Broń masowego rażenia
Broń masowego rażenia-
-dziedzictwo wyścigu zbrojeń staje się coraz bardziej realnym zagrożeniem ludzkości
Bronią masowego rażenia (BMR) powszechnie określa się broń chemiczną, biologiczną i nuklearną, których użycie doprowadziłoby do śmierci setek tysięcy ludzi i skażenia środowiska. Wyścig zbrojeń, który doprowadził do rozwoju różnych metod otrzymywania takowej broni, już minął, ale zagrożenie bronią jądrową wciąż jest bardzo realne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj bez problemu wykorzystać ją mogą również terroryści. Ataki za pomocą porwanych samolotów na World Trade Center i Pentagon dowiodły, że do zabicia ogromnej liczby ludzi można użyć niemal wszystkiego. Rządy wielu krajów na świecie zaczęły gorączkowo pracować na zapobieżeniem następnym atakom, a także przygotować do radzenia sobie z ich ewentualnymi następstwami. Mimo to większość z nas, gdy myśli o BMR, czyli niekonwencjonalnej, jak nazywają ją wojskowi eksperci, zapewne nadal ma przed oczami wybuch nuklearny, z charakterystyczną chmurą w kształcie grzyba.
Wiele państw gromadzi dzisiaj bomby atomowe, a kilka innych gorączkowo pracuje nad tym, by zbudować własną. Niewykluczone, że świat powinien jednak bardziej obawiać się innych, mniej znanych środków ataku. Mowa tu o zagrożeniach alternatywnych, od tak zwanych „brudnych bomb”, czyli konwencjonalnych materiałów wybuchowych otoczonych materiałem radioaktywnym, po „cyberterroryzm”, polegający na wdarciu się do systemów komputerowych i zaatakowaniu systemów finansowych, infrastruktury energetycznej, a nawet ruchu lotniczego. Jeśli jakieś państwa- lub terroryści- sięgną po broń masowego rażenia, nikt nie będzie naprawdę bezpieczny.
· DZISIEJSZE SKUTKI WYŚCIGU ZBROJEŃ
W szczytowym okresie zimnej wojny w ponad 50 radzieckich placówkach włączonych do programu broni biologicznej zatrudniano około 60 tysięcy ludzi. Naukowcy z Rosji i Kazachstanu, gdzie znajdowała się większość laboratoriów, zapewniają, że wszystkie te placówki zostały zniszczone. Stany Zjednoczone uważają, że ponad 700 byłych naukowców pracujących kiedyś nad bronią stanowi obecnie spore zagrożenie ze względu na możliwą współpracę z terrorystami.
Przez pół wieku rywalizacja supermocarstw sprawiała, że świat był podzielony, ale państwa wiedziały, na ile i co konkretnie mogą sobie pozwolić. Dzisiaj trudno przewidzieć, kto pierwszy sięgnie po broń i z jakiej przyczyny: społecznej, religijnej, etnicznej...?
Piętnaście lat po zakończeniu zimnej wojny Stany Zjednoczone i Rosja nadal kontrolują większość światowych zasobów BMR. Każde z tych państw posiada dość uzbrojenia, żeby uśmiercić wszelkie formy życia na Ziemi po kilka razy. W czasie ostatniej rundy rozmów o redukcji broni atomowej prezydenci George W. Bush i Władimir Putin uzgodnili, że do roku 2012 zmniejszą liczbę głowic bojowych zamontowanych na rakietach i w bombowcach strategicznych z około 6000 po każdej ze stron do najwyżej 2200 po każdej stronie. Niewielu ekspertów uważa, żeby któreś z tych państw zamierzało użyć tej broni w wojnie przeciw drugiemu- czego nie można powiedzieć o niektórych innych członkach „klubu atomowego”, jak chociażby o Iranie, który już prowadzi prace nad wzbogaconym uranem.
Na Bliskim Wschodzie panuje powszechna opinia, że Izrael dysponuje wszystkimi rodzajami BMR. Libia, Syria i Egipt są zaangażowane w programy rozwoju własnej broni chemicznej i biologicznej. W Azji broń nuklearną mają Indie i Pakistan, które trzymają się nawzajem na muszce z powodu spornego Kaszmiru. Stoczyły już ze sobą trzy wojny i o włos uniknęły kolejnej, w 2002 roku. Bez wątpienia następna mogłaby się przerodzić w konflikt atomowy. Wiadomo również, że Korea Północna i Chiny pracują nad wyprodukowaniem przynajmniej jednego typu BMR albo nawet już je mają. W Europie w broń jądrową wyposażone są Francja i Wielka Brytania.
· REALNE ZAGROŻENIE
Trzeba również wziąć pod uwagę wolnych strzelców, nazywanych „aktorami bezpaństwowymi”, którzy mogliby uderzyć w każdej chwili w sposób w najwyższym stopniu nieprzewidywalny. Jest kilka takich miejsc na Ziemi, gdzie mogliby się w tę broń zaopatrzyć, a najbardziej oczywistym źródłem zaopatrzenia wydaje się być Rosja, ze względu na ogromne zapasy BMR jeszcze z czasów ZSRR i zamieszanie gospodarcze, jakie nastąpiło po jego rozpadzie. Moskwy nie stać na wydawanie milionów dolarów na pilnowanie swych zasobów rozbrojonych głowic nuklearnych, a także podupadających zakładów produkcyjnych, łodzi podwodnych i reaktorów, z których radioaktywne tworzywo mogłoby posłużyć do zbudowania tysięcy bomb atomowych. Władze rosyjskie twierdzą, że od 1991 roku doszło do 23 prób kradzieży materiałów rozszczepialnych z obiektów nuklearnych oraz poradzieckich składowisk, rozrzuconych w ponad 40 miejscach w Rosji i dawnych republikach związkowych. Niektórych złodziei złapano, innym jednak udało się wywieźć z kraju niewielkie ilości materiału, które mogą wystarczyć do wyprodukowania bomby. W instytucie biologicznym w Kazachstanie ludzkie płody zdeformowane na skutek działania opadów radioaktywnych mówią znacznie więcej niż wszelkie statystyki. Tamtejsze drzwi do laboratoriów i chłodziarek zabezpiecza się kawałkami brudnego sznurka i bryłkami wosku, natomiast fiolki z zarazkami dżumy są nadal przechowywane w puszce po groszku. Jeszcze do niedawna ochrona tej placówki była symboliczna. Dopiero Stany Zjednoczone wyasygnowały fundusze, żeby pomóc w jej zabezpieczeniu. W 1994 roku rząd Stanów Zjednoczonych kupił od Kazachstanu 580 kg wysoko wzbogaconego uranu, żeby wycofać go z obiegu.
Rosja nie jest jedynym źródłem zaopatrzenia terrorystów. W USA, podobnie jak w innych państwach rozwiniętych, potencjalnymi dostawcami surowców są rozmaite zakłady chemiczne, laboratoria biologiczne, placówki naświetlania żywności, gabinety rentgenowskie, reaktory jądrowe oraz składowiska odpadów radioaktywnych. Niewielka jest skuteczność obowiązujących od dziesięcioleci traktatów międzynarodowych, które mają objąć BMR pewną, przynajmniej ograniczoną, kontrolą. Przypominając o ich zawodności, administracja prezydenta Busha wycofała Stany Zjednoczone z międzynarodowych porozumień nuklearnych i poddała krytyce traktaty biologiczne i chemiczne, co wywołało osłupienie sojuszników USA. Przed Rosją stoi zadanie zniszczenia 40 tysięcy ton poradzieckich środków chemicznych, wynikające z zapisów Konwencji o Zakazie Broni Chemicznej. Zarówno Rosja, jak i USA są całe lata opóźnione w realizacji harmonogramu, którego zakończenie przewidywano na rok 2007. Najgorszy koszmar nie ma jednak nic wspólnego z bronią chemiczną, dotyczy on natomiast broni biologicznej- mikroskopijnych morderców, którzy są uosobieniem terroru. Aby zostać potęgą atomową, trzeba liczyć się z niemałymi wydatkami. Niezbędne składniki i wiedzę zdobyć niełatwo, niektóre obiekty do badań i produkcji muszą być ogromne, a co za tym idzie- łatwe do rozpoznania. Chemikalia trudno opanować i często trują tych, którzy je stosują. Natomiast broń biologiczną można wytwarzać stosunkowo tanio, w niewielkim budynku czy choćby w ciężarówce, i da się ją bez trudu transportować. Z tych i innych powodów wojna biologiczna jest szczególnie pociągająca dla mniej rozwiniętych krajów, a przede wszystkim dla terrorystów. W dniu użycia takiej broni- utrzymują fachowcy- ofiary śmiertelne liczone będą w dziesiątkach, a nawet setkach tysięcy. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzić będzie ospa lub jakaś postać dżumy. Istnieją niejasne dowody na to, że zarazki ospy mogły już zostać wywiezione z Rosji na Bliski Wschód, być może do Iranu lub Iraku, a może nawet do Korei Północnej. Gdyby ospa została uwolniona przez któryś z tych lub jakikolwiek inny kraj, stanęlibyśmy wobec światowej katastrofy.
Na ironię zakrawa fakt, że znaczna część wyników prowadzonych obecnie badań biologicznych, mających poprawiać i wydłużać ludzkie życie, może posłużyć do zakończenia go w straszliwy sposób. Manipulując materiałem genetycznym, naukowcy potrafią wytwarzać szczepionki i walczyć z groźnymi dla życia chorobami, takimi jak rak. Geny można jednak też zmieniać tak, by powstawała nowa odmiana wąglika, przed którą nikt się nie obroni. Oferowane do sprzedaży czynniki biologiczne niemal zawsze trafiają do rąk prawdziwych naukowców, którzy prowadzą badania biomedyczne. Ale jeden uczony łotr mógłby przekształcić ten materiał w broń biologiczną.
W Stepnogorsku w Kazachstanie około 20 lat temu armia radziecka błyskawicznie zbudowała fabrykę broni biologicznej. Złamano konwencję, którą Związek Radziecki podpisał w 1972 roku, przyłączając się do Stanów Zjednoczonych i ponad stu innych państw. W epoce sowieckiej Stepnogorsk był „tajnym miastem”, jednym z około 30 miejsc, które nie figurowały na mapach. Zakład produkował wąglika dla wojska. Od roku 1996 USA wydały 2,5 miliona dolarów na rozebranie większości rozległego zakładu. Główny obiekt miał wysokość 30 metrów i był długi jak dwa boiska piłkarskie. Wszystkie zbiorniki fermentacyjne zakładu- było ich 10 o pojemności po 19 tysięcy litrów- zostały odkażone i zniszczone. Pozostały po nich ziejące dziury w betonie. Spośród 680 naukowców i techników pracujących w zakładzie 500 powróciło wraz z wycofującą się Armią Czerwoną do Rosji, 112 pozostało w Stepnogorsku, by zlikwidować zakład za pieniądze ze Stanów Zjednoczonych, 16 zatrudniono przy monitorowaniu skażeń ruin, również za amerykańskie pieniądze, a 52 pracowało dla pobliskie, nowo otwartej medycznej firmy produkcyjnej. Jedynie kilku byłych pracowników wyjechało do pracy za granicą. Najważniejszym jest niegdysiejszy dyrektor Stepnogorska, Kazach o nazwisku Kanatjan Alibekow, lekarz i fizyk pracujący dla armii radzieckiej. Uciekł do USA w 1992 roku i przekazał rządowi mrożące krew w żyłach historie na temat sowieckiego programu broni biologicznej. Jego koronnym osiągnięciem było udoskonalenie w 1987 roku Wąglika 836, najpotężniejszej wśród sowieckich bojowych odmian wąglika, cztery razy bardziej śmiercionośnej od poprzedniczki. Dziś, po zamerykanizowaniu swojego nazwiska na Ken Alibek, mieszka w Wirginii i jest głównym naukowcem firmy specjalizującej się w bioobronie oraz profesorem mikrobiologii na miejscowym uniwersytecie.
· LUDZKIE ŻNIWO
Dave Timothy wychował się na farmie w Utah, po zawietrznej stronie poligonu w Newadzie. „Pewnego dnia pracowałem przy sianokosach, a w powietrzu unosiła się niebieskawa mgiełka. Pot na moich rękach parzył jak pokrzywy, więc musiałem wziąć szmatę i wciąż go wycierać, bo mnie piekł. Nim ukończyłem 18 lat, miałem raka tarczycy”. Jego szyję pokrywają blizny po kilku operacjach. Ma szczęście, że przeżył ostatnie 35 lat. Promieniotwórcze opady po próbach były, lub będą, przyczyną 17 tysięcy zgonów z powodu raka w USA.
Przez 41 lat Adrian Hawkins pracował na poligonie doświadczalnym Dugway w stanie Utah, gdzie armia USA poddawała próbom broń chemiczną i biologiczną. Raz „otarł się” o czynnik paraliżujący, otrzymał zestaw eksperymentalnych zastrzyków i teraz cierpi na stwardnienie rozsiane.
Ludmiła Szachworostowa wspomina próby nuklearne, które jako młoda kobieta oglądała w Dolonie w Kazachstanie. Związek Radziecki przeprowadził setki wybuchów w miejscu oddalonym o 100 km pod wiatr, ale mapa z układami opadów promieniotwórczych była objęta tajemnicą. Dziś nowotwory i wady wrodzone u ludzi w tym rejonie są powszechne. Dwaj synowie Ludmiły, urodzeni w latach 50., są opóźnieni w rozwoju.
Yoshio Shinozuka miał ledwie 16 lat, gdy wysłano go do osławionej japońskiej Jednostki 731 w czasie II wojny światowej. Shinozuka pomagał lekarzom badać skutki zakażenia wąglikiem i dżumą więźniów w okupowanych Chinach. Częstokroć przeprowadzano sekcje wciąż jeszcze żywych ofiar bez znieczulenia. Za pomocą broni biologicznej Japończycy zabili tu około 10 tysięcy ludzi i kolejne 250 tysięcy w innych częściach Chin. Po wojnie rząd USA udzielił naukowcom z Jednostki 731 amnestii w zamian za zebrane przez nich dane.
W 1979 roku Olga Wiatkina pochowała swoje jedyne dziecko, syna Aleksandra, który był jedną z 68 znanych ofiar najgorszej ze światowych epidemii zakażenia płuc wąglikiem. Miał zapaść na ulicy, kilka przecznic od Bloku 19 w Swierdłowsku, gdzie armia ZSRR potajemnie produkowała bakterię i przypadkiem wypuszczono tam w powietrze zarodniki wąglika. Radzieckie władze twierdziły, że to „zepsute mięso” zabiło jej syna i co najmniej 67 innych osób w Swierdłowsku. Ale ludzie wiedzieli swoje- podczas leczenia ofiar zatrucia pokarmowego nie zakłada się przecież kombinezonów ochronnych. „Na akcie zgonu napisali >posocznica<. Potem usłyszeliśmy plotki, że to wąglik. Strasznie baliśmy się z mężem. Noc przed swoją śmiercią nasz syn spędził w domu. Do dziś nikt nam nie powiedział, że to wąglik go zabił. Dali nam 40 rubli, za które kupiłam sukienkę na pogrzeb”.
W Iranie mieszka Sasan Safavian. W ciągu ostatnich miesięcy schudł o 18 kg. Safavian zaczął umierać w 1983 roku, kiedy jako 16-latek, jeżdżący ochotniczo w karetce, trafił do obszaru zaatakowanego irackimi gazami bojowymi. „Wszędzie leżały martwe żaby i ptaki... Krwawiło mi gardło, a na ciele pojawiły się wypełnione krwią pęcherze... Nie mieliśmy masek gazowych i nie byliśmy przeszkoleni. Nie wierzyliśmy, że jeden kraj muzułmański może użyć broni chemicznej przeciw drugiemu”.
Ronda Wilson kiedyś była asem, jedyną kobietą pilotem helikoptera w swojej eskadrze. Dzisiaj najbardziej komfortowo czuje się w pozycji płodowej. W 1998 roku Pentagon, obawiając się rosnącego zagrożenia wojną biologiczną, zaczął szczepić cały wojskowy personel przeciw wąglikowi. „Ogólnie rzecz biorąc, kazano nam się zamknąć i wystawić ramię”. Po pierwszym zastrzyku przestała miesiączkować, do trzeciego z serii liczącej sześć zastrzyków utraciła jedną trzecią masy ciała na skutek porażenia żołądka. Kiedy liczba ofiar szczepionki- łącznie z sześcioma śmiertelnymi- wzrastała, żołnierze zaczęli odmawiać jej przyjmowania; do tej pory 400 zrezygnowało ze służby lub trafiło przed sąd wojskowy. Ponieważ jednak nieleczone zakażenie płuc wąglikiem ciągle jest śmiertelne, szczepionka może być ryzykiem wartym podjęcia.
Problemy tych ofiar dotyczą dziesiątek tysięcy innych: hibakusha, czyli ofiar bomb atomowych w Japonii; ofiar czynnika pomarańczowego, herbicydu z wojny wietnamskiej; kurdyjskich ofiar trującego gazu z Halabjah w Iraku, pracowników poligonów doświadczalnych i mieszkańców cichych dzielnic po zawietrznej stronie poligonów, na których przeprowadzano wybuchy broni nuklearnej. Trudno pogodzić się z tym, że tak wielu ludzi do dzisiaj cierpi na skutek różnych prób BMR. W sensie dosłownym, ilekroć zostaje użyta broń masowego rażenia, skutki odczuwa cała ludzkość.
· BRONI CHEMICZNEJ UŻYTO NA TERENIE POLSKI
Kiedy słyszymy hasło „broń chemiczna”, zazwyczaj przypomina się nam zdjęcie maszerujących gęsiego, niczym ślepcy z obrazu Breugla ociemniałych żołnierzy po ataku chemicznym pod Ypres. Powszechnie uważa się, że właśnie tam po raz pierwszy zastosowano gaz do celów wojskowych. Nie jest to jednak prawdą. Być może, gdyby trzy miesiące wcześniej, 31.01.1915 roku temperatura w okolicach Bolimowa pod Skierniewicami nie spadła poniżej minus 20˚C, jedna z najstraszniejszych broni, które wymyślił człowiek, kojarzona byłaby z tym właśnie miejscem. O świecie ostatniego dnia stycznia drugiego roku I wojny światowej z pozycji niemieckich wystrzelono w kierunku rosyjskich okopów 18 tysięcy pocisków z substancją T, będącą mieszaniną bromowanych węglowodorów aromatycznych. Niska temperatura uniemożliwiła odpowiednie stężenie par tej substancji i bombardowanie poszło na marne. Rosjanie nawet nie zauważyli, że zostali zaatakowani gazem. Odcinek frontu w okolicach Bolimowa był jeszcze dwukrotnie poligonem niemieckich eksperymentów z bronią chemiczną. Ataki przeprowadzono 31 maja i 12 czerwca, tym razem- podobnie jak pod Ypres- chlorem wypuszczanym ze stalowych butli. Atak majowy dosięgnął około 9 tysięcy rosyjskich żołnierzy, z czego ponad tysiąc zmarło. Drugi, czerwcowy nadzorował sam profesor Fritz Haber, późniejszy laureat Nagrody Nobla z chemii, głośny orędownik chemicznej wojny, wynalazła złej sławy cyklonu „B”. W sumie na froncie wschodnim Niemcy przeprowadzili około 10 ataków chemicznych.
Broń chemiczną na obecnych ziemiach polskich masowo produkowano w czasie II wojny światowej. W 1940 roku Niemcy wybudowali w Dyhernfurth (Brzeg Dolny) nad Odrą zakłady chemiczne, gdzie wytwarzano m.in. tabun i cyklon „B”. Do budowy fabryki i późniejszej produkcji wykorzystano więźniów, którzy byli też pierwszymi ofiarami eksperymentów z produkowaną tam bronią. Miesięcznie fabrykę opuszczało ponad 1000 ton tabunu. Cyklon „B” i tlenek węgla były wykorzystywane przez hitlerowców do eksterminacji ludności w obozach koncentracyjnych. Przy ich użyciu zagazowano miliony więźniów w Oświęcimiu- Brzezince.
Zarówno Niemcy, jak i alianci byli przygotowani do użycia broni chemicznej podczas II wojny światowej, jednak obawa przed kontratakiem sprawiła, że broń ta nie była wykorzystana na polu walki. Po wojnie zgromadzony arsenał broni chemicznej stanowił jednak trudny do rozwiązania problem. Jednym z pomysłów na zniszczenie większej części zapasów było zatopienie ich, co też uczyniono- m.in. w Bałtyku. Niektóre źródła podają, że przypadki zatapiania amunicji chemicznej miały miejsce jeszcze w latach 80. Broń zatapiano razem ze starymi uszkodzonymi bądź zniszczonymi statkami, a czasami po prostu wyrzucano luzem. W Polskiej Strefie Ekonomicznej udało się zlokalizować pięć akwenów o łącznej powierzchni wynoszącej około 450 km², gdzie zachodzi ryzyko porażenia ludzi i skażenia kutrów rybackich, w wyniku działania zgromadzonej tam broni chemicznej. Ogólna masa zatopionych w tych miejscach środków chemicznych szacowana jest na około 15 tysięcy ton, a amunicji chemicznej na blisko 87 tysięcy ton, do końca lat 70. Bałtyk wyrzucał na plaże pociski i bomby lotnicze.
W 1955 roku na plaży w Darłówku 120 dzieci i 6 dorosłych skaziło się iperytem, który wydostał się z amunicji chemicznej. Od końca wojny w tego typu przypadkach zostało poszkodowanych ponad 160 osób. W 1997 roku jeden z kutrów rybackich wyłowił bryłkę lepkiego, wyglądem przypominającego glinę iperytu, którym poparzyło się 4 rybaków. Od tamtej pory nie zanotowano doniesień o wyławianiu broni chemicznej z Bałtyku, jednak specjaliści podejrzewają, że takie przypadki nie są zgłaszane ze względu na koszty związane z odkażaniem. Trudno jednoznacznie stwierdzić czy podwodny skład broni chemicznej stanowi obecnie szczególne zagrożenie. Ekolodzy są przerażeni wizją bałtyckiego Czarnobyla, ale specjaliści od broni chemicznej uspokajają. Ich zdaniem, ze względu na to, że większość substancji używanych do produkcji broni chemicznej bardzo źle rozpuszcza się w wodzi morskiej, środki te, co prawda, nadal są bardzo niebezpieczne, ale ich przenikanie do wód Bałtyku będzie trwało wiele dziesiątków lat. W międzyczasie wiele z nich ulegnie rozpadowi na mniej toksyczne substancje i neutralizacji. Niestety, nikt nie jest w stanie do końca przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja. Gdy znajdziemy więc na plaży bryłę dziwnej gliny, miejmy się na baczności.
Zagrożenie BMR nadal będzie żywe, póki poszczególne państwa będą się zbroić i prowadzić badania nad użyciem tej broni. Dodatkowe niebezpieczeństwo stanowi terroryzm, który potęguje obawę przed atakiem, mogącym stać się zagładą dla ludzkości. W interesie wspólnym- w interesie szeroko pojętego dobra wszystkich ludzi, którzy żyją na Ziemi- należy zminimalizować zagrożenie, jakże tragicznego w skutkach, użycia jakiejkolwiek niekonwencjonalnej broni. Póki co, decyzje o losie i bezpieczeństwie świata podejmowane są na najwyższych szczeblach państwowych tych supermocarstw, które same stanowią największe zagrożenie.