osiemdziesięcioletniego starca, Jana i dziewiętnastoletnią córkę, Ludwikę.

ZAPORA W ROŻNOWIE:
Latem 1944r. rozeszła się po Sądeczyznie pogłoska, że Niemcy planują zaminowanie zapory celem jej wysadzenia. Pogłoska, jak to zwykle bywa urosła do rozmiarów kosmicznych, siejąc grozę i lęk głównie w setkach wsi poniżej zapory, którym wykonanie takiego planu przyniosłoby całkowitą zagładę.
Wieści te dotarły do kierownictwa ruchu ludowego, komend obwodowych AK i BCh, oraz dowództwa 1 PSP-AK, a wreszcie do komendanta partyzantki radzieckiej ppłk. Zołotara. Sprawa nabrała ogromnego rozgłosu, stając się naczelnym zagadnieniem.
Przez dłuższy czas problemem ewentualnej obrony zapory żyły sztaby sił zbrojnych Podhala i kierownictwa ruchu ludowego, któremu sprawa ta szczególnie leżała na sercu.
Jesienią 1944r. do komend AK i BCh wpłynęły pisma od ppłk. Zołotara, który imieniem Zjednoczonych Oddziałów Partyzantki Radzieckiej okręgu południowego prosił o podanie stanu przygotowań do obrony zapory przed wysadzeniem, proponując ze swej strony pomoc, jaka w tej sytuacji będzie potrzebna.
Niezależnie od propozycji współpracy z partyzantką polską ppłk. Zołotar na własną rękę otoczył zaporę siecią wywiadu pragnąc odkryć i udaremnić zamiary wroga.
Tym bardziej, że był przekonany, iż plan wysadzenia zapory mieć będzie na celu zniszczenie oddziałów Armii Czerwonej, które
w danej chwili znajdują się poniżej zapory w zasięgu wodnej topieli.
Ze strony polskiej sprawą zapory zajęło się dowództwo 1 PSP-AK zlecając szczegółowe opracowanie obrony zapory komendzie obwodu AK Nowy Sącz. W komendzie odbyła się specjalna narada, na której zostały omówione różne warianty obrony zapory łącznie z przydziałem funkcji i zadań.
Bezpośrednie wykonawstwo operacji nazwanej >>Akcja Zapora << otrzymała placówka AK obejmująca teren gminy Łososina Dolna nazwana w konspiracyjnym skrócie >>Dolina<<, której komendantem był mgr Stefan Bednarek ps. "Wojtek" lub "Mścisław" z Michalczowej.
Placówka Dolina sąsiadując z zaporą od strony zachodniej poprzez zalesiony wał OSTREJ, miała stąd idealny punkt obserwacyjny i uderzeniowy, poza tym była to placówka dobrze zorganizowana i miała na swym terenie jeden z lepszych oddziałów partyzanckich zwany grupą >>Topora<<
Bednarek zaczął od prób nawiązania kontaktów z pracownikami zapory, aby zoriętować się w sytuacji ogólnej i ustalić możliwości dalszego działania. Zapora, strzeżona przez silny oddział żandarmerii a później Wehrmachtu, nie była terenem łatwym do konspiracyjnej penetracji.
Mimo wszystko udało się Bednarkowi zorganizować w Rożnowie komórkę AK na czele, której staną nauczyciel, wysiedlony ze Śląska Andrzej Mustel, ps. "Jeleń" komórka ta miała się stać bezpośrednim stróżem i obserwatorem zachodzących na zaporze wydarzeń.
Niestety w pierwszych dniach lipca 1944r. Mustel, zanim zdążył cokolwiek dla sprawy uczynić, wskutek nieostrożności lub zdrady, został aresztowany. Poddany śledztwu nie wytrzymał tortur i zaczął sypać, wydając nazwiska ludzi, z którymi miał kontakty. W wyniku załamania się Mustla, zginą czołowy działacz chłopski z Przydonicy, Józef Sadłoń, ps. "Grab" zastrzelony
12 lipca 1944r. we własnym domu, w momencie próby wydarcia się z rąk gestapo. Drugą ofiarą był urzędnik Zarządu Gminnego w Kobyle-Gródku (dziś Gródek nad Dunajcem) Bronisław Fluorek. Sam Mustel, gdy już nie miał nic do powiedzenia, zginą rozstrzelany na żydowskim cmentarzu w Nowym Sączu. Z momentem aresztowania Mustla, działalność AK w Rożnowie ustała, i już do końca wojny nie udało się jej reaktywować w szerszym sensie.
W międzyczasie udaje się wywiadowi AK dotrzeć w głąb spraw zapory przez pozyskanie do współpracy głównej osobistości wśród polskiej załogi Rożnowa, mgr Wacława Balcerskiego. Balcerski, specjalista od zagadnień hydroenergii o europejskiej sławie, pracując na zaporze od początku, znał tu każdy szczegół, a poza tym honorowany przez Niemców jako wybitny spec, miał dostęp do wszystkich ważniejszych dokumentów
To też informacje dostarczone kilkakrotnie komendzie AK za pośrednictwem inż. Władysława Pietruszewskiego i innych, podające stan załogi zapory i jej uzbrojenie, łącznie z wyjaśnieniem najdrastyczniejszej sprawy domniemanego zaminowania zapory stały się dokumentami wagi zasadniczej.
Z tą chwilą zainteresowanie zaporą ze strony AK ograniczyło się do częstego sprawdzania stanu ewentualnych przygotowań do robót minerskich na zaporze, oraz do penetracji wokół zapory, z myślą ratowania urządzeń zapory i elektrowni na wypadek, gdyby Niemcy zamierzali przed opuszczeniem Rożnowa dokonać jakichś aktów niszczycielskich.
17 stycznia 1945 roku zaczął się popłoch na zaporze. Huk dział rósł i zbliżał się z każdą godziną. Elektrownia umilkła. Oddział techniczny Wehrmachtu rozpoczął demontaż najważniejszych części turbin, tzw. Regulatorów obrotów. Zdemontowane części załadowano na samochód, który ruszył w drogę. Wtedy to na jedynej szosie wiodącej z zapory do Nowego Sącza zjawił się oddział partyzancki „Kosy”, który zniszczył uciekający z zapory samochód z Niemcami. Wkrótce nadciągnęły radzieckie baterie i zajęły stanowiska na skrzyżowaniu drogi Rożnów-Zapora – Rożnów-Wieś. W tej sytuacji Niemcy porzuciwszy następne załadowane samochody, opuścili zaporę, udając się leśnymi ścieżkami przez wał Ostrej ku szosie Nowy Sącz – Kraków, którędy biegła silnie rozbudowana linia obronna, oparta o zachodni brzeg Dunajca. Przed odejściem Niemcy zdążyli utopić w kanale odpływowym zapory część regulatorów obrotów turbiny.

Dodaj swoją odpowiedź