Katastrofizm Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (Praca roczna na filologii polskiej)
Katastrofizm Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego
na przykładzie poematu pt. „Bal u Salomona”
Terminem katastrofizm, jak podaje Tomasz Wójcik , określa się pewien typ świadomości i światopoglądu, charakteryzujący poczucie aktualnej lub przeczucie przyszłej katastrofy – nieuchronnej zagłady wartości, kultury, świata, cywilizacji.
Należy podkreślić, iż katastrofizm nie jest prądem literackim, ale ponieważ świadomość katastroficzna w XX wieku objawiła się w dużej mierze właśnie za pośrednictwem literatury, można w niej wyróżnić nurt katastrofizmu, w skład którego wchodzą różne zjawiska literackie. Katastrofizm XX wieku łączył się z poszczególnymi stylami i poetykami, spośród których należy wymienić: poetykę ekspresjonistyczną (służącą hiperbolicznemu i dramatycznemu przedstawianiu katastrofy), wizjoneryzm (wykorzystujący elementy symbolizmu i nadrealizmu, kiedy to intuicję zagłady utrwala płynne i wieloznaczne obrazowanie) oraz – omawianą w tej pracy – poetykę groteski i lirycznej refleksyjności (która np. łącząc sprzeczności pokazuje świat w stanie chaosu i rozpadu).
Właśnie w poetyce groteskowej i ekspresjonistycznej ujawnia swą katastroficzną postawę Konstanty Ildefons Gałczyński, wydając na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych dwa poematy – „Koniec świata ”, gdzie katastrofa jest potraktowana przewrotnie i ironicznie oraz „Bal u Salomona ”, gdzie na pierwsze miejsce wysuwa się refleksyjno-liryczny charakter dzieła.
Konstanty Ildefons Gałczyński był poetą obdarzonym nieprzeciętnym poziomem poczucia humoru. Łączył go z wszelakim liryzmem w sposób spójny i oryginalny, aż doszedł do takiego poziomu kunsztu literackiego, w którym nawet jego wizje katastroficzne nie mogły być pozbawione zastrzyku satyry, kpiny i parodii. Analizując postawę dekadencką Gałczyńskiego z punktu widzenia tradycyjnego porządku historiografii literackiej, okazać się może, że jego pesymistyczne teksty poniekąd zapoczątkowywują i ugruntowują tendencje katastroficzne „pokolenia 1932”, do którego należał. Co prawda, „Bal u Salomona” opublikowany został dopiero w roku 1937, ale jego szkic powstał podczas pobytu poety w Berlinie (czerwiec 1931 – kwiecień 1933), a „Koniec świata” powstał już w 1928 r., kiedy to, oprócz twórczości Józefa Czechowicza, katastrofizm w swojej ostatecznej formie jeszcze nie istniał. Dopiero w 1933 r. pojawia się bowiem „Poemat o czasie zastygłym” Czesława Miłosza i „Ostrze Mostu” __Zagórskiego, a w 1934 r. „Koncert egzotyczny” __ Sebyły.
„Bal u Salomona” ma z założenia charakter szkicowy, o czym świadczy jawny podtytuł nadany przez samego autora: „Szkic”. Dzieło powstałe wskutek „strumienia natchnienia”, jak poinformował poeta, jest efektem zainteresowania nadrealizmem, oniryzmem i symbolizmem. Luźna konstrukcja przypomina poematy nadrealistów, gdyż poemat charakteryzuje fragmentaryczność, amorficzność, niejednorodność stylistyczna, a sam Gałczyński zdaje się definiować go w tekście jako „zamysł jakiś, co się w nic nie klaruje ”.
