Streszczenie "Pana Tadeusza" - Księga IV, wersy 566-855.
Wojski dowiedział się, że w okolicy zabłąkał się niedźwiedź, nabrał ochoty na polowanie. Po zbadaniu niedźwiedzich tras i kryjówek obława jest już gotowa.
Tadeusz chce przyłączyć się do trwającego polowania. Minęło już trochę czasu, odkąd wypuszczono ogary, które biegają po całym lesie, by wytropić zwierza. Tymczasem myśliwi w ciszy czekają gotowi, z bronią w dłoniach. Wojski przykląkł i przyłożył ucho do ziemi, żeby wyłapać jakieś dźwięki, na podstawie których można by się domyśleć rozwoju akcji i efektów psiej nagonki.
Nagle Wojski podrywa się z ziemi i triumfalnymi okrzykami obwieszcza, że psom udało się wytropić niedźwiedzia. Po chwili przewidywania Wojskiego potwierdzają się. Coraz wyraźniej słychać szczekanie psów zwiastujące rychłe pojawienie się zwierza, a za moment również odgłosy, które wydał z siebie atakowany niedźwiedź, potem skowyt psów, które prawdopodobnie zostały rozszarpane przez niedźwiedzia. Te odgłosy jeszcze bardziej zdopingowały strzelców, którzy niemal w bojowym szyku oczekiwali na możliwości wykazania się myśliwskimi umiejętnościami. Co bardziej zniecierpliwienie wyłamują się z szyku i znikają pośród drzew.
Z takiego przebiegu polowania nie jest zadowolony Wojski, który zdaje sobie sprawę z ryzyka samodzielnych prób pokonania niedźwiedzia. Zagrażają one nie tylko lekkomyślnym myśliwym, ale i tym, którzy zostali na posterunkach. posterunkach końcu zrobił się taki chaos, że zewsząd słychać było odgłosy strzałów samowolnie wymierzanych przez łowczych. Przez moment rozległ się też potworny ryk rozwścieczonego niedźwiedzia, a za chwilę pełne entuzjazmu okrzyki myśliwych. Tylko jeden Wojski wydał się poirytowany tą sytuacją.
Tym bardziej, że wszyscy strzelcy skupili się z jednej strony zwierza, a na posterunku z drugiej strony byli tylko: Wojski, Tadeusz i kilku myśliwych. Prognozy Wojskiego sprawdziły się – właśnie w tym kierunku ruszył niedźwiedź. Na obrzeżach lasu, po chwili pojawił się ogromny i rozjuszony zwierz. Stojąc na dwóch łapach broni się przed hordą psów, niszczy drzewa, wyłamuje je z korzeniami. W końcu rusza wprost na dwóch myśliwych – Tadeusza i Hrabiego, którzy czekali na odpowiedni moment by zabić niedźwiedzia. Padły strzały, lecz okazało się, że obydwaj strzelcy chybili. Wtedy postanowili ubić zwierza oszczepem. Sytuacja była naprawdę niebezpieczna – niedźwiedź prawie dosięgał strzelców, którzy stracili w tym momencie całą odwagę i zaczęli uciekać. Już miał niedźwiedź chwycić Hrabiego, gdy nagle z boku wyskoczył Asesor z Rejentem, a z przodu pojawili się Gerwazy i Ksiądz Robak. Padły trzy strzały, z których co najmniej jeden musiał być celny, skoro niedźwiedź się przewrócił – tuż pod nogami Hrabiego. Po chwili podjął jeszcze próbę ataku, ale zaatakowały go psy.
Wojski wyciągnął róg i zagrał. Myśliwi w ciszy słuchali pięknego koncertu zadziwieni jego talentem. Po krótkiej przerwie, w czasie której echo powtarzało wcześniejsze dźwięki rogu, Wojski znowu wznowił koncert. Znowu nastąpiła krótka przerwa, po której „muzyk” po raz kolejny zagrał na rogu. Wojski był bardzo zadowolony, ze swojego koncertu. Stał jeszcze przez chwilę natchniony, uśmiechnięty i rozpromieniony przed publicznością, którą jak artyście po występie podziękowała mu oklaskami i okrzykami.
Gdy wszyscy wyciszyli po koncertowe emocje, podeszli do zabitego niedźwiedzia, by dokładnie go obejrzeć. Leżał zakrwawiony, ale jeszcze żywy. Nie był jednak w stanie powstać, ani nawet się poruszyć.
Po uczcie myśliwskiej ruszono do domu. W drodze Wojski pozwala Sokołowi i Kusemu zapolować na zająca, aby zakończyć spór Asesora z Rejentem. Psy jednak pozwalają szarakowi uciec, a Wojski opowiada historie o Dowejce i Domejce, których kłótnię zakończył, gdy jako ich sekundant pociął skórę niedźwiedzia na paski i rozciągnął przez most na rzece.