Jest taki czas i miejsce gdzie człowiek czuje się szczęśliwy.

Jest taki czas i miejsce,gdzie czuję się szczęśliwy. Bardzo często powracam w to miejsce myślami. Beztroskie chwile, cudny czas, piękno, które mnie otacza daje tyle radości. Wszystkie brudy tego świata jakby nie istniały, znikły, przepadły. Jestem tylko ja i natura. Płynę hamakiem niczym okręt wśród zieleni. Zapach kwiatów delikatnie pieści moje zmysły. Wiatr dmucha w żagle, wzburzone morze uderza lekko raz z lewej raz z prawej strony sprawiając, że czuję się częścią tego wspaniałego świata. Jaskółka usiadła na żaglu. Może zmęczona zatrzymała się na chwilę, by odpocząć. W dziobie trzyma źdźbła suchej trawy. Młoda, silna, chyba szuka domu, lecz na razie odpoczywa. Ale, co to? Zostawiła trawę i odleciała. może ją przestraszyłem, może zaraz wróci. Wiatr na szczęście ustał, teraz dryfuję. Zielony ocean zamarł, a ja wciąż płynę, tylko wolniej. Niebo przykryły gęste chmury, zrobiło się ciemniej. Wyjdę wyżej, z bocianiego gniazda będzie lepiej widać.Słońce powoli chowa się za horyzontem. Zbliża się noc. Wyjdę jeszcze wyżej, ponad chmury. Cudownie jest unosić się w białym puchu podniebnych obłoków. Niedźwiedzica układa swe małe do snu. Księżyc uśmiecha się do mnie, daje znak od Słońca, mówi, że jutro wróci. Teraz dopiero dostrzegam jak małą cząścią wszechświata jest nasza Ziemia. Tyle planet nieodkrytych i niezbadanych przez człowieka czeka na swą kolej. Właśnie na jednej z nich widzę coś dziwnego, jakby jakąś postać.Podpłynę bliżej i spróbuję nawiązać kontakt. Niski, drobny człowieczek pochyla się nad czymś. Jest jakiś smutny. Chwileczkę, przecież to Mały Książę, mój stary przyjaciel. Ostatni raz widziałem go na Ziemii, gdy próbował mnie oswoić.

- Witaj drogi Książę!
- Ach, witaj, jak miło cię widzieć. Sporo czasu upłynęło od naszej ostatniej rozmowy.
- Tak, brakowało mi ciebie. Zauważyłem cię i zdawało mi się, że jesteś czymś zmartwiony.
- Ależ skąd, nic podobnego. Nigdy nie czułem się bardziej szczęśliwy niż teraz. To jest róża, o której tyle ci opowiadałem. Musiało minąć dużo czasu zanim zrozumiałem, że szczęście, którego szukałem, tak na prawdę jest tuż obok mnie. Przebyłem długą drogę na Ziemię myśląc, że moja róża to tylko bardzo kapryśny kwiatek niedoceniający moich starań. Szukałem szczęścia tam, gdzie nie mogłem go znaleźć. Na Ziemii spotkałem tysiące róż, lecz żadna z nich nie znaczyła dla mnie tyle co ta. Tylko dzięki uprzejmości węża, który mnie ukąsił mogłem wrócić do mojej ukochanej.
- Bardzo się cieszę, że przynajmniej tobie się powiodło. Ja, choć nie mogę powiedzieć, że jestem nieszczęśliwy, ciągle szukam czegoś, co sprawiłoby, że poczułbym się spełniony.
- Doskonale cię rozumiem i życzę powodzenia, a na razie muszę cię przeprosić. Wiatr się wzmaga i muszę osłonić moją kochaną różę.
Żegnaj więc. Może wkrótce znów się zobaczymy.
- I ja mam taką nadzieję. Do zobaczenia przyjacielu.