Jest to utwór nieskończony, zarówno pod względem technicznym, jak i programowym, o czym poeta zdaje się sam informować czytelnika:
„że to bal, który tylko się zaczyna,
że to formy są nazbyt długie,
(…)
że to tylko tak wymyślono,
(…)
i że jeszcze przed poczęciem skona
ten daleki bal u Salomona,
ten bal, co się tylko zaczyna. ”
Przestrzeń przedstawiona w utworze dzieli się na dwa elementy – pierwszy, to tytułowy bal, a drugi, dość słabo skonkretyzowany – cała „reszta”, tzn. świat, ale niejasny i słabo opisany. Miejsce balu jest opisane zdecydowanie dokładniej, niż świat poza nim:
„(…) tam były pajace,
froterujące posadzki,
i okna jak kryształowe pałace,
i ciemnozłote galerie dla przechadzki,
Ha, wszystko, widać, było, co musiało,
a to, co piszę, to tylko to, co zostało. ”
O „nietytułowej przestrzeni” Gałczyński pisze natomiast zdecydowanie lakoniczniej, ale i niewątpliwie liryczniej:
„świat jak puste skrysztalenie zieleni,
jak łąka przed przelotem jeleni,
jak trumna albo gramofon za szybą. ”
Poeta zdaje się wskazywać odbiorcy, iż wszystko, co jest poza balem, jest jeszcze idealne w swym dziewictwie, w swej nienaruszonej egzystencji – zieleń jest niczym nie zaburzona, łąka niezgnieciona kopytami przebiegających jeleni. Już w tych początkowych wersach poematu uwidacznia się refleksyjny element katastrofizmu – kiedyś zieleń nie będzie tak kryształowa, a łąka po przejściu jeleni, nie będzie idealnie dziewicza.
Powyższa dwoistość przestrzeni ma swoje odbicie również w dwoistości czasu: teraźniejszość już jest zła, a przyszłość prawdopodobnie będzie jeszcze gorsza. Poczucie bezsensowności, związane z samymi negatywnymi jej skutkami przeplatają się z irracjonalnymi skojarzeniami autora. Podmiot liryczny swoje obecne życie charakteryzuje następująco:
„Jak Biblia, co się jak ryba gastrycznie przypomina,
jak garbata dziewczyna w cieniu pianina,
jak krótkie spięcie, co się ustawicznie powtarza,
jak nuda w poczekalni lekarza,
jak idiosynkrazja w dzień, a w nocy mania,
jak hipopotama dypsomania
i jak te jodły na gór szczycie –
takie jest moje życie ”
W poniższych słowach natomiast wyraźnie widać katastroficzną wizję zagłady i zwątpienia, które dopiero mają nastąpić. Zwątpienia absolutnego, przed nadejściem którego jednak poeta ciągle będzie próbował wypełniać swoją misję. Nieuchronnie jednak zbliża się moment, w którym trzeba będzie porzucić Watermana i się oddalić.
„Wsparty na Watermanie
jak pielgrzym odejdę w otchłanie
absolutnego zwątpienia ”
Powyższy cytat jest również odpowiedzią na pytanie o rolę poety i jego misji w świecie – tworzyć, dopóki nie nadejdzie czas końca.
Charakterystyczna dla „Balu u Salomona” jest również wielość wcieleń podmiotu lirycznego – niekiedy wypowiadane słowa można przypisać samemu Konstantemu Gałczyńskiemu, podczas gdy w kolejnej odsłonie to wrażenie ulega zatarciu, gdyż podmiot liryczny określony jest wprost, np. „Kto mówi? Mówi muzyka.” Autor zdaje się miotać pomiędzy pokazaniem swojego własnego „ja lirycznego”, a zakamuflowaniem swych wypowiedzi pod postacią innych osób.
W „Balu u Salomona” poruszane są też kwestie filozoficzne - rozważaniem zagadki egzystencji poezji jako sztuki zajmują się obecni na balu poeci, stojący przy bufecie:
„ – Ja, proszę pana, robię tak –
rozumie pan, biorę to w ręce.
– Ach, niby co, illustre confrère?
– Ach, niby temat, cher confrère.
I potem, kiedy już go mam,
to niby kiedy już to czuć,
że niby wzeszło, że dojrzało,
to wtedy… tak, tak – jeden gin…
Kiedy ognista salamandra
zaczyna piersi obejmować,
te chłodne piersi myśliciela,
który docieka, który wie…
No tak, no jeszcze jeden gin,
bo, jak to mówią, klinem klin.
Więc gdy ognista salamandra,
ta salamandra hehehe…
to potem, wie pan, prosto w dół…
– Niby jak w dół?
– Z siódmego piętra.
A teraz gin… no, naturalnie, gin
za zdrowie salamandry!
I salamandra się rozrasta
kunsztownym, złotym dziwotworem,
płynie jak łódź poetycki bar
i osłupieni są poeci.
Za ręce biorąc się, nos tkając
w woń Legii albo w woń goździków,
wskazują dłońmi salamandrę:
– Czy to nie wasza rzecz, kolego? ”
Ta scena poematu dowodzi, jak trudno jest zdefiniować tajemnicę sztuki, znaleźć przepis na poezję doskonałą, odnaleźć sens bycia poetą. Ceną, jaką musi zapłacić twórca za odkrycie tych prawd, jest nawet unicestwienie własnego pisarstwa. Gałczyński próbuje zrozumieć rzeczywistość, doświadczany świat, i wyjaśnić, co jest w nim nieuchwytne, niezrozumiałe, niewyrażalne.
Krytycy literaccy nie zdołali zaklasyfikować jednoznacznie poematów Gałczyńskiego, wśród których znajduje się „Bal u Salomona”, jako należących do nurtu katastroficznego.
Jacek Trznadel , nieukrywając swego negatywnego stosunku do poety, dowodził, że główną cechą wszelkiej parodystycznej liryki Gałczyńskiego były zapożyczenia stylowe (głównie od Juliana Tuwima) oraz umiejętność operowania zbanalizowanymi rekwizytami. Jeśli chodzi o katastrofizm, określił Gałczyńskiego „poetą banału”, mającym „ogromne małpiarskie wyczucie stylów”, który z krytyki życia społecznego wyprowadza wnioski nihilistyczne i katastroficzne, czyniąc to właśnie w konwencji parodystycznej, jak w „Końcu świata” lub fantastyczno-groteskowej, jak w „Balu u Salomona”. Trznadel twierdzi wręcz, że w przypadku Gałczyńskiego nie należy mówić o katastrofizmie, a co najwyżej o jego ironicznej parodii.
Odmienny pogląd zaprezentował Jerzy Kwiatkowski , twierdząc, że osobny świat wyobraźni oraz tonacja humorystyki Gałczyńskiego niewiele miały wspólnego z duchem Kwadrygi, której przedstawicielem, choć nie czołowym, był Gałczyński. Skłonny był przyporządkować tę gałąź twórczości Gałczyńskiego do części literatury, w której katastrofizm realizowany był wedle wzorców skamandryckich – obok twórczości Antoniego Słonimskiego i Władysława Broniewskiego. Zwracając uwagę na wieloznaczność, tajemniczość i enigmatyczność wizji „świętego Ildefonsa” stwierdził, że stały się one jednocześnie „skokiem w irracjonalizm”.
Piotr Kuncewicz pochwalił umiejętne połączenie metafizycznych wzlotów z ich pozornym, skądinąd autoironicznym, lecz również autoterapeutycznym sprowadzeniem na ziemię. Wyrazem pochwały katastrofizmu Gałczyńskiego była też uwaga o tym, że dzięki wyzyskiwaniu szyderczej wersji nadrealizmu, liryka ta nie zestarzała się do dzisiaj i że ideę kompromitacji wszystkich postaw – jako sposobu życia – podjął i powtórzył po Gałczyńskim w „Ferdydurke” Gombrowicz.
Najwięcej pochlebnych opinii na temat katastrofizmu w poezji Gałczyńskiego zaprezentowała Marta Wyka , badaczka problematyki literatury okresu międzywojnia, która zaliczyła „Bal u Salomona” do jednego z najlepszych utworów Gałczyńskiego. Uznała poemat za sumę jego pokoleniowych doświadczeń społeczno-politycznych, wyzwalających przeczucia katastroficzne. Uważa to dzieło za punkt dojścia określonych poszukiwań artystycznych, łączących sposoby widzenia świata i tonacje: wysokie z niskimi, wzniosłe z karykaturalnymi, patetyczne z groteskowymi. Tym samym przyznaje racje tym badaczom, którzy zwracając uwagę na swobodny przepływ skojarzeń, alegoryczność obrazowania, na odwołania do poetyki marzenia sennego porównywali technikę przekazu poetyckiego „Balu u Salomona” z nadrealistycznym sposobem funkcjonowania wyobraźni, choć – jej zdaniem – były to podobieństwa przypadkowe i niezamierzone, raczej bardziej techniczne niż ontologiczne.
Choć pojęcie katastrofizmu nie jest sztandarowym wyznacznikiem twórczości Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, niewątpliwie zasługuje na zainteresowanie, z uwagi na swój „innowacyjny” charakter. Na przykładzie „Balu u Salomona” Gałczyński pokazał, że ogólnie postrzegany katastrofizm nie zawsze musi pokazywać zagładę i wiążącą się z nią nicość „wprost” – niekiedy wystarczą jedynie luźne fragmenty refleksyjnej liryki, a reszty dopełni wyobraźnia odbiorcy…