Kontynuując swą podróż zastanawiam się, co takiego sprawiło, że Książę wrócił z Ziemii na swą planetę. Nie ma przecież na niej nic oprócz wulkanów, skał, chwastów i jednego, małego kwiatka, który z resztą nie jest wcale taki piękny. Jaskółki jak nie było tak nie ma. Zaczynam się martwić. A jeśli coś jej się stało? Trawy, które z takim trudem tu przyniosła, już dawno zabrał wiatr. Teraz wieje coraz mocniej. Muszę opuścić żagiel. Mam nadzieję, że nie będzie burzy. Już niedaleko do brzegu. Przez mgłę widać tylko zarysy lądu. Wszędzie ciemność, w której ciężko jest cokolwiek zobaczyć. Fale uderzają z coraz to większą siłą. Słyszę jak deski jęczą mi pod stopami. Jednak to, co teraz ujrzałem, zmroziło mi krew w żyłach. Czarne, ostre skały wynurzające się z oceanu, a ja płynę wprost na nie. Nie ma co liczyć na czyjąś pomoc. Wszystkie statki zapewne stoją bezpieczne w porcie i tylko cudem mógłbym wyjść z tego cały. Dziś jednak cud mnie nie uratuje. Właśnie uderzyłem w jakąś skałę.Łódź wydaje się być poważnie uszkodzona. Poczułem kolejne uderzenie. Tym razem tak silne, że odrzuciło mnie na bok i...

Jestem tak wyczerpany, że nawet nie dam rady otworzyć oczu. Czuję tylko drapanie mokrego piasku, który jest dosłownie wszędzie. Próbuję przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Pamiętam burzę, uderzenie o skały, a później chyba straciłem przytomność. Leżę tak już pewnie kilka godzin. Niedaleko widać jakąś wieżę. Może tam znajdę kogoś, kto mi pomoże. To chyba latarnia, ale dlaczego nie oświetla drogi statkom. Jakoś udało mi się do niej dostać. Mojego pukania i tak nikt nie usłyszy, więc wejdę do środka. Przez szybę widzę starego człowieka leżącego na sienniku przy dopalającej się świecy. To na pewno latarnik. Trzeba go zbudzić.
- Przepraszam, niech się pan obudzi! Proszę wstawać!
- Co, co się dzieje? Kim jesteś? Tak smacznie mi się spało. Dlaczego mnie budzisz?
- Mój statek rozbił się na skałach. Potrzebuję pomocy.
- Mój Boże! Zapomniałem zapalić latarnię. Czy coś się komuś stało?
- Nie, na szczęście nikt poza mną chyba nie ucierpiał, ale moja łódź jest doszczętnie zniszczona.
- Tak mi przykro. Pierwszy raz od początku mojej służby nie zapaliłem latarni. To wszystko przez te książki! To wszystko ich wina!
- Jakie książki? Dlaczego właśnie przez nie?
- Dziś dostałem paczkę z Nowego Jorku, a w niej polskie książki. Tak dawno nie czytałem nic w ojczystym języku, że kiedy wziąłem do ręki Pana Tadeusza, nie mogłem przerwać. Tak długo tułałem się po świecie. Pracowałem w niezliczonej liczbie zawodów, ale dopiero tu, w mojej latarni poznałem smak szczęścia. Cisza, świeże powietrze, błękitny ocean, to wszystko czyni mnie szczęśliwym. Jeżeli dodać do tego paczkę z polskimi książkami, które tak bardzo mnie wzruszyły i przypomniały o Ojczyżnie, to miejsce to jest dla mnie rajem. Posada latarnika na tym małym skrawku lądu wydawała mi się doskonałą okazją, by odpocząć po długiej wędrówce. Niestety teraz, jak i kiedyś, wszystko dobre, co mnie spotkało szybko się kończy. Gdy ludzie zobaczą wrak łodzi, wypędzą mnie z miasta. To jednak, co najcenniejsze będę miał już zawsze przy sobie - moje książki!
- Nie martw się. Na pewno sobie poradzisz. Chcę abyś wiedział, że nie żywię do ciebie urazy za to, co się stało. Wszyscy popełniamy błędy. Jesteśmy przecież tylko ludźmi. Wiem, że nie zrobiłeś tego celowo.
- Proszę, weż ten tomik. To jedyna rzecz jaką mogę ci ofiarować. Zawsze znajdziesz tu coś dla siebie, choćby ten wiersz. Taka historia nigdy mi się nie przytrafiła i mam czego żałować. Patrząc na tą dwójkę młodych ludzi można powiedzieć tylko jedno, że są szczęśliwi. Ukryci w gąszczu malinowych krzaków karmią się nawzajem owocami i pieszczotami. Każdy szczegół, każdy drobny element, zapach malin mieszający się z wonią ciał kochanków, to wszystko, na co my często nie zwracamy uwagi, zbliża i łączy młodych ludzi potęgując jednocześnie pożądanie. Oni i przyroda stają się jednością.
- To rzeczywiście piękne, lecz nie podzielam w pełni twego zdania. Nie moge też powiedzieć, że im zazdroszczę. Na świecie zbyt dużo ludzi cierpi, więc nie chciałbym skupiać się na swoim szczęściu.
- Zgadzam się z tobą, lecz jeśli chciałbyś im pomóc, niewiele zdziałasz w pojedynkę. Ja już postanowiłem, że za kilka dni wypływam do Nowego Jorku. Może tam znajdę dla siebie odpowiednie miejsce.
- Cóż, pozostaje mi tylko życzyć szczęścia. Ja będę kontynuował swoją podróż.
- Udaj się na południe, za miasto. Mieszka tam pewien mędrzec, wraz ze swymi uczniami. Może on zdoła pomóc i wskaże ci drogę.
- Tak też uczynię. Dziękuję za pomoc i do następnego spotkania.
- Żegnaj. Odwiedż mnie kiedyś w Nowym Jorku. Nazywam się Skawiński.

Już świta. Latarnik, jak codzień poszedł karmić mewy i po raz ostatni wybiera się na ryby, lecz chyba bez zamiaru złowienia czegokolwiek. Ja ruszam na południe. Idę przed siebie ściskając w ręku tomik od Skawińskiego. Samo miasto wygląda dosyć ponuro, natomiast za nim rozciągają się przepiękne, zielone polany. Bogactwo roślinności w tutejszych ogrodach jest imponujące. Z daleka widzę klęczącego przy głazie człowieka, a obok śpiących pod drzewem mężczyzn. To musi byś ten mędrzec, o którym wspominał latarnik. Odwrócił twarz w moim kierunku i uśmiechnął się.
- Witaj wędrowcze. Co cię do mnie sprowadza? Usiądź przy mnie i daj odpocząć strudzonemu ciału.
- Latarnik powiedział mi, że za miastem znajdę człowieka, który mógłby mi pomóc.
- Tak. Mam na imię Jezus, a to moi uczniowie: Piotr, Jakub i Jan. Spodziewałem się ciebie, wiec mów z jakim problemem do mnie przychodzisz.
- Ach, wybacz Panie moją śmiałość ale nie poznałem cię. Wędruję po świecie w poszukiwaniu szczęścia.
- Prawdziwe szczęście znajdziesz dopiero w domu mego Ojca, a na twe pytania odpowiedź musisz znaleźć sam. Czyniąc dobro z pewnością dojdziesz pod same bramy Nieba. Mogę jednak pokazać ci fragment tej szczęśliwej krainy, która czeka na każdego człowieka. Podaj rękę, a zaprowadzę cię tam.

Wszystko, co nas otaczało znikło w jednej chwili. Stoimy teraz na złocistej plaży, słychać szum fal. W morzu krystalicznie czysta woda a w niej uśmiechnięci ludzie, i dzieci, i starsi i wszyscy i wszyscy szczęśliwi.
- Chodż ze mną. Opowiem Ci o człowieku wyjątkowym, który na szali złożył swą duszę by ratować ukoczaną z otchłani ciemności. Teraz są tu, w Niebie.
- Kim był ten człowiek zanim umarł? Kim był na ziemi?
- Wszystkiego się zaraz dowiesz. Spójrz, to jest George Bayone. Na ziemi był lekarzem, bardzo lubianym z resztą przez dzieci, którymi się zajmował. Jego życie płynęło spokojnie, a on sam czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Bog widząc to, postanowił postawić jego rodzinę przed próbą. W wypadku samochodwym zginęło jego dziecko a on sam, w stanie krytycznym trafił do szpitala. Lekarze nie dawali żadnych nadziei. George podłączony do respiratora przeleżał w śpiączce pół roku. Jego żona, Jane, dla której życie straciło jakikolwiek sens, niemalże odeszła od zmysłów. Wszystkie nieprzespane noce, obrazy z przeszłości bezustannie pojawiające się w jej zrozpaczonym umyśle doprowadziły w końcu do tragedii. Popełniła samobójstwo. George jeszcze przez pół roku leżał w szpitalu, po czym został odłączony od respiratora. Jednak nie w tym momencie odszedł. Opóścił Ziemię dużo wcześniej. Teraz jest szczęśliwy, już, wreszcie, wraz z dziećmi. Jego anielskie serce jednak krwawi. Po ukochanej małżonce została pustka. George, dowiedziawszy się, co tak na prawdę stało się z Jane, zapragnął za wszelką cenę jej pomóc, zejść aż na samo dno piekła i wydostać z niego samobójczynię. Jego miłość była tak silna, że świadomy tego, iż nie będzie mógł z nią powrócić, zaryzykował. No i, hmmm, okazało się, że regulamin da się czsem troszkę nagiąć. Teraz, jak widzisz, są tutaj razem, szczęśliwi.
- Czymogę podejść bliżej?
- Oczywiście. Lecz nie porozmawiasz z nimi bo cię nie widzą ani nie słyszą.
Rzeczywiście, ich uśmiech i radość mówią same za siebie. Jane i George spacerują po plaży trzymając się za ręce. Dzieci bawią się z innymi. To wszystko wygląda tak pięknie, że aż nierealnie.
- Chodź, pora wracać. Wiem, że ciężko jest opuszczać takie miejsce. Pamiętaj, że czeka ono na wszystkich, którzy chcą tu trafić, więc i na ciebie.

Czy to był tylko sen? Gdzie jest Jezus? Gdzie ja jestem? Kamień, przy którym go spotkałem stoi dalej w tym samym miejscu. drzewo, pod którym spali jego uczniowie też tu jest. Ale gdzie oni wszyscy się podziali. Jeśli to był sen, to najpiękniejszy jaki kiedykolwiek miałem. Lepiej będzie jeśli wrócę do miasta. Jutro ruszę w dalszą drogę. Dzięki Jezusowi wiem, że moje życie ma sens i wiem jak chcę je przeżyć.

Idąc ulicami Aspinwall nie da się niezauważyć kontrastu między grubymi, bogatymi, i zadbanymi mieszczanami, a biedotą, wychudzonymi dziećmi ubranymi w stare podarte łachy. Ich biedne, głodne oczy błądzą szukając ofiarnego człowieka.

Coś właśnie przeleciało mi nad głową. To jaskólka! Moja jaskółka! Poleciała w stronę szopy. Może tutaj mieszka. Ale coś jest nie tak. Jaskółka krąży na niebie i przerażliwie krzyczy. Ktoś zniszczył jej gniazdo. Nie mogę jej tak zostawić, tym bardziej, że z gniazda wypadły małe. Mam czas, naprawię jej domek. Jak niewiele trzeba by zniszczyć czyjeś szczęście. By zniszczyć coś czego szukamy nieraz całe życie. Kto się zajmie pisklakami jeśli teraz je porzuci. Może będzie dobrze.

No, gotowe. Teraz muszę zniknąć żeby jaskółka wróciła. To wspaniałe uczucie gdy się komuś pomaga. To chyba to, czemu poświęcę teraz trochę więcej czasu, a może i cały mój czas. Więc chyba znalazłem to swoje upragnione szczęście...

Mały Książę zapewne dalej opiekuje się swoją różą. Mam nadzieję, że i ona zrozumiała co jest dla niej naprawdę cenne. Pan Skawiński od jakiegoś czasu mieszka i pracuje w Nowym Jorku. Jego miłość do kraju i książek zaowocowała, jak pisze w liście, współpracą z polskim Twarzystwem. Dostał posadę bibliotekarza i wygląda na to, że będzie miał się czym zajmować przez dłuższy czas.Między półkami biblioteki znalazł spokój i szczęście, którego tak mu brakowało.

Para kochanków nadal przeżywa namiętne, pełne uniesień chwile w malinowym chruśniaku. Czasem zdarza mi się sięgnąć po tomik od latarnika, a w nim zawsze znajdę coś dla siebie. Coś na otarcie łez w chwilach smutku.

A w Niebie Jezus wraz z Ojcem przechadza się po złotych plażach i zielonych ogrodach, wraz z nimi George,Jane i inni którzy cieszą się już szczęściem wiecznym. To jest cel mojej podróży. To jest cel podróży każdego, kto chce być na prawdę szczęśliwy. Teraz będę pamiętał jak ulotne jest szczęście ziemskie. Raz w nim toniemy, a innym razem odczuwamy wyrażny brak. Czasem szukamy szczęścia nie wiedząc, że jest ono na wyciągnięcie ręki. Trzeba nauczyć się patrzeć żeby coś dostrzegać. Musimy także nauzyć się dostrzegać je w tych drobiazgach. Chwila nieuwagi, słabości może sprawić, że to, co budowaliśmy przez całeżycie tracimy z dnia na dzień. Także, gdy szczęście wydaje się nam obce i mamy dużo wątpliwości, nie możemy zmarnować szansy jaką dał nam Bóg. Nie możemy zapomnieć, że On czeka na nas w Raju. W miejscu gdzie szczęścia jest pod dostatkiem. A jeśli Ty masz jakieś wątpliwości czy słabości, sam postaraj się z nimi uporać, a będzie to kolejny krok do Twojego szczęścia.

Ja tymczasem będę się powoli zbierał. zdejmętylko hamak i uciekam do domu. Zrobiło się ju ż późno i rodzice pewnie się niepokoją. Czas tak szybko płynie w tak pięknym miejscu jak to. Niestety muszę już znikać. Ale gdy tylko będę miał woln chwilę, na pewno wrócę tu i oddam się ponownie słodkim marzeniom.



All rights reserved. [email protected]

Dodaj swoją odpowiedź
Język polski

„Biblia” i „Mitologia” jako źródła inspiracji w literaturze późniejszych epok.

„Przeszłość ocala, co jej potrzebne.”
(C.K.Norwid)

„Mitologia” i „Biblia” to jedne z głównych źródeł – korzeni kultury europejskiej, które od samych narodzin aż do czasów najnowszych kształtowały kulturę pols...

Biologia

Szkodliwość alkoholu

Na początku swojej pracy chciałabym odpowiedzieć na pytanie:

Kto to jest alkoholik?

Jest to osoba, która straciła swobodę działania w trzech dziedzinach: pracy, odpoczynku, snu. W pracy alkoholik nie wywiązuje się ze swoi...

Pedagogika

Naturalizm pedagogiczny J. J. Rousseau

S P I S T R E Ś C I

Życie i twórczość Jana Jakuba Rousseau
WSTĘP
Początki i założenia nowej ideologii
Filozofia i poglądy pedagogiczne J.J.Rousseau
Wychowanie człowieka w czterech okresach jego rozwoju
- N...

Język polski

Opracowanie "Krzyżaków" Sienkiewicza.

Streszczenie Krzyżaków. Charakterystyka postaci. Elementy świata przedstawionego.


I. Streszczenie

Tom I

rozdz. 1
W Tyńcu, w gospodzie „Pod Lutym Turem” Maćko z Bogdańca, ciągnący z bratankiem, Zbyszkie...

Język polski

"Krzyżacy" - charakterystyka postaci i utworu.

I. Streszczenie

Tom I

rozdz. 1

W Tyńcu, w gospodzie „Pod Lutym Turem” Maćko z Bogdańca, ciągnący z bratankiem, Zbyszkiem, do Krakowa, opowiada swoje dzieje. Po śmierci brata zostawił majątek pod opieką krewneg